Rozdział 26: Magia imienia
– Leta, wstawaj.
– Nie.
– No już, wstawaj, bo się spóźnisz.
– Nie obchodzi mnie to.
– A powinno, bo zaraz użyję ciężkiego sprzętu.
– Użyjesz czego? – Aleta otworzyła oczy i zamarła. Syriusz trzymał w rękach wiadro i machał nim na boki – było wypełnione czymś po brzegi.
Aleta wyskoczyła z łóżka, a mężczyzna rzucił zawartość wiadra w jej kierunku.
Kilka starych szmat wypadło z pojemnika i wylądowało na łóżku.
– To była sztuczka? Ty, ty… ty wredny… ty huncwocie, ty!
Syriusz zachichotał.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Poza tym podziałało, prawda? Wstałaś, i to w samą porę. Masz jeszcze pół godziny.
Aleta rzuciła mężowi mordercze spojrzenie i zatrzasnęła za sobą drzwi do łazienki.
~~oOo~~
– Ronald, wstawaj.
– Mmm…
– No dalej, śniadanie gotowe.
– Hę? – Molly Weasley obserwowała z rozbawieniem, jak słowo „śniadanie” docierało powoli do jej zaspanego syna. – Śniadanie?
– Zgadza się, śniadanie. Pozostali są już w kuchni, więc jeśli zaraz nie wstaniesz, nic dla ciebie nie zostanie.
– Okej. – Pięciolatek ziewnął szeroko, zasłaniając usta dłonią, po czym wyślizgnął się spod kołdry, przywitał mamę tradycyjnym, porannym uściskiem i udał się na poszukiwanie czystych skarpetek.
– Neville, wstawaj.
Chłopiec ziewnął.
– Tak, babciu – mruknął pod koniec ziewnięcia.
– Idziemy dzisiaj na Pokątną, więc lepiej się pospiesz. Śniadanie będzie za dziesięć minut, masz być już gotowy. Rozumiesz?
– Rozumiem. – Neville usiadł, przetarł oczy i wygramolił się ze swojego dużego łóżka, kiedy babcia zamknęła trzeszczące drzwi do sypialni chłopca z głośnym trzaśnięciem.
– Dudley, wstawaj.
Chłopiec jęknął.
– Nie chcę – mruknął z rozdrażnieniem.
– Nie obchodzi mnie to. No już – powtórzyła matka zastępcza chłopca. – Jest już wpół do dziewiątej, najwyższy czas, żeby wstać. Dzisiaj czeka nas pracowity dzień – idziemy na zakupy, to po pierwsze, więc przyda nam się dodatkowe kilka godzin. No już, wstawaj, śniadanie będzie gotowe za kilka minut.
Dudley wymruczał coś pod nosem, jednak doświadczenia kilku ostatnich miesięcy mówiły mu, że jeżeli nie wstanie, jego nowa mama siłą wyciągnie go z łóżka, a poza tym nie pozwoli mu zjeść dzisiejszej porcji słodyczy. Usiadł i powoli wygramolił się z łóżka.
Zajmowało to mniej czasu i wysiłku niż wcześniej – ścisła dieta, nadzorowana przez jego rodzinę zastępczą, oraz dużo ruchu w formie lekkich prac domowych i innych czynności spowodowały to, czego nie dały nawet ubóstwo i kiepskie jedzenie podczas mieszkania z matką i przenosin od hotelu do hotelu i od jednego zaniedbanego mieszkania do drugiego – Dudley znacznie schudł. Co więcej, z zaskoczeniem stwierdził, że mógł zobaczyć swoje stopy, kiedy stał.
Mimo to, traktowali go okropnie – stwierdził Dudley, kiedy się ubierał. Za każdym razem, kiedy o coś prosił, jego rodzina zastępcza mówiła nie. Jeżeli prosił o przekąskę, albo o nową zabawkę, albo o zwolnienie z obowiązków domowych, odpowiedź była zawsze taka sama: „Nie.” Jęczenie, narzekanie, prośby i błagania, a nawet ataki wściekłości, które prawie zawsze działały na jego matkę, nadal otrzymywały tę samą odpowiedź: „Nie, Dudley, nie.”
Kiedy dorosnę – zdecydował Dudley – odniosę sukces. Będę bogaty i będę miał dużą władzę. Wtedy nikt nie będzie mi nigdy więcej mówił „nie”.
Zanim zegar wybił za piętnaście dziewiąta, trójka dorosłych członków Sfory, którzy pracowali poza domem, opuściła mieszkanie. Aleta korzystała z kominka lub aportowała się do pracy. Danger zazwyczaj szła na piechotę, ponieważ księgarnia, w której pracowała, znajdowała się niedaleko Jaskini, a ona lubiła spacery. Remus jechał do pracy samochodem i jak zwykle parkował na parkingu dla pracowników za sklepem.
Po wejściu do sklepu stał się świadkiem czegoś, co bez wahania nazwałby zażartą kłótnią, gdyby nie to, że kłócący się byli jego przyjaciółmi. Sue – koleżanka Remusa z sekcji z pieczywem – i Mica z działu warzywnego często się przekomarzali na przeróżne tematy. Dzisiaj na tapecie były książki.
– … jak właśnie ci usiłuję powiedzieć, nigdy nie słyszeli o tej kobiecie – mówił Mica, kiedy Remus przestąpił próg. – A to jest największa księgarnia w Londynie! Jeżeli oni o niej nie słyszeli, wcale nie jest taka dobra!
Sue westchnęła.
– A ja ci usiłuję powiedzieć, że nie da się znaleźć jej książek w pierwszej lepszej księgarni. To są książki luksusowe. Obiecałam ci, że ci ją pożyczę, jak skończę…
– A co jeśli nie chcę czekać, aż skończysz ją czytać? – wtrąciła się Mica. – Co jeśli chcę ją przeczytać teraz? Dobrze wiem, jakie jest twoje tempo czytania. Dwa lata temu pożyczyłam ci książkę i nadal mi jej nie oddałaś!
– Oddałam.
– Nie oddałaś.
– Dzień dobry – powiedział Remus, zakładając sklepowy fartuch. Obie kobiety odwróciły się do niego.
– John, rozwiąż dla nas pewną sprawę – powiedziała Sue. – Słyszałeś o pisarce Valentinie Jett?
Całe dzieciństwo spędzone na utrzymywaniu rzeczy w tajemnicy okazuje się bardzo użyteczne, kiedy nie mogę sobie pozwolić na okazanie prawdziwych uczuć – pomyślał Remus. Miał ochotę się roześmiać, jednak jedynie odpowiedział spokojnym tonem:
– Ależ oczywiście. Tak po prawdzie, moja żona jest jej wielką fanką. Skąd to pytanie?
– Bogu niech będą dzięki! – Sue podniosła ręce do góry, jakby świętowała zwycięstwo. – Widzisz, Mica, John też o niej słyszał. Naprawdę jest dobra. Zbliżają się twoje urodziny – kupię ci „Szczęśliwe zakończenie” na prezent. Na pewno ci się spodoba.
– A gdzie podział...
adamus028