AA HP i Mroczny Świat 1-16.rtf

(122 KB) Pobierz

             

HARRY POTTER I MROCZNY ŚWIAT

W CIEMNOŚCI BĄDŹ ŚWIATŁEM GDY INNE JUŻ ZGASNĄ

 

 

 

 

Prolog - Tak wszystko się zaczęło.

 

 

- Szybciej Potter. Ile będę jeszcze czekać!

 

Zrezygnowany wtaszczył kufer do samochodu i zajął tylne siedzenie w aucie wuja.

 

Nie napawała go radością perspektywa spędzenia kolejnych wakacji na Privet Drive, z rodziną, która go nienawidzi.

 

Zrobiłby wszystko by do nich nie wracać. Nie potrafił zrozumieć dyrektora... Czemu wciąż upiera się przy tym by tam siedział? Był pewien, że Ron nie miałby nic przeciwko, by spędził u niego całe dwa miesiące.. Wtedy może miałby coś z tego lata, a tak...

 

Westchnął, kierując spojrzenie na coraz szybciej przemykające za oknem krajobrazy... Starał się nie myśleć o tym co wydarzyło się pod koniec roku, nie było to jednak łatwe... Im bardziej chciał odsunąć od siebie wspomnienia, z tym większą siłą powracały... Jeszcze wyraźniejsze... Pełniejsze szczegółów...

 

Błonia... Początek trzeciego zadania... Wystrzał i zamykająca się ściana labiryntu... Puste przejścia...

 

Teraz jak się nad tym zastanawiał, był pewien, że szło mu za łatwo... Przecież to nie możliwe, by w całym labiryncie tylko on się na nic nie natknął, prawda? Podejrzewał, ze była to robota Croucha... Tak. Zrobił wszystko by to właśnie on dotknął pucharu... Pucharu - Świstoklika...

 

Cmentarz... Słowa''Zabij niepotrzebnego"... Upadające na ziemię martwe ciało Cedrika...

 

W tym momencie to on wolałby być tym niepotrzebnym... Wtedy przynajmniej nikt nie zginąłby z jego powodu...

 

Czemu upierał się by razem chwycili puchar?

 

Zacisnął pieści, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Gdyby nie był tak cholernie szlachetny Diggory nadal by żył!

 

Voldemort wyłaniający się z kotła... Otaczający ich krąg śmierciożerców... Lodowaty dotyk dłoni na policzku... Ból blizny i ten dziwny błysk w czerwonych oczach...

 

Potrząsnął głową, lecz spojrzenie Voldemorta nie dawało mu spokoju. Choć minął już miesiąc, na samo wspomnienie przechodziły go  zimne dreszcze.

 

Najdziwniejsze jednak, że to co widział w tych czerwonych oczach, niewiele miało wspólnego z nienawiścią. I to go właśnie najbardziej przerażało... Był pewien, że wzrok Voldemorta w niczym nie przypominał takiego, jakim powinni darzyć się wrogowie...

 

Rozmyślania przerwał mu nagły pisk opon i gwałtowne szarpnięcie samochodem.

 

Stanęli.

 

Rozglądał się, zastanawiając co ich zatrzymało.

 

Odpowiedz nadeszła niemal natychmiast, gdy dookoła rozległy się znajome trzaski i w jednej chwili otoczyło ich blisko dwudziestu Śmierciożerców...

 

Odruchowo sięgnął po różdżkę, lecz jego ręka trafiła na pustkę... Zadrżał z przerażeniem uzmysłowiwszy sobie, że wuj kazał zostawić ją w kufrze...

 

- A jednak nie jestem tu bezpieczny, pomyślał jeszcze, nim uderzył w niego czerwony promień. Tracąc świadomość, zauważył jeszcze identyczne zaklęcie mknące w stronę wuja...

 

Potem była już tylko ciemność...

 

 

Koniec Prologu.

 

 

Rozdział 1 - Wybór ?

 

 

Obudził go potworny ból. Czuł się, ta  jakby ktoś naszpikował mu ciało rozpalonymi prętami. Jęknął próbując się poruszyć. Z oczu pociekły mu łzy... Wreszcie z trudem uchylił powieki, usiłując zorientować się gdzie jest. Ból jednak prawie go oślepiał, nie miał też okularów  i wszystko tworzyło rozmazana plamę.

 

Sięgnął po nie powoli, starając się przy tym nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Był pewien, że jeszcze przed chwilą mignęły mu na szafce, lecz teraz jego ręka natrafiła na pustkę... Nagle poczuł, że ktoś mu je wkłada. Chciał podziękować, lecz słowa zamarły mu na ustach gdy zrozumiał, KTO to jest...

 

Przed nim stał Voldemort.

 

Nie był to jednak ten sam człowiek którego widział zaledwie miesiąc temu...

 

Nie. Gdyby nie te oczy zapewne ciężko byłoby go rozpoznać. Stwierdzenie, że nie przypomina już trupa jak najbardziej tu pasowało. Pierwsze co rzucało sie w oczy, to długie białe włosy i ostre choć regularne rysy...

 

- Jak? - wyszeptał nic już nie pojmując.

 

Voldemort uśmiechnął się i Harry usłyszał.

 

- Cieszę się, że wreszcie się obudziłeś, ale widzę że do idealnej formy wciąż ci daleko...

 

Słuchał go starając się zrozumieć o co tu chodzi... Dlaczego Voldemort tak wygląda? Czemu go jeszcze nie zabił? A jeśli ma zamiar go torturować, to dlaczego nie otoczony śmierciożercami, tylko sam na sam z nim?

 

Po głowie krążyły mu tysiące pytań, Voldemort w tym czasie mówił dalej...

 

- Musisz wiedzieć, że to co widziałeś na cmentarzu było jedynie dobrze zorganizowaną mistyfikacją. Jej zadaniem było wprowadzenie paniki w czarodziejskim świecie, podobnie jak uśpiłem ich czujność przed trzynastoma laty poprzez udanie własnej śmierci. Wtedy by nie było wątpliwości pozostawiłem ci bliznę... Było to wyjątkowo przydatne, choć już niemal zapomniane zaklęcie.  Poza tym dzięki niemu wiedziałem czy nie dzieje ci się jakaś krzywda. Mogłem cię chronić. Zresztą zapewne sam zauważyłeś, że blizna ostrzega cię przed niebezpieczeństwem... Jeśli zaś chodzi ci o mój wygląd, to jest on tym prawdziwym...

 

Harry parsknął.

 

- Ty martwiłeś się o mnie? Przecież od zawsze usiłowałeś mnie zabić! A może bazyliszek to była maskotka?!

 

- Mylisz się Harry. JA nigdy nie próbowałem cię zabić. A jeśli chodzi o sytuację którą przywołałeś... Był to jedynie jeden z testów mający przygotować cię...

 

Harry zaintrygowany zapytał:

 

- Przygotować? Do czego?

 

- Do zostania moją prawą ręką...

 

- Nigdy! Zabiłeś moich rodziców, a teraz myślisz, że stanę po twojej stronie!!

 

- Twoi rodzice zginęli byś stał się silniejszy, nie mogłeś żyć rozpieszczany przez wszystkich...

 

Harry bezradnie pokręcił głową.

 

- Dlaczego ja?

 

- Voldemort w odpowiedzi machnął ręką.

 

W jednej chwili temperatura w pokoju spadła, tak że oddech zamieniał się w parę. Zdumiony patrzył, jak pokój zalewa błękitna poświata. Potem  znikąd rozległ się głos. Z początku cichy, z każdym wyrazem nabierał mocy...

 

 

GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA NARODZI SIĘ CHŁOPIEC KTÓREGO MOC DORÓWNA SILE CZARNEGO PANA...

 

GDY ZNAJDĄ SIĘ PO PRZECIWNYCH STRONACH NASTANIE WOJNA

KTÓREJ KOŃCA NIE JEST W STANIE PRZEWIDZIEĆ NIKT

 

JEŚLI JEDNAK ICH CEL ZAŚ WSPÓLNYM OKAŻE SIĘ, ZYSKAJA SIŁĘ

JAKIEJ NIE PRZECIWSTAWI SIE NIC...

 

 

Światło zniknęło równie nagle jak się pojawiło.

 

Harry długi czas siedział bez ruchu, nim wreszcie odważył się zapytać:

 

- Skąd pewność, że chodzi o mnie?

 

- Tego dnia urodziłeś się ty i dwie dziewczynki, a mowa jest chłopcu... Poza tym, jak sam zauważyłeś, testowałem cię już wielokrotnie i zawsze wyszedłeś obronna ręką...

 

- Miałem pomoc! Sam nic bym nie zrobił!

 

- Nie prawda - głos Voldemorta choć cichy przyprawiał o dreszcze - O ile się nie mylę, to ty pokonałeś Quirella, nie twoi przyjaciele. To TY zabiłeś bazyliszka i TY wziąłeś udział w turnieju... Czy tego chcesz, czy nie.posiadasz ogromną moc, a stając po mojej stronie, nauczysz się z niej korzystać.

 

- A jeśli się nie zgodzę?

 

- Tak olbrzymia siła pozbawiona kontroli, szybko cię zabije... Jest tylko jeden sposób na okiełznanie jej... Musisz stać się wampirem...

 

- Wampirem..?

 

- Tak.

 

- Voldemort się uśmiechnął i Harry dopiero teraz dostrzegł dwa dłuższe kły w jego ustach...

 

- Jesteś..?

 

- Tak Harry. Jestem Wampirem. Nieśmiertelnym wampirem.

 

- Nieśmiertelnym?

 

- Tak. Szukałem i znalazłem rozwiązanie jeszcze na długo przed twoim narodzeniem.

 

- To po co usiłowałeś ukraść kamień filozoficzny - spytał nim zdążył ugryźć się w język.

 

- Cóż bogactwo zawsze mnie pociągało... A co do mej propozycji, nie powinieneś jej odrzucać. Do jutra masz czas do namysłu - szepnął Voldemort pochylając się nad nim.

 

Harry syknął, gdy blizna eksplodowała bólem. Oczy zaszły mu łzami. Zamrugał. Nie spodobała mu się satysfakcja widoczna w oczach Voldemorta... Ten jakby nigdy nic kontynuował:

 

- To powinno pomóc ci podjąć decyzję... Albo ty albo oni... Chociaż w drugiej opcji i tak moc cię zabije...

 

Voldemort wyszedł.

 

Harry podniósł rzucony pergamin, drżąca ręką rozwinął i przerażony odczytał:

 

 

Hermiona Granger > Miranda Granger > Reginald Granger

Petunia Dursley > Vernon Dursley > Dudley Dursley

Ronald Weasley > Molly Weasley > Arthur Weasley

Fred Weasley > George Weasley > Percy Weasley

Bill Weasley > Charlie Weasley > Ginewra Weasley

 

 

U dołu kartki lśnił Mroczny Znak.

 

Ukrył twarz w dłoniach, a jego ciałem wstrząsnął szloch. Wiedział, że nie żartuje... Nawet pod opieką Dumbledore'a jego przyjaciele nie są bezpieczni. Voldemort już wielokrotnie udowodnił, że nawet Hogwart nie jest dla niego przeszkodą... Zresztą, wystarczy spojrzeć na to gdzie on teraz jest...

 

Jeśli się nie zgodzi to nie tylko zginie, ale pociągnie za sobą wszystkich którzy dla niego coś znaczą...

 

Ale jeśli przyłączy się do Voldemorta, będzie musiał być mu posłuszny... torturować... zabijać...

 

Wzdrygnął się.

 

Poza tym przerażała go sama myśl o staniu się nieśmiertelnym... Miałby przeżyć własnych przyjaciół?

 

Zadrżał ponownie.

 

Nie chciał tego, wiedział jednak, że nie ma wyboru. Nigdy nie postawi na szali życia przyjaciół... Poza tym wcale nie chciał umierać... A zresztą kto by chciał?

 

Westchnął, wiedząc, że nadchodzące miesiące będą ciężkie i przyniosą wiele zmian... Wątpił by na lepsze... Podjął już jednak decyzję.

 

Decyzję która zmieni całe jego życie...

 

 

Koniec Rozdziału 1

 

 

Rozdział 2 - Sen

 

 

Ciemno...

 

Nic nie widział na wyciągnięcie ręki...

 

Zimno...

 

Oddech zamieniał się w parę...

 

Lodowaty powiew utrudniał złapanie powietrza...

 

Cicho...

 

Wibrująca cisza aż dzwoniła w uszach...

 

Biegł nie oglądając się za siebie...

 

Byle dalej...

 

Szybciej...

 

Wiedział, że musi uciekać...

 

TO się zbliżało...

 

Otaczało go...

 

Śliskie ręce wplątywały się w ubranie...

 

Szarpnął...

 

Chciał się uwolnić, lecz brakowało mu sił...

 

Uścisk zacieśniał się...

 

Coś go trzymało...

 

Dusiło...

 

 

Poderwał się na łóżku z trudem łapiąc oddech...

 

Znów to samo.

 

Skulił się ukrywając twarz w dłoniach. "Czy już nigdy się od  tego  nie uwolnię ?" Bezradnie pokręcił głową. Miał dość. Dlaczego wszystko zawsze spada na mnie? Co ten sen oznacza? Dlaczego nie mogę być zwykłym nastolatkiem? Dlaczego jestem tym cholernym Złotym Chłopcem?!! - krzyczał w duchu, lecz pytania pozostały bez odpowiedzi.

 

Jęknął. Od prawie dwóch miesięcy śniło mu się wyłącznie to... Jednego razu zawierało mniej, innego więcej szczegółów, lecz zawsze kończyło się tak samo...

 

Zawsze...

 

Zadrżał mimowolnie. Bał się. Chciałby być teraz wśród przyjaciół... Potrzebował ich wsparcia... Bardziej niż kiedykolwiek... Chciał porozmawiać z kimś... Spytać jak ma postąpić... Czy można to wszystko rozwiązać inaczej...

 

Łzy zbierały się mu pod powiekami na sama myśl o tym co musi zrobić... Na co się zgodzić...

 

- Czy nie ma innego wyjścia? - szepnął w mrok pomieszczenia. Odpowiedziała mu cisza.

 

Otarł zdradzieckie łzy wymykające się spod powiek... Nie pozwoli sobie na płacz... To i tak nic nie da...

 

By choć trochę rozpędzić ponure myśli, po raz pierwszy rozejrzał się po pomieszczeniu:

 

Znajdował się  w niewielkim pokoju... Jeśli takiemu miejscu można w ogóle nadać to miano. Jedynymi meblami w tym pomieszczeniu były, łóżko i szafka nocna... Okno zastępowała pochodnia oświetlająca jedynie niewielka płaszczyznę. Podejrzewał, że jest gdzieś w podziemiach, najpewniej w jednym z lochów Voldemorta...

 

Szanse na ucieczkę były zerowe.

 

- Czy już mnie szukają? Na pewno zauważyli moje zniknięcie. Musieli zauważyć... Prawda? - szeptał cicho do siebie.

 

- Dumbledore na pewno mnie znajdzie... Uwolni...

 

- Wiedzą, że zostałem porwany...

 

- Odnajdą mnie...

 

Uśmiechnął się do siebie, rozpaczliwie chwytając tej iskierki nadziei. "Znajda go, tylko czy zdążą..."-  uśmiech w jednej chwili znikł z jego twarzy. Ponownie zastąpiła go niepewność.

 

Siedział skulony oplatając nogi rękoma. Nie wiedział czy mijają minuty, czy godziny.

 

Voldemort wciąż się nie pojawiał.

 

"Może o mnie zapomniał?"

 

Niestety w tym samym momencie, jakby w odpowiedzi na tę myśl, rozległo się skrzypniecie drzwi...

 

 

Koniec rozdziału 2

 

Rozdział 3 - Przemiana

 

 

W napięciu wpatrywał się w wejście, nie śmiąc nawet głośniej odetchnąć.

 

Skulił się gdy w drzwiach stanęła ostatnia istota z którą pragnął mieć teraz do czynienia. Już nawet Snape byłby lepszy - pomyślał z sarkazmem.

 

Uśmiechnął się mimowolnie uzmysłowiwszy sobie o czym myśli... Porównywać Snape'a z tym gadem...Co się ze mną dzieje?

 

Patrząc na niego starał się odsunąć od siebie wspomnienie ich ostatniej rozmowy.

 

Bezskutecznie.

 

- Mam nadzieję, że już podjąłeś decyzję.- syczący głos przyprawił go o drżenie.

 

- A co jeśli będą mnie szukać? - krzyknął tym samym puszczając jego słowa mimo uszu.Wiedział, że wrzaski mu nie pomogą, ale chciał jak najbardziej oddalić to co i tak było nieuniknione.

 

- Nie znajdą.

 

Kolejne słowa Riddle'a sparaliżowały go.

 

- Dumbledore na pewno nie zrezygnuje! - wykrzyczał rozpaczliwie chwytając się tej myśli, choć podświadomie czuł, że Voldemort ma coś w zanadrzu.

 

- Nie, ale nie wpadnie na to, że zostałeś porwany, w końcu zostawiłeś im list... - Wzdrygnął się widząc uśmiech na twarzy Voldemorta. Jego słowa docierały do niego powoli... List... Zostawił list... Czy to znaczy że...

 

- Co w nim było..? - dopiero po dłuższej chwili odważył się zapytać.

 

W odpowiedzi Riddle wyciągnął w jego kierunku zwitek pergaminu. Wziął go drżącymi dłońmi i rozwinął. Wpatrywał się weń zaszokowany nie będąc w stanie rozróżnić słów... List był napisany jego charakterem..! Jak! Jak to możliwe.?! Dlaczego...

 

Odetchnął głęboko i wreszcie zdołał rozszyfrować krótką treść:

 

 

Do wszystkich zainteresowanych

 

Mam dość tego że wszyscy chcecie kierować moim życiem!

Nie próbujcie mnie szukać, to i tak nic wam nie da.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin