Temat : Zosia musi wyjechać – rozstanie z przyjaciółką
Cele :
o integracja i poznanie grupy
o zrozumienie, czym jest rozstanie
o sposoby radzenia sobie ze smutkiem po rozstaniu z bliską osobą
Metody i techniki:
o głośne czytanie
o burza mózgów
o dyskusja
o techniki plastyczne
o rozmowa kierowana
Środki:
o tekst opowiadania
o karteczki – słoneczko, słoneczko za chmurką, chmurki.
Materiały:
o kredki
o kartki rysunkowe
o duże arkusze papieru
o pisaki
Literatura :
Meyer-Glitza Erika : Wiadomość od taty : terapeutyczne opowiadania
o utracie i rozstaniach. Kielce : Wydaw „Jedność”,. S. 56 – 60 : Zosia się
przeprowadza. ISBN 83-724-482-0.
Przebieg zajęć
Zabawy wprowadzające:
1. Runda powitania z maskotką (Śmiechuś)
Wszyscy uczestnicy siedzą razem w kole. Po powitaniu przez prowadzącego,
podaje on uczestnikom maskotkę, która wędruje z ręki do ręki. Ważna reguła,
jaka przy tym obowiązuje: tylko ta osoba, która trzyma maskotkę w dłoni, ma
głos. Przerywanie czy nawet wtrącanie swoich komentarzy jest absolutnie
niedopuszczalne. Ta osoba, która trzyma maskotkę ma się przedstawić i może
opowiedzieć w kilku słowach o sobie. W ten sposób każdy z uczestników ma
wyrazić swoje oczekiwania, jakie wiąże ze spotkaniem oraz opowiedzieć
o uczuciu, jakie ogarnia go przed tym zadaniem. Wszyscy inni mają tylko
słuchać „posiadacza Śmiechusia”. Zwiększa to uwagę i szacunek dla siebie
nawzajem.
2. Zawarcie kontraktu z grupą
_ dobrowolność uczestnictwa
_ zasady demokratyczne – jeden mówi, inni słuchają
_ nie oceniamy i nie krytykujemy kolegów
_ mówimy tyle, ile chcemy i możemy powiedzieć
_ nie wyśmiewamy nikogo
_ nie używamy przemocy fizycznej
Kontrakt zostaje spisany na dużym arkuszu. Dzieci akceptują kontrakt poprzez
złożenie podpisu – podpisują się imieniem. Zostaje on powieszony
w widocznym miejscu i w razie potrzeby odwołujemy się do niego.
3. Złap moje imię
Wszystkie dzieci przedstawiają się swoimi imionami. Jedna z osób dostaje
piłkę, rzuca ją do kogoś. Osoba, która łapie, ma powiedzieć imię osoby, która
rzucała i rzuca do następnej, ta łapie i mówi imię tej, która do niej rzucała itd.
Zabawa trwa, dopóki wszyscy nie nauczą się imion wszystkich.
4. „Ulubiony” (zał. nr 8)
Prowadzący rozdaje uczestnikom kartki ze schematem kwiatka. Środek
kwiatka to „JA”. W płatki kwiatka każdy uczestnik wpisuje takie informacje
o sobie jak: ulubione – zwierzę, kwiat, muzyka, kolor, sposób spędzania
wolnego czasu. W listek przy łodyżce wpisuje, co jest dla niego ważne (cel
życiowy). Następnie uczestnicy chodzą po sali i szukają, które z dzieci ma
podobne do nich zainteresowania i cele.
Część zasadnicza
1. Burza mózgów – Kiedy mówimy o rozstaniu?
2. Pogadanka
_ Co czujemy przy rozstaniu?
_ Jakie uczucia nam towarzyszą?
3. Posłuchajcie opowiadania o Zosi – odczytanie pierwszego fragmentu
opowiadania „Zosia się przeprowadza” – zał. nr 1
4. Pytania do tekstu
_ Kim była dla Hani Zosia?
_ Co przeżywała Hania?
_ O czym babcia opowiedziała Hani?
_ Jak babcia przeżywała swoje rozstanie z przyjaciółka z dzieciństwa?
_ Jak miała na imię przyjaciółka babci?
5. Co byście doradzili Hani? Jak może sobie poradzić z przeżywaniem
rozstania? – rozmowa kierowana
6. Posłuchajcie, jak poradziła sobie Zosia – odczytanie drugiego fragmentu
7. Namalujcie proszę kogoś takiego, z kim trudno wam by się było rozstać? –
zaznaczamy przy tym, że to nie muszą być tylko osoby, ale również
zwierzątka, rośliny czy nawet ulubiona maskotka.
8. Dzieci siedząc w kręgu prezentują swoje prace i opowiadają o „przyjacielu” ze
swojego obrazka.
9. Co byście zrobiły, gdybyście musieli się rozstać z przyjacielem ze swojego
obrazka? – Opowiedzcie o tym.
Rundka na zakończenie
Dokończcie zdanie – „To spotkanie było dla mnie…”
Ewaluacja
Dzieci wybierają karteczki - słoneczko, słoneczko za chmurką lub chmurki.
Załącznik nr 1
Zosia się przeprowadza
„Twoja mina przypomina dzisiaj prawdziwe burzowe chmury, Haniu!" Babcia dziwiła
się, ponieważ zwykle Hania przychodziła do niej uśmiechnięta i zadowolona, kiedy
mogła zjeść razem z nią obiad. Obie uwielbiały te spotkania. Były one przełomowym
momentem w tygodniu. Musiało się naprawdę coś stać, skoro Hania miała taką minę,
mimo kuszącego zapachu placków ziemniaczanych. I rzeczywiście, coś się stało. Ale
o tym Hania opowiedziała babci dopiero wtedy, gdy długo dłubała widelcem w talerzu
i godzinami przeżuwała każdy kęs. Nawet sok nie prześlizgnął się szybko przez gardło.
Babcia nie mogła patrzeć dłużej na jej zmartwioną twarz. „No powiedz mi wreszcie
Haniu, co takiego złego się stało? Dostałaś pałkę z klasówki?" Hania potrząsnęła
przecząco opuszczoną głową. „A może się z kimś pokłóciłaś?" Głowa potrząsnęła się
jeszcze gwałtowniej. Potem popłynęły łzy. Babcia otoczyła Hanię ramieniem. „Zosia się
wyprowadza!", łkała Hania. „Wyprowadza się bardzo daleko, tysiąc kilometrów! Nie
będę miała się z kim bawić! To takie niesprawiedliwe! Dopiero co zbudowałyśmy sobie
taki wspaniały szałas w ogrodzie, z firankami i regałem. I mamy nasz specjalny szyfr,
którego nikt nie rozumie, tylko my. A teraz muszę pójść po wakacjach zupełnie sama do
nowej szkoły, miałyśmy chodzić z Zosią do tej samej klasy i..." Reszty słów nie
można było zrozumieć, ponieważ Hania płakała teraz bardzo głośno. A potem skuliła
się u babci na kolanach, która ją długo kołysała i szeptała do ucha pocieszające
słowa. Powoli zaczęła się uspokajać.
Babcia zapaliła ogień w kominku. Nie zdarzało się to często. Siedziały przed nim i
wpatrywały się w płomienie. Przyjemnie syczały i tak pięknie pachniało żywicą i dymem.
Ogień był ciepły i tak dobrze koił łzy. Cicho stukały druty babci. „Opowiesz mi o tym, jak
byłaś małą dziewczynką?", poprosiła Hania. „Czy ma być to smutna, czy radosna
historia?" „Trochę smutna, trochę wesoła". Babcia opuściła druty. Hania patrzyła na nią
w napięciu. Kiedy dostrzegła w jej okrągłej twarzy błysk, wiedziała, że za chwilę
rozpocznie się opowiadanie.
Druty dalej stukały, a babcia opowiadała:
„Izabela była moją najlepszą przyjaciółką. Lubiłyśmy te samy zabawy i byłyśmy do
siebie podobne. Miałyśmy nawet takie same fryzury: ona blond, ja brązową: małpie
huśtawki albo koński ogon, koszyczek, warkocz, dwa warkocze albo ślimaki". „Małpie
huśtawki - co to takiego?!" Hania znowu mogła się śmiać. „Małpie huśtawki to była
nasza ulubiona fryzura", wyjaśniła babcia. „To były warkocze, uplecione po bokach
głowy i podpięte w pierścienie tak, że się śmiesznie kołysały, kiedy poruszało się
głową". „A ślimaki? Co to za komiczna fryzura?" „Ślimaki były bardzo praktyczne zimą,
ponieważ zwinięte w spiralki warkocze przypinane były nad uszami. A to wspaniale
grzało". „Ale czy nie trzeba było się nad tym bardzo napracować?" „Oczywiście, dużo mogłabym
ci o tym opowiadać. Kiedy Iza przybiegała z kołyszącym się końskim ogonem,
wiedziałam, że zaspała.
Spotykałyśmy się przed szkołą zawsze na rogu ulicy. Kiedy było już za późno
i musiałyśmy koniecznie iść, malowałyśmy określony znak na chodniku, aby druga
wiedziała, że nie musi czekać.
Każdego dnia byłyśmy razem. O wszystkim, co przeżyłyśmy, natychmiast sobie
opowiadałyśmy. Zawsze było coś, z czego chichotałyśmy, albo jakieś poufne tajemnice".
„Tak samo jak u nas!", zawołała Hania. Babcia pokiwała głową i opowiadała dalej:,
„Kiedy byłyśmy chore, a najczęściej zdarzało się to jednocześnie, nie mogłyśmy bez
siebie wytrzymać. Przecież nie było wtedy jeszcze telefonu". „Ani nawet komórkowego
i faksu i komputera?" „Nie, pisałyśmy do siebie listy. A nasi bracia je zanosili,
naturalnie tylko za wynagrodzeniem. Mój brat Franciszek miał słone ceny: na przykład trzy
razy pozmywać za jeden list. Brata Izy można było opłacić za jeden list wyniesieniem
śmieci. Czasem tak dziwnie się uśmiechali, kiedy przynosili nam te listy". „Pewnie je
przeczytali! Typowe - bracia!", Hania dobrze to znała.
Babcia opuściła druty, patrzyła zamyślona w ogień i opowiadała dalej.
„A potem pewnego dnia Iza przyszła do mnie z tą straszną wiadomością: jej tata musiał
pracować w innym mieście". Hania gwałtownie uniosła głowę. „Tak samo jak
u nas!", zawołała. „Czy płakałyście?" „Oczywiście, że płakałyśmy, przez wiele dni!
Błagałyśmy rodziców Izy, aby się rozmyślili". „My też!", Hania słuchała uważnie. „Ale w
takich sprawach dzieci i tak są bezsilne. Ciężarówka z meblami podjechała, pudła
z zabawkami Izy bezlitośnie w niej znikły, a potem huśtawka i rower. Wszystko,
wszystko pojechało do Warszawy, a moja kochana Iza z Emilem
i rodzicami za tą ciężarówką".
„A potem?". „No cóż", powiedziała babcia, „teraz przecież wiesz, jak to jest. Tak
strasznie boli, jeśli trzeba się rozstać z kimś, kogo się bardzo lubi. Wydawało mi się
również, że nigdy więcej nie znajdę drugiej prawdziwej przyjaciółki". Hania ze smutkiem
kiwała głową.
„Takiej przyjaciółki jak Iza nie znalazłam wtedy, ale wiele innych dobrych przyjaciółek,
zupełnie innych. Ale trwało to jakiś czas". „A Iza?" „O tym opowiem ci po kolacji.! Czy
lubisz czekobuzwaniso?" „A co to takiego?!” „To był mój i Izy zaszyfrowany kod, a to
znaczy... Zgadnij, co zaraz będziemy gotować?" ...Obie mieszały i gotowały
i próbowały, a potem zjadły z wielkim apetytem czeko(ladowy)-bu(dyń)-z-wani(liowym)- so(sem).
„A co stało się z Izą? Chciałaś mi o tym opowiedzieć!" „W pierwszym miesiącu
pisałyśmy sobie każdego dnia listy; w drugim co dwa dni; w trzecim raz w tygodniu.
A potem coraz rzadziej. Tak, to dziwne, ale nawet tego nie zauważyłyśmy, ponieważ obie
znalazłyśmy nowe przyjaciółki".
Hania milczała. Zastanawiała się... „Mogę zadzwonić do Zosi?", zapytała i nie
brzmiało to już tak rozpaczliwie, jak wcześniej.
„Ale nie chcę nowej przyjaciółki. Nie ma drugiej takiej, jak Zosia".
„Spokojnie poczekaj, nie gorączkuj się!", powiedziała babcia i dodała: „Na wszystko
przyjdzie czas". Wtedy Hania uśmiechnęła się. „Ty i te twoje powiedzonka". A potem
mocno przytuliła się do babci. „Dobrze, że mam przynajmniej ciebie!"
Kiedy minęło kilka tygodni, sytuacja wyglądała już zupełnie inaczej. Babcia
zadzwoniła do Hani, a ta opowiedziała jej od razu o najważniejszym wydarzeniu:
„Posłuchaj babciu, w mojej nowej klasie jest bardzo miła dziewczynka. Nazywa się
Luiza i jest teraz moją najlepszą przyjaciółką. Mamy też już swój zaszyfrowany kod.
I nauczyłam ją już czekobuzwaniso". „Budujecie szałas?". „Nie, bawimy się w inne
rzeczy". „A Zosia?". „Piszemy do siebie listy. Ona też ma już nową przyjaciółkę.
Muszę już iść, cześć!" Wtedy babcia, uspokojona, odłożyła słuchawkę.
Lim0nka