Perepeczko Andrzej - Dzika Mrówka i tajemnica U-2002.doc

(1004 KB) Pobierz
Dotychczas z serii książek o Dzikiej Mrówce ukazały się:



 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dotychczas z serii książek o Dzikiej Mrówce ukazały się:

1.              Dzika Mrówka i tam-tamy (1977 i 1982)

2.              Dzika Mrówka pod żaglami (1981)

3.              Podwodny świat Dzikiej Mrówki (1983)

4.              Dzika Mrówka i Jezioro Złotego Lodu (1985)


Andrzej  Perepeczko

Dzika Mrówka

i tajemnica U-2002

WYDAWNICTWO MORSKIE GDAŃSK 1987


Okładkę, stronę tytułową oraz ilustracje projektował Janus: Galiński

Rysunki w tekście wykonał Autor

Redaktor

Maria Aldona Kozłowska

Redaktor techniczny

Joanna Rostek

Korekta Alina Chybińska

ISBN 83-215-6632 - 4

©Copyright by Andrzej Perepeczko. Gdańsk 14X7

Wydawnictwo Morskie Gdańsk   1987

W ula nie pierwsze. Nakład 99 750 + 250 egz. Ark. wyd.   12.6 1.

Ark. druk.13. Oddano do składania we wrześniu   1986 r.

Podpisano do druku w czerwcu  1987 r. Papier offset. mat. V kl.

80 g rola 84 cm z Myszkowskich Zakładów  Papierniczych

Zam. nr 1920 86     M-l

Zakłady Graficzne w Gdańsku, ul. Trzy Lipy 3


WSTĘP,

dzięki któremu Czytelnik może poznać dotychczasowe przygody Dzikiej Mrówki, zresztą opisane dokładnie w książkach pt.: „Dzika Mrówka i tam-tamy”, „Dzika Mrówka pod żaglami”, „Podwodny świat Dzikiej Mrów­ki” oraz „Dzika Mrówka i Jezioro Złotego Lodu”

Marek, zwany przez rodzinę i kolegów Dziką Mrówką z racji niewielkiego wzrostu i niezwykłych pomysłów, które się bez przerwy rodziły w jego nadzwyczaj wybujałej fantazji i wyobraźni, mieszkał w dzielnicy Gdańska zwanej Oliwą. Razem z bratem Jarkiem, bliźniakiem zresztą, ale zupełnie do Marka niepodobnym, chodzili do jednej klasy i razem też grali w hokeja, tyle tylko że w różnych drużynach. W jednej Dzika Mrówka był napastnikiem, w drugiej Jego Brat (tak zwano Jarka) - bramkarzem.

Tata obu chłopców bliźniaków był ochmistrzem na statku, Mama - wielbicielką języka angielskiego. Starała się, z niecałkowitym jednakże powodzeniem, wpoić w swych synów zamiłowanie do tego języka.

Pewnego dnia, gdy Tata wrócił z rejsu, obaj chłopcy tak dokuczyli Mamie swymi pomysłami i swoim zachowaniem się (choć po prawdzie wszystkie pomysły były autorstwa Dzikiej Mrówki, a Jego Brat był tylko wiernym, choć nieco powolnym ich wykonawcą), że płacząc stwierdziła, iż ma wszystkiego dosyć i że nie może sobie absolutnie z nieznośnymi chłopakami poradzić.

Na takie dictum Tata zdecydował się osobiście zająć synami bliźniaka­mi, a że pływał na statku i akurat nie mógł zejść na urlop, postanowił zabrać chłopców w rejs, żeby ich mieć na oku.

Popłynęli tedy statkiem we trójkę: Tata, Dzika Mrówka i Jego Brat. Przed samym odjazdem Mama, którą chłopcy i Tata nazywali Micią, wcale nie była taka pewna, czy tak naprawdę miała wszystkiego dosyć i czy pomysł zabrania chłopców na statek byt najlepszym z życiowych pomysłów Taty.

Statek w swym rejsie odwiedził kolejno Londyn, Sewillę w Hiszpanii,

5


Safi w Maroko i port Kaolack w Senegalu. Londyn zwiedzili chłopcy dość dokładnie, ale najbardziej podobało im się muzeum techniki, do którego wielokrotnie wracali. W Sewilli byli na walce byków, która jednak nie bardzo im do gustu przypadła. W tejże samej Sewilli zauważyli podejrza­ny, ich zdaniem, statek o nazwie Torro i Dzika Mrówka postanowił na własną rękę śledzić członków jego załogi, która ani chybi trudniła się jakimiś ciemnymi sprawkami.

W morzu, w czasie przelotu z Sewilli do Safi, Dzika Mrówka i Jego Brat wdrapali się na maszt statku i dojrzeli stamtąd samotną łódź. Jak się potem okazało, była to uszkodzona łódź rybacka z prawie do cna wyczer­panym Arabem i jego rannym synem. Dzięki temu odkryciu, ratującemu życie ludziom, obaj chłopcy stali się sławni na statku i udało im się nawet uniknąć kary za samowolne wlezienie na maszt.

Po południu tego samego dnia statek ich dogonił tajemniczy stateczek Torro.

W Safi bracia mieli niezbyt przyjemną przygodę w meczecie, do któ­rego - jak się okazało - wstęp dla niewiernych był surowo zabronio­ny.

Po kilku dalszych dniach podróży dopłynęli wreszcie do Kaolacku w Senegalu, skąd w czasie wojny uciekły po upadku Francji dwa polskie statki: Cieszyn i Śląsk. A że właśnie na statku znajdował się bosman, który jako młody chłopak był członkiem załogi Cieszyna w 1940 roku, obaj bracia usłyszeli opowieść naocznego świadka o tej pełnej emocji sławnej ucieczce.

W Kaolacku znajdował się już tajemniczy Torro, Dzika Mrówka zatem i Jego Brat przystąpili do śledzenia załogi. Niewiele brakowało, aby się to dla nich bardzo smutnie skończyło. Na szczęście z groźnych opałów uratowała ich senegalska policja, która odstawiła obu domorosłych detek­tywów na statek i oddała w ręce na dobre już zaniepokojonego Taty.

Powrotną drogę do kraju obaj chłopcy spędzili pracując - jeden w dziale maszynowym, drugi na pokładzie statku - w Tacie bowiem obu­dził się nagle niezwykle pedagogiczny talent i postanowił swych synów wychować przez pracę. Wtedy obaj bracia poznali, że praca na statku wcale nie należy do łatwych i że marynarze nie tylko pływają, opalają się i zwiedzają cały świat.

W Gdańsku czekała na swych chłopców stęskniona Mama, która już

6


dawno zapomniała, że miała zupełnie dosyć i obaj bracia bliźniacy doszli, tym razem zgodnie o dziwo, do wniosku, że

WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU NAJLEPIEJ!

Po powrocie z rejsu obaj chłopcy spóźnili się o parę dni na rozpoczęcie roku szkolnego. Dzika Mrówka postanowił wykorzystać tę okoliczność i ułożył błyskawicznie plan, zgodnie z którym profesorowie nie mieli mieć w tym dniu żadnych zajęć w ich klasie. Wszystkie lekcje biorę na siebie - oświadczył swym koleżankom i kolegom Dzika Mrówka.

Przemyślnie ułożony program działania udał się tylko po części, bo­wiem Pan od Przyrody zdemaskował Marka, gdy go zbyt poniosła bujna fantazja i gdy mocno przeholował w opowiadaniu niestworzonych przy­gód, które miały rzekomo wydarzyć się w ciągu rejsu. Cała klasa śmiała się z Dzikiej Mrówki, a w obronę wzięła go tylko jedna z koleżanek o imieniu Ulka.

W okresie Świąt Bożego Narodzenia, które Tata spędził razem z całą rodziną na lądzie, ojciec zabrał Dziką Mrówkę na doroczne spotkanie Klubu Kaphornowców, do którego mogą należeć tylko ci z żeglarzy, któ­rzy na żaglach opłynęli przylądek Horn, jeden z najbardziej burzliwych przylądków świata. Pod wpływem tego spotkania Marek zainteresował się żeglarstwem, zaczął czytać książki na ten temat, poznawał tajniki astro­nomii i w konsekwencji zarzucił swą dawną pasję, czyli hokej, i zapisał się do klubu żeglarskiego.

W klubie zaczęło się szkolenie teoretyczne i pierwsze prace przy jach­tach na przystani. Początki były trudne i mało efektowne, trzeba było bowiem jachty czyścić, skrobać i malować, a pływanie pod białymi żag­lami stawało się coraz bardziej odległe. Mimo trudności Dzika Mrówka zawsze pełen był najrozmaitszych pomysłów, kreślił wciąż na mapach trasy swych przyszłych rejsów i snuł niezbyt realne marzenia, a tymcza­sem - na co dzień - skrobał jachtowe burty, szpachlował, splatał linki czy też szył żagle. Wreszcie nadszedł dzień, kiedy Marek wypłynął w swój pierwszy rejs, w czasie którego sam sterował i sam prowadził swą łódź. Niedaleki to co prawda był rejs, bo tylko po wodach basenu jachtowego, ale chłopiec po raz pierwszy spostrzegł, że łódź posłuszna jest każdemu ruchowi jego ręki, że to on kieruje, po raz pierwszy naprawdę ŻEGLU­JE!

Po pewnym czasie Dzika Mrówka został wyróżniony - wyznaczono go

7


na zawodnika regat jednoosobowych łodzi żaglowych zwanych bardzo ładnie Optymistami. Regaty miały bardzo dramatyczny przebieg, bo w momencie kiedy Marek już, już miał wyjść na czoło wyścigu, łódź jego wywróciła się wskutek nieuwagi chłopca i oczywiście tym samym stracił on wszelkie szanse w wyścigu.

Mimo tego pierwszego niepowodzenia Marek brał udział również i w innych kolejnych wyścigach, a po pewnym czasie został w nagrodę wy­brany do załogi pełnomorskiego jachtu w rejsie bałtyckim. W czasie pod­róży Dzika Mrówka spróbował po raz pierwszy niezwykle trudnej - jak się okazało- sztuki kucharzowania na jachcie.

W swym rejsie jacht o wdzięcznej nazwie Stella Polaris odwiedził Rygę i Leningrad. W drodze powrotnej żeglarzy złapał sztorm, który zag­nał jacht aż pod brzegi szwedzkie. Tam, w nocy i w sztormie, Dzika Mrówka zauważył czerwony błysk rakiety. To mógł być ktoś wzywający pomocy!

Stella Polaris ruszyła na ratunek i nad ranem odnaleziono jacht, a przy nim trzymających się resztkami sił młodych rozbitków. W czasie akcji ratunkowej szczególnie wyróżnił się Marek, który nie bacząc na niebezpieczeństwo wskoczył do wody i uratował kilkunastoletnią dziew­czynę, Szwedkę o imieniu Ulla.

Polski jacht z uratowaną załogą wpłynął do portu w Sztokholmie, gdzie rodzice rozbitków przyjęli polskich żeglarzy niezwykle gościnnie i ser­decznie. W czasie zwiedzania zabytków tego pięknego portu, Wenecji Północy, Dziką Mrówkę tak zafascynował widok żaglowca Vasa sprzed przeszło 300 lat, wydobytego w całości z dna morskiego, że stwier­dził: Pływanie pod żaglami to jest na pewno bardzo fajna sprawa,

ale

PODWODNE POSZUKIWANIA ARCHEOLOGICZNE TO JEST

WŁAŚNIE TO!!!

Gdy jacht Stella Polaris powrócił do portu z bałtyckiego rejsu, żegla­rzy czekało uroczyste powitanie, a dowódca jachtu, czyli Kapitan Filip oraz Dzika Mrówka otrzymali medale za ratowanie życia. Na chłopca czekała na przystani Mama z drugim ze swych synów bliźniaków i kole­żanką klasową obu - Ulką.

Opowiadając o swych żeglarskich przygodach Dzika Mrówka bardzo dużo miejsca poświęcił sprawom różnorodnych prac podwodnych i po­szukiwaniom zatopionych statków.

8


Płetwonurkowanie stało się kolejna pasją Marka i już w kilka tygodni później chłopak zapisał się do odpowiedniego klubu na kurs, na którym miano go nauczyć właśnie swobodnego nurkowania.

Zajęcia w klubie prowadził Pan Wojtek, w cywilu inżynier elektronik i starszy asystent w gdyńskiej Szkole Morskiej, a jedną z klubowych kole­żanek na tym samym kursie okazała się - ku zaskoczeniu Marka - Ulka.

Po ukończeniu kursu płetwonurkowego klasa obu braci bliźniaków wyjechała na wycieczkę krajoznawczą do Gniewu, Kwidzyna, Chełmna. Torunia i Płocka. W Płocku w siedzibie tamtejszego Towarzystwa Nau­kowego Dzika Mrówka usłyszał historię przypadkowego odkrycia bardzo starego dokumentu, w którym jest wzmianka o starodawnym grodzisku zatopionym wraz z wyspą na jakimś jeziorze.

Marek i Ulka z miejsca zapalili się do poszukiwań Zatopionej Wyspy i wczesnosłowiańskiego grodziska.

Następnego lata Pan Wojtek zorganizował obóz płetwonurkowy nad jeziorem, co do którego istniało dość uzasadnione przypuszczenie, że właśnie tam mogło się kryć tajemnicze grodzisko, i rozpoczęto systema­tyczne poszukiwania podwodne.

W czasie trwania obozu jego uczestnicy, wśród których znaleźli się Dzika Mrówka i Ulka, pomogli przy żniwach rodzinie starych kaszub­skich gospodarzy oraz wzięli udział w akcji przeciwpowodziowej podczas gwałtownej nocnej burzy. W obu wypadkach młodzi poszukiwacze zato­pionej wyspy napotkali pewne ślady świadczące, że istotnie gdzieś w pobliżu mogło znajdować się przedhistoryczne grodzisko.

Intensywne poszukiwania trwały w dalszym ciągu, początkowo jednak wody jeziora pilnie strzegły swej tajemnicy.

Pewnego dnia Ulka oddaliwszy się samowolnie ze swego rejonu w pogoni za olbrzymim węgorzem, natrafiła na szczątki skrytych pod wodą fundamentów drewnianych budowli z dębowych potężnych bali. Tym samym Ulka stała się bohaterką podwodnych poszukiwań, a zatopione pragrodzisko zaliczono do głównych sensacji archeologicznych roku.

W nagrodę za swe odkrycie Ulka znalazła się w ciągu najbliższych wakacji wraz z Dziką Mrówką, kilkoma innymi klubowymi kolegami i Panem Wojtkiem w składzie załogi jachtu Swantewid w Jugosławii. Podczas pobytu na Adriatyku  młodzi żeglarze przeprowadzali  intensywny trening

9


płetwonurkowy w ciepłych, przejrzystych wodach tego morza.

Zwiedzanie dalmatyńskiego wybrzeża zaczęto od Dubrownika, dal­szym etapem adriatyckich wakacji była niezwykle malownicza i równie ciekawa Boka Kotorska.

W Kotorze czekał na załogę Swantewida przyjaciel Pana Wojtka i Kapitana Filipa, wesoły olbrzym Stanko Milević, czyli inaczej Stanko od Kotora. On to pokazał młodym Polakom piękno Czarnogóry, za­wiózł ich do dawnej stolicy Cetynii i do pięknych nadmorskich miaste­czek: Świętego Stefana i Budwy, on też obwoził ich po najrozmaitszych zakamarkach Zatoki Kotorskiej.

Beztroski odpoczynek załogi Swantewida został brutalnie przerwany silnym...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin