AA HP i Prawo Krwi 1-20.rtf

(258 KB) Pobierz

Harry Potter.

 

Ma 16 lat. Złoty Chłopiec, Wybawiciel świata czarodziejów, pupilek Dumbledora...lecz czy na pewno? Zostaje zdradzony przez tych, którym ufał. Jego światopogląd ulega zmianie. Staje się buntownikiem, a to dopiero początek. Kto okaże się jego przyjacielem, a kto wrogiem?

 

Lord Voldemort.

 

Okrutny psychopata próbujący zapanować nad światem? Akurat! Dzięki pewnemu pradawnemu rytuałowi powraca do swojego 20 - letniego "ja". Wprawdzie chce władzy jednak jest inny niż go opisuje Dumbledore. Jest bardzo inteligentny i sprytny oraz posiada ogromną charyzmę. Skoro plany zabicia Pottera spełzły na niczym postanawia przeciągnąć chłopaka na swoją stronę... jest jednak kilka "ale".

 

Diana Rise. Ma 16 lat. Nowy nabytek Hogwartu, a przede wszystkim nowa przyjaciółka Harry'ego Pottera. Bardzo bezpośrednia i sprytna osóbka. Robi co chce. Nie da sobie wciskać kitu. Zawsze wie czego chce i uparcie dąży do celu.

 

Luke Valentine. Ma 16 lat. Przeniósł się do Hogwartu z Dumstrangu. Beztroski i spontaniczny. Nowy przyjaciel Harry'ego. Nienawidzi Hermiony i Rona.

 

Vera. 700 - letnia wampirzyca. Mieszka na odludziu niedaleko małej wioski Walkestone. Zna się na czarnej magi,okultystce oraz zielarstwie. Lepiej z nią nie zadzierać.

 

 

PROLOG

 

 

 

Żyjesz. W swej naiwności wierzysz w ocalenie, mimo że twe ciało zwija się z bólu. Boisz się. Nie warto temu zaprzeczać, w końcu jesteś tylko człowiekiem. Umierasz. Ci, którym ufałeś, skazali Cię na śmierć. Czekasz. Każda sekunda zdaje się być wiecznością, a ratunek nie nadchodzi. Modlisz się. Bogowie Cię nie słyszą. Jesteś tylko ty. Sam na sam z cierpieniem. I oni. Obserwują Cię, szydzą, śmieją się. Zadają ból. Uwolnij się. Zerwij kajdany, którymi spętano twą wolną wolę. Stań się. Niech ogień trawiący twój umysł da Ci początek. Nie szukaj. To co zwiesz prawdą jest  tylko złudzeniem więc jej nie znajdziesz. Ukarz. Nie kaci poznają twój gniew. Amen.

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

Mieszkańcy Privet Drive, pochowani w swoich przytulnych domach, śledzili w telewizji prognozy pogody. Od kilku dni nieprzerwanie trwało oberwanie chmury. Deszcz lał się strumieniami. Można było odnieść wrażenie, że to niebo płacze nad światem. A może nad chłopakiem snującym się samotnie po szarych uliczkach? Harry Potter zdawał się nie zauważać panującej pogody. Przemoczony do suchej nitki wlókł się wolno przed siebie. Zachmurzone sklepienie idealnie oddawało jego nastrój. Jeszcze kilkanaście minut temu, ukryty w swoim pokoju, przeglądał album ze zdjęciami. Najwięcej czasu poświęcił fotografii z wesela rodziców. Byli tam wszyscy. James, Lily, Remus i …Syriusz. Harry wciąż nie mógł pogodzić się ze śmiercią ojca chrzestnego. Prawdopodobnie spędził by cały wieczór na wpatrywaniu się w uśmiechnięte twarze bliskich mu osób, gdyby nie ciotka Petunia. Kobieta po prostu wparowała do jego sypialni i oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu, że potrzebuje beconu oraz chipsów ponieważ cytując:” Dudzi zażyczył sobie je dzisiaj zjeść”. Chcąc nie chcąc Harry powlekł się do sklepu znajdującego się 2  kilometry od Privet Driver. Dzięki Bogu, jeszcze dwa tygodnie i ktoś mnie stąd zabierze. Brakuje tylko bym złapał zapalenie płuc na tym cholernym deszczu. Muszę wytrzymać…Dumbledore obiecał mi, że drugą połowę wakacji spędzę z Wesleyami, prawda? Ale czy mogę mu zaufać? Znowu to robią. Nikt mi nic nie mówi! Zatopiony we własnych myślach przemierzał ulice zalane wodą. Jego adidasy już dawno zrobiły się w środku mokre. Przecież, wystarczyło by kilka słów i Syriusz mógłby żyć. Gdybym mógł tylko cofnąć czas. A niech to! Że też Hermiona nie ma już zmieniacza czas! Nie no…znowu się obwiniam…no tak przecież to moja wina! Ten jeden jedyny raz ,odpukać, zgadzam się z tym starym nietoperzem Snapem. Bezmyślna gryfońska odwaga jest…Niespodziewanie wpadł na coś. A raczej na kogoś. Uniósł głowę by wyjąkać jakieś przeprosiny, jednak gdy ujrzał kogo ma przed sobą zamarł.

- No proszę, proszę kogo my tu mamy? - zakpił głos z pod maski.

- Czarny Pan nieźle nas wynagrodzi - zarechotał inny.

Przed chłopakiem stała bowiem czwórka śmierciożerców.

- Ategomoon!*

Ostatnią rzeczą jaką zamglony umysł nastolatka wychwycił był błękitny strumień światła pędzący w jego stronę.

 

***

 

Voldemort stał pośrodku symbolu przypominającego pentagram. Cały wzór narysowany był krwią. Wokół ramion gwiazd widniały słowa w dziwnym języku. Mężczyzna wykonał kilka skomplikowanych gestów nucąc przy tym pod nosem. Jeszcze kilka dni. Pomyślał. Jeszcze trochę cierpliwości, a rytuał się dopełni. Jesteś już martwy miłośniku dropsów,M - A - R - T - W - Y! Tylko ty jeszcze o tym nie wiesz.

 

 

***

 

Harry ocknął się w dziwnym pomieszczeniu. Panował w nim mrok i zaduch. Po wilgotnej podłodze chodziły szczury. Jednak te ssaki nie były jedynymi żywymi istotami w pokoju.

- Śpiąca królewna się obudziła?

Ręka Harry’ego sięgająca do kiszeni po różdżkę natrafiła na pustkę.

- Szukasz czegoś? - spytał beznamiętny głos.

- Mały chłopczyk zgubił swoją zabaweczkę?

Jeden ze śmierciożerców poszedł do chłopaka i chwytają go za włosy kopnął z całej siły w brzuch.

- Tak się składa, że Czarny Pan jest zajęty, ale nie martw się, my już Ci dotrzymam y towarzystwa - mężczyzna splunął na twarzy zwijającego się z bólu Pottera.

- Witaj w piekle przebrzydły bachorze.

 

 

* zaklęcie mego autorstwa, obezwładniające przeciwnika...coś jak natychmiastowa narkoza.

 

             

Rozdział 2

 

- Mamo…kiedy on wróci z chipsami - jęknął Dudley, po czym teatralnie osunął się po oparciu kanapy. Jego podobieństwo do góry galarety było w tym momencie uderzające.

- Dudziaczku,proszę nie denerwuj się. Powinien już dawno wrócić. Nie wiem gdzie ten chłopak się szwęda.

- Niech tylko smarkacz wróci, już mu ja przypomnę jak działa zegarek - burknął wuj Veron znad gazety. Niebo za oknami przecięła błyskawica. Dudley ponownie utkwił prosiakowate oczka w ekranie telewizora.

 

***

 

Spotkanie Zakonu przeciągało się niemiłosiernie. Od kilku godzin jego członkowie zachodzili w głowę co też planuje Voldemort. Kilka tygodni temu Śmierciożercy wykazywali wzmożoną aktywność. Co więcej ukradli kilka nietypowych przedmiotów, nie mających związku ze sobą. Aczkolwiek od kilku dni…nic, zero, null. Kompletna cisza po stronie czarnych.

Severus Snape miał już tego dość. Od samego rana wysłuchiwał dziwacznych pomysłów MMD*jak w myślach zwykł nazywać Zakon Feniksa. Chmurne spojrzenie zimnych oczu śledziło czujnie każdy ruch dyrektora Hogwartu.

- …moi drodzy, cokolwiek się wydarzy musimy być przygotowani. Nadal nie wiemy co knuje Voldemort…

I pewnie się nie dowiecie. - Nauczyciel Eliksirów dodał w myślach.

- …jednak, mimo swojej inteligencji Tom jest zbyt zaślepiony by…

To ty Albusie jesteś zaślepiony. Nie widzisz oczywistych rzeczy. Na przykład tego, że mam tylko jednego Pana…i ty nie jesteś nim.

- Musimy się dowiedzieć w jakim celu zostały skradzione Księgi Upadłego Anioła Agreala, łamigłówka runiczna, amulet niebios oraz kamień początku. Wierze w to, że nam się to uda…

Łódź się, łódź jak mówi bajka o łodzi.

- …a teraz ostatnia sprawa…

Wreszcie, w końcu ile można gadać ?

- Jak się domyślacie chodzi o Harry’ego. Przed końcem roku szkolnego obiecałem mu, że drugą połowę wakacji spędzi z rodziną Molly i Artura…jednakże w tych okolicznościach nie jestem pewien czy to dobry pomysł.

Severus poprawił się w fotelu. Wszystko co dotyczy tego chłopaka może być ważne dla Czarnego Pana. Zastanawiam się czy rytuał dobiegł już końca. Jeśli tak to już niedługo MMD będzie robiło pod siebie. Ci żałośni głupcy sterowni przez Albusa nie…

Niespodziewanie do pomieszczenia wtargnął nie kto inny jak Tonks.

Dumbledore urwał w pół zdania.

- Droga Nimfodoro, co ty tu robisz? Myślałem, że pilnujesz dzisiaj Harry’ego.

- ja…bo… - Toks próbowała złapać oddech. Wyglądała jak po długim maratonie - Harry…został porwany!

- CO?!

- CO TAKIEGO?!

- MÓJ BOŻE!

Członkowie Zakonu wpatrywali się w pobladłą twarz dyrektora.

 

***

 

Błagał w myślach o ratunek. Całe ciało zwijało się z bólu. Miał połamane żebra i rękę. Walczył o każdy oddech. Próbował podnieść się z podłogi, jednak na próżno. Słyszał ich śmiech. Po kilku godzinach znał już ich imiona.

- Coś nie tak, mały śmieciu? Crucio!

Harry nie miał siły już krzyczeć. Miał ochotę wyć z rozpaczy. Gdzie są jego przyjaciele? Gdzie Dumbledore? Dlaczego nic nie robią? Dlaczego ich nie powstrzymaj?

- Tylko nie przesadź Avery. Czarny Pan chce chłopaka żywego.

- Daj spokój Richards, nie bądź taki sztywny. Przecież to gówno jeszcze żyje.

- Wiecie co - wtrącił się śmierciożerca o imieniu Michael - podobno to Wybraniec…wybawiciel świata czarodziei

- Taa prawie jak ten, no …ten Jezus czy jak mu tam. - parsknął Avery.

- Dokładnie…zbawiciele cierpią.

- Znam ten ton głosu Michaelu, czyżby kolejny szatański pomysł zakwitł w twojej głowie? - spytała jedyna kobieta w ich gronie - Sarah.

Boże! Nie, tylko nie to! Co on chce zrobić? Harry próbował odczołgać się jak najdalej od oprawców.

- Wybierasz się gdzieś? - warknął Avery, po czym po raz kolejny kopnął chłopaka w brzuch. Harry na chwilę stracił oddech, po czym zaczął kaszleć własną krwią.

- Zgadłaś - odparł Michael po czym machną różdżką, a jego dłoniach pojawił się młotek i gwoździe. Po chwili powietrze przeszył ochrypły wrzask.

 

***

 

- Nie może pan! - po raz kolejny tego wieczoru Hermina spojrzała błagalnie na dyrektora.

- Panno Granger, jesteś jeszcze zbyt młoda by…

- By co?!

- Hermiono… - Ron nieśmiało potrząsnął ramieniem dziewczyny, aż nazbyt świadom obecności członków Zakonu.

- Jak możecie?! Pozwolicie aby On go zabił?! - po policzkach Gryfonki zaczęły spływać łzy.

- To najlepsze wyjście…najmniejsze zło, proszę mi uwierzyć panno Granger. Tak jak ty cenie Harry’go jednak…czy wiesz ilu musiałbym posłać na śmierć by go ocalić?

- Ale, ale to nie fair! Ron powiedz coś!

Młody Wesley spojrzał bezradnie na rodzinę. Molly i Ginny zalewały się łzami, a ojciec i bracia siedzieli ze spuszczonymi głowami i posępnymi minami. Chłopak przełknął głośno ślinę.

- Hermiono…Dumbledore wie co robić. Jeśli on mówi..

- Ron! Harry to twój przyjaciel! - Dziewczyna błędnym wzrokiem spojrzała na poszarzałe twarz członków Zakonu.

- Hermiono - dyrektor podniósł się ze swojego fotela i stanął nad zapłakana Gryfonką - Pozwoliliśmy wam wsiąść udział w tym spotkaniu, gdyż myśleliśmy, że jesteście na tyle dojrzali by zrozumieć nasz sposób myślenia. Widzę jednak, że pomyliliśmy się. - za radosnymi iskierkami błękitnych oczu kryły się sztylety - Takie dzieci jak wy nie powinny udawać dorosłych i bawić się wojnę. Co więcej śmierć Harry’ego nie pójdzie na marne. Jak wiesz wysłaliśmy profesora Snape by dowiedział się dokładnie co zaszło oraz sprowadził ciało…

W tym momencie Hermina nie wytrzymała.

- Nie rozumiem! I nie chce rozumieć jak można skazać przyjaciela na śmierć! - Wrzasnęła po czym zerwała się na równe nogi i pobiegła do swojego pokoju, głośno trzaskając przy tym drzwiami. Nad Grimmauld Place 12 zawisły czarne chmury.

 

 

*Miłośnicy Miłośnika Dropsów

 

ROZDZIAŁ 3

 

 

Severus Snape stał przed wejściem do starożytnych katakumb. Nie miał wprawdzie ochoty na zwiedzanie tuneli ciągnących się kilometrami po powierzchnią ziemi, niestety było jedno ale… Czarny Pan wydał mu konkretne rozkazy. I to by było tyle w temacie widzi mi się Severusa. Pewnym krokiem przeszedł przez rozsypujące się wrota, niezawodnie powiewając swoimi szatami. Jego oczy spowił mrok. W olbrzymim, wykutym w kamieniu pomieszczeniu nie było okien. Z holu wiodła tylko jedna droga… tunelami w dół. Snape ruszył przed siebie trzymając w pogotowiu różdżkę. Czujnie zerkał na kamienne kolumny podtrzymujące strop, mające zapewnie kilka tysięcy lat. Mogące w każdej chwili rozsypać się pył i …wolał nie roztrząsać tego tematu. To wszystko winna Pottera! To zawsze jest jego winna.”(…)Gdyby Dumbledore postanowił coś ważnego w sprawie Pottera powiadom mnie niezwłocznie”. Nie ma problemu! Że też ten mały głupiec musiał dać się porwać! Nie mógł siedzieć w domu, na tyłku i pławić się w swej sławie?! Ależ oczywiście, że nie, w końcu jest Cholernym - Harry’m - Potterem - Który - Z - Łaski - Swojej - Powinien - Już–Dawno - Umrzeć!

Po kilkunastu minutach natrafił na kolejne pomieszczenie. Ktoś jednak go uprzedził. Młody mężczyzna z czarnymi włosami i czerwonymi oczami. Był ubrany w czarny płaszcz, oraz czerwono - krwisty podkoszulek i czarne spodnie. Wyglądał na jakieś dwadzieścia lat. Siedział pośrodku pentagramu i patrzył na księgę ułożoną na kolanach. Na dźwięk kroków podniósł głowę i utkwił czerwone spojrzenie drapieżnych oczu w Snape.

- Co tu robisz Severusie?

- Mój panie? - Mężczyzna spojrzał z niedowierzaniem na dwudziestolatka.

- Aż tak cię dziwi mój wygląd? - prychnął Voldemort - Tłumaczyłem ci przecież na czym będzie polegać rytuał.

- …Tak mój Panie.

- A więc? Odpowiedz na moje wcześniejsze pytanie. Co tu robisz?

- Potter został porwany.

 

***

 

Leżał na podłodze, zwinięty w pozycji embrionalnej. Wciąż nie mógł otrząsnąć się z szoku. Obserwował powiększającą się z każdą chwila plamę krwi na podłodze. Zrobili to…moje dłonie…Boże…przybili mi… - zrobiło mu się niedobrze. Michale użył wyczarowanych przedmiotów by przybić mu ręce do podłogi. Harry sam nie wiedział co było gorsze. Ból przy wbijaniu czy może ból zadany przez Richarda przy wyciąganiu gwoździ. Między Śmierciożercam doszło też z tego powodu do kłótni. Cała trójka była zła na Richardsa za przerwanie zabawy. Ten jednak nie ugiął się, uparcie powtarzając , że Czarny Pan chce chłopaka żywego.

 

***

 

- Że co?!

- Wiem z wiarygodnego źródła mój Panie, że chłopak został porwany.

- Przez kogo?

Severus wbił wzrok w ziemie. Nie miał ochoty nadstawiać karku za jakiś kretynów.

- Podobno to byli Śmierciożercy.

Voldemort gwałtownie zatrzasnął księgę i podniósł się z podłogi. Był wściekły .Co ci idioci wyprawiają?! Mam nadzieję, że chłopakowi nic nie jest. Niech tylko się dowiem kto to zrobił! To ja planuję przeciągnąć go na swoja stronę, a te bezmózgie palanty co wyrabiają?! Wszystko popsują! I cały mój misterny plan szlag trafi!

- Severusie.

- Tak, mój Panie?

- Czy mi się wydaje, czy zostawiłem moich Śmierciożerców pod nadzorem Lucjusza i Belli?

- Ja…Lucjusz…jestem pewny, że…

- Dotychczas uważałem ich za kompetentnych i inteligentnych. Chyba jednak się przeliczałem. Coś mi się widzi, że muszę przypomnieć niektórym fanatykom gdzie jest ich miejsce. W mojej armii nie ma miejsca dla kretynów. Wracamy do Wiecznego Dworu!

Snape już współczuł idiotom, którzy rozgniewali Czarnego Pana. Voldemort zazwyczaj traktował w porządku swoich Śmierciożerców. Często ich nagradzał i rzadko karał. Sam Severus był zdumiony jak łatwo biali uwierzyli w psychopatyczno - sadystyczny wizerunek Czarnego Pana, który notabene sam im podsunął. Jedyną rzeczą ,której jego Pan nie trawił była głupota…no i obecność Pottera. Swoją drogą jestem ciekaw czemu aż tak się przejął całą sytuacją…chociaż nie, wolę nie wiedzieć.

 

***

 

- Richards,jeszcze chwila, a Bóg mi świadkiem palne w ciebie Avadą!

- Od kiedy ty wierzy w Boga, Michaelu?

- Ale z ciebie drętwiak! - zakpiła Sarah - Czarny Pan wynagrodzi nas za wierną służbę. W końcu dostrzeże!

- Już widzę jak się ucieszy, gdy dowie się, że o mało nie zakatowaliście tego bachora.

- I co z tego?! Przez tego gnoja Czarny Pan…Nasz Pan…opuścił nas i…

- Nie zapowietrzaj się tak.

- Zamknij się Avery!

- Bo… - Mężczyzna urwał w pół zdania. Cała trójka skrzywiła się czując pieczenie mrocznego znaku.

- Wzywa nas - wyszeptała Sarah.

- A co z nim?

- Uważaj bo ci daleko ucieknie - parsknął Michael po czym cała czwórka deportowała się.Harry świadom przebiegu rozmowy uchylił powieki. Był sam. Nareszcie. Spróbował wstać używając do tego ściany. Spowodowało to jednak tylko kolejną falę bólu. Opadł na kolana. Mozolnie, starając się ignorować połamane żebra i okaleczone dłonie zaczął czołgać się w stronę drzwi. Niespodziewanie klamka poruszyła się i drzwi stanęły otworem.

 

ROZDZIAŁ 4

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin