MICHALKIEWICZ - STACHANOWIEC DELATORSTWA.doc

(36 KB) Pobierz
Stanisław Michalkiewicz: Stachanowiec delatorstwa

Stanisław Michalkiewicz: Stachanowiec delatorstwa

2004-10-13 (00:25)



Przed prawie czterdziestoma laty spędzałem wakacje we wsiach powiatu biłgorajskiego. Wśród tamtejszych chłopów było mnóstwo AK-owców, wtedy jeszcze pełnych wigoru, więc wieczorami, przy suszeniu tytoniu, no i ma się rozumieć - przy wódeczce, wspomnieniom nie było końca. W tych biesiadach brał również udział miejscowy nauczyciel, chłopak nie tylko urodzony po wojnie, ale młodszy nawet ode mnie. Jednak, po paru kieliszkach, jemu też przypominały się różne partyzanckie epizody, że np. "mróz jak cholera, a tu Niemcy, więc my - w żyto" albo "wyszła nam już cała amunicja, a tu Niemcy znowu nacierają. To my - seriami" i tak dalej.

Od pewnego czasu chluba naszego dziennikarstwa i zarazem autorytet moralny, czyli pan red. Stefan Bratkowski w drukowanych w "Rzeczpospolitej" felietonach daje do zrozumienia, że rozpracował siatkę ruskich agentów wpływu w Polsce w osobie ojca Tadeusza Rydzyka i Romana Giertycha z Ligi Polskich Rodzin. Red. Bratkowski utrzymuje, że to współczesne wcielenie Targowicy, bo ani jeden, ani drugi nie chce dostroić się do tonu zatwierdzonego przez wszystkie autorytety moralne i np. sprzeciwiali się wejściu Polski do Unii Europejskiej, a nawet udziałowi Polski w wojnie w Iraku. Tymczasem i jedno, i drugie leży w interesie Rosji, a skoro tak, to i Tadeusz Rydzyk, i Roman Giertych muszą być ruskimi agentami. Na pierwszy rzut oka ta argumentacja trzyma się kupy, no a poza tym, któż może lepiej wiedzieć, co leży w interesie Rosji, a co nie, jeśli nie pan red. Stefan Bratkowski, długoletni sowiecki kolaborant, bo tak chyba należy określić człowieka noszącego przez kilkadziesiąt lat legitymację PZPR, która "sojusz" ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich nie tylko czynnie wcielała w życie, ale nawet wpisała w 1976 roku "nierozerwalne więzy przyjaźni" z ZSRR do konstytucji PRL? Ale jeśli nawet pan red. Bratkowski wie, co leży w interesie Rosji, a co nie, to jeszcze nie znaczy, że powinniśmy tak od razu wierzyć we wszystkie jego oskarżenia o agenturalność. Warto zwrócić uwagę, że taki np. Jan Paweł II też był przeciwny wojnie w Iraku, więc według zastosowanych przez red. Bratkowskiego kryteriów on też powinien być ruskim agentem. Jeśli zaś chodzi o Anschluss do Unii Europejskiej, to zdania były podzielone nie tylko zresztą u nas, ale również w takiej np. Francji. W referendum, jakie odbyło się tam w 1992 roku, decyzja o ratyfikacji traktatu z Maastricht (równoznaczna z przystąpieniem Francji do UE) przeszła, o ile pamiętam, większością zaledwie 200 tys. głosów, mówiąc nawiasem, oddanych w pogranicznych prowincjach, których przynależność do Francji bywała kwestionowana: Lotaryngii, Alzacji i Sabaudii. W rdzennych okręgach zachodnich przeważała niechęć. Czyżby i tam rząd dusz przejęli ruscy agenci? Dania musiała swoje referendum powtarzać, bo w pierwszym zwyciężyli przeciwnicy Anschlussu. Znaczy się - ruscy agenci. Wygląda na to, że Unia Europejska zdominowana jest przez ruskich agentów, a najwięcej jest ich chyba w Wielkiej Brytanii, która na wszelki wypadek nie przeprowadzała referendum, a i teraz sypie piasek w szprychy rozpędzonego koła parowozu dziejowego, odmawiając przyjęcia euro, czy konstytucji. Bardzo możliwe, że panu red. Bratkowskiemu takie różnice zdań nie mogą pomieścić się w głowie, umeblowanej w czasach totalniackiej młodości, ale przyczyna może być również głębszej natury.

Felieton, w którym pan red. Bratkowski miota swoje oskarżenia, nosi tytuł "Sztuka kamuflażu". Naturalnie odnosić się to ma do obydwu oskarżonych o ruską agenturalność, że kamuflują się za parawanem pobożnego patriotyzmu. Ale zbyt cenimy sobie doświadczenie pana red. Bratkowskiego w dziedzinie propagandy, żeby do jego publikacji podchodzić w sposób tak prostacki. Autor "Sztuki kamuflażu" doskonale bowiem wie, że nic tak nie oczyszcza z podejrzeń, jak pryncypialne oskarżenie kogoś innego o czyny, które pragnąłby ukryć sam oskarżający. Dlatego też złodziej pragnący ujść pogoni, staje na jej czele i najgłośniej krzyczy: "łapaj złodzieja" i tak dalej. Dla propagandysty nie są to żadne arcana. No dobrze, ale dlaczego się kamuflować, skąd taka potrzeba? Ano dlatego, że nastąpiło odwrócenie sojuszy, w związku z czym i pan red. Bratkowski, wzorem niedościgłego Towarzysza Szmaciaka, "już z nowym wrogiem toczy walkę", niczym Paweł Morozow , a nawet Timur i jego drużyna. Być może liczy na to, że jeśli ustanowi jakiś stachanowski rekord w dziedzinie delatorstwa, to zasługi w dziedzinie umacniania jedności sojuszniczej ze Związkiem Radzieckim zostaną wielkodusznie puszczone w niepamięć? Nie można tego wykluczyć, bo oto w "Gazecie Wyborczej" prof. Janusz Reykowski, były członek Biura Politycznego KC PZPR, a więc partii, która mordowanie i rabowanie nie tylko przeciwników politycznych, ale wszystkich, którzy odważyli się z nią nie zgadzać czy po prostu coś mieli - wypisała sobie na sztandarach, znowu próbuje nam mentorować, tym razem w dziedzinie tolerancji. Widać i red. Michnik po ostatnich przejściach musiał dojść do wniosku, że nie ma lepszych speców od wolności i tolerancji, jak totalniacy. Skoro prof. Reykowski już daje głos, to pan red. Bratkowski może tym bardziej, ale oczywiście jako ostrożniejszy, asekuruje się z każdej strony, pamiętając zapewne, że "na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności". Opowiada tedy, jak to był "jednym z najbliższych przyjaciół ks. Popiełuszki", niemal jego zakrystianem i ilu to zna "wspaniałych i mądrych biskupów". I ani jednego głupiego? Czyż być może?


W wierszu "Teraz" ks. Jan Twardowski napisał:

"Teraz się rodzi poezja religijna
co krok nawrócenia
lepiej nie mówić kogo nastraszył
buldog sumienia
ale Ty co świecisz w oczach jak w Ostrej Bramie
nie zapominaj
że pisząc wiersze byłem Ci wierny
w czasach Stalina".

Ksiądz Twardowski ma oczywiście rację, ale czy nie jest aby nazbyt franciszkański? Jaki tam "buldog sumienia". Jakiego sumienia!

Stanisław Michalkiewicz

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin