DAPHNE DU MAURIER REBEKA Prze�o�y�a Eleonora Romanowicz-Podoska Tytu� orygina�u Rebecca S�owo wst�pne Daphne du Maurier, popularna wsp�czesna pisarka angielska, mistrzyni psychologicznego romansu sensacyjnego, urodzi�a si� w Londynie 13 maja 1907 roku. By�a c�rk� Sir Geralda du Maurier, znanego londy�skiego aktora i re�ysera teatralnego, i wnuczk� George'a L.P. Busson du Maurier, ilustratora ksi��ek i autora opowiada�, pary�anina z miejsca urodzenia, a potem ju� do ko�ca �ycia londy�czyka. Panna Daphne ros�a wi�c w rodzinie francusko-angielskiej, po�r�d artyst�w, nasi�kaj�c mi�o�ci� do sztuki i rzetelnym, praktycznym znawstwem dzie� literackich, teatralnych, malarskich, muzycznych... Pierwsze nauki pobiera�a prywatnie, w domu, dalsze w Pary�u. W roku 1932 po�lubi�a Sir Fredericka Browninga, genera�a-lejtnanta. Niebawem zosta�a matk� trojga dzieci. Wcze�niej jednak sta�a si� pisark�. W roku 1931 opublikowa�a pierwsz� swoj� powie�� � The Loving Spirit, w roku 1932 nast�pn� � ?11 Never Be Young Again (polski przek�ad pt. Ju� nigdy nie b�d� m�ody, 1939), a potem dalsze, ale pierwszy wielki sukces pisarski osi�gn�a w roku 1936, kiedy wyda�a Jamaica Inn (polski przek�ad pt. Ober�a na pustkowiu, 1976), frapuj�c� opowie�� o rozbitkach i przemytnikach z wybrze�a kornwalijskiego. S�aw� sw� jednak zawdzi�cza Daphne du Maurier Rebece, powie�ci z roku 1938 (tytu� oryginalny: Rebecca), mocno dzi� staro�wieckiej, a przecie� wci�� bardzo atrakcyjnej w swej gotyckiej stylistyce, z romantycznym sztafa�em, z wielkim angielskim panem w roli g��wnej, z niewinn� i uroczo naiwn� dziewczyn� u jego boku, z demoniczn� pani� w jego przesz�o�ci, z niesamowit� zarz�dczyni� jego zamku, z przystani� nad brzegiem morza i z jachtem w owej przystani, gdzie dokona�a si� zbrodnia, z pomylonym jako jedynym �wiadkiem zbrodni, z nikczemnym szanta�yst�, usi�uj�cym oskar�y� o zbrodni� pana � s�owem, z tym wszystkim, co jest w powie�ci t�em wielkiej nienawi�ci i wielkiej mi�o�ci, upadku, zbrodni i ocalenia przez mi�o��. Po Rebece Daphne du Maurier napisa�a jeszcze wiele romans�w historycznych i sensacyjnych, spo�r�d kt�rych wymieni� trzeba co najmniej Hungry Hill (1943), The King's General (1946; polski przek�ad pt. Genera� Jego Kr�lewskiej Mo�ci, 5 1?4?), ?? Honsiu ?????? ^????;, ???? ??? (????). rsie aorownywaiy ouc ?? Ober�y ?? pustkowiu, ani Rebece, ale cieszy�y si� nie mniejsz� ni� tamte bestsellery poczytno�ci�, chocia�by ze wzgl�du na �dobr� mark�" autorki. A doda� trzeba, �e s�aw� Daphne du Maurier pomna�a�y adaptacje filmowe i teatralne, a tak�e telewizyjne Rebeki, Ober�y na pustkowiu, Mojej kuzynki Racheli... Do dzi� ogl�damy je na ekranach du�ych i ma�ych z zainteresowaniem, co �wiadczy o �ywotno�ci romansu i talencie pisarki. Daphne du Maurier zmar�a niedawno, w KornwaUi. Pozostawi�a po sobie oko�o trzydziestu ksi��ek, nie tylko beletrystycznych (powie�ci, zbior�w opowiada�, dramat�w), ale tak�e innych, na przyk�ad literacki portret ojca, pt. Gerald, lub portret swej francusko-angielskiej rodziny, pt. The du Mauriers. Wszystkie te ksi��ki okre�laj� j� jako pisark� popularn� wysokiej rangi artystycznej. Maria Jentys Rozdzia� I �ni�o mi si� tej nocy, �e znowu by�am w Manderley. Wydawa�o mi si�, �e stoj� przed bram� z kutego �elaza prowadz�c� do alei wjazdowej, nie mog� jednak wej��, gdy� brama jest zamkni�ta. Wisi na niej �a�cuch z k��dk�. We �nie zawo�a�am dozorc�, ale nikt si� nie odezwa�, a gdy zajrza�am przez zardzewia�e sztachety, zobaczy�am, �e domek dozorcy jest nie zamieszkany. Z komina nie unosi� si� dym, ma�e okienka zia�y pustk�. Nagle, jak to bywa we �nie, zosta�am obdarzona nadprzyrodzon� moc� i przenikn�am jak duch przez bram� zagradzaj�c� mi drog�. Aleja wjazdowa wi�a si� jak dawniej, wieloma skr�tami, ale id�c po niej u�wiadomi�am sobie, �e jednak co� si� zmieni�o. Teraz aleja by�a w�ska, zapuszczona, niepodobna do tej, jak� znali�my przed laty. Najpierw dziwi�o mnie to i zastanawia�o, dopiero gdy schyli�am g�ow�, by nie uderzy� si� o nisko zwisaj�c� ga���, zrozumia�am, co si� tu sta�o. Natura obj�a wszystko ponownie w swoje posiadanie, powoli zagarniaj�c alej� swymi podst�pnymi mackami. Lasy, kt�re zawsze nam zagra�a�y, wreszcie odnios�y zwyci�stwo. Tworzy�y ciemn�, nieprzeniknion� g�stwin� po obu stronach alei. Buki o bia�ych, nagich pniach chyli�y si� ku sobie, a ga��zie splecione w dziwnym u�cisku tworzy�y nad moj� g�ow� �uk niby sklepienie nawy ko�cielnej. By�y tam tak�e inne, nie znane mi drzewa, skar�owacia�e d�by i powykrzywiane wi�zy o konarach sczepionych silnie z ga��ziami buk�w. Wyros�y one na tej ziemi, a w�r�d nich olbrzymie krzewy i r�ne ro�liny, kt�rych dawniej nie by�o. Aleja wi�a si� teraz jak wst��ka. Znikn�� �wir, powierzchni� poros�a trawa i mech. Po dawnej alei pozosta�o tylko wspomnienie. Ga��zie drzew zwisa�y nisko, utrudniaj�c przej�cie. Pokr�cone korzenie przypomina�y gigantyczne szpony. Tu i �wdzie w�r�d tej d�ungli rozpoznawa�am krzewy, kt�re za naszych czas�w stanowi�y ozdob� parku � hortensje, pi�kne 7 ????? sziuki ogroumczcj, siyiu^c ix: swycn wspaniaiycn ?????????? kwiat�w. Nie przycinane r�k� ludzk� zdzicza�y i wybuja�y do potwornej wysoko�ci, bezkwietne, czarne i brzydkie jak rosn�ce obok nich nieznane intruzy. Coraz dalej i dalej, to na wsch�d, to na zach�d, wi�a si� n�dzna �cie�ynka, kt�ra ongi� by�a nasz� alej� wjazdow�. Niekiedy my�la�am, �e ca�kowicie zanik�a, lecz pojawia�a si� znowu spod zwalonego pnia lub przebija�a przez b�otnisty r�w powsta�y po zimowych deszczach. Nie przypuszcza�am, �e aleja jest a� tak d�uga. Widocznie mile pomno�y�y si� podobnie jak drzewa, a �cie�ka wiod�a nie do domu, lecz do jakiego� labiryntu, do dzikiej g�stwiny. Nagle przede mn� ukaza� si� dom, do ostatniej chwili ukryty przez niezwykle wybuja�y, ogromny krzew, rozrastaj�cy si� na wszystkie strony. Sta�am z bij�cym sercem i czu�am, jak do oczu nap�ywaj� mi �zy. To by�o Manderley, nasze Manderley, tajemnicze i ciche jak zawsze. Szare mury l�ni�y w ksi�ycowym blasku mojego snu, w gotyckich oknach odbija� si� zielony trawnik i taras. Czas nie m�g� zniszczy� doskona�ej proporcji budowli ani samego po�o�enia domu, kt�re mo�na przyr�wna� do klejnotu umieszczonego we wg��bieniu d�oni. Taras schodzi� na trawniki ci�gn�ce si� a� do morza. Gdy si� odwr�ci�am, ujrza�am srebrn� tafl� wody zastyg�� w �wietle ksi�yca, podobn� do g�adkiej powierzchni jeziora. Najl�ejsza fala nie marszczy�a tej tafli widzianej we �nie, ani jedna chmurka, gnana wiatrem z zachodu, nie zaciemnia�a jasno�ci bladego nieba. Odwr�ci�am si� znowu w stron� domu i cho� sta� nietkni�ty, jakby opuszczony dopiero wczoraj, spostrzeg�am, �e i ogr�d, podobnie jak lasy, uleg� prawu d�ungli. Rododendrony wysoko�ci pi��dziesi�ciu st�p, oplecione paprociami, zwar�y si� w u�cisku z nieznanymi n�dznymi krzewami, kt�re natr�tnie czepia�y si� ich korzeni, jak gdyby �wiadome swego gorszego pochodzenia. Bez z��czy� si� z miedzianym bukiem, a z�o�liwy^ bluszcz, odwieczny wr�g pi�kna, oplata� t� par�, wi���c j� jeszcze silniej i pozbawiaj�c wolno�ci. Bluszcz panowa� niepodzielnie w opuszczonym ogrodzie. Jego d�ugie p�dy pe�zn�ce po trawnikach wkr�tce wedr� si� na dom. Zobaczy�am r�wnie� jak�� zdzicza�� ro�lin� le�n�, kt�rej nasiona niegdy� rozsia�y si� pod drzewami. Teraz maszeruj�c razem z bluszczem, zdzicza�e le�ne ro�liny, podobne do ogromnego rabarbaru, wpe�za�y w ca�ej swej brzydocie na soczyst� traw�, w kt�rej zwykle kwit�y �onkile. Wsz�dzie ros�y pokrzywy, przednia stra� armii d�ungli. Smuk�e 8 cnwasty waany si� na taras, pokryty �cie�ki, podesz�y nawet pod okna domu. Nie by�y czujnymi stra�nikami, gdy� w wielu miejscach szeregi ich przerwa�a ro�lina podobna do rabarbaru. Pokrzywy le�a�y ze zgniecionymi wierzcho�kami i suchymi �odygami, tworz�c przej�cia dla kr�lik�w. Z alei wesz�am na taras, gdy� pokrzywy nie stanowi�y dla mnie we �nie przeszkody. Sz�am jak zaczarowana, nic nie mog�o mnie powstrzyma�. Blask ksi�yca przedziwnie oddzia�ywa na wyobra�ni�, nawet na wyobra�ni� �pi�cego. Gdy tak sta�am w milczeniu, bez ruchu, mog�abym przysi�c, �e dom nie jest pust� skorup�, lecz �yje dawnym �yciem. �wiat�o pada�o z okien, firanki porusza� lekko podmuch nocnego wiaterku, a tam w bibliotece z pewno�ci� drzwi s� na wp� uchylone, tak jak je zostawili�my wychodz�c. I moja chustka zapewne le�y na stole przy wazonie z jesiennymi r�ami. W pokoju powinny znajdowa� si� �lady naszej obecno�ci. Ma�y stos ksi��ek z czytelni przygotowanych do zwrotu, porzucony egzemplarz �Timesa". Popielniczki z niedopa�kami, poduszki le��ce na fotelach, na kt�rych wyra�nie widniej� wg��bienia odci�ni�te przez nasze g�owy, k�ody �arz�ce si� a� do rana na kominku. I Jasper, kochany Jasper, z oczami pe�nymi wyrazu, z obwis�ymi wargami, wyci�gni�ty na dywanie, stukaj�cy ogonem o pod�og� na odg�os krok�w swego pana. Ob�ok, dotychczas niewidoczny, przes�oni� ksi�yc niby r�ka zakrywaj�ca twarz. Z�udzenie prys�o i �wiat�a w oknach pogas�y. Patrzy�am na opuszczony dom. Teraz nie by�o ju� w nim �ycia, nie nawiedza�y go duchy i szept przesz�o�ci nie rozbrzmiewa� w�r�d pustych �cian. Dom ten by� grobowcem. Nasz strach i cierpienia pogrzebane zosta�y w jego ruinach. I ju� nie zmartwychwstan�. Gdy wspomn� Manderley, nie b�dzie we mnie goryczy. B�d� my�le� o takim Manderley, jakim by�oby, gdybym tam mog�a �y� bez strachu. B�d� wspomina� ogr�d r�any w lecie, ptaki �piewaj�ce o �wicie, podwieczorki pod kasztanem i szum morza dobiegaj�cy z oddali. B�d� my�le� o kwitn�cych bzach i Dolinie Szcz�cia. S� to warto�ci trwa�e, kt�re nie mog� zanikn��. S� to wspomnienia, kt�re nie sprawiaj� b�lu. Postanowienia te powzi�am we �nie, podczas gdy ob�ok przes�ania� tarcz� ksi�yca, bo podobnie jak wi�kszo�� �pi�cych ludzi wiedzia�am, �e to jest sen. W rzeczy...
Nashea2