KM Rozdział 82 Rozpoznajac zmiany.doc

(100 KB) Pobierz
Rozdział 82

Rozdział 82. Rozpoznając zmiany

Kiedy Albus Dumbledore aportował się na zapleczu Świńskiego Łba, aby stamtąd kominkiem udać się do swojego gabinetu, czuł umiarkowaną satysfakcję. Znalazł Valeriana Ventusa i przekonał go, że Lord Aventine jeszcze dzisiaj musi spotkać się z Harrym Potterem. Tak, to było łatwe. Za łatwe, jeśli dobrze się nad tym zastanowić. Wyglądało wręcz, jakby Ventus na niego czekał. I prawdopodobnie tak właśnie było, uświadomił sobie nagle czarodziej.
Na wspomnienie wydarzeń w ministerstwie Dumbledore zmarszczył brwi. Gdy Harry ofiarował wampirzemu Lordowi miejsce w Wizengamocie, starzec był poruszony. Dostrzegał w tym zdarzeniu coś, czego zapewne większość nie widziała: oto król czarodziejskiego świata zawarł niezrozumiały dla innych sojusz z królem świata cieni, wierząc, że łączy ich coś, co zagwarantuje temu porozumieniu trwałość i skuteczność. Co to było? Albus słyszał oczywiście, jak zresztą wszyscy obecni na sali, żądanie Aventine’a w sprawie dokumentów napisanych wężomową. Miał jednak przeczucie, że to nie wszystko. Wydawało mu się, że kryje się za tym coś jeszcze, coś związanego ze ścieżkami przeznaczenia, które dostrzegał Harry. Czy młodzieniec widział przeznaczenie wampirów? Czy Lord Aventine o tym wiedział? A jeśli tak, co tak naprawdę Harry widział i jak to się splatało z losem czarodziejów? I dlaczego było to aż tak pilne, że trzeba było jeszcze dzisiaj sprowadzić wampira?
W gabinecie czekał na niego Zgredek.
— Panie dyrektorze, sir! — pisnął skrzat. — Harry Potter się obudził!
Doskonale, pomyślał Albus. Czas zadać kilka pytań i dostać kilka odpowiedzi. Odwrócił się, ponownie wstępując w płomienie.

***

Harry siedział przed kominkiem, pogrążony w lekturze jednej z ksiąg Salazara Slytherina i od czasu do czasu cicho posykiwał. Syczące dźwięki rozpraszały Severusa, który próbował zaplanować swoją pracę nad „Projektem Mroczny Znak”. Formalna nazwa nieco go śmieszyła, jednak Harry uparł się, że Hermiona chętniej zaangażuje się w coś, co będzie miało sformalizowany status. Snape był wprawdzie przekonany, że panna Granger zaangażowałaby się w absolutnie każde działanie wymagające studiów w Dziale Ksiąg Zakazanych, ale wzruszył jedynie ramionami i zaakceptował określenie. Może to i lepiej, pomyślał kpiąco, będzie przynajmniej dobrze wyglądało w opracowaniach historycznych.
Podnieśli głowy, gdy Fiuu zaszumiała i z kominka wydostał się Albus Dumbledore.
— Harry, Severusie — powitał ich starzec z szerokim uśmiechem na twarzy. — Wyglądacie doskonale! — Przyjrzał im się badawczo. — Obaj…
Ostatnie słowo dyrektor wypowiedział z pewnym wahaniem. Wyglądało na to, że niezupełnie tego się spodziewał. Młodsi czarodzieje spojrzeli po sobie, jakby uzgadniali, kto podejmie się wyjaśnień. Wreszcie to Snape kiwnął głową.
— Tak — powiedział. — Nas też to odrobinę zaskoczyło.
— Na pewno jest jakieś wyjaśnienie — stwierdził Dumbledore marszcząc lekko brwi i przyglądając się Snape’owi z namysłem. — Czy czujesz jakieś sensacje ze strony Mrocznego Znaku?
— Żadnych — odpowiedział Severus i najwyraźniej zamierzał kontynuować, ale wtedy Potter pospiesznie wszedł mu w słowo.
— Panie dyrektorze, przy okazji… — Albus odwrócił wzrok w jego stronę. — Zamierzam rozpocząć prace nad Mrocznym Znakiem. Specjalny projekt badawczy, supertajny i superpilny. — Dumbledore wpatrywał się w Gryfona z uwagą. — Chciałbym do tego wykorzystać uczniów i nauczycieli, ale też specjalistów od zaklęć spoza Wielkiej Brytanii. Jeśli Severus zechce, to również innych specjalistów od eliksirów.
Snape patrzył na swojego męża w milczeniu. Najwyraźniej Harry nie żartował, gdy mówił o priorytetach. Bez wątpienia nic nie ucieszyłoby Severusa bardziej niż pozbycie się połączenia z Czarnym Panem, jednak determinacja chłopaka nieco go zaskoczyła. Jak ważne to było akurat teraz?
Widocznie myśli Dumbledore’a biegły tym samym torem, bo zapytał:
— Harry, czy powinienem o czymś wiedzieć? Miałeś wizję?
— Niezupełnie — odpowiedział Potter z namysłem, pocierając bliznę i wpatrując się w ogień. — Miałem sen, ale nie nazwałbym go wizją. W każdym razie niezupełnie. To było bardziej jak zdjęcie, odwzorowanie rzeczywistości z tamtego momentu, gdy na nią patrzyłem. — Spojrzał na dyrektora. — Wydaje mi się… sądzę, że sen był o miejscu, gdzie przebywa Voldemort.
Snape patrzył na męża ze zdumieniem. Miał ochotę potrząsnąć nim i wrzasnąć: Czemu nic mi nie powiedziałeś?!, zamiast tego jednak siedział jedynie w fotelu i nie wierzył własnym uszom.
— Co to było za miejsce? — zapytał Albus.
— Ciemna komnata, a w niej symbol wyrysowany na podłodze. Cztery węże połączone ogonami. Przy głowie każdego węża jeden przedmiot. Rozpoznałem trzy: jabłko, pierścień i sztylet. Czwartego nie mogłem dostrzec.
— A Voldemort? Był tam?
— Nie widziałem go, bardziej wyczuwałem coś… jakąś bestię, która wtedy była całkowicie pozbawiona mocy. — Harry spojrzał Severusowi w oczy. — Ale to tylko kwestia czasu, zanim ją odzyska.
— Wiesz, gdzie to jest?
— Nie mam pojęcia. To będzie kolejny temat do studiów badawczych. — Chłopak podał Dumbledore’owi kartkę z jakimś rysunkiem. Najwyraźniej przygotował ją wcześniej, gdy Snape myślał, że robi notatki do ksiąg Slytherina. — Chciałbym wiedzieć, co oznacza ten znak.
Dyrektor spojrzał na kartkę z uwagą. Z jego miny wyraźnie dało się odczytać, że nie rozpoznaje tego, co na niej widzi.
— Mogę? — zapytał Mistrz Eliksirów, wyciągając rękę po pergamin.
Rysunek wyglądał dokładnie tak, jak opisał go Harry, z tą różnicą, że węże znajdowały się wewnątrz kwadratu i wyginały się w taki sposób, jakby podążały jeden za drugim w kółko. Oczywiście, to znowu muszą być węże. Obrazek z niczym mu się nie kojarzył. Zwrócił go Dumbledore’owi.
— Czyli to możliwe, że Voldemort w najbliższym czasie znowu zechce wykorzystać moc śmierciożerców? — zapytał starzec.
— Być może — odpowiedział Harry, a w jego głosie słychać było niepewność. — Tak czy inaczej uważam, że lepiej zakończyć na dobre działanie Mrocznych Znaków.
— Dobrze — zdecydował dyrektor. — Jeszcze dzisiaj wydam odpowiednie zalecenia opiekunom domów, szczególnie Minerwie i Filiusowi. Z panną Granger pewnie zechcesz porozmawiać osobiście? — Uśmiechnął się do Gryfona. — Skontaktuję się też ze specjalistami od zaklęć. Dam im znać, że być może będziesz chciał skorzystać z ich umiejętności. Jestem pewien, że będą zachwyceni.
Severus też był tego pewien. Przewrócił oczami i postanowił wreszcie zrobić coś, o czym myślał od wizyty Huncwotów. Wstał i skierował się w stronę kominka.
— Opuszczasz nas? — zapytał Dumbledore.
— Na chwilę — odpowiedział. — Odwiedzę Lucjusza. Chciałbym go o coś zapytać.
Odrobina czasu w samotności, żeby poukładać sobie w głowie, też mi pewnie nie zaszkodzi, pomyślał, wkraczając w płomienie.

***

Leżenie w skrzydle szpitalnym Hogwartu było doświadczeniem, bez którego Lucjusz Malfoy świetnie by sobie poradził. Wolałby sypialnię w Malfoy Manor i opiekę jednego ze swoich skrzatów, niż te niechętne wizyty Pomfrey, co jakiś czas sprawdzającej, jak się ma jego moc. Pewnie myśli, że ucieknę, gdy tylko będę mógł się aportować, głupia stara Gryfonka. Bez obaw, pomyślał drwiąco. W tej chwili nie było niczego, co mogłoby go zachęcić do ucieczki z Hogwartu, skoro już się do niego dostał.
Gdy Severus Snape wszedł do jego izolatki, Malfoy był w naprawdę paskudnym humorze.
— Cudownie cię widzieć, Severusie — wycedził szyderczo. — Co sprawiło, że zasłużyłem na ten niespodziewany zaszczyt?
Mistrz Eliksirów podszedł do łóżka blondyna, przystawił sobie krzesło i usiadł. Był zaskoczony — Malfoy naprawdę wyglądał źle. Jego zawsze blada, arystokratyczna cera była teraz woskowa, a pod oczyma malowały się sine cienie. Nawet srebrne włosy straciły połysk i leżały rozrzucone na poduszce, jak porzucona przez gospodarza, bezużyteczna pajęczyna. Snape w milczeniu studiował wygląd Lucjusza i to, co widział, kazało mu jeszcze raz rozważyć własną sytuację. Jak to się stało, że był w tak świetnej formie, skoro Malfoy czuł się kompletnie wyczerpany? Pomfrey powiedziała mu przed chwilą, że arystokrata w dalszym ciągu ma bardzo niski poziom mocy i regeneruje się niezwykle powoli, co jest o tyle dziwne, że regularnie przyjmuje eliksir wzmacniający. Osobliwe.
Malfoy prezentował się wprawdzie niezbyt dobrze, ale dalej był wyniosły, a jego arogancki styl bycia prowokował, aby się zrewanżować. Snape potarł brodę.
— Wyglądasz fatalnie, Lucjuszu — wycedził z prawdziwą satysfakcją, mrużąc oczy.
Malfoy nachmurzył się jeszcze bardziej niż do tej pory.
— Ty za to wyglądasz słodko — wysyczał wściekle. — Co każe mi się zastanawiać, kim właściwie jesteś dla Czarnego Pana, skoro potraktował cię tak łaskawie.
Podobna interpretacja nie przyszła Snape’owi dotąd do głowy. Gdyby nie wiedział, że z całą pewnością został niemal do cna odessany, też mógłby tak pomyśleć, prawda?
— Cieszę się, że ci się podobam — uśmiechnął się kpiąco i podniósł do góry jedną brew. Gdy w odpowiedzi Malfoy zacisnął szczęki, dodał mściwie: — Niestety jestem już w związku, ale doceniam twoje względy.
Jego złośliwa uwaga miała uderzyć raczej w zazdrość i pożądanie, jakie arystokrata, zupełnie nieświadomie, okazywał za każdym razem, gdy spotykał Harry’ego. Severus nie łudził się, że sam mógłby w jakikolwiek sposób pociągać Malfoya. Wszystko wskazywało na to, że strzał był celny, bo wyraz twarzy Lucjusza sugerował, iż ten za chwilę eksploduje. Snape nie chciał go aż tak rozdrażnić — potrzebował kilku informacji.
— Gdzie jest Narcyza? — zadał pierwsze z pytań, na które koniecznie chciał poznać odpowiedź.
— Na pewno nie ma jej tutaj. Raczej bym zauważył — odpowiedział Malfoy zirytowanym głosem.
— Zapewne. Jej obecność bez wątpienia nie przeszłaby niezauważona. — Snape uśmiechnął się do blondyna pojednawczo. — Daj spokój, nie chciałbyś, żeby żona wiedziała, gdzie jesteś i co się z tobą dzieje?
— Dlaczego miałbym tego chcieć, na Merlina? — zapytał Malfoy szyderczo. — Sądzisz, że jej obecność mogłaby ukoić moje skołatane nerwy?
— Szczerze mówiąc, nie przypuszczam, ale byłoby to dobrze widziane, nie uważasz? — Severus postanowił odwołać się do rodowej dumy i hipokryzji Malfoyów.
Lucjusz zastanowił się przez chwilę. Widać było, że ostatni argument przemówił mu do przekonania.
— Być może. Tak, właściwie raczej tak. — Spojrzał na Mistrza Eliksirów. Po chwili namysłu dodał: — Podejrzewam, że jest w którejś z naszych willi. Prawdopodobnie w Tuluzie, uwielbia tam jeździć o tej porze roku.
— Dobrze, zawiadomimy ją, że tu jesteś.
Lucjusz kiwnął głową w podziękowaniu, co Snape zupełnie zlekceważył, bo nie obchodziło go ani dobre samopoczucie Malfoya, ani jego duma, ani tym bardziej jakiekolwiek pozory, które ten mógłby chcieć stwarzać na temat swojego małżeństwa. Interesowało go tylko jedno — czy Voldemort wyssał moc Narcyzy, gdy pobierał ją od jej męża. Nie mógł zapytać o to wprost, aby nie prowokować arystokraty do zadawania własnych pytań na temat Harry’ego i ich więzi. Lepiej, żeby Lucjusz był absolutnie pewien, że ich małżeństwo zostało skonsumowane dawno temu, czyż nie? Snape nie ufał mu za grosz.
— Dlaczego to zrobiłeś? — zdecydował się zadać wreszcie to pytanie.
— Co zrobiłem? — Malfoy spojrzał na niego wyraźnie zdezorientowany.
— To wszystko w ministerstwie. Zakładam, że była to deklaracja lojalności wobec Harry’ego Pottera. Dlaczego?
— Dlatego — warknął Lucjusz, wyciągając przed siebie rękę z Mrocznym Znakiem. — Nie zgadzam się na traktowanie mnie jak niewolnika. Mogłem służyć z własnej woli, ale to…
Blondyn cały się gotował, na blade policzki wypłynął mu krwisty rumieniec furii. Snape był pewien, że gdyby miał w tej chwili wyższy poziom mocy, jakieś szyby na pewno by tu popękały.
— Chciałbyś się go pozbyć?
— Czy chciałbym? — Malfoy spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Zrobiłbym wszystko!
— Być może będziesz miał szansę — powiedział Severus, mierząc arystokratę wzrokiem. — Co rozumiesz przez wszystko?

***

W chwili, gdy Severus znikł w płomieniach, Albus Dumbledore odwrócił się do Pottera.
— Dlaczego Lord Aventine, Harry?
— Żeby obudzić mugoli — odparł chłopak, który widać spodziewał się tego pytania, bo odpowiedział bez wahania. — On może mi w tym pomóc. Właściwie, to nawet nie tyle on mnie, co ja jemu mogę pomóc. Bez niego nie mamy żadnych szans.
Stary czarodziej ciężko opadł na fotel, który jeszcze przed chwilą zajmował Snape. Widać było, że intensywnie myśli, a przez jego twarz przetaczały się najróżniejsze emocje. Wreszcie spojrzał na młodzieńca.
— Harry, to jest wampir.
— Nie protestował pan, gdy dawałem mu miejsce w Wizengamocie. — Dumbledore kiwnął głową, potwierdzając ten fakt. — Dlaczego więc teraz pan protestuje?
— To nie tak, że protestuję, Harry. Po prostu chciałbym zrozumieć.
Widać było, że dyrektor naprawdę się stara. Całkowite zaufanie, jakim darzył Pottera od czasu odegnania demona, nie pozwalało mu podważać jego decyzji. Wierzył, że młodzieniec widzi i że kierują nim inne siły, niż zwykłymi śmiertelnikami, jednak w dalszym ciągu chciał znać przyczyny i skutki zdarzeń. Liczył, że Harry mu je przedstawi.
— Co dokładnie pana niepokoi, panie profesorze? — zapytał Potter.
— Boję się tego, czego zechce w zamian.
— Nie zechce niczego ponad to, czego i tak chciał. Damy mu tyle, ile uznamy za słuszne i ile będzie umiał wynegocjować lub kupić.
— Dlaczego sądzisz, że się zgodzi?
— Czy to nie oczywiste? — Harry spojrzał na Dumbledore’a z nadzieją, że nie będzie musiał tego wyjaśniać. Niestety wzrok starca wyrażał jedynie zagubienie. — Jedzenie, panie profesorze. Chodzi o pokarm. Obudzenie mugoli jest dla wampirów jedyną nadzieją na przetrwanie. Nie liczą, że przeżyją, jeśli będą musieli żerować na czarodziejach.
Oczy Dumbledore’a rozszerzyły się w szoku.
— Akceptujesz to? — zapytał swojego króla.
— Nie mam wyboru. Próbowałem ocalić wszystkich, ale to niemożliwe. W pojedynkę nie ocalę nikogo. Z Aventine’em uratujemy całą populację, nawet jeśli wiemy, że miałaby służyć jako żerowisko. Dzięki pracy Severusa część z wampirów uda się, prawdopodobnie, wyleczyć. Być może nawet większość. — Harry podniósł wzrok na Albusa. — To i tak więcej, niż mugole mieli przedtem.
Dyrektor zapatrzył się na chłopca ze smutkiem. Kiedy to się stało?, pomyślał. Kiedy on dorósł?
— Dobrze. Będę cię wspierał, na ile tylko pozwolą mi możliwości.
— Dziękuję, panie profesorze, doceniam to — powiedział miękko Gryfon. — Zwłaszcza że pańska pomoc będzie mi potrzebna szybciej, niż się pan spodziewa. Może nawet dzisiaj.
Dyrektor pokiwał głową.
— Harry — powiedział, zmieniając nagle temat. — Dlaczego nie chciałeś rozmawiać przy Severusie o waszej mocy? Czy wiesz, dlaczego tak szybko ją odzyskaliście?
— Mam pewne podejrzenia. — Potter spojrzał na dyrektora i lekko się zarumienił. — Sądzę, że chodzi o więź. Tak to przynajmniej czuję.
— Nie rozumiem. — Dumbledore patrzył ze zdumieniem na kolory na policzkach Gryfona. To było dość nieoczekiwane. — Co czujesz?
— Wydaje mi się, że kiedy ustanowiliście więź i nasze moce się złączyły, doszło do czegoś w rodzaju wymiany. — Potter był coraz bardziej czerwony. — Mam wrażenie, że trochę z sygnatury Severusa zostało we mnie, a część mnie w nim. I teraz one próbują się na powrót połączyć. Samoistnie.
Oczy dyrektora zrobiły się ogromne, a brwi podjechały mu niemal do linii włosów.
— Niemożliwe — wyszeptał.
— Możliwe — odpowiedział skrępowany chłopak. — To bardzo frustrujące. Cały czas czuję, jak do siebie sięgają. Wydaje mi się, że to właśnie pobudza je do… — Harry był już purpurowy — …wzrostu.
Dumbledore patrzył na Gryfona i uśmiechał się, a oczy skrzyły mu nieprzyzwoicie. Harry był niemal pewny, że to od łez śmiechu, bo kąciki ust dyrektora lekko drżały.
— A więc Kamień Małżeństw miał rację — wyszeptał stary czarodziej z satysfakcją. — Naprawdę jesteście ze sobą stuprocentowo zgodni. To oznacza, że będziecie mogli współczarować, a przy waszej mocy, będą to prawdopodobnie wyjątkowo widowiskowe czary.
Potter spojrzał na starca i odrobinę się zirytował. Najwyraźniej Albus uważa za oczywiste, że oni z Severusem skonsumują swoje małżeństwo. Wprawdzie Harry dużo na ten temat ostatnio rozmyślał… Właściwie od swojego przebudzenia nie myślał niemal o niczym innym, ale… Do diabła, czy on musi się tak uśmiechać? I te domyślne spojrzenia! To było takie… krępujące. Miał tego serdecznie dość! Musiał to skończyć za wszelką cenę.
— Panie profesorze, co mam teraz zrobić? — popatrzył na Dumbledore’a, próbując opanować zażenowanie. — Myśleliśmy, żeby iść do Wielkiej Sali na kolację, ale sam już nie wiem, czy to najlepszy pomysł.
— Dlaczego cię to niepokoi, Harry? — zapytał zaskoczony dyrektor. Czy chłopiec bał się o swoje bezpieczeństwo?
— Chodzi o tych wszystkich ludzi — odpowiedział młodzieniec. — Remus mówił, że w Wielkiej Sali dostawili nowe stoły i że cały czas wszystkie miejsca są zajęte. Że w zamku są tłumy obcych. — Potter wyglądał teraz bardzo niepewnie. — Publicznie nie radzę sobie za dobrze, nawet z kolegami, którzy wstają na mój widok. Będę się czuł okropnie, musząc jeść pod obstrzałem spojrzeń tylu obcych ludzi. A jeżeli uznają, że powinienem coś powiedzieć?
Dyrektor, jeśli był zaskoczony, nie okazał tego. Czego właściwie miał się spodziewać po Harrym? Że bez protestu zechce usiąść na specjalnie dla niego przygotowanym miejscu i rozkoszować się swoją pozycją? Dość łatwo było przewidzieć, że przyjdzie mu do głowy usiąść przy stole Gryfonów i spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, jakby wszystko było po staremu. Ale nie było. Niestety.
Dumbledore westchnął. Nie widział powodu, dla którego chłopak już teraz miałby się z tym zmierzyć.
— Może masz rację — powiedział. — Może faktycznie powinniście zjeść dzisiaj kolację w lochach. Chciałbyś tu zaprosić swoich przyjaciół, Harry?
— Tak, bardzo — ucieszył się Gryfon.
— Dobrze, dam znać pannie Granger i panu Weasleyowi, że będzie ci miło, jeśli wpadną. — Harry podziękował skinięciem głowy. — Jeśli zaś chodzi o Lorda Aventine’a — Dumbledore odrobinę się spiął — przyjdę po ciebie, gdy się pojawi. Myślałem, że będzie najwcześniej po zmroku, ale Ventus sugerował, że prawdopodobnie wcześniej.
Harry uśmiechnął się lekko.
— Nie są istotami mroku — powiedział. — A przynajmniej nie całkowicie i nie tak, jak wyobraża to sobie większość ludzi.
Dyrektor spojrzał na Pottera, jakby chciał zadać jeszcze jakieś pytanie, jednak w końcu zrezygnował. Podniósł dłoń w geście pożegnania i podążył w kierunku kominka.

***

Harry z ulgą patrzył na znikające w płomieniach plecy dyrektora. Potrzebował chwili w samotności, żeby pomyśleć.
Nie poznawał sam siebie.
Odkąd obudził się przed trzema godzinami, nie mógł oderwać myśli od Severusa. Trzy godziny walki o odrobinę koncentracji, żeby móc skupić się na sprawach, które w tej chwili naprawdę były ważniejsze. Mugole, wampiry, Voldemort — wszyscy oni wołali o jego uwagę, a on ledwo był w stanie panować nad swoją mocą, która bezustannie próbowała sięgać do Snape’a, aby dotknąć jego magii.
Nieproszone, wróciło do niego wspomnienie chwil spędzonych z mężem w łóżku, zaraz po przebudzeniu. Prowokowanie Severusa nie było mądre, zdawał sobie z tego sprawę, ale po prostu nie mógł się powstrzymać. Wtedy wydawało mu się, że to właśnie najlepsza rzecz, jaką może zrobić. W końcu, co jest złego w małym pocałunku? Severus był taki delikatny, jego usta takie spokojne. A potem przyciągnął go do siebie mocniej i Harry po raz pierwszy poczuł to mrowienie na całej skórze. I wtedy Zgredek im przerwał. Och, był na skrzata naprawdę zły. To było głupie, oczywiście, bo przecież nie o to mu chodziło, prawda? Chciał związku, nie seksu. To znaczy seksu też, ale nie tak. Chyba.
Dzisiaj nie był już tak pewien swoich pragnień, jak jeszcze wczoraj. Coś się zmieniło i zaczynał boleśnie zdawać sobie z tego sprawę. Po wczorajszym połączeniu zostały w nim tęsknoty, których wcześniej prawie wcale nie czuł, był o tym całkowicie przekonany. To było tak, jakby Severus zostawił mu trochę swoich emocji.
Kiedy przypominał sobie doznania, towarzyszące mu, gdy słuchał muzyki Snape’a… Wszystko tam było, wszystko to, co kojarzyło mu się od zawsze z Severusem. Ale natężenie atakujących go wtedy wrażeń okazało się tak ogromne… To po prostu nie było możliwe. Jeden człowiek nie może mieścić w sobie tylu sprzecznych ze sobą uczuć, nikt by temu nie podołał.
I teraz odkrywał, że odrobina tych emocji, które były składową mocy Severusa, pozostała w nim po połączeniu. Żądza, ale i siła, duma, spokój i pewność siebie. Maleńkie odpryski tego wszystkiego zostały w jego rdzeniu i właśnie zajmowały dla siebie miejsca w pierwszych rzędach. Nieproszeni goście, z którymi nie bardzo umiał się obchodzić.
Przede wszystkim żądza, tak. Bez wątpienia została w nim żądza. Ale też, na szczęście, umiejętność panowania nad nią. Był absolutnie przekonany, że gdyby wczoraj przyszło mu zmierzyć się z tym dojmującym pragnieniem połączenia ich mocy, nie umiałby się powstrzymać. Dzisiaj, choć z trudem, jakoś mu się to udawało.
Kontrolował się lepiej, to było oczywiste. I całe szczęście, pomyślał, będę teraz potrzebował każdej dawki kontroli, jaką będę mógł zdobyć. Kontrolował się lepiej, jednak miał poczucie, że ciągle niewystarczająco, bo nie mógł skoncentrować się na niczym w stu procentach. Jego myśli wciąż uciekały do męża, a ciało podążało za nimi.
Jego ciało… Kompletnie przestał nad nim panować.
Miał wrażenie, że każdy, najdrobniejszy nawet mięsień jest bez przerwy napięty i leciutko drży. Wystarczał drobny impuls — myśl, dotyk, zapach, nawet głos, och, szczególnie głos, by drżenie przechodziło w gwałtowny skurcz i wtedy przez jego skórę przepływały dreszcze. Na twarzy co jakiś czas wykwitały mu rumieńce, zupełnie bez powodu, a przynajmniej on żadnego nie widział. W najmniej spodziewanych momentach zasychało mu w gardle. Do tego chwilami miał wrażenie, jakby zbierało mu się na płacz.
To było straszne!
Czy tak miało wyglądać od teraz jego życie? Będzie bez przerwy myślał o Snapie? I o seksie? I o więzi? Zwłaszcza o więzi?
Naprawdę byłoby mu łatwiej, gdyby chodziło tylko o seks. A może… wcale nie byłoby łatwiej?
Zmarszczył brwi.
Czuł się bez przerwy pobudzony. Cała skóra mrowiła mu odrobinę, jakby była pod napięciem. I ten nieznośny ciężar w spodniach. Po wyjściu Huncwotów wykorzystał moment i poszedł narzucić na siebie szatę, bo nie potrafił sobie wyobrazić niczego bardziej upokarzającego, niż zostać przyłapanym na posiadaniu bezsensownej, wielogodzinnej erekcji.
Merlinie! Kiedy Severus usiadł obok, przytulił go i uspokajał, a potem trzymał go za rękę delikatnie, ale bardzo stanowczo, jedyne o czym wtedy myślał, to przywrzeć do niego i wdychać gorzki, egzotyczny zapach, którym Snape zawsze emanował. Miał ochotę mruczeć, gdy palec Severusa, ten z odciskiem od miecza, delikatnie gładził grzbiet jego kciuka.
To był koszmar!
Miał ochotę wrzasnąć.
Czy właśnie tak czują się nastolatki? Świat może się walić, a on myśli o… tym? Jak to powstrzymać?

***

Kiedy Snape wyszedł z kominka, zastał swojego męża siedzącego na kanapie i zastanawiającego się nad czymś głęboko. Oczy chłopaka zapatrzone były gdzieś w dal, brwi zmarszczone, a pięści zaciśnięte na kolanach.
— Dumbledore poszedł? — zapytał, bo liczył, że zastanie jeszcze dyrektora. Chciał go o coś poprosić.
— Poszedł — odpowiedział Harry nieobecnym głosem. — Wróci po mnie po kolacji.
Wreszcie Gryfon przeniósł na niego spojrzenie i Severus poczuł się zaniepokojony. Coś było nie tak, jak powinno.
— Dobrze się czujesz? — zapytał z troską.
— W porządku. Nic mi nie jest — odparł Harry, uciekając wzrokiem i rumieniąc się leciutko.
Snape patrzył na ten rumieniec ze zdumieniem. Działo się tu coś bardzo dziwnego, a on nie wiedział, co dokładnie.
— Dobrze — mruknął, patrząc na Pottera z ukosa. — O której wychodzimy?
— Nie wychodzimy. Kolacja przyjdzie do nas, razem z gośćmi.
— Kto to będzie tym razem? — westchnął.
Choć nigdy by się do tego nie przyznał, raczej się ucieszył. Z jakiegoś powodu nastrój Harry’ego przytłaczał go do tego stopnia, że pierwszy raz od początku ich małżeństwa odczuwał dyskomfort, przebywając z nim sam na sam. Chłopak był spięty i najwyraźniej rozdrażniony i Snape miał niejasne wrażenie, że jego obecność nie przynosiła Harry’emu ulgi. Miał nadzieję, że odrobina skoncentrowanego gryfońskiego uroku pomoże młodzieńcowi się zrelaksować. Był prawie pewien, jaką usłyszy odpowiedź.
— Ron, Hermiona, Syriusz, Remus — wyliczył chłopak.
Snape kiwnął głową. Świetnie.
Skoro mają spędzić czas przy jedzeniu w gronie, hm, przyjaciół, to niech to się chociaż odbędzie jak należy. Mistrz Eliksirów miał dość jedzenia na fotelu. Przetransmutował stolik kawowy w ciężki, solidny stół, do kompletu wyczarował zaś sześć krzeseł. Usatysfakcjonowany usiadł i zaczął analizować rozmowę, którą odbył z Malfoyem.
Lucjusz zgodził się udostępnić im swoje wspomnienia z ceremonii otrzymania Mrocznego Znaku. Severus doskonale rozumiał, jak trudne musiało to być dla arystokraty. Jego własne wspomnienie z rytuału było wyjątkowo paskudne i jeśli nie będzie musiał, nigdy nikomu go nie pokaże. Przeczesał włosy palcami i pomasował przez chwilę napięty kark. Podniósł głowę i spojrzał na Pottera.
Chciał go o coś zapytać, kiedy jednak czarne oczy spotkały się z zielonymi, słowa uwięzły mu w gardle i zapomniał, czego dotyczyło pytanie.
Harry na niego patrzył. Usta miał uchylone, oczy mu lśniły, a policzki płonęły szkarłatem.
Wszystkie myśli uciekły Severusowi z głowy, gdy próbował zrozumieć, co wyraża twarz męża. Zrobiło mu się gorąco i poczuł delikatne drgania powietrza wokół siebie. Miał przeczucie, że zaraz wydarzy się coś nieodwracalnego, coś, czego obaj będą gorzko żałować.
Wtedy jednak chłopak wstał nagle i skierował się w stronę sypialni.
— Przepraszam — wyszeptał, a potem Severus usłyszał drzwi łazienki, zamykające się za nim cicho.

***

— Nie macie pojęcia, jak fantastycznie to wyglądało! Łączyły je takie cienkie łańcuszki, jak niteczki i to wszystko razem kręciło się wokół własnej osi. — Gestykulując żywo i z wypiekami na twarzy, Hermiona relacjonowała przebieg rytuału przywołania Harry’ego.
Publiczność miała umiarkowanie zainteresowaną, bo Ron koncentrował się głównie na jedzeniu, Syriusz i Severus widzieli to na własne oczy, a Harry był niezwykle rozkojarzony. Jedynie Remus wykazywał stosowny entuzjazm, co najwyraźniej Hermionę satysfakcjonowało, bo referowała proces z najdrobniejszymi szczegółami już od pięciu minut. Snape nawet nie przypuszczał, że można zapamiętać coś takiego, jak wzór na piżamie Harry’ego. Jaki śmietnik panna Granger musiała mieć w swojej głowie, skoro przechowywała tam tego rodzaju zbędne informacje?
Snape siedział u szczytu stołu, naprzeciwko siebie mając Pottera. Po prawej stronie Mistrza Eliksirów zajął miejsce Lupin, po lewej obżerający się Weasley, obok niego Black, a naprzeciwko Syriusza Granger, której usta nie zamykały się od początku kolacji. Atmosfera była raczej radosna, na tyle, na ile Snape mógł to ocenić. Jego własny nastrój zaburzony był przez niepokój o męża, który wydawał się być w najwyższym stopniu zdekoncentrowany.
Snape łapał Harry’ego na rzucaniu mu krótkich spojrzeń, po których chłopak szybko odwracał głowę, udając, że uważnie słucha wywodów Hermiony, co było oczywistym nonsensem, bo nie wiedział nawet, w których momentach przytakiwać. Co się z nim znowu działo? Nastrój Gryfona pogarszał się systematycznie od czasu, gdy wstali z łóżka, teraz zaś osiągnął poziom, na którym Severus nazwałby go rozedrganym, gdyby to w pełni oddawało rzeczywistość. Snape nie mógł opędzić się od myśli, że w jakiś sposób jest odpowiedzialny za stan Harry’ego, choć nie miał pojęcia, na czym właściwie miałaby polegać jego rola w powstaniu tego akurat problemu.
— … i wtedy profesor Snape użył zaklęcia daru, intonacja wznosząca Harry, coś niesamowitego, mówię ci, i widzieliśmy, jak z różdżki przeskakuje taka maleńka iskierka — Hermiona zademonstrowała, jak bardzo maleńka była ta iskierka — i wtedy poczuliśmy, że w Harrym zbiera się moc… — Nagle chyba zabrakło jej słów.
Snape spojrzał na dziewczynę, która w tym momencie najwyraźniej ponownie przeżywała tamtą chwilę. Wpatrywała się w półmiski, a na jej twarzy gościł ciepły uśmiech, tak bardzo różny od dotychczasowego podekscytowania, że przyciągnął uwagę wszystkich obecnych przy stole. Wszystkich, poza Harrym, poprawił się w myślach Severus. Harry znów patrzył na niego. Nieoczekiwanie dziewczyna również zwróciła wzrok w jego kierunku i Snape poczuł się nieswojo, bo Hermiona patrzyła z sympatią i szacunkiem. Severus nie pamiętał już, kiedy ostatnio ktoś okazywał mu te dwa uczucia jednocześnie, ale było to ogromnie przyjemne i dające satysfakcję doznanie. Lekko się uśmiechnął, marszcząc jednocześnie brwi, co w sumie musiało dać komiczny efekt, bo Granger uśmiechnęła się szerzej. Wreszcie odwróciła wzrok w stronę Harry’ego.
— Po jakiejś minucie otworzyłeś oczy, a profesor Snape zemdlał — zakończyła opowieść.
Potter spojrzał na nią, odrobinę zaskoczony, że to już koniec. Widać było, że zbiera całą swoją koncentrację.
— Herm, dzięki. — Przejechał dłonią po włosach, jakby szukał w głowie, co by tu jeszcze powiedzieć. — Świetnie, że tam byłaś, naprawdę. Od Severusa pewnie nie dowiedziałbym się tych wszystkich szczegółów — wyszczerzył się do Gryfonki. Kiedy on nauczył się tak grać?, pomyślał Snape. — Opowiedz teraz, co robisz przy projekcie profesor McGonagall. To chyba bardzo skomplikowane, tyle różnych rzeczy musicie koordynować.
Były Ślizgon podziwiał wypowiedź męża z całego serca. Tyle słów, a żadnej treści. A jakie skuteczne! Hermiona od razu rozpoczęła długą opowieść pełną szczegółów, dzięki czemu Harry znów mógł się kompletnie rozkojarzyć. Po prostu cudownie!, pomyślał Snape sarkastycznie.
Posiłek dobiegał końca. Severus spodziewał się, że wkrótce pojawi się Dumbledore, szybko podjął więc decyzję. Wstał i zwrócił się do gości:
— Musimy was na chwilę opuścić. Harry… powinien się przygotować do pewnego spotkania. Nie przeszkadzajcie sobie, zaraz będziemy z powrotem.
I ruszył w stronę sypialni, licząc na to, że mąż podąży za nim.
Wszedł do komnaty i czekał, aż chłopak przekroczy próg. Zamknął drzwi, zablokował je zaklęciem i wyciszył.
— Harry, co się z tobą dzieje? — wyszeptał, podchodząc do Gryfona. — Jesteś kompletnie rozbity. To ma jakiś związek z tym spotkaniem z Dumbledorem za chwilę?
Harry cofał się przed nim z wyraźną paniką w oczach.
— Nie — zaprzeczył gwałtownie. — Nic mi nie jest.
Severus rozważał w duchu różne możliwości, wreszcie podjął decyzję i szybkim krokiem znalazł się przy Gryfonie. Potter patrzył na niego ogromnymi z przerażenia oczami i nerwowo przełykał ślinę. Wyraźnie drżał.
Snape bardzo powoli podniósł obie ręce i dotknął nimi ramion męża. Poczuł lekki wstrząs, jakby przeskoczyła między nimi iskra, jednak nie cofnął się. Niespiesznie przesunął dłonie z ramion na plecy Harry’ego, wreszcie objął go i przytulił. Stali tak przez długą chwilę, żaden z nich nawet nie drgnął. W końcu Gryfon zaczął powoli mięknąć, z mięśni odpływało napięcie i Severus zrozumiał, że młodzieniec się odpręża. Stał teraz mocno wtulony w jego ramiona i głęboko oddychał. I wtedy Snape to poczuł. Zupełnie nagle, bez żadnego ostrzeżenia zaczął znów wyczuwać moc swojego męża. Pulsowała mocno na granicy jego skóry i była tak intensywna i gęsta, jak jeszcze nigdy dotąd.
— Czuję ją — szepnął.
— Wiem — wymruczał Harry.
— Powiesz mi, co się stało?
— Nie — usłyszał Severus, ale jednocześnie poczuł, że chłopak lekko się uśmiecha.
Odsunął go delikatnie na odległość ramion.
— Już w porządku?
— Mniej więcej. — Harry patrzył mu w oczy z małym, rozmarzonym uśmiechem na twarzy. — Na jakiś czas.
Severus zmierzył go rozbawionym spojrzeniem.
— Dobrze, w takim razie teraz się ubierzesz. — Snape z ulgą podszedł do szafy i otworzył drzwi. — Co to ma być?
— Ciemne, eleganckie, dość luźne, reszta bez znaczenia — powiedział Potter, wpatrując się w swojego męża.
Snape sięgnął po czarny kaftan z czarnym metalicznym haftem w kształcie rombów wokół szyi i mankietów. Kiedy Harry zmieniał wierzchnie okrycie, Severus wybrał dla niego jeszcze czarne buty z miękkiej skóry licowej i postawił je przy drzwiach do sypialni.
— Co to za spotkanie, Harry?
— Nie mogę ci powiedzieć. — W głosie Pottera Snape usłyszał zawód, ale i determinację.
Mistrzowi Eliksirów nie podobało się to ani trochę. Myśl, że jego mąż za chwilę opuści ich komnaty, a jego przy nim nie będzie, budziła w nim głęboki sprzeciw.
— Dlaczego?
— To nie jest moja tajemnica, Severusie — westchnął ciężko Gryfon, wsuwając na stopy przygotowane przez Snape’a buty. — Ale jeśli wszystko się uda, będziesz pierwszym, który się dowie.
Wyraz wahania na twarzy byłego Ślizgona i jego zaciśnięte w grymasie buntu wargi najwyraźniej kazały Harry’emu zareagować, bo podszedł do męża i delikatnie ujął go za rękę.
— Wszystko będzie w porządku, Severusie — wyszeptał.
— Lepiej, żeby tak było — odpowiedział również szeptem Snape.
Harry puścił jego dłoń i podszedł do drzwi sypialni. Być może nie zauważył, że są na nich zaklęcia blokujące, bo po prostu sięgnął do klamki, otworzył je i wyszedł. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję, pomyślał Mistrz Eliksirów i poszedł za nim, zdejmując po drodze zaklęcie wyciszające.
W salonie czekali na nich goście, ulokowani już na kanapach i fotelach. Stół i krz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin