Sandemo Margit - Opowieści 10 - Gdzie jest Turbinella.pdf

(753 KB) Pobierz
Sandemo Margit - Opowieści 10 - Gdzie jest Turbinella
MARGIT SANDEMO
GDZIE JEST TURBINELLA?
ROZDZIAŁ I
Sara Wenning przyjechała do miasta rozgoryczona, pełna wątpliwości i pozbawiona
wiary w siebie. Powodem był naturalnie mężczyzna, z którym w marzeniach wiązała swoją
przyszłość. Niestety, jego wybranką została inna. Takie problemy miewa wprawdzie wiele
kobiet, jednak niewielka to pociecha dla tych, które owo doświadczenie właśnie dotknęło.
Osamotnioną dziewczyną zainteresował się kolega z pracy Erik Brandt. Spragniona przyjaźni
wydała mu się łatwą zdobyczą.
Sara była miłą, młodą osóbką o zgrabnej figurze, długich nogach i żywych oczach, z
ciekawością spoglądających na świat. Miała przy tym wiele dziewczęcego uroku, a właśnie
takie kobiety najprędzej wpadały Brandtowi w oko. Erik chciał bowiem udowodnić sobie, że
żadna dziewczyna nie jest w stanie mu się oprzeć. Mimo iż dobijał już czterdziestki, nie miał
najmniejszego zamiaru czuć się gorszym od młodych, przystojnych i wysportowanych
mężczyzn. Dlatego często brał zimny prysznic, regularnie biegał, a także zażywał tabletki
drożdżowe, które, jak wierzył, pozwalały mu zachować młodzieńczy wygląd i piękne,
kręcone miedzianobrązowe włosy. Te atuty zwykle budziły podziw dam. Bywało, że
przybierał na wadze po biurowych lunchach i piwie. Potrafił wtedy ćwiczyć intensywnie cały
tydzień i żywić się wyłącznie warzywami, by zrzucić zbędne kilogramy.
Sara tak naprawdę niewiele o nim wiedziała. Podziwiała tego przystojnego mężczyznę
o melancholijnym spojrzeniu i zdecydowanym, wyrażającym troskę głosie, mężczyznę, który
okazywał jej wyraźne zainteresowanie. Zbyt łatwo dała się zwieść pozorom...
Można by sądzić, że pokój zamieszkiwany był przez mnicha, tak skromnie został
wyposażony.
Łóżko stanowiła zwyczajna drewniana ława pokryta szarą wojskową derką. Stół i
krzesło, obok mała kuchenka, nad nią wisząca szafka. W szafce znajdował się kubek,
szklanka, kilka talerzy, każdy z innego kompletu, jeden widelec i łyżka oraz inne drobne
przybory kuchenne.
Mało kto odwiedzał ten pokój.
Po jednej stronie stołu leżała deska do chleba i jakieś artykuły spożywcze zepchnięte
w najdalszy kąt. Drugiej strony używano najwyraźniej jako biurka. Niewielka półeczka na
ścianie mieściła pięć fachowych książek o tematyce policyjnej. W pokoju nie było zasłon,
tylko żaluzja, która miała uniemożliwić mieszkającym naprzeciwko zaglądanie do środka.
379374026.001.png
Z pewnością zastanowienie budził człowiek, który tu zamieszkiwał. Jak można
pozbawiać się wszelkiej wygody? Jak można żyć w tak spartańskich warunkach?
W korytarzu zadzwonił telefon. Mężczyzna, który powolnym ruchem właśnie składał
wypraną koszulę, podniósł słuchawkę.
- Mamy morderstwo na Vindelveien trzydzieści cztery. Weźmiesz tę sprawę.
- Są jakieś bliższe szczegóły?
- To facet około pięćdziesiątki. Na poziomie, ale trochę za bardzo samotny. Został
zasztyletowany przez profesjonalistę.
- Dobra, już jadę .
Słuchawka spoczęła na widełkach, a koszula została ponownie rozłożona.
Przypominający ascetę komisarz policji kryminalnej westchnął i szybko się przebrał.
Jego powierzchowność doskonale przystawała do zawodu, który uprawiał. Zacięty
wyraz mocno opalonej twarzy, stalowoszare oczy, ostre rysy, nadmiernie szczupła sylwetka,
tak jakby ciału dostarczano ledwie jeden posiłek dziennie, i to nic ponad suchy chleb i wodę.
Policzki zapadły się może z głodu albo nadmiaru trosk, jedynie ciemnobrązowa, gęsta
czupryna nie poddawała się dyscyplinie narzuconej reszcie postaci.
Komisarz nie był krótko ostrzyżony, czego można by się spodziewać znając jego
surowy styl życia. Włosy miał podcięte tylko na tyle, by dało się je jakoś ułożyć, choć
staranność fryzury pozostawiała wiele do życzenia.
Wokół ust czaił się cień goryczy, choć ów mężczyzna nie należał z pewnością do osób
zdradzających komukolwiek swoje uczucia. Twarz byłaby może ciekawa, gdyby nie
emanujący z niej przeraźliwy chłód i niedostępność.
Charakterystycznym dla siebie sztywnym ruchem mężczyzna otworzył drzwi i opuścił
pokój.
Sara stała przy oknie i spoglądała na smutną listopadową ulicę. Co chwila
przejeżdżały tu samochody, ochlapując auta zaparkowane wzdłuż chodnika.
Wyglądała ładnie, mogła się podobać. Jasnozłote, lśniące, sięgające aż do wąskich
ramion włosy ucięte były równiutko niczym u egipskiej księżniczki. Spod opadającej na
wysokie czoło grzywki spoglądały duże zielonoszare oczy. Twarz wyrażała rzadko
spotykaną, ujmującą łagodność, często ozdobioną uśmiechem.
Teraz jednak dziewczyna była poważna.
Czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu.
- Saro, kochanie, czy chcesz, żebym sobie poszedł?
379374026.002.png
Czy miał odejść? Naprawdę sama nie wiedziała. Znajomość z Erikiem Brandtem
osiągnęła kulminacyjny punkt. W ciągu ostatnich dwóch tygodni stanowczo za dużo o nim
myślała. Serdeczna przyjaźń w miejscu pracy powoli przemieniła się w głęboką więź, tak jej
się przynajmniej wydawało. On jednak liczył na coś innego. Kilka wspólnych obiadów na
mieście, pogawędki na temat spraw zawodowych i wreszcie wizyta u Sary pod pozorem
przejrzenia jakichś dokumentów. Pierwsze pocałunki wytrąciły dziewczynę zupełnie z
równowagi. Stała teraz bez ruchu i usiłowała odzyskać spokój.
Erik żalił się cichym głosem:
- Wiesz dobrze, że moje małżeństwo właściwie nie istnieje. Kochanie, nie masz
pojęcia, jaki opuszczony i nieszczęśliwy jestem ostatnio. Gdyby nie dzieci....
Cóż za banały! Sara czuła niesmak do samej siebie z powodu sytuacji, w jakiej się
znalazła. Mimo to potrzebowała Erika, od samego początku bardzo go lubiła, narastała w niej
tęsknota za przyjaźnią, za przywiązaniem. Doszło do tego, iż Sara chciała po prostu być z
nim, być z kimś, kto by się o nią troszczył. Długa samotność dała się jej we znaki. Usiłowała
przekonać samą siebie, że żona Erika zbyt mało interesowała się sprawami męża i przez to
winna jest rozpadu ich małżeństwa. To jednak się nie udawało. Przed oczami wciąż miała
dwójkę dzieci Erika, które kiedyś spotkała, i teraz odnosiła wrażenie, że maluchy są w jej
pokoju i spoglądają na nią z wyrzutem.
Wreszcie odezwała się:
- To żadna tajemnica, Eriku, ja naprawdę bardzo cię lubię. Ale błagam cię, nie
wykorzystuj tego.
- A jeśli porozmawiam dziś wieczorem z Birgitte, jeśli poproszę o rozwód...
- Ja nie chcę być jego przyczyną.
- Przecież dobrze wiesz, że nie jesteś. Nasze małżeństwo skończyło się już dawno
temu. Ona zdaje sobie sprawę z faktu, że mogę odejść w każdej chwili.
Objął czule dziewczynę i obrócił ku sobie.
- Saro, skarbie... - wyszeptał.
Patrzyła w jego wciąż młodzieńczą, a zarazem zdradzającą dojrzałość twarz. Zgrabna,
wysportowana sylwetka, opiekuńcze ramiona i oczy, które wyrażały najgłębszy żal, cierpienie
z powodu domu, który przestał być prawdziwym domem. A gdyby tak oboje...?
Nie, tak nie można, odezwał się w niej jakiś głos. Nie chodzi jej przecież o fizyczną
bliskość, nie tego teraz pragnie. Nie za taką cenę.
379374026.003.png
Mam ją wreszcie, pomyślał w tej samej chwili Erik Brandt. Nie poszło zbyt łatwo, jest
na to zbyt uczciwa. Flirt to dla niej coś nowego. Ale historyjka o moim nieudanym
małżeństwie zawsze skutkuje. Tak, trzeba się tego trzymać.
Właśnie wtedy zadzwonił telefon.
- Proszę cię, nie podnoś. - Jego uścisk stał się silniejszy. Telefon jednak nie milkł i
ostry sygnał przywołał Sarę do rzeczywistości.
- To brzmienie jest mało romantyczne, muszę je unieszkodliwić - żartem usiłowała
rozładować napiętą atmosferę.
Puścił ją niechętnie, marszcząc przy tym brwi, a ona kolejny raz zdała sobie sprawę z
tego, jak bardzo lubi każdy szczegół jego twarzy. Erik jest doskonały niczym dzieło sztuki,
uznała.
- Czy mogę mówić z Sarą Wenning? - zabrzmiał w słuchawce metaliczny, mocny
męski głos, który mimo swej surowości wywołał w dziewczynie falę ciepła.
Ta zaskakująca reakcja zdumiała Sarę.
- Tak, jestem przy telefonie.
- Czy pani jest bratanicą Hakona Tangena?
- Owszem, jestem córką jego brata.
- Mówię z wydziału kryminalnego. Czy pani może przyjechać natychmiast do
mieszkania wuja?
- Mogę. Czy coś się stało?
- Obawiam się, że tak. Pani wuj nie żyje.
- Jak to? Wuj Hakon...? - przeraziła się, ale zaraz dodała już spokojniej: - Naturalnie,
zaraz tam będę.
Zszokowana opowiedziała Erikowi, co się wydarzyło.
- Zawiozę cię tam - zadecydował błyskawicznie.
- Nie, proszę. Wezmę taksówkę. Najlepiej będzie, jeśli już pójdziesz.
- No, skoro tak, to do zobaczenia, Saro. Skinęła mu na pożegnanie głową.
Otworzył jej funkcjonariusz policji w cywilu. Sara rozejrzała się wokół, ale drzwi do
sypialni były przymknięte. Dochodziły stamtąd jedynie przyciszone głosy. Spojrzała pytająco
na policjanta.
A więc tak wyglądają oficerowie śledczy. Wzdrygnęła się. Przed nią stał stosunkowo
młody mężczyzna o ciemnych włosach układających się w niezupełnie udaną fryzurę, z
grzywką opadającą niesfornie na czoło. Stalowoszare oczy spoglądały groźnie, bez
379374026.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin