JRR Tolkien - O Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu.pdf

(196 KB) Pobierz
14491431 UNPDF
J.R.R. Tolkien
O Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu
(Of tuor and his Comming to Gondolin)
J.R.R. Tolkien, oprcz znanych czytelnikom na calym Ļwiecie "Hobbita' i "Wþadcy PierĻcieni" pozostawil po sobie mnstwo nigdy nie
ogtoszonych za Ňycia drukiem szkicw , opowiadaı, dluŇszych i krtszych fragmentw, zwigzanych z dziejami stworzonego przez siebie
Ļwiata. Wiele z nich Ļwiadomie odrzuciþ. Inne jednak co prawda zostaþy nie ukoıczone, lecz autor bez wĢtpienia zamierzal kiedyĻ do
nich powrcię. Niestety, nie zdĢŇyþ.
"Niedokoıezone opowieĻci z Numenoru i ĺrdziemia" to kolejne, po "Silmarillionie" dzielo J.R.R. Tolkiena, opublikowane poĻmiertnie, a
opracowane przez syna pisarza, Christophera. Jednak o ile "Silmarillion" stanowil w miarħ spjnĢ catoĻę, o tyle
wchodzĢce w sklad zbioru "Niedokoıczonych opowieĻci" teksty to odrħbne fragmenty, dotyczĢce wybranych wĢtkw historii Ardy.
Jednym z nich jest takŇe przedstawiany tu tekst "O Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu "OpowieĻę ta wydaje siħ interesujĢca z kilku
powodw. Po pierwsze, stanowi caþoĻę pod wzglħdem literackim. Nie mĢ tu wtrħtw i komentarzy Christophera Tolkiena. Po drugie,
dotyczy historii kluczowej dla dalszych dziejw ĺrdziemia - bowiem Tuor byþ przecieŇ ojcem Earendila, przodkiem Elronda i Elrosa, a
takŇe -po wielu wiekach -Aragorna.
Tekst urywa siħ nagle, pozostawiajĢc bohatera tuŇ przed osiĢgniħciem upragnionego celu. Ciekawych dalszych losw Tuora odsytamy
do dwudziestego trzeciego rozdziatu Silmarillionu, stanowiĢcego skrt zaplanowanej (i nigdy nie ukoıczonej) historii
Tuora, Idril i ostatecznego upadku Ukrytego Krlestwa.
P
T uor spħdziþ w NevraĻcie wiele dni. Upodobaþ sobie tħ krainħ, od pþnocy i wschodu otoczonĢ
grami, a od poþudnia i zachodu - morzem. Byþo tu cieplej niŇ na rwninach Hithlumu, a i sama
ziemiao wiele goĻcinniej witaþa przybysza. Przywykþy do samotnego
Ňycia w gþuszy Tuor nie narzekaþ na brak þownej zwierzyny, bowiem wiosna w NevraĻcie obfitowaþa w
ptactwo, zarwno to znad oceanu, jak i przybywajĢce z mokradeþ Linaewen w glħbi lĢdu. Ich Ļpiew
wypeþniaþ powietrze, wszelako nigdzie nie sþyszaþo siħ gtosw ni elfw, ni ludzi.
Tuor dotarþ na brzeg wielkiego jeziora, lecz nie mgþ dosiħgnĢę wody, gdyŇ odgradzaþy go od niej
szerokie bagna i nieprzebyty gĢszcz trzcin. Wkrotce teŇ zawrciþ na wybrzeŇe, posþuszny wezwaniu
Morza, jako Ňe niechħtnie myĻlaþ o osiedleniu siħ z dala od szumu fal. WþaĻnie na wybrzeŇu Tuor po
raz pierwszy odnalazþ Ļlady dawnych Noldorw. PoĻrd wysokich klifw Drengistu znajdowaþo siħ
wiele szczelin i osþoniħtych zatoczek, w ktrych poĻrd czarnych glazw poþyskiwaþy bielĢ piaszczyste
þachy. Tixor czħsto natykaþ siħ na prowadzĢce do takich miejsc schody, wykute w litej skale, zaĻ nad
wodĢ znajdowaþ zrujnowane przystanie, zbudowane z wielkich kamiennych blokw. Do portw tych
niegdyĻ zawijaþy okrħty elfw. Tuor dþugo pozostaþ w tej okolicy, obserwujĢc nieustanne zmiany
morza. Tak minħþy mu wiosna i lato. W Beleriandzie ciemnoĻci pogþħbiþy siħ, aŇ w koıcu nadeszþa
jesieı, ktra przyniosþa ze sobĢ zgubħ Nargothrondu.
MoŇe ptaki przeczuwaþy, jak sroga bħdzie zima, bowiem te, ktre odlatywaþy na poþudnie, zebraþy
siħ wyjĢtkowo wczeĻnie, inne zaĻ, zazwyczaj ŇyjĢce na pþnocy, przeniosþy siħ do Nevrastu. Pewnego
dnia Tuor, siedzĢcy na brzegu, usþyszaþ szum i þopot wielkich skrzydeþ, a kiedy unisþ wzrok, ujrzaþ
klucz siedmiu biaþych þabħdzi szybujĢcy na poþudnie. Nagle jednak ptaki skrħciþy i runħþy w dþ, by z
gloĻnym pluskiem wylĢdowaę na falach.
Tuor kochaþ þabħdzie. Pierwszy raz ujrzaþ je na szarych stawach Mithrimu. ýabħdŅ teŇ byþ godþem
Annaela i jego szczepu. Powstaþ tedy, aby powitaę ptaki, i zawoþaþ do nich, dziwiĢc siħ ich rozmiarom.
Byþy bowiem wiħksze i wspanialsze niŇ ich pobratymcy, ktrych dotĢd znaþ. ýabħdzie jednak poczħþy
bię skrzydþami i wydawaę ostre wrzaski, jakby czuþy w nim wroga i pragnħþy odpħdzię go od brzegu.
Po chwili z wielkim szumem ponownie wzleciaþy w powietrze i przefrunħþy nad glowĢ Tuora, a wiatr
wywoþany þopotem ogromnych skrzydeþ zaĻwistaþ mu w uszach. ýabħdzie zatoczyþy krĢg, uniosþy siħ i
poszybowaþy na poþudnie. Wtedy Tuor zakrzyknĢþ:
- Oto nareszcie znak, na ktry tak dþugo czekaþem! - Natychmiast teŇ wspiĢþ siħ na skaþy, skĢd
zdoþaþ jeszcze dojrzeę klucz þabħdzi, szybujĢcy w dal. Kiedy jednak ruszyþ za nimi, ptaki zdaŇyþy juŇ
odlecieę.
Przez siedem dni wħdrowaþ Tuor na poþudnie i kaŇdego ranka o Ļwicie wyrywaþ go ze snu þopot
þabħdzich skrzydeþ. W miarħ zaĻ, jak wħdrowaþ, skaþy stawaþy siħ coraz niŇsze, a ich szczyty
zaczynaþa pokrywaę darı przetykana għsto kwieciem. Na wschodzie dostrzegaþ lasy, zaczynajĢce juŇ
o tej porze roku ŇþknĢę. Przed sobĢ jednak miaþ stale zbliŇajĢce siħ pasmo wysokich wzgrz, ktre
zagradzaþy,mu drogħ i ciĢgnħþy siħ daleko na zachd. Od strony zachodu widaę byþo potħŇnĢ grħ,
ciemny wierch, ktrego skryty w chmurach szczyt wznosiþ siħ ponad wiħlkim zielonym przylĢdkiem,
wysuniħtym daleko w morze.
Owe szare wzgrza byþy w istocie zachodniĢ flankĢ Ered Wethrin, pþnocnej granicy Beleriandu,
szczyt zaĻ zwaþ siħ Taras; byþa to najdalej na zachd wysuniħta straŇnica tej krainy. Ona to pierwsza
ukazywaþa siħ oczom Ňeglarza, oddalonego jeszcze o wiele mil od brzegu, wskazujĢc drogħ ku
lĢdowi. To w jej cieniu oĻiadþ niegdyĻ Turgon w swym pĢþacu w Vinyamarze, najstarszym z
kamiennych rniast wzniesionych przez Noldorw w kraju wygnania. Dwr ten staþ nadal, opuszczony,
lecz nie zniszczony, na wysokim tarasie spoglĢdajĢcym w morze. ZĢb czasu nie naruszyþ grubych
murw, sþudzy Morgotha takŇe omijali je z daleka,
lecz znaę na nich byþo wpþywy wiatru, deszczu i mrozu, zaĻ na zwieıczeniach Ļcian i caþym dachu
widaę byþo bujnĢ zielonĢ roĻlinnoĻę, ktra w oŇywczym sþonym powietrzu krzewiþa siħ nawet w
szparach goþego kamienia.
Wreszcie Tuor postawiþ stopħ na zaginionym trakcie. Wħdrowaþ poĻrd zielonych pagrkw i
pochyþych kamieni, aŇ o zmierzchu dotarþ do starego dworu o wielkich, przestronnych salach, w
ktrych szumiaþ wiatr. Nie czaiþ siħ tam Ňaden cieı strachu czy zþa, lecz Tuora ogarnħþa groza i podziw
na myĻl o tych, ktrzy tu kiedyĻ mieszkali i odeszli, a nikt nie wie dokĢd - o dumnym ludzie,
nieĻmiertelnym, lecz skazanym na zgubħ, pochodzĢcym z daleka, zza Morza. Odwrciþ siħ i spojrzaþ,
tak jak i oni niegdyĻ, na bþyszczĢce fale, siħgajĢce aŇ po horyzont. Po chwili skierowaþ wzrok w innĢ
stronħ i dostrzegl, Ňe prowadzĢce go þabħdzie przysiadþy na najwyŇszym tarasie, przed zachodniĢ
bramĢ paþacu i czekaþy tam, bijĢc skrzydþami, jakby zapraszaþy go do Ļrodka. WspiĢþ siħ wiħc na
szerokie stopnie, teraz ledwo widoczne poĻrd zielska i mchu, przeszedþ pod potħŇnym sklepieniem i
znalazþ siħ w mrocznym domostwie Orgona, po chwili zaĻ wkroczyþ do sali, wspartej na smukþych
kolumnach. Choę i z zewnĢtrz wydawaþa siħ wielka, dopiero w Ļrodku mgþ Tuor docenię jej ogrom i
wspaniaþoĻę. Oszoþomiony, staraþ siħ zachowywaę cicho, aby nie budzię uĻpionych ech. Nic tam nie
dostrzegþ, z wyjĢtkiem stojĢcego we wschodnim kraıcu siedziska na podwyŇszeniu, toteŇ stĢpajĢc
ostroŇnie ruszyþ w jego stronħ, a odgþos krokw na kamiennej posadzce biegþ przed nim, niczym
zwiastun przeznaczenia, rozbrzmiewajĢc poĻrd kolumn.
StanĢwszy w pþmroku przed wielkim tronem Tuor ujrzaþ, Ňe zostaþ on wyciosany z jednego
kamienia, a jego boki pokrywaþy dziwne znaki. W tej wþaĻnie chwili zapadajĢce sþoıce zrwnaþo siħ z
wysokim oknem w zachodniej Ļcianie i jego promieı padþ na Ļcianħ za tronem, ktra rozbþysþa niczym
wypolerowany metal.
I Tuor ze zdumieniem odkryþ, iŇ na Ļcianie wisi tarcza, ogromna kolczuga, heþm i dþugi miecz w
pochwie. Kolczuga lĻniþa, jakby wykuta z czystego srebra, a sþoneczny promieı krzesaþ z niej zþociste
iskierki. Tarcza jednak wedle Tuora miaþa niezwykþy
ksztaþt, byþa bowiem podþuŇna, zwħŇona ku koıcowi, widniaþ tei na niej herb: biaþe þabħdzie skrzydþo
na bþħkitnym polu. Wtedy Tuor przemwiþ, a jego sþowa zabrzmiaþy pod tym dachem niczym
wyzwanie:
- Biorħ oto dla siebie ten orħŇ, a wraz z nim los, jaki z sobĢ niesie.
A kiedy unisþ tarczħ, odkryþ, iŇ jest nadspodziewanie lekka i porħczna, sporzĢdzono jĢ bowiem z
drewna pokrytego przez elfich mistrzw metalem, cienkim, lecz odpornym na ciosy, robactwo i wilgoę.
I przywdziaþ Tuor kolczugħ, wþoŇyþ na gþowħ heþm i przypasaþ miecz z czarnym pasem i pocAwĢ,
ozdobionymi jedynie srebrnymi klamrami. Tak uzbrojony opuĻciþ dwr Turgona i stanĢþ na tarasie,
skĢpany w krwawym blasku zachodzĢcego sþoıca. Niczyje oczy nie oglĢdaþy go w tej godzinie i nie
wiedziaþ, Ňe z dala przypomina potħŇnych wþadcw Zachodu, czþeka godnego, by zostaę ojcem krlw
ludŅkiego plemienia zza Morza. Takie teŇ byþojego przeznaczenie. Kiedy jednak po raz pierwszy ujĢþ
znalezionĢ broı,
wielka zmiana zaszþa w sercu Tuora, syna Huora i jego duch ursþ, by nigdy juŇ nie sczeznĢę. A gdy
zstĢpiþ po schodach, þabħdzie oddaþy mu czeĻę, pochylajĢc przed nim swe biaþe gþowy, i kaŇdy
ofiarowaþ mu piro wyrwane z wþasnego skrzydþa, skþadajĢc je na kamieniu u jego stp.
On zaĻ podnisþ pira i umieĻciþ je na heþmie. Na ten widok þabħdzie uniosþy siħ w powietrze, by
odlecieę na zachd. I Tuor nigdy ich juŇ nie ujrzaþ.
Nagle Tuor poczuþ, Ňe morski brzeg przyciĢga go z nieodpartĢ siþĢ. Zszedþ tedy po dþugich
schodach na szerokĢ piaszczystĢ þachħ u pþnocnego zbocza Taras-ness. A kiedy szedþ, ujrzaþ, jak
znad fal ciemniejĢcego morza wyþama siħ czarna chmura i przesþania zachodzĢce sþoıce. W
powietrzu rozlegþ siħ daleki pomruk nadciĢgajĢcej burzy: Wreszcie Tuor stanĢþ na brzegu, a sþoıce
pþonħþo na horyzoncie mħtnym, groŅnym Ļwiatþem. I, wydaþo siħ mu, Ňe w dali unosi siħ wielka fala,
zmierzajĢca wprost do brzegu. Nie umknĢþ jednak, lecz trwaþ bez ruchu, wiedziony ciekawoĻciĢ. Fala
zaĻ zbliŇaþa siħ coraz bardziej, a jej szczyt skrywaþ cieı i mgþa. Nagle, nie opodal brzegu, zaþamaþa
siħ, docierajĢc na piasek dþugimi pþatami piany. Lecz w miejscu, gdzie opadþa, widniaþ teraz ciemny
ksztaþt poĻrd narastajĢcej burzy: wyniosþa, majestatyczna sylwetka.
Tuor skþoniþ siħ przed niĢ, bowiem zdaþo mu siħ; iŇ oglĢda potħŇnħgo krla. Przybysz miaþ na gþowie
koronħ jakby ze srebra , spod ktrej spþywaþy dþugie wþosy, biaþe niczym morska piana o zmroku. A
kiedy odrzuciþ szary pþaszcz, oczom zachwyconego Tuora ukazaþa siħ lĻniĢca szata, przylegajĢca do
ciaþa niby þuska ogromnej ryby, zaĻ kaftan pod niĢ, barwy gþħbokiej zieleni, poþyskiwaþ jak morskie fale,
gdy jego wþaĻciciel wolno zbliŇaþ siħ ku brzegowi. W ten to sposb Ten, Ktry Mieszka w Gþħbinie,
przez Noldorw zwany Ulmem, Panem Wd, ukazaþ siħ u stp Vinyamaru oczom Tuora, syna Huora z
rodu Hadora .
Nie wstĢpiþ na brzeg, lecz stojĢc po kolana w wodzie przemwiþ do Tuora, a gþħbia jego gþosu,
dochodzĢcego jakby z samych podstaw Ļwiata, i pþonĢcy w oczach ogieı przeraziþy mþodzieıca, ktry
padþ przed nim na piasek.
- Wstaı, Tuorze, synu Huora! - rozkazaþ Ulmo. - Nie obawiaj siħ mego gniewu, choę juŇ od dawna
wzywaþem ciħ, a tyĻ mnie nie sþyszaþ. A kiedy wreszcie wyruszyþeĻ, dþugo zwlekaþeĻ po drodze.
PowinieneĻ byþ stanĢę tu wiosnĢ, teraz jednak zima przybywa juŇ z krainy Nieprzyjaciela. Musisz
nauczyę siħ poĻpiechu, gdyŇ droga, jakĢ dla ciebie zgotowaþem, nie bħdzie juŇ taka þatwa.
Wzgardzono bowiem mĢ radĢ i dolinĢ Sirionu skrada siħ wielkie zþo, zaĻ wrogowie stanħli juŅ
pomiħdzy tobĢ a twym celem.
- JakiŇ jest zatem mj cel, panie? - spytaþ Tuor.
- Ten sam, do ktrego zawsze tħskniþo twe serce - odparþ Ulmo. - OdnaleŅę Turgona i spojrzeę na
jego ukryty grd. Bowiem nosisz teraz strj mojego posþaıca i broı, ktrĢ dawno temu przeznaczyþem
dla ciebie. Na razie jednak musisz wymknĢę siħ zþu, skryty w cieniu. Owiı siħ tedy tym pþaszczem i
nigdy go nie zdejmuj, pki nie dotrzesz do kraıca podrŇy.
Wtedy wydaþo siħ Tuorowi, iŇ Ulmo rozdarþ swj szary pþaszcz i rzuciþ mu jego poþħ. Kiedy jednak
w skrawek materii opadþ obok na ziemiħ, Tuor stwierdziþ, iŇ jest to obszerne okrycie, w ktre mgþ
owiriĢę siħ od stp do gþw.
- Oto wħdrowaę bħdziesz w moim cieniu - oznajmiþ Ulmo. - Lecz nie zwlekaj juŇ dþuŇej, bowiem nie
strzyma on dþugo blasku Anaru ani ogni Melkora. Czy podejmiesz siħ zadania, jakie ci
przeznaczyþem?
- Tak, panie.
- A zatem przekaŇħ twym ustom sþowa, ktre masz zanieĻę Turgonowi. WczeĻniej jednak muszħ
nauczyę ciħ wielu rzeczy.
O niektrych z nich nie sþyszeli jeszcze ani ludzie, ani nawet najpotħŇniejsi z Eldarw. - I Ulino
opowiedziaþ Tuorowi o Valinorze i ciemnoĻciach, jakie go spowiþy, o Wygnaniu Noldorw i Proroctwie
Mandosa, i o tym, jak Bþogosþawione Krlestwo zostaþo na zawsze ukryte. - ZwaŇ jednak - dodaþ - Ňe w
zbroi Losu (jak zwĢ go dziaci Ziemi) zawsze znajdzie siħ jakaĻ szczelina, a w Ļcianach Przeznaczenia
-- wyþom, i bħdzie tak aŇ do czasu peþnego stworzenia, ktore wy zwiecie Koıcem. I pki Ňyjħ, nie
umilknie cichy gþos, nie zgaĻnie promyk Ļwiatþa - nawet w miejscach, gdzie winna pono panowaę tyIko
ciemnoĻę. Tak zatem, w tych dniach mroku, przeciwstawiam siħ nawet woli mych braci, WþĢdcw
ZachoduTaka jest bowiem ma rola poĻrd nich, i przeznaczono mi jĢ jeszeze przed stworzeniem
Ļwiata. Zþo jednak jest silne, cieı Nieprzyjaciela staje siħ coraz dþuŇszy, a moja moc sþabnie. W
Srdziemiu gþos mj sþychaę juŇ tylko jako cichy szept. BiegnĢce ku zachodowi wody niknĢ, ich Ņrdþa
spþywajĢ truciznĢ, i moja wþadza nie siħga juŇ tych krĢin. Bowiem elfy i ludzie ogþuchli i oĻlepli na me
znaki, zwiedzeni potħgĢ Melkora. Wkrtce speþni siħ wyrok Mandosa i wszystkie dzieþa Noldorw
legnĢ w gruzach, zaĻ ich nadzieja rozsypie siħ w pyþ. Pozostaþa tylko jedna nadzieja, ktrej siħ nie
spodziewĢjĢ i ktra nie od nich zaleŇy.
Spoczywa ona w tobie, tak bowiem zdecydowaþem.
- Zatem Turgon nie stanie przeciw Morgothowi, jak tego pragnĢ wszyscy Eldarowie? - spytaþ Tuor. -
I czego oczekujesz ode mnie, o panie, jeĻli udam siħ teraz do niego? Choę bowiem chħtnie postĢpiħ
tak jak mj ojciec i stanħ u boku krla, by go bronię w potrzebie, czymŇe jestem, samotny Ļmiertelnik,
poĻrd tak wielu dzielnych wojownikw z wysokiego rodu, ktrzy widzieli Zachd?
- JeĻli postanowiþem wysþaę ciebie, Tuorze synu Huora, to nie sĢdŅ, Ňe nie przyda im siħ jeszcze
jeden miecz. Elfy dþugo pamiħtaę bħdĢ odwagħ Edainw i nawet po wielu stuleciach nadal nie opuĻci
ich zdumienie, Ňe ci, ktrych czas na ziemi jest tak krtki, rwnie chħtnie oddajĢ swe Ňycie. Nie
wybraþem ciħ jednak jedynie ze wzglħdu na twĢ odwagħ. Zaniesiesz bowiem Ļwiatu nadziejħ, ktrĢ
nawet nie dostrzegasz, i blask, ktry rozproszy ciemnoĻę.
Kiedy Ulmo wyrzekþ te sþowa, szum wiatru wokþ przeszedþ w potħŇny ryk, zerwaþ siħ sztorm, a
niebo zupeþnie pociemniaþo, zaĻ pþaszcz Pana Wd unisþ siħ na podobieıstwo szarpanej wichurĢ
chmury.
- IdŅ juŇ! - poleciþ Ulmo. - Albo pochþonie ciħ morze! Bowiem Osse jest posþuszny woli Mandosa i
gniewa siħ, Ňe sprzeciwiam siħ jego wyrokowi.
- Zrobiħ, jak kaŇesz - odrzekþ Tuor. - JeĻli jednak uniknħ zguby, jakie sþowa mam zanieĻę
Turgonowi?
- Kiedy do niego dotrzesz, pojawiĢ siħ one w twej gþowie i usta twe powtrzĢ mojĢ wiadomoĻę.
Przemw wtedy bez lħku! A kiedy to uczynisz, rb, co ci nakazuje serce i honor. Pilnuj dobrze
pþaszeza, on bowiem bħdzie ci ochronĢ. Ja zaĻ wyĻlħ do ciebie kogoĻ, kt przybħdzie tu dziħki furii
Ossego, i tak zyskasz przewodnika. Bħdzie to ostatni marynarz ostatniego statku, ktry wyprawiþ siħ
na poszukiwanie Zachodu przed wzejĻęiem Gwiazdy. Teraz wracaj na lĢd!
Nagle rozlegl siħ grzmot i nad morzem zalĻniþa bþyskawica. W jej blasku ujrzaþ. Tuor Ulma niczym
potħŇnĢ, srebrnĢ wieŇħ, zwieıczonĢ taıczĢcymi pþomieniami, i zawoþaþ, przekrzykujĢc ryk wiatru:
- Idħ, panie! Lecz me serce juŇ tħskni za Morzem!
Wtedy Ulmo unisþ ogromny rg i zagraþ na nim jednĢ jedynĢ nutħ, przy ktrej skowyt wichury
zdawaþ siħ jedynie szmerem wieczornej bryzy. A Tuorowi, kiedy usþyszaþ ten dŅwiħk, ktry ogarniaþ
caþĢ jego istotħ i przepeþniaþ jĢ bez reszty, wydaþo siħ, jakby brzegi ĺrdziħmia zniknħþy, a przed
oczami stanħþy mu wszystkie wody Ļwiata: od wĢskich grskich strumieni po ujĻcia potħŇnych rzek, od
nabrzeŇnych pþycizn po gþħbie oceanu. Ujrzaþ Wielkie Morze, jego niespokojnĢ powierzchniħ,
przedziwne morskie stwory
i pozbawione Ļwiatþa gþħbiny, w ktrych rozlegajĢ siħ gþosy straszliwe dla uszu Ļmiertelnika. CaþĢ tħ
ogromnĢ przestrzeı ogarnĢþ nagle bystrym wzrokiem Valara; widziaþ nieruchomĢ powierzchniħ wd i
odbijajĢce.siħ w niej oko Anaru, poþyskujĢce w Ļwietle rogatego ksiħŇyca, zmarszczki, toczĢce siħ z
dzikĢ wĻciekþoĻciĢ gry fal, ktre zaþamujĢ siħ na skaþach Wysp Cienia. ZaĻ jeszcze dalej od
ĺrdziemia, tam, gdzie wzrok ledwo siħga, dostrzegþ grħ, wznoszĢcĢ siħ ku niebu wyŇej, niŅli mgþ to
ogarnĢę jego umysþ.
Jej szczyt skrywaþa lĻniĢca chmura, a u stp bþyszczaþa dþuga linia brzegowa. I kiedy wysilaþ sþuch,
by dosþyszeę szum owych odlegþych fal, i ataraþ siħ dojrzeę wyraŅniej dalekie Ļwiatþo, dŅwiħk rogu
ucichþ i Tuor znw znalazþ siħ poĻrd burzy. Niebo ponad jego gþowĢ rozdarþa rozwidlona bþyskawica.
Ulmo zniknĢþ, a na morzu szalaþ sztorm, gdy gniew Ossego uderzaþ w mury Nevrastu.
Wtedy Tuor umknĢþ przed furiĢ wd i z wielkim trudem zdoþaþ wspiĢę siħ na wyŇsze.tarasy. Wichura
bowiem pchaþa go ku skalnej Ļcianie, a kiedy dotarþ do szczytu, ostry powiew powaliþ go na kolana.
Schroniþ siħ tedy w mrocznej i pustej sali i przesiedziaþ caþĢ noc na kamiennym tronie Turgona. Nawet
kolumny wspierajĢce sklepienie dygotaþy pod naporem burzy, a Tuorowi zdawaþo siħ, Ňe w porywach
wichru sþyszy jħki i okrzyki blu. ZdrzemnĢþ siħ jednak nieco, nħkany przez nocne koszmary, z ktrych
po przebudzeniu nic nie pamiħtaþ - z wyjĢtkiem jednego. W tym Ļnie ujrzaþ wyspħ, a na jej Ļrodku
stromĢ grħ. Za grĢ zachodziþo sþoıce, a na nieboskþon wypeþzaþy cienie, wszelako ponad szczytem
jaskrawym blaskiem Ļwieciþa jedna, oĻlepiajĢca gwiazda.
Po tej wizji Tuor zapadþ w gþħboki sen; bowiem jeszcze przed Ļwitem burza ustaþa, a wiatr przegnaþ
czarne chmury nad wschodniĢ czħĻę Ļwiata. Gdy siħ zbudziþ, w sali panowaþ szary pþmrok: Tuor
opuĻciþ wyniosþy tron i powħdrowaþ ku wyjĻciu, po drodze natykajĢc siħ na stado morskich ptakw,
ktre schroniþy siħ tu przed sztormem. Wyszedþ na dwr w chwili, gdy ostatnie gwiazdy blakþy na
zachodzie, zwiastujĢc nadejĻcie dnia. Tuor przekonaþ siħ, Ňe wielkie nocne fale dotarþy daleko w gþĢb
lĢdu, pozostawiajĢc swe piħtno na szczytach klifw. Nawet tarasy byþy usþane wodorostami i zasypane
drewnem, ktre zwykle unosiþo siħ na wodzie. Spojrzawszy zaĻ na dþ dostrzegþ wysokiego elfa,
odzianego w przemoczony szary pþaszez, wspartego o kamiennĢ Ļcianħ. Wokþ walaþy siħ deski
wraku. Obcy siedziaþ w miþczeniu, wpatrzony ponad zaĻmieconĢ plaŇĢ w dal, w morze. Wokþ
panowaþa cisza, zakþcana jedynie gniewnym szumem fal. Gdy tak Tuor staþ i spoglĢdaþ na milczĢcĢ
szarĢ postaę, przypomniaþy mu siħ sþowa Ulma i nagle usþyszaþ, jak wypowiada obce imiħ:
- Witaj, Voronwe! Oczekiwaþem ciħ.
Wtedy elf odwrciþ siħ i unisþ wzrok, a Tuor napotkawszy przeszywajĢce spojrzenie szarych jak
morze oczu pozınþ, Ňe oto stoi przed nim Noldor wysokiego rodu. Kiedy jednak przybysz ujrzaþ Tuora
stojĢcego bez ruchu na skale, spowitego w pþaszcz szary niczym cieı, spod ktrego bþyskaþa zbroja
elfw, wjego oczach pojawiþ siħ lħk.
Trwali tak przez chwilħ, przyglĢdajĢc siħ sobie nawzajem, aŇ wreszcie elf wstaþ i nisko pokþoniþ siħ
Tuorowi.
- Kim jesteĻ, panie? - spytaþ. - Dþugi czas spħdziþem na bezlitosnym morzu. Powiedz, proszħ, jak
wielkie zmiany zaszþy w tym kraju od czasu, gdy po raz ostatni postawiþem stopħ na lĢdzie? Czy Cieı
upadþ? MoŇe Ukryty Lud opuĻciþ swĢ fortecħ?
- Nie - odparþ Tuor. - Cieı jeszcze wzrsþ w potħgħ, a to, co ukryte, pozostaþo w ukryciu.
Voronwe spojrzaþ na niego i umilkþ na dþugĢ chwilħ.
- Lecz kimŇe ty jesteĻ? - spytaþ wreszcie - Mj lud opuĻciþ ten kraj wiele lat temu i odtĢd nikt tu juŇ
nie mieszkaþ. Teraz zaĻ poznajħ, Ňe mimo twego odzienia nie jesteĻ jednym z nas, jak sĢdziþem, lecz
pochodzisz z plemienia ludzi.
- Owszem - potwierdziþ Tuor. - Ty natomiast, czy jesteĻ ostatnim marynarzem z ostatniego statku,
ktry wypþynĢþ z przystani Cfrdana na poszukiwanie Zachodu?
- Tak - odrzekþ elf - A miano me Voronwe syn Aronwego. Nie pojmujħ jednak, skĢd znasz me imiħ.
- Poznaþem je, bowiem Pan Wd przemwiþ do mnie wczorajszego wieczoru i oznajmiþ, iŇ ocali ciħ
przed gniewem Ossego po to, byĻ byþ mi przewodnikiem.
Na to Voronwe zakrzyknĢþ w strachu i podziwie:
- RozmawiaþeĻ z Ulmem PotħŇnym? Zatem wielka musi byę twa odwaga i wielki cel, do ktrego
zdĢŇasz! GdzieŇ jednak mam ciħ poprowadzię, panie? JesteĻ wszak chyba krlem wĻrd ludzi i wiele
sþug czeka na twe rozkazy .
- Przeciwnie, jestem zbiegþym niewolnikiem - odparþ Tuor - i banitĢ w obcej krainie. Mam jednak
wiadomoĻę, ktrĢ muszħ przekazaę Turgonowi z Ukrytego Plemienia. Czy wiesz, ktra droga doı
prowadzi?
- W tych czasach zþa wielu staje siħ rabami i wygnaıcami, choę zgoþa inne jest ich urodzenie.
Czujħ, Ňe pochodzisz z rodu wþadcw plemienia Ļmiertelnikw. GdybyĻ jednak byþ nawet
najdostojniejszym spoĻrd twego ludu, nadal nie dawaþoby ci to prawa do poszukiwania Turgona i twa
wyprawa speþzþaby na niczym. Nawet gdybym doprowadziþ ciħ do wrt jego krlestwa, i tak nie
mgþbyĻ ich przekroczyę..
- Nie proszħ, abyĻ przeprowadziþ mnie przez bramħ - odrzekþ Tuor. - Tam Wyrok zmierzy siħ ze
Sþowem Ulma. I jeĻli Turgon nie zechce mnie widzieę, moja misja zakoıczy siħ, a Przeznaczenie
zwyciħŇy. A co do moich praw: jestem Tuor syn Huora i krewniak Hixrina, ktre to imiona Turgon z
pewnoĻciĢ pamiħta. Przychodzħ teŇ z po]ecenia Ulma. CzyŇby Turgon zapomniaþ o sþowach, jakie
niegdyĻ od niego usþyszaþ? "Pamiħtaj, Ňe ostatnia nadzieja Noldorw przyjdzie zza Morza"? Albo:
"Kiedy niebezpieczeıstwo przybliŇy siħ, z Neyrastu przyjdzie ktoĻ, aby ciħ ostrzec." Ja jestem tym,
ktrego przyjĻcie zapowiedziano, i przyodziaþem siħ
w strj, jaki na mnie czekaþ.
Tuor sam zdumiaþ siħ, sþyszĢc swe sþowa, bowiem nie znaþ dotĢd przepowiedni, jakĢ wypowiedziaþ
Ulmo do Turgona przed odejĻciem elfw z Nevrastu. Nikt zresztĢ o niej nie sþyszaþ, poza Ukrytym
Plemieniem. Tym bardziej zdumiony byþ Voroıwe.
Odwrciþ siħ ku Morzu, spojrzaþ w dal i westchnĢþ: -
- Niestety! Nie chciaþem juŇ nigdy tam wracaę. I czħsto przysiħgaþem sobie, Ňe jeĻli kiedykolwiek
postawiħ jeszcze stopħ na staþym lĢ'dzie, zamieszkam w spokoju z dala od Cienia na pþnocy, w
Przystani Cirdana albo na zielonych polach Nan-tathren, gdzie wiosna jest sþodsza niŇ moŇna
wymarzyę. JeŇeli jednak podczas mych wħdrwek zþo wzrosþo w siþħ i niebezpieczeıstwo zagraŇa
memu ludowi, muszħ tam: powrcię. - Spojrzaþ na Tuora. - Zaprowadzħ ciħ do ukrytych bram, bowiem
mĢdroĻę nie pozwala zlekcewaŇyę rady Ulma.
- Zatem wyruszymy razem, jak nam poruczono - stwierdziþ Tuor - Nie rozpaczaj jednak, Voronwe!
Serce me bowiem przeczuwa, Ňe czeka ciħ dþuga droga, a twa nadziejĢ powrci do Morza.
- Jako i twoja - odrzekþ Voronwe. - Teraz jednak musimy Ļpiesznie wyruszyę w drogħ.
- Racja - zgodziþ siħ Tuor. - Ale dokĢd mnie powiedziesz i jak daleko`? Czy nie winniĻmy siħ
najpierw zastanowię, jak przeŇyjemy w gþuszy i, jeĻli droga bħdzie dþuga, jak zdoþamy przetrwaę
bezlitosnĢ zimħ?
Vbronwe jednak uie chciaþ zdradzię Ňadnych szczegþow, dotyczĢcych drogi. ,
- Znasz siþħ ludzi - powiedziaþ. - Co do mnie, naleŇħ do plemienia Noldorw, i dþugi musiaþby byę
gþd, sroga zima, nim zdoþaþyby powalię jednego z tych, ktrzy przebyli lody Helcaraxe. Jak sĢdzisz,
co pozwalaþo nam przeŇyę niezliczone dni poĻrd sþonych morskich wd? CzyŇbyĻ nie sþyszaþ o
sucharach elfw? Mam nadal przy sobie to, co kaŇdy marynarz oszczħdza na czarnĢ godzinħ. - I
Zgłoś jeśli naruszono regulamin