Waltari Mika - Czarny Anioł.pdf
(
1634 KB
)
Pobierz
26057712 UNPDF
Mika Waltari
Czarny Anioł
(Przeło
Ŝ
ył: Zygmunt Łanowski)
1
12 grudnia 1452
Ujrzałem ci
ę
pierwszy raz i przemówiłem do ciebie. Było to tak, jakby przeszło przeze
mnie trz
ę
sienie ziemi. W gł
ę
bi mej duszy przewróciło si
ę
wszystko, czelu
ś
cie mego serca
otwarły si
ę
i nie poznawałem ju
Ŝ
swej własnej natury.
Sko
ń
czyłem lat czterdzie
ś
ci i zdawało mi si
ę
,
Ŝ
e osi
ą
gn
ą
łem jesie
ń
Ŝ
ycia.
Odbyłem dalekie w
ę
drówki, du
Ŝ
o przeszedłem i prze
Ŝ
yłem wiele
Ŝ
ywotów.
Pan przemawiał do mnie pod wieloma postaciami, aniołowie objawiali mi si
ę
, ale ja w
nich nie wierzyłem.
Kiedy zobaczyłem ciebie, musiałem uwierzy
ć
, skoro taki cud mnie mógł si
ę
wydarzy
ć
.
Ujrzałem ci
ę
przed ko
ś
ciołem M
ą
dro
ś
ci Bo
Ŝ
ej, u br
ą
zowych bram. Było to w chwili,
gdy wszyscy wyszli z ko
ś
cioła w porz
ą
dku przepisanym ceremoniałem, po tym jak kardynał
Izydor po łacinie i po grecku odczytał w lodowatej ciszy obwieszczenie o zjednoczeniu
ko
ś
ciołów. Kiedy pó
ź
niej odprawił wspaniał
ą
msz
ę
, odczytał tak
Ŝ
e wyznanie wiary. A gdy
doszedł do uzupełnienia “i od Syna", wielu ukryło twarze w dłoniach, a z empory dały si
ę
słysze
ć
gorzkie szlochania kobiet. Stałem w
ś
cisku w bocznej nawie przy szarej kolumnie. Gdy
jej dotkn
ą
łem, poczułem,
Ŝ
e jest wilgotna, jak gdyby nawet kamienie w tej
ś
wi
ą
tyni pociły si
ę
zimnym potem l
ę
ku.
Potem wszyscy wyszli z ko
ś
cioła w porz
ą
dku przepisanym od wieluset lat, a po
ś
rodku
szedł bazyleus, cesarz Konstantyn, wyprostowany i powa
Ŝ
ny, z siwiej
ą
c
ą
ju
Ŝ
głow
ą
pod
złotymi pał
ą
kami korony. Wychodzili — ka
Ŝ
dy w tej barwie i ornacie, jaki był przepisany —
dostojnicy z Blachern, ministrowie, logoteci i anthypathowie, senat w pełnym składzie, a
nast
ę
pnie rodami archonci Konstantynopola. Nikt nie o
ś
mielił si
ę
nie stawi
ć
, w ten sposób
wyra
Ŝ
aj
ą
c swoje przekonania. Po prawej stronie cesarza poznałem a
Ŝ
nazbyt dobrze sekretarza
stanu Francesa, który chłodnymi niebieskimi oczyma patrzył wokół siebie. W
ś
ród łacinników
dostrzegłem wenecja
ń
skiego bailona i wielu innych, których rozpoznałem.
Ale megaduksa Łukasza Notarasa, wielkiego ksi
ę
cia i dowódcy floty cesarskiej, nigdy
jeszcze poprzednio nie widziałem. Był to m
ąŜ
smagły i wyniosły, wy
Ŝ
szy o głow
ę
od innych.
Spojrzenie miał szydercze i m
ą
dre, ale w jego rysach odczytałem tak
ą
sam
ą
melancholi
ę
,
wspóln
ą
wszystkim, którzy nale
Ŝ
eli do starych greckich rodów. Gdy wyszedł z ko
ś
cioła, był
wzburzony i zły, jak gdyby nie wytrzymał okropnej ha
ń
by, która dotkn
ę
ła jego ko
ś
ciół i jego
lud.
Gdy podprowadzono wierzchowce, powstał niepokój i ludzie zacz
ę
li gło
ś
no przeklina
ć
łacinników. Wołano: “Precz z niedozwolonym dodatkiem! Precz z władz
ą
papie
Ŝ
a". Nie
mogłem tego słucha
ć
. Nasłuchałem si
ę
ju
Ŝ
tego wszystkiego do znudzenia w dniach mojej
młodo
ś
ci. Ale nienawi
ść
i rozpacz ludu były jak grzmot i trz
ę
sienie ziemi. A
Ŝ
do chwili, gdy
nawykłe do
ś
piewu głosy mnichów obj
ę
ły przewodnictwo i sprawiły,
Ŝ
e lud wspólnie i w takt
wołał: “Nie od Syna, nie od Syna". Był to dzie
ń
ś
wi
ę
tego Spirydiona.
Gdy zacz
ę
ła si
ę
procesja wysoko urodzonych kobiet, cz
ęść
ś
wity cesarskiej zmieszała
si
ę
ju
Ŝ
z ludzk
ą
mas
ą
, która falowała i miotała si
ę
w takt na wpół
ś
piewanego krzyku. Tylko
wokół
ś
wi
ę
tej postaci cesarza było pusto. Siedział na swoim rumaku z twarz
ą
pociemniał
ą
od
troski. Odziany był w haftowany złotem purpurowy płaszcz i purpurowe buty ozdobione
dwugłowm orłem.
Byłem zatem
ś
wiadkiem spełnienia wielowiekowego marzenia: poł
ą
czenia ko
ś
cioła
wschodniego z zachodnim, ukorzenia si
ę
prawowiernego ortodoksyjnego ko
ś
cioła przed
papie
Ŝ
em i odst
ą
pienia od pierwotnego, nie poszerzonego wyznania wiary. Odwlekana przez
długi czas unia ta nabrała w ko
ń
cu mocy obowi
ą
zuj
ą
cej przez to,
Ŝ
e kardynał Izydor odczytał w
ko
ś
ciele M
ą
dro
ś
ci Bo
Ŝ
ej list unijny. W katedrze florenckiej list ten odczytał przed czternastu
laty po grecku wielki kr
ą
głogłowy uczony, metropolita Bessarion. Został on, podobnie jak
2
Izydor, podniesiony do godno
ś
ci kardynała przez papie
Ŝ
a Eugeniusza IV w nagrod
ę
za swoje
zasługi przy ci
ęŜ
kim dziele pojednania.
A wi
ę
c to ju
Ŝ
czterna
ś
cie lat od tej chwili. W wieczór ów sprzedałem swoje ksi
ąŜ
ki i
odzie
Ŝ
, rozdzieliłem pieni
ą
dze mi
ę
dzy biednych i uciekłem z Florencji. W pi
ęć
lat pó
ź
niej
wzi
ą
łem krzy
Ŝ
. Okrzyki tłumu przypomniały mi dzi
ś
górsk
ą
drog
ę
do Asy
Ŝ
u i pobojowisko pod
Warn
ą
.
Ale gdy wołania nagle ucichły, podniosłem wzrok i zobaczyłem,
Ŝ
e megaduks Łukasz
Notaras wjechał na podest przed po
Ŝ
ółkł
ą
marmurow
ą
kolumnad
ą
. Gestem nakazał cisz
ę
i
przejmuj
ą
cy wiatr grudniowy poniósł jego okrzyk: “Lepszy turban turecki ni
Ŝ
tiara papieska!"
Tak samo wołali ongi
ś
ś
ydzi: “Uwolnijcie nam Barabasza!"
Cała gromada rycerzy i archontów zebrała si
ę
wyzywaj
ą
co wokół Łukasza Notarasa,
Ŝ
eby pokaza
ć
,
Ŝ
e go popieraj
ą
i otwarcie wa
Ŝą
si
ę
przeciwstawi
ć
cesarzowi. A
Ŝ
wreszcie tłum
rozst
ą
pił si
ę
w ko
ń
cu, tak
Ŝ
e cesarz mógł stamt
ą
d odjecha
ć
ze swoj
ą
przerzedzon
ą
ś
wit
ą
.
Procesja kobiet wypływała wci
ąŜ
jeszcze przez pot
ęŜ
ne br
ą
zowe wrota ko
ś
cioła, ale
rozpraszała si
ę
natychmiast na otwartym placu i znikała w niespokojnym tłumie.
Byłem ciekawy, jak lud przywita kardynała Izydora, ale jest on m
ęŜ
em, który wiele
wycierpiał dla unii, i sam jest Grekiem. Dlatego te
Ŝ
wcale nie wyszedł na dwór. Godno
ść
kardynała nie dodała mu tuszy. Jest nadal takim samym chudym, małym człowieczkiem o
oczach jak ziarnka pieprzu i wydaje si
ę
jeszcze chudszy ni
Ŝ
dawniej, odk
ą
d zgolił brod
ę
na
sposób łaci
ń
ski.
“Lepszy turban turecki ni
Ŝ
tiara papieska". Słowa te ksi
ąŜę
Notaras wykrzykn
ą
ł chyba z
gł
ę
bi serca, z miło
ś
ci do swego miasta i swojej wiary oraz nienawi
ś
ci do łacinników.
Ale bez wzgl
ę
du na to, jak szczere uczucie dodało
Ŝ
aru jego słowom, nie mog
ę
uwa
Ŝ
a
ć
ich na nic innego, jak tylko z zimn
ą
krwi
ą
uczynione otwarcie gry politycznej. W
ś
ród
wzburzonego ludu wyło
Ŝ
ył swoje karty,
Ŝ
eby zyska
ć
poklask zdecydowanej wi
ę
kszo
ś
ci. Gdy
Ŝ
w gł
ę
bi serca
Ŝ
aden Grek nie popiera przecie
Ŝ
tej unii, nawet sam cesarz. Jest on tylko
zmuszony podporz
ą
dkowa
ć
si
ę
i przypiecz
ę
towa
ć
uni
ę
, by w ten sposób zawrze
ć
pakt
przyja
ź
ni i pomocy, który w chwili potrzeby ma da
ć
Konstantynopolowi pomoc papieskiej
floty wojennej.
Ju
Ŝ
zbroi si
ę
flota papie
Ŝ
a w Wenecji. Kardynał Izydor zapewnia,
Ŝ
e wypłynie ona na
ratunek Konstantynopola, gdy tylko wie
ść
o ogłoszeniu unii zd
ąŜ
y dotrze
ć
do Rzymu. Ale za
cesarzem Konstantynem ludzie krzyczeli dzisiaj: “Apostata, apostata". Najokropniejsze,
najbardziej czcze, najbardziej niszcz
ą
ce słowo, jakie mo
Ŝ
na wykrzykn
ąć
do człowieka. To cena,
któr
ą
musi on płaci
ć
za dziesi
ęć
okr
ę
tów wojennych. Je
ś
li okr
ę
ty te w ogóle przypłyn
ą
.
Kardynał Izydor przywiódł ju
Ŝ
z sob
ą
gar
ść
łuczników, których zwerbował na Krecie i
innych wyspach. Bramy miasta s
ą
zamurowane. Turcy spustoszyli cał
ą
okolic
ę
i zamkn
ę
li
Bosfor. Ich mocny punkt to twierdza, któr
ą
sułtan ostatniego lata kazał wci
ą
gu kilku miesi
ę
cy
wznie
ść
koło najcia
ś
niejszego miejsca Bosforu. Twierdza le
Ŝ
y po stronie Pery, po stronie
chrze
ś
cijan. Jeszcze na wiosn
ę
stał na tym miejscu ko
ś
ciół archanioła Michała. Teraz kamienne
kolumny ko
ś
cioła wmurowane s
ą
jako podpory grubych na trzydzie
ś
ci stóp murów tureckich
wie
Ŝ
i działa sułtana nadzoruj
ą
cie
ś
nin
ę
.
O wszystkim tym my
ś
lałem stoj
ą
c przy ogromnych br
ą
zowych wrotach ko
ś
cioła
M
ą
dro
ś
ci Bo
Ŝ
ej. Wtedy to zobaczyłem j
ą
. Udało jej si
ę
wymkn
ąć
z tłumu i wej
ść
z powrotem
do ko
ś
cioła. Oddychała gwałtownie, a welon jej porwany był w strz
ę
py. Dostojne Greczynki w
Konstantynopolu maj
ą
zwyczaj zasłania
ć
twarze przed obcymi i
Ŝ
yj
ą
w odosobnieniu w swoich
domach pod piecz
ą
eunuchów. Gdy wsiadaj
ą
na ko
ń
albo wchodz
ą
do lektyk, przodem spiesz
ą
ich słudzy z rozpostart
ą
płacht
ą
, by chroni
ć
je przed spojrzeniami przechodniów. Ich płe
ć
jest
mleczna i przezroczysta.
3
Spojrzała na mnie i czas zatrzymał si
ę
w biegu, sło
ń
ce przestało w
ę
drowa
ć
wokół ziemi,
przyszło
ść
stopiła si
ę
z tera
ź
niejszo
ś
ci
ą
i nie było ju
Ŝ
nic wi
ę
cej prócz tej chwili, tej jedynej
Ŝ
ywej chwili, której nawet chciwy czas nie mógł połkn
ąć
.
Widziałem wiele kobiet za mego
Ŝ
ycia. Kochałem samolubnie i zimno. Doznawałem
rozkoszy i sam dawałem rozkosz innym. Ale dla mnie miło
ść
była zawsze pogardy godn
ą
Ŝą
dz
ą
cielesn
ą
, która zaspokojona, wprawiała dusz
ę
w przygn
ę
bienie. Tylko ze współczucia
udawałem miło
ść
, dopóki mogłem si
ę
na to zdoby
ć
.
Wiele kobiet widziałem w moim
Ŝ
yciu, a
Ŝ
wreszcie wyrzekłem si
ę
ich, podobnie jak
wyrzekłem si
ę
wielu innych rzeczy. Kobiety były dla mnie czym
ś
cielesnym, a ja nienawidz
ę
wszystkiego, co uzale
Ŝ
nia mnie od mojego własnego ciała.
Była niemal tak wysoka jak ja. Włosy miała jasne pod haftowanym kapturkiem. Płaszcz
niebieski, przetykany srebrem. Oczy jej były br
ą
zowe, płe
ć
jak złoto i ko
ść
słoniowa.
Ale ja nie na jej pi
ę
kno
ść
patrzyłem. Nie wtedy wła
ś
nie. To spojrzenia jej oczu pojmały
mnie, gdy
Ŝ
oczy te były mi dobrze znane, tak jakbym widział je ju
Ŝ
kiedy
ś
we
ś
nie. Br
ą
zowa
otwarto
ść
tych oczu spaliła wszystko czcze i codzienne na popiół. Rozszerzyły si
ę
ze
zdumienia, a potem u
ś
miechn
ę
ły si
ę
nagle do mnie.
Zachwyt mój był tak
Ŝ
arliwie czysty,
Ŝ
e nie mie
ś
cił w sobie
Ŝ
adnego ziemskiego
po
Ŝą
dania. Czułem, jakby ciało moje zacz
ę
ło
ś
wieci
ć
w taki sam sposób, jak kiedy
ś
na własne
oczy widziane pustelnicze szałasy
ś
wi
ę
tych mnichów z Athos promieniuj
ą
ce nadzmysłowym
blaskiem niczym jasne latarnie wysoko na ogromnych górskich stromiznach. I oto moje
porównanie nie stanowi
Ŝ
adnego
ś
wi
ę
tokradztwa, gdy
Ŝ
w tym momencie moje
nowonarodzenie si
ę
było
ś
wi
ę
tym cudem.
Jak długo to trwało, nie wiem. Mo
Ŝ
e nie dłu
Ŝ
ej ni
Ŝ
tchnienie, które w naszej ostatniej
chwili wyzwala dusz
ę
od ciała. Stali
ś
my o par
ę
kroków od siebie, ale przez jedno tchnienie
stali
ś
my tak
Ŝ
e na progu mi
ę
dzy doczesnym i wiecznym i było to podobne do ostrza miecza.
Potem wróciłem znów do czasu. Musiałem mówi
ć
. Powiedziałem:
— Nie bój si
ę
. Je
ś
li chcesz, odprowadz
ę
ci
ę
do domu twego ojca.
Po jej kapturku widziałem,
Ŝ
e nie jest kobiet
ą
zam
ęŜ
n
ą
. Nie
Ŝ
eby to w tej chwili co
ś
znaczyło. Czy była m
ęŜ
atk
ą
, czy nie, oczy jej bliskie mi patrzyły na mnie ufnie.
Wci
ą
gn
ę
ła gł
ę
boko oddech, jakby go zbyt długo powstrzymywała, i rzekła pytaj
ą
co:
— Jeste
ś
łacinnikiem?
— Je
ś
li tak chcesz — odparłem.
Patrzyli
ś
my na siebie i w
ś
ród rozkrzyczanego tłumu byli
ś
my równie samotni ze sob
ą
,
jak gdyby
ś
my razem zbudzili si
ę
w raju u zarania czasów. Spłon
ę
ła rumie
ń
cem wstydu, ale nie
spu
ś
ciła wzroku. Poznawali
ś
my przecie
Ŝ
swoje oczy. A
Ŝ
nie mogła ju
Ŝ
dłu
Ŝ
ej opanowa
ć
niepokoju i dr
Ŝą
cym głosem zapytała:
— Kim jeste
ś
?
I pytanie jej nie było wcale pytaniem. Swymi słowami zdradzała tylko,
Ŝ
e mnie poznaje
w swoim sercu tak, jak ja j
ą
poznałem. Ale
Ŝ
eby da
ć
jej czas si
ę
opami
ę
ta
ć
, powiedziałem:
— Wzrastałem we Francji, w mie
ś
cie Awinion, dopóki nie osi
ą
gn
ą
łem trzynastu lat. Od
tej pory w
ę
drowałem po wielu krajach. Nazywam si
ę
Jean Ange. Tutaj nazywam si
ę
Johannes
Angelos, je
ś
li ty tak chcesz.
— Angelos — powtórzyła. — Anioł. Czy to dlatego jeste
ś
taki blady i powa
Ŝ
ny? Czy to
dlatego zl
ę
kłam si
ę
, gdy ci
ę
zobaczyłam? — Podeszła bli
Ŝ
ej i dotkn
ę
ła dłoni
ą
mego ramienia.
— Nie, nie jeste
ś
aniołem — powiedziała. — Jeste
ś
z krwi i ko
ś
ci. Dlaczego nosisz tureck
ą
szabl
ę
?
— Przywykłem do niej — odparłem. — I ta stal jest twardsza ni
Ŝ
kuta przez chrze
ś
cijan.
We wrze
ś
niu uciekłem z obozu sułtana Mehmeda, który sko
ń
czył wła
ś
nie budowa
ć
twierdz
ę
nad Bosforem i miał wraca
ć
do Adrianopola. Teraz, gdy wybuchła wojna, wasz cesarz nie
wydaje ju
Ŝ
niewolników tureckich, którzy uciekli do Konstantynopola.
4
Rzuciła wzrokiem na mój strój i powiedziała:
— Nie chodzisz odziany jak niewolnik.
— Nie, nie chodz
ę
odziany jak niewolnik — odparłem. — Przez blisko siedem lat
nale
Ŝ
ałem do orszaku sułtana. Sułtan Murad wywy
Ŝ
szył mnie na dozorc
ę
swoich psów i
podarował mnie potem swemu synowi. Sułtan Mehmed wypróbowywał mój rozum i czytał
wraz ze mn
ą
greckie i rzymskie ksi
ę
gi.
— Jak zostałe
ś
niewolnikiem u Turków? — zapytała.
— Mieszkałem przez cztery lata we Florencji — odrzekłem.
— W owym czasie byłem bogatym człowiekiem, ale znu
Ŝ
yłem si
ę
handlem i wzi
ą
łem
krzy
Ŝ
. A Turcy pojmali mnie do niewoli pod Warn
ą
.
Jej wzrok kazał mi mówi
ć
dalej:
— Byłem sekretarzem u kardynała Juliusza Cesariniego. Po kl
ę
sce ko
ń
jego uton
ą
ł w
bagnie i uciekaj
ą
cy W
ę
grzy zakłuli kardynała. Ich młody król padł przecie
Ŝ
w tej bitwie. Mój
kardynał namówił go do złamania pokoju, który zaprzysi
ą
gł utrzymywa
ć
z Turkami. Dlatego
W
ę
grzy uwa
Ŝ
ali,
Ŝ
e
ś
ci
ą
gn
ą
ł na nich przekle
ń
stwo, a sułtan Murad traktował nas jak
krzywoprzysi
ęŜ
ców. Mnie jednak nie uczynił nic złego, cho
ć
kazał straci
ć
wszystkich innych
je
ń
ców, którzy nie chcieli uzna
ć
jego Boga i proroka. Pewnie mówi
ę
zbyt du
Ŝ
o. Przebacz mi.
Długo milczałem.
Odparła:
— Nie nudzisz mnie. Chc
ę
słysze
ć
wi
ę
cej o tobie. Ale dlaczego nie pytasz, kim ja
jestem?
— Nie pytam — rzekłem — wystarczy dla mnie,
Ŝ
e istniejesz. Nie s
ą
dziłem,
Ŝ
e co
ś
takiego jeszcze mo
Ŝ
e mi si
ę
zdarzy
ć
.
Nie pytała, co mam na my
ś
li. Obejrzała si
ę
i spostrzegła,
Ŝ
e masa ludzka zaczyna si
ę
rozprasza
ć
.
— Chod
ź
ze mn
ą
— szepn
ę
ła, wzi
ę
ła mnie za r
ę
k
ę
i wci
ą
gn
ę
ła spiesznie z powrotem w
wielki cie
ń
br
ą
zowych wrót. — Uznajesz uni
ę
? — zapytała.
Wzruszyłem ramionami:
— Jestem łacinnikiem.
— Przekrocz próg — nakazała.
Wewn
ą
trz w przedsionku przystan
ę
li
ś
my na miejscu, gdzie okute
Ŝ
elazem buty
wartowników przez tysi
ą
c lat wy
Ŝ
łobiły dołek w marmurowej posadzce. Ludzie, którzy z
obawy przed tłumem pozostali w ko
ś
ciele, zerkali na nas. Mimo to obj
ę
ła mnie ramionami za
szyj
ę
i pocałowała.
— To uroczysto
ść
ś
wi
ę
tego Spirydiona — rzekła i prze
Ŝ
egnała si
ę
znakiem krzy
Ŝ
a na
sposób grecki. —Tylko od Ojca, nie od Syna. Niech mój chrze
ś
cija
ń
ski pocałunek b
ę
dzie
przypiecz
ę
towaniem przyja
ź
ni mi
ę
dzy nami, aby
ś
my siebie nawzajem nie zapomnieli.
Niebawem słudzy mego ojca b
ę
d
ą
tu,
Ŝ
eby mnie zabra
ć
.
Policzki miała rozpalone, a jej pocałunek nie był chrze
ś
cija
ń
ski. Pachniała hiacyntami.
Wysoko sklepione brwi były cienkimi kreseczkami, pomalowanymi na ciemnoniebiesko, usta
miała umalowane na czerwono, jak to jest w zwyczaju w
ś
ród dostojnych kobiet w Konstan-
tynopolu.
— Nie mog
ę
tak si
ę
z tob
ą
rozsta
ć
— rzekłem. — Je
ś
liby
ś
nawet mieszkała za
siedmiorgiem zawartych wrót, nie ustan
ę
, dopóki ci
ę
nie odnajd
ę
. Je
ś
li nawet czas i przestrze
ń
rozdzieli nas, b
ę
d
ę
ci
ę
szukał na nowo. Nie mo
Ŝ
esz temu przeszkodzi
ć
.
— Dlaczegó
Ŝ
miałabym chcie
ć
temu przeszkodzi
ć
? — zapytała unosz
ą
c drwi
ą
co brwi.
— Sk
ą
d mo
Ŝ
esz wiedzie
ć
,
Ŝ
e sama nie płon
ę
niecierpliwo
ś
ci
ą
, by usłysze
ć
wi
ę
cej o tobie i
twoich dziwnych losach, panie Angelosie?
Jej drwina była przyjemna, a ton mówił wi
ę
cej ni
Ŝ
słowa.
— Wyznacz mi wi
ę
c miejsce i czas — nalegałem.
5
Plik z chomika:
gothicaz
Inne pliki z tego folderu:
Waltari Mika - Cztery Zmierzchy.pdf
(612 KB)
Waltari Mika - Trylogia Rzymska 01 - Tajemnica królestwa.pdf
(1568 KB)
Waltari Mika - Trylogia Rzymska 02 - Rzymianin Mintus.pdf
(1977 KB)
Waltari Mika - Trylogia Rzymska 03 - Mój syn Juliusz.pdf
(1663 KB)
Waltari Mika - Czarny Anioł.pdf
(0 KB)
Inne foldery tego chomika:
Baśnie
Duńska
Islandzka
Norweska
Szwedzka
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin