10. Nowi sąsiedzi.doc

(40 KB) Pobierz

Dalej  jechaliśmy. Wywnioskowałam  , że Edward zatrzyma  się dopiero na Mount Everest.   Owszem, zrobiłyby tal gdyby pojechał w drugą stronę.  Mojemu wampirowi wyraźnie dopisywał humor.  Cały czas mówił coś i uśmiechał się łobuzersko.  To właśnie ten uśmiech lubiłam najbardziej.  Rozejrzałam się.  Nikt tu nie mieszkał.  Czyżbyśmy mieli osiedlić się na odludziu?  Najwyraźniej.  Pasmo górskie ciągnęło się w nieskończoność. Kilkanaście  metrów dalej dostrzegłam bladożółty dom.  Wyglądał na zapomniany ale prezentował się jak nowy.  I przed tym budynkiem zatrzyma się Edward.  Wyszedł z samochodu a po chwili otwierał przede mną drzwi.  Uważnie przyjrzałam się okolicy. Jak na tę porę roku było tu ciepło.  W zasięgu kilometra znajdował się las a koło niego…Nie to nie możliwe. Wytężyłam wzrok. Obok lasku ewidentnie stał dom.

Edward objął mnie i zaprowadził przed nasz dom. Był śliczny.  Ciemne ramki wokół okien kontrastowały z kolorem ścian. Krwistoczerwony dach nadawał całej konstrukcji tki tajemniczy wygląd. Czereśniowe drewno idealnie pasował do ciemnych ramek.  Od lewej strony można było zobaczyć balkon.  Z przodu domu wystawał wielki garaż. Ktoś wybudował go z myślą parkowania w nim jeepów, pomyłam. Edward wyciągnął coś na kształt pilota i nacisnął guzik. Po chwili garażowe drzwi stały otworem.  Wziął mnie za rękę w lekko wepchnął mnie do środka.  Zamurował mnie. W pomieszczeniu stało nowiutkie ,czarne audi. Tak mi  się przynajmniej wydawało.  Na tapicerce miało biały pasek . Przy tylnych światłach, gdzieniegdzie przebłyskiwały różne odcienie czerni.  Przez okno można było zobaczyć cztery fotele obite biało-czarnymi pokrowcami ze skóry. 

-I jak? Podoba ci się?- zapytał cicho Edward

-To…to dal mnie?- wyjąkałam

-Jak najbardziej- uśmiechnął się

Chyba się przesłyszałam.  To auto było moje? Nie, nie to nie możliwe. Ugryzłam się w wargę. Po chwili otworzyłam oczy. Nic się nie zmieniło.  Wybuchłam

- PROSIŁAM CIĘ, ŻEBYŚ NIE KUPOWAŁ MI ŻADNYCH PREZENTÓW!!!- wrzasnęłam

-Bello, uspokój się. Ja ci nic nie kupowałem. To jest prezent od… –  mój ukochany  był wyraźnie rozbawiony całą tą sytuacją.

-NIE OBCHODZI MNIE OD KOGO! OBIECAŁEŚ  NIE WYDAWAĆ NA MNIE ŻADNYCH PIENIĘDZY!

-…Od Carlisle’a i Esme.- dokończył

- A nie mogłeś powiedzieć tego wcześniej  tym samym nie narażając moich nerwów?- zapytałam już nieco łagodniej

- Chciałem zobaczyć…

-Ciii…dokończymy to później- przerwałam mu po raz kolejny.

W tym momencie drzwi stojącego nieopodal domku otworzyły się. Wyszły niego dwie postacie- kobieta i mężczyzna.  Na pierwszy rzut oka praktycznie niczym się nie różnili. No może z wyjątkiem tego, że obydwoje byli chorobliwe bladzi.  Dziwne, pomyślałam, w tych stronach nie ma aż tak bladych ludzi.  Jako  iż mój wzrok był wyjątkowo wyostrzony przyjrzałam się nieznajomym.  Kobieta miała długie ,sięgające do pasa włosy. Oczy- podkrążone i czarne z prześwitującymi, czerwonymi plamkami.   Jej twarzy byłą bardzo podoba do marmuru- biała, piękna i tajemnicza.  Bardzo zauważalnym szczegółem było to, że dziewczyna wyszła w T-shirtcie a było tylko 5 stopni. Czyżby tutejsi  mieszkańcy nie przejmowali się temperaturą?

Mężczyzna posiadał podobne oczy. Skórę miał również bladą a jego ciemne włosy delikatnie iskrzyły się w promieniach nieśmiało wychodzącego słońca.  Ubrany był stosowniej do tej pory roku- jeansowa kurtka, koszula oraz ciemne jeansy.  Moją uwagę przyciągnęła skóra przybyszów. Otóż zaczęła się iskrzyć  gdy tylko promienie słońca ją musnęły.  Maleńkie brylanciki  błyszczały  tak cudnie, że właściciel   takiej skóry z pewnością przyciągnąłby niejedną ofiarę.  A co dziwniejsze, iskrzyła się w  taki sam sposób co skóra moja i Edwarda.  Jedno słowo przemknęło mi przez myśl- wampiry. Nasi sąsiedzi SA wampirami.  Zwykły człowiek nie wychodziłby z krótkim rękawem na taka pogodę.  Żadne śmiertelnik nie posiada tak pięknej twarzy i takich oczu.  Poza tym, każdy wampir wydziela taką słodkawą woń. To właśnie ten zapach wyczułam od nieznajomych.  Przybysze byli coraz bliżej.  Widać było, że  podchodzą do nas z rezerwą.  Niecodziennie spotyka się parę krwiopijców a już w szczególności wegetarianów.  Zauważyłam jak dziewczyna wciąga powietrze. Odetchnęła z ulgą.  Spojrzałam pytająco na Edwarda z myślą , że coś zrobi.  Uśmiechnął się kpiarsko.  Nieznajomi stanęli przed nami.

-Więc jednak nie jesteśmy tu sami- szepnął mężczyzna.- Jestem Peter a to Charlotte.- wskazał na dziewczynę.

Słyszałam już te imiona. To Jasper wspominał o nich gdy opowiadał mi swoją historię.  Ciekawe czy nasz chochlik przewidział, że spotkamy przyjaciół Jaspera?

- Edward Cullen. A to moja żona – Bella.- Mój wampir był dziś bardzo spięty.  Możliwe, że nigdy nie był w roli przedstawiciela diety wegetariańskiej.  W tym momencie telefon zawibrował mi w kieszeni. Zerknęłam na wyświetlacz- Alice to chyba przewidziała.

-Hej Jasper- rzuciłam do słuchawki- Blondyn zaczął tłumaczyć dlaczego dzwoni.  Przy okazji dowiedziałam się, że mają niedługo przyjechać.  Pytał czy zahaczyliśmy o dom Tayni- już na samo wspomnienie o tym coś mnie ściska. Zapewne Alice zobaczyła to wcześniej. Ale dlaczego nam nie powiedziała?

Po kilku minutach „czarna owca” rodziny (oprócz mnie)  umilkła, tym samym rozłączając się.  Dowiedziałam się jeszcze, że wraz z Alice i Jasperem ma przyjechać Emmett z Rose.

-Jasper?- zapytał zdziwiony Peter- Wy się znacie?

-Tak. Mówił, że przyjedzie.- odparłam

Chłopcy rozmawiali a ja zatopiłam się w wirze myśli. Gdy nieznajomi okazali się wampirami, poczułam ulgę. Jeśli byliby to ludzie to nie wiem co by się stało. Nie wiem czy potrafiłaby zostać w jednym miejscu z człowiekiem pragnienie krwi było tak jak potrzeba napicia się wody.  Coraz częściej myślałam o świętach tu a nie u Charliego. Nie chciałam go narażać. Wycofałam się z rozmowy. Odwróciłam się i weszłam do domu.  Pierwszą rzeczą którą zrobiłam  było  zapalenie światła.  Gdy to już zrobiłam, udałam się do najbliższego pomieszczenia czyli kuchni. Oniemiałam. Ta kuchnia o wiele bardziej różniła się od kuchni w Forks. Z sufitu zwisała  lampa w kształcie jakiegoś kwiatu.  Obszerny stół zajmował niemal całą powierzchnię.  Szafki, zmywarka i tego typu rzeczy zostały rozplanowane z gustem.  Nie było tu jasnożółtych mebli oraz różnych krzeseł tak jak w Forks.  Mimo to, kuchnia wydawała mi się bardzo przytulnym miejscem.  Z zewnątrz było słychać strzępki rozmowy między Peterem a Edwardem.  Jeszcze bardziej wytężyłam słuch. Próbowałam się doszukać głosu Charlotte..niestety nie znalazłam go.  Zdziwiło mnie to, że dziewczyna nie włączyła się do rozmowy. Już wcześniej wywnioskowałam, że ona i Peter są nie rozłączni. Z zamyślenia  wyrwała mnie czyjaś dłoń spoczywająca na moim ramieniu.  Nie, to nie była ręką Edwarda. Dłoń mojego wampira jest bardziej gładka a ta była dosyć  szorstka.  Odwróciłam się i zobaczyłam twarz Charlotte.

-Przepraszam, że weszłam bez…- zaczęła

-Nie musisz się tłumaczyć. Siadaj- dodałam z uśmiechem

Usiadła.

-Widzisz, Bello…chciałam cię o cos zapytać. – zacisnęła usta- Jak to jest, raczej było być człowiekiem?

Jej pytanie nieco zbiło mnie z tropu.

-Żadne ze znanych mi wampirów nigdy nie pytał mnie o moje poprzednie życie.  Czy ja coś w ogóle niego pamiętałam? Coś jednak zostało- wspomnienia.  Pamiętam promyki słońca spadające na twarz. Było jeszcze  uczucie ciepła, chłodu, wiatru… To wszystko błąkało się po mojej głowie. Te chwile gdy to czułam….wszystko zaczęło osuwać się w cień, nie pamięć.  Najbardziej realnym odczuciem był ból który towarzyszył mi przy przemianie. Stres, spokój – tłumaczyłam jej. Wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Nie zauważyłam nawet chłopców którzy weszli do kuchni. Gdy skończyłam, Edward patrzył na mnie i rozważał moje słowa. W pomieszczeniu zaległa głucha cisza. Kilka minut potem , Peter oświadczył, że muszą juz iść- mieli na ten dzień zaplanowane polowanie. Oczywiście polowali na ludzi.  Odprowadziliśmy ich do drzwi. Później zniknęli w gąszczu lasu.  Edward chwycił mnie w objęcia i pozwolił bym oparła głowę na jego ramieniu. Było mi tak dobrze. Nie potrzebowałam już ochrony- sama świetnie sobie radziłam.  Mój ukochany zaczął nucić nieznaną mi piosenkę.

- Zamknij oczy i uwierz
To jest to gdzie chcesz być
zapomnij o wszystkich wspomnieniach
spróbuj zapomnieć o miłości bo miłość zapomniała o mnie
więc hej, hej kochanie, nigdy nie jest za późno pięknie wkrótce nie będziesz pamiętał nic
A ja będę na dystansie, gwiazdy przypominają
twoje serce zużyte przeze mnie…

Gdy skończył, popatrzył na mnie wyczekująco.

-A nasza rozmowa?- przypomniał mi

-Kichać rozmowę.

Stanęliśmy na progu domu. Między drzewami z nienacka pojawiły się żółte ślepia.  Mój wampir warknął.  Nie pomogło. Ślepia dalej patrzyły na nas. W końcu wycofały się w las.  Gdy tylko zniknęły nam z pola widzenia, usłyszeliśmy wilcze wycie. Jacob, przemknęło mi przez myśl. Co on tu robi?  Obiecałam sobie, że nie będę się już o niego martwić.  Oboje weszliśmy do domu.  Za naszymi plecami, słońce zaczęło zachodzić.  Edward przysiągł zemstę na Jacobie. Za mnie. Za nas.

 

                                                * * *

To wszystko nie układało się w logiczną całość.  Bella z Edwardem a ja….to słowo nie chciało mi przejść przez gardło.  Wcześniej liczył się cały świat a teraz i na zawsze liczyła się Bella.  Ja jako trzeci z watahy…wpoiłem się. Najpierw Sam, potem Quli a teraz ja.  Zrobię wszystko, żeby pani Cullen była moja. Nawet jeśli mój plan wymagał zabicia Edwarda. Teraz nie ma dla mnie żadnych przeszkód. Zacząłem nucić.

 

Nigdy nikt cię nie wykorzysta jak ja wykorzystałem Cię, wykorzystałem cię
Moja mała przynęto
Nie wyglądaj na smutnego, powinieneś zrozumieć właśnie przez
Wykorzystam cię moja mała przynęto

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin