Becnel Rexanne - Lęk przed miłością.pdf

(1003 KB) Pobierz
1
Becnel Rexanne
Lęk przed miłością
1
Ten moment Hester lubiła najbardziej. Dzięki niemu wszystko to, co w jej
pracy było mniej przyjemne, stawało się warte zachodu. Zapięła Dulcie na szyi
rodowe szmaragdy Ainsleyów i wygładziła leciutką jak bibułka jedwabną materię,
która z tak zwodniczą gracją była udrapowana wokół ramion dziewczyny.
- No - powiedziała z zadowoleniem. - Chcesz na siebie popatrzeć?
Ale Dulcie, choć Hester pracowała nad nią ciężko od dwóch miesięcy, wciąż
sprawiała wrażenie wystraszonej na myśl o balu, na którym miała wystąpić dziś
wieczorem. Westchnęła ciężko i markotnie powiodła wzrokiem po swojej nowej sukni
w kolorze zielonego jabłka.
- Sukienka jest bardzo ładna - przyznała. - Ta madame Henri, którą pani
poleciła, to rzeczywiście doskonała krawcowa. Ale… - Głos jej zadrżał. Po chwili
podjęła niemal szeptem: - Ale ja nienawidzę balów. Nienawidziłam ich w zeszłym
roku, a w tym będę ich nienawidzić jeszcze bardziej.
- Ejże, ejże… Przypomnij sobie, co mówiłyśmy o tym, jak ważne jest
nastawienie. - Hester uśmiechnęła się krzepiąco do swojej podopiecznej.
Dulcie Bennett była zbyt szczera, zbyt pulchna i zbyt nieśmiała, by w tym
sezonie, drugim w jej życiu, mogła zrobić szczególną furorę. Pierwszy sezon podobno
był okropny: ciągłe gafy, upokarzające rozczarowania, potoki łez - i w rezultacie
złożone przez dziewczynę ślubowanie, że nigdy więcej nie pójdzie na żadne przyjęcie
czy bal.
O ile Hester wiedziała, był to pierwszy przypadek, kiedy Dulcie Bennett
przejawiła swoją wolę. Rychło w czas, pomyślała Hester, kiedy o tym usłyszała. Na
szczęście matka dziewczyny, lady Ainsley, poszła za radą jednej z ciotek i postanowiła
zatrudnić Hester Poitevant z Akademii Mayfair, by przygotowała Dulcie jak należy do
kolejnej rundy na małżeńskim rynku.
Hester wiedziała, co o niej mówią, i czerpała z tego wielką satysfakcję. Plotka
głosiła, że każda dziewczyna, którą bierze pod swoje skrzydła pani Poitevant,
nieuchronnie staje na ślubnym kobiercu. I - co dla udręczonych mamuś było nawet
ważniejsze - że nie muszą się przy tym o nic kłopotać.
Niektórzy mówili o niej: fabrykantka panien młodych. Inni woleli nazywać ją
cudotwórczynią, zważywszy na surowiec, z jakim często miała do czynienia.
Utrzymywano, że pani Poitevant potrafi sprawić, iż korpulentna młoda dama staje się
smukła, tępej przybywa dowcipu, brzydkie pięknieją a pozbawione krzty wdzięku
stają się nieodparcie urocze. Jednym słowem, że oddane jej pod opiekę dziewczęta
uczą się, jak rzucać czar na mężczyzn. Tych właściwych.
O ile tylko twoja córka ma do zaoferowania oprócz ręki również przyzwoity
posag, powiadali prześmiewcy, to Hester Poitevant wyda ją za mąż przy minimum
zachodu i kosztów. W porównaniu z wydatkami, jakie musieliby ponieść rodzice na
drugi, trzeci, albo i nie daj Boże czwarty sezon, opłata, jaką pobierała Akademia
Mayfair, oznaczała w rzeczywistości kolosalną oszczędność. Hester często podnosiła
tę kwestię, kiedy przychodziło do omawiania ceny. Protestujący tatusiowie zawsze
wtedy milkli.
W tej chwili jednak Hester nie myślała o pieniądzach. Myślała o Dulcie.
Pomimo nieszczególnej urody dziewczyna była niezwykle miła i sympatyczna.
Doprawdy zdumiewające, jeśli wziąć pod uwagę tego bezmyślnego za-wadiakę, jej
brata czy płytką, nadętą matkę...
Pod uporczywym spojrzeniem Hester Dulcie wstydliwie spuściła oczy.
- Wiem, wiem. Nie wolno mi mówić o sobie tak niepochlebnie…
- Ani mówić, ani myśleć - uzupełniła Hester. - Od tak dawna przywykłaś
dostrzegać w sobie głównie niedostatki, że całkiem straciłaś z oczu to, co w tobie
ładne, miłe i urocze. A przy okazji zdołałaś przekonać i innych, by nie zwracali na to
uwagi. No, a teraz obróć się i popatrz na siebie w lustrze. Jak ci się podoba?
Powoli i opornie dziewczyna zrobiła, co jej kazano. Hester wstrzymała w
napięciu oddech.
Jak zwykle, madame Henri znakomicie potrafiła dopasować fason sukni do
sylwetki, tak jak tego wymagała Hester. Najmodniejsze były obecnie suknie o talii
ściśniętej jak u osy, ale Hester poleciła, by przyozdobić gors większym i niżej
przypiętym bukiecikiem kwiatów ze swobodnie powiewającymi wstążkami. Dolna
część stanika, a także spódnica były skrojone z paru klinów, wykończonych w szwach
lamówką w nieco ciemniejszym niż reszta toalety odcieniu zielonego jabłka.
2
Rezultat tych zabiegów był zdumiewający. Tak jak Hester oczekiwała,
dziewczyna sprawiała wrażenie znacznie smuklejszej, niż była w rzeczywistości.
Wyższe niż zwykle obcasy dodatkowo pogłębiały to złudzenie.
Dulcie patrzyła na własne odbicie w lustrze, a jej oczy stawały się coraz
większe i większe. Rozchyliła usta, ale przez długą chwilę nie mogła wydobyć głosu.
- Jest… jest prześliczna - szepnęła w końcu.
Oczy Hester zajaśniały radością.
- Skąd. To ty jesteś prześliczna, a nie suknia!
Istotnie, w nowej toalecie było Dulcie jeszcze bardziej do twarzy, niż zakładała
Hester, wybierając tkaninę i fason. Odcienie kremu i jabłkowej zieleni współgrały z
karnacją dziewczyny znacznie korzystniej, niż biel i mięta. Orzechowe oczy Dulcie
zalśniły, a delikatna cera wprost rozkwitła.
- Kiedy upniemy ci włosy, o tak… i odrobinę umalujemy… - Głos Hester
przeszedł w szept: - Robi się z ciebie piękność. Absolutna piękność.
- Och - tylko tyle zdołała wykrztusić oszołomiona dziewczyna, okręcając się
przed ogromnym lustrem. - Och…
I ku satysfakcji Hester kąciki jej warg uniosły się w uśmiechu. Najpierw
niepewnym, potem radosnym, wreszcie entuzjastycznym. Równocześnie plecy
dziewczyny wyprostowały się, a ramiona rozluźniły, tak jak tylekroć przypominała jej
Hester.
Dulcie miała śliczną cerę, bez jakiejkolwiek krostki czy piega. Miała też
kształtny biust i delikatne, pełne wyrazu ręce, a do tego pięknie wykrojone usta.
Odrobinę przydługi nos, lekko cofnięta broda i zbyt wysokie czoło sprawiały, że nie
sposób było nazwać ją piękną, ale Hester miała już do czynienia z dziewczętami
znacznie mniej urodziwymi. W gruncie rzeczy wolała pracować z dziewczyną
brzydką, ale miłą, niż z rozkapryszoną ślicznotką.
Splotła dłonie na wysokości talii.
- A więc podoba ci się suknia, tak?
Kiedy ich wzrok spotkał się w lustrze, oczy Dulcie lśniły od łez. Skinęła głową,
gdyż najwyraźniej nie była w stanie wydobyć głosu. Hester jednak to wystarczyło.
Starała się nie okazywać, iż Dulcie była w tym roku jej faworytką. Widząc ją
szczęśliwą, sama także poczuła dreszcz radości.
Ale dość tych sentymentów! Niedługo rozpocznie się bal.
3
- A więc dobrze. - Hester poprawiła okulary, które zawsze zjeżdżały jej z nosa.
- Tu masz torebkę, a tu wachlarz. A teraz pójdziemy pokazać cię matce i bratu, tak?
George Bennett, wicehrabia Ainsley, najwyraźniej zaniemówił na widok
siostry. Nie mógł się doczekać dzisiejszego balu, bo spieszno mu było wypróbować
nowe trunki i cygara lorda Soamesa. Kiedy Dulcie z Hester stanęły na podeście
schodów, George przemierzał tam i z powrotem foyer, niecierpliwie uderzając się
rękawiczkami po udzie, i głośno wyrzekał przed matką na spóźnialstwo kobiet i ich
niezmierną próżność.
Kiedy jednak dostrzegł Dulcie, wyraz jego twarzy zmienił się w jednej chwili,
podobnie jak mina rodzicielki. Szeroko rozwarte, nieruchome oczy i uchylone usta
obojga wyrażały osłupienie i podziw.
I tak powinno być, pomyślała Hester nie bez dumy. Nie tylko twarzowa suknia
dodawała Dulcie uroku - również włosy dziewczyny zostały odpowiednio upięte, tak
by ukryć zbyt wysokie czoło. Do tego Hester dodała parę muśnięć pudrem: ciemnym
skorygowała kształt nosa, zaś jasnym poprawiła linię brody. No i naturalnie w ślicznej
zielonej sukni i pantofelkach Dulcie wydawała się wyższa i smuklejsza.
Bardziej jednak niż wszelkie sztuczki zmienił Dulcie jej sposób bycia. Matka i
brat dziewczyny być może tego nie dostrzegali, ale Hester tak. Owszem, korekta stroju
i makijażu była słuszna i potrzebna. Dopiero jednak pewność i wiara w siebie, jakie
dziewczyna zyskała dzięki tym zmianom, zdziałały prawdziwe cuda.
Dulcie Bennett nigdy nie myślała o sobie, że jest piękna czy choćby ładna. Dziś
wieczór jednak w to uwierzyła, a zatem dziś wieczór naprawdę była piękna! Jej głowa
była dumnie uniesiona, oczy lśniły, usta wyginał lekki uśmiech.
Zwyczajem Hester było towarzyszenie podopiecznej podczas pierwszego
wyjścia, by dziewczyna czuła się pewniej. Tak miało być i tym razem. Ale nawet
gdyby nie wybierała się na bal, wiedziała, że Dulcie będzie miała wzięcie jak nigdy
dotąd.
Kiedy od parteru dzieliły je już tylko trzy stopnie, Hester zatrzymała się i
pozwoliła, by dalej Dulcie szła sama. Rodzina rzuciła się jej na spotkanie z
identycznymi uśmiechami na twarzach.
- Wyglądasz przepięknie, kochanie - zagruchała matka.
- W rzeczy samej - zauważył młody lord Ainsley, powracając do swego
zwykłego aroganckiego tonu. - Naprawdę prezentujesz się nieźle, Dulls. Może uda mi
się teraz namówić Westhama, żeby z tobą zatańczył…
Hester zgromiła go spojrzeniem. Wystarczyły dwa tygodnie, by znienawidziła
George'a Bennetta. Cóż z tego, że był przystojny i uchodził za doskonałą partię? Dla
niej był samolubnym nudziarzem i już.
4
- Suknia jest śliczna - rzekła lady Ainsley, wodząc po córce uważnym
spojrzeniem. - Ja bym nie wybrała tego koloru ani tego prostego kroju… Ale do
twarzy ci w nich. O tak, do twarzy.
Zwróciła się ku Hester i na moment ich oczy się spotkały. Pani Bennett skinęła
głową w uznaniu wiedzy i talentu wynajętej pracownicy.
- Myślę, że powinnyśmy wypić jutro herbatę - powiedziała. - Tylko we dwie,
pani i ja. Proszę przyjść o czwartej.
Nie prosiła, rzecz jasna, tylko żądała… Hester uśmiechnęła się powściągliwie.
- Obawiam się, że nie będę mogła, lady Ainsley. O tej porze jestem już
umówiona z inną klientką, w Portman Square. - Nie ma potrzeby ujawniać, kim jest
owa inna klientka, wystarczy informacja, że ma dobry adres. - Może w piątek?
Powiedzmy około dziesiątej.
Wicehrabina Ainsley nie cierpiała podporządkowywać się komukolwiek,
zwłaszcza kobiecie, którą zatrudniała i którąceniła niewiele więcej niż zwykłą służącą.
Zgodziła się jednak na spotkanie w piątek i Hester wiedziała dlaczego. Nie po raz
pierwszy się zdarzało, że dama z wyższych sfer była tak olśniona przemianą córki, iż
zapragnęła, by Hester zajęła się również nią.
Być może nadeszła pora, by zażądać wyższego wynagrodzenia, pomyślała
Hester, wkładając płaszcz i rękawiczki. Osoby pokroju lady Ainsley z pewnością
mogą sobie pozwolić na taki wydatek.
Jechano dwoma powozami. Jeden nie pomieściłby trzech kobiet w suto
marszczonych sukniach oraz lorda Ainsleya. Hester pogratulowała sobie w duchu, że
nie będzie musiała jechać w towarzystwie nadętego młodziana. I on, i jego owdowiała
matka pod względem charakteru byli bliźniaczo do siebie podobni: oboje samolubni,
chciwi, widzący w Dulcie i trzech jej młodszych siostrach wyłącznie towar, który
należy możliwie dobrze sprzedać; ich mężowie wypchają złotem kieszenie Ainsleyów
i umocnią ich pozycję w towarzystwie.
Książę lub książęcy syn, jego spadkobierca - oto według matki właściwy
kandydat do ręki Dulcie. Jej bratu zależało raczej na majątku i koneksjach. Obojgu
było całkowicie obojętne, czego pragnie Dulcie.
Hester uniosła wzrok na dziewczynę. Dulcie siedziała uśmiechnięta, choć przez
cały czas poruszała niespokojnie dłońmi, to wodząc palcami wzdłuż wykwintnych
lamówek spódnicy, to przebierając fałdy wachlarza.
- Widzę, że już nie wpadasz w przerażenie na myśl o dzisiejszym wieczorze -
zauważyła Hester.
Dulcie spuściła oczy, ale uśmiech wciąż nie znikał z jej twarzy.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin