Daniken Erich von - Wszyscy jesteśmy dziećmi bogĂłw.rtf

(526 KB) Pobierz

 

                                                                                    Erich von Däniken _____________________________________________________________________________

WSZYSCY JESTEŚMY DZIEĆMI BOGÓW

                                                                      Gdyby groby mogły mówić. _____________________________________________________________________________

                                          I. Było sobie raz dwoje królewskich dzieci

Na zwiadach w Jemenie

Baśń jest mostem prowadzącym do prawdy.

                                                                                                                przysłowie arabskie

                            Starozytny Rzym zalozono okolo 733 roku prz. Chr., sto lat wcześniej powstalo slynne miasto Majów - Tikal. Początki Aten datuje się mniej


wiecej na rok 1500 prz. Chr. Jerycho zbudowano najprawdopodobniej okolo 6000 prz. Chr. Czy są jeszcze starsze miasta na naszej planecie? To możliwe, kronikarze arabscy bowiem zapewniają, ze Sana, leząca

2500 m n.p.m. na płaskowyzu jemeńskiego masywu górskiego, jest najstarszym miastem swiata - zalozono je podobno zaraz po splynieciu wód potopu.

Dotychczas poznałem Rzym, Ateny, Tikal i Jerycho. Powinienem więc poznać

jeszcze Sanę. Nie lezy ona wprawdzie w poblizu najwazniejszych szlaków komunikacyjnych, dojadę tam więc bocznymi drogami  - te zas oferują zazwyczaj podróznemu mnóstwo przygód. Takich, jakie będą i naszym udzialem. Jemen, czyli Jemeńska Republika Arabska, lezy w poludniowej cześci Pólwyspu Arabskiego. Są to tereny zamieszkane przez ludzi juz od prehistorycznych czasów. Nierzadko powstawala tu wysoka kultura - zdarzylo sie tak na przyklad okolo 1200 roku prz. Chr., w czasach królestwa Saby. Byl to wówczas kraj niezwykle bogaty, posiadal bowiem - o czym wspomina kazda encykiopedia -              system irygacyjny, wspanialy jak na ówczesne czasy. Stąd eksportowano

znaczne ilosci kadzidla -jest ono nadal towarem bardzo poszukiwanym.

Zdarzylo się w 1951 roku.

"Wyrzuciliśmy z ciężarówek wszystko, Co sie dało i ruszyliśmy przez wadi. Ludzie znajdujący sie na platformach ciężarówek trzymali się ze wszystkich sił, wypatrując jednoczesnie na równinie wielbłądnikdw z Maribu... gdy Chester który w jednej chwili zrozumiał ogrom groyącego nam niebezpieczenstwa.. skrecił ostro w lewo  z trudem jednak udalo mu sie uciec przed zbliżającymi sie Jemenczykami I utrzymac ciezarówke poza zasiegiem strzatów."

Przeżycia z tego napadu, który miał miejsce trzydzieści sześć tat temu, byly udziaiem młodego amerykanskiego paleontologa Nwendella Phillipsa, ktdry wraz

ze swoim kolegą, Williamem Frankiem Aibrightem, prowadził prace wykopaliskowe 180 kilometrów na wschdd od Sany.

Pozwolenia na podjecie prac przez badaczy z American Foundation for the Study of Man udzielil dwczesny król Jemenu imam Ahmed. O istnieniu w okolicy

Maribu zespolu świątyń Amerykanie dowiedzieli sie z relacji niemieckich uczonych: Carla Rathjensa i Hermanna von Wissmanna, przebywających w tamtym rejonie w 1928 roku. Chodzilo jakoby o tajemniczą swiatynie królowej Saby. Mimo a moze na skutek obecności żołnierzy i urzedników, których imam przydzielił do ekspedycji, po kilku miesiącach pracy atmosfera w obozie stala sie prawie nie do zniesienia. Jemenczykom nie podobalo sie, że niewierni


- a za niewiernego jest tu uznawany kazdy, kto nie wierzy w Allaha - szukają w ich kraju ukrytych skarbów.

Zarządzenia archeologów byly udaremniane przez rozkazy urzedników królewskich. Pierwsze rozruchy spowodowal nieszczęśliwy wypadek. Jeden


z robotnikdw potrącił przez nieuwagę drewniany stempel, co spowodowało upadek sześciu antycznych kolumn, niewielkie obrayenia odnióst jeden robotnik egipski i jeden jemeński. Urzednicy imama natychmiast zażądali wydania lateksowych odbitek, które w trakcie wielomiesiecznej żmudnej pracy zdjęto ze starych inskrypcji znalezionych na ścianach świątyń.

Powróciwszy z krótkiego pobytu w Ameryce dokąd udał się, żeby zdobyć pieniądze na dalsze prowadzenie prac Phillips zastal w obozie atmosfere tak wybuchową, że nie bylo już mowy o kontynuowaniu wykopalisk. Podczas potajemnej nocnej rozmowy archeolodzy postanowili podjąć próbę natychmiastowej ucieczki. Rozpuściii pogłoskę, że następnego dnia bedą krecić film z pobliskich wzgórz.

Oszustwo to podziatalo tym skuteczniej, że wsiadając wraz z egipskimi pomocnikami do ciężarówek pozostawili w obozie prawie cale wyposażenie ekspedycji, majace wartość ponad 200 tys. dolarów. Urzędnicy i żolnierze imama wyraźnie sie ucieszyli - nareszcie bedą mogli bez przeszkód robić to


z czym dotychczas musieli sie kryć, czyli kraść.

Trzydzieści Sześć lat później

Dzisiaj miejscowość, którą Phillips opuszczal w takim pośpiechu, jest jedną

z atrakcji turystycznych Jemenu - w 1984 roku Marib polączono asfaltowa drogą ze stolica. W czasie stusiedemdziesieciopieciokilometrowej trasy mój wspólpracownik Raif Lange podziwiał wraz ze mna wspaniale widoki przesuwające sie przed naszymi oczami. Land-Cruisera prowadził młody Jemeńczyk

z zakrzywionym sztyletem (dyambia), obowiazkowo zatkniętym za pas. Gdy jemeński chiopiec kończy czternaście lat, o jego męskości swiadczy posiadanie takiego sztyletu. Od pojemnosci sakiewki natomiast zależy, czy sztylet

będzie szeroki, wielki, czy nieco skromniejszy; czy rękojesć będzie

z bogato zdobionego srebra, czy tylko z rzeźbionego drewna bądź mniej szlachetnego metalu; pochwa ze skóry lśniącej od srebnych nitów czy po prostu zwyczajny futeral. Najwayniejszy jest sztylet! Obok kierowcy praży sie

w slońcu nasz przewodnik. Jest w marynarce - ubiór zdradza cziowieka z awansu spotecznego. Jak mielismy sie wkródce przekonać, wiedza oraz inteligencja nie byly najmocniejszą stroną tego osobnika.

Urzednik biura turystyki, znajdujęcego sie w centrum miasta, bo właśnie tam wydaje sie zezwolenia na podróżowanie po kraju, polecil ml zaangayować jemeńskiego kierowce. Byla to niezła rada. Samodzielne prowadzenie wynajętego samochodu bowiem byloby dla nas rodzajem cichego samobójstwa. W tym kraju nie liczy sie fakt, czy ktoś jest winny, czy nie, bo i tak przepisy drogowe są nadal uzaleąnione od praw religijnych i plemiennych,  uszkodzenie ciała traktowane jest na równi z morderstwem. Jesli ktoś według przepisów zachodnich bedzie nawet zupelnie bez winy, to wedlug praw islamu musi zapłacid rodzinie rannego czy zabitego stosowne odszkodowanie. W roku 1986 wynosilo ono 50 tysięcy marek za zabicie mężczyzny, połowa zaś tej sumy za kobietę. W okresie pielgrzymki i ramadanu kwoty ulegaja podwojeniu.

A poza tym może to mieć jeszcze znacznie gorsze następstwa - na przyklad wówczas, gdy rodzina poszkodowanego bedzie chciała sie zemścić na sprawcy wypadku. Wedlug naszego prawa byloby to po prostu morderstwo - tu jednak przepisy podporzadkowane są zwyczajom lub prawom plemiennym, a samo morderstwo jest uznawane za czyn na wskros honorowy.

Na wszelki wypadek wolalem juz nie pytać, czy jako towarzysz podrózy

nie zostane równiez w razie wypadku poproszony do kasy.

Drugą dobrą radą dal mi portier hotelu. Powiedzial, zebym zrobil sobie przede wszystkim dostateczną ilość fotokopii zezwolenia na podróż. I mial po


stokroć rację! Juz w trakcie pierwszej kontroli, którą przeprowadzili uzbrojeni mlodzi ludzie, pozbawiono mnie oryginalu. Posterunek wlączył go po prostu do akt. Następna kontrola odeslalaby mnie z powrotem.

W oddali, lecz jakby zblizone przez wizjer kamery, lśnią w slońcu góry, rysując się jasnym brązem na tle czarnych cieni. Droga, wijąca sie pośród zapierających dech w piersi przepaści, prowadzi przez przełęcz Bin-Ghaylan, wznoszącą się 2315 m n.p.m. Od przeleczy Al-Fardah mijamy prehistoryczne


rumowiska kamienne - czworokątne monolity skalne ogromnej wielkosci wznoszą sie ku niebu niczym drapaeze chmur. Cóz za widok! Kamienne bloki jakby zawisly nad spiętrzonymi sześcianami. Barwne szczyty skalne lśnią w dali rozświetlone sloncem, jak gdyby dopiero co pomalowali je kolorysci. Z przełęczy roztacza się widok na wadi, suche doliny ciągnąe się w zóltobrązowej pustyni. Po przejechaniu wielu zakretów, wykutych w litej skale, ujrzeliomy rozciągającą się 1000 m pod nami równinę, na której

znajduje sie Marib. z kazdą chwilą zblizającą nas do dna doliny - a lezy ona i tak 1300 m n.p.m - robi sie coraz goręcej. Skraj drogi porastają nieliczne krzewy i karlowate drzewka. Dalej jest juz tylko piach, pustynia, na której widok czlowiek zadaje sobie pytanie, czym zywią sią Beduini oraz ich zwierzęta i jak w ogóle udaje im sie przezyć. Niemal nie do przebycia są czarne jak smola wulkaniczne rumowiska kamienne przy drodze - czerń prawie piekielna, księżycowy krajobraz Góry wyrastają zeń jak gigantyczne hałdy wegla. Wspaniały spektakl natury w poludniowym siońcu. Migotliwe swiatlo. Cienie czerni Wszechowiata. Srebne blyski antracytu.

Po dwóch i pół godzinach jazdy docieramy do starej wsi Marib, w której stoją kilkupiętrowe budynki. w poblizu wydobywa się ropę naftową. W piekącym sloncu na zaladunek czekają samochody-cysterny.


Nigdzie jednak nie widać starozytnych ruin.

Tylko ciężki upal poludnia pohamowal moją ciekawość - poza tym nadszedl juz czas na posilek dla moich towarzyszy. Idziemy do hotelowej restauracji, której czystość pozwala domniemywać, ze firma wydobywająca ropę naftowa zbudowała ją dla swoich gosci.

Dochodzi do groteskowej pantomimy. Moi Jemenczycy, poza określeniem

money, nie znają oczywiście zadnego słowa po angielsku, zapraszam ich więc na posilek za pomocą gestów. Na szczęście jadlospis jest i po angielsku, i po arabsku. Ralf i ja zamawiamy omlet ze swiezymi pieczarkami, nasi towarzysze powiedzieli coś po arabsku, co kelner nagryzmolił w bloczku. Zjedliśmy juz nasz "omlet" - dwa jajka sadzone z pieczarkami z puszki  gdy przed Jemeńczykami pojawily się dwa soczyste steki. Ani drgnęli. Znów spróbowalem wiecjązyka gestów. Tak jak zachęca się dzieci do jedzenia  pokazując reką na usta powiedziaiem "chap, chap". Nic. Jak zahipnotyzowani tkwili nad brylami miesa, nad talerzami i nad sztućcami. Modlą sie po cichu, czy co? Moze nie trzeba im przeszkadzać. Nagle pewna mysl jak blyskawica przebiegia mi przez glowę. Złapalem za kość, wystającą z jednego ze steków, i przysunąłem ją sobie zachęcająco do ust. Tamy runęły. Uśmiechnąwszy sie z ulgą, siegneli palcami po jedzenie -  po pewnym czasie kilkoma potężnymi beknięciami dali nam znać, że już nic nie stoi na przeszkodzie w kontynuowaniu podrózy.

Tajemnicza królowa Saby

Mielismy zamiar obejrzeć tame, która już przed tysiącami lat byla uważana za niezwykle osiągniącie techniki, a w literaturze określana jest mianem cudu starożytności.

Tylko kto postanowil ją tu zbudować? Przedsiewziecie to przypisuje sie legendarnej królowej Saby. Kim byla królowa? Nawet Stary Testament

wspomina o jej odwiedzinach u króla Salomona - archeolodzy jednak nie trafili dotychczas na zaden ślad jej istnienia. Fascynujące jest, jak mgliste kształty tej tajemniczej postaci przenikają do rzeczywistości. Szukajmy wiec! Arabski poeta Semeida ibn Allaf napisal:

"Hadhad (potężny król) udal sie pewnego dnia na polowanie. Po pewnym


czasie wypadł na niego wilk, który zapedzał właśnie gazele w wąwóz bez wyjścia. Radhad ruszył na wilka, spłoszyi go i uratował gazelę, a potem poszedl jej śladem. Oddalal sie coraz bardziej od swojej swity, az nagle ujrzal wielkie, wspaniaie miasto - przed jego oczami roztoczyl sie widok swietnych budowli, licznych stad wielbiąddw i koni, gęstych lasów palmowych i urodzajnych pól. Naprzeciw wyszedl doń jakiś człowiek, który rzekl, iz podobnie jak jego rezydencja równiez miasto nazywa sie Ma'rib, ale

mieszkający tu lud zwie sie Arim i jest plemieniem dzinnów - on sam natomiast jest ich królem I wladcą, zwącym się Ieleb I Sa'b. Gdy rozmawiali, obok przeszla dziewczyna tak nadzwyczajnej piąknooci, ze Hadhad nie potrafil oderwać od niej wzroku. Wówczas król dzinnów rzekl: 'Dziewczyna ta jest moją Córką, jesli więc chcesz, dam ci ją za żonę, albowiem uratowałeś jej zycie. To ona wiasnie byla gazelą, która ocaliłeś od wilka, i calego jej zycia nie

starczy, by ci sie za to odwdzięczyć. Przybądź więc za dni trzydzieoci na uroczystości weselne wraz ze swoją rodziną i książętami.'

Hadhad zawrócil i wkrótce miasto duchów zniknęlo mu z oczu. Po dniach trzydziestu jednak ściągnął wraz ze swoją świtą na weselne gody. Tymczasem dżinny zbudowaly palace z fontannami i zalozyly ogrody. Król Ieleb przyjmowal ich i goscil w najwspanialszy sposób przez trzy dni i trzy noce, dopóki jego córki Harury nie wprowadzono w komnaty Hadhada.

Palac stal się teraz jego rezydencją. A Harura zostala matką Bilkis".

(Bilkis jest arabskim imieniem królowej Saby.)

Jakby nie dooć bylo owych cudownosci, historyk i leksykograf Nashwan ibn Sa'id, zmarly okolo 1195 roku, pisal, ze miasto, które wynurzylo się

z nicosci, bylo zbudowane z metalu, stało na czterech potęznych kolumnach ze srebra, a woda plynęla przez nie metalowymi kanalami. Baśń z "Tysiaca

i jednej nocy" czy starozytna science fiction?

Nieco bardziej pomocny jest tu stary Semeida ibn Allaf, który wie, ze królowa Saby alias Bilkis miała dwa ogrody nawadniane przez dwa źródla, wytryskujące z ogromnej zapory wodnej. Własnie tam kieruje się moja ciekawooć.

Co bylo niegdyś, a co pozostało

Gdyby istniala wówczas Ksiega Rekordów Guinessa, to znalazlaby się w niej

na pewno zapora wodna z Maribu! Starozytni autorzy pisali o niej, przedstawiając ten cud techniki jako najwspaniaisze osiągnięcie arabskiej sztuki inzynierskiej i kamieniarskiej. Mur zapory mial u podstawy 70 m szerokości, a jego dlugość wynosila 615 m - wielkosci te są porównywalne

z dzisiejszymi zaporami. Rozciągając się między wzniesieniami górujacymi

nad doIiną zapora zatrzymywala coroczne okresowe powodzie nadchodzące z Wadi Adana. Przy zboczach gór budowniczowie wznieśli z dokładnie obrobionych ciosów kamiennych śluzy i kanaly odpływowe - kierowano tamtędy drogocenne strumienie wody do pólnocnego i poludniowego ogrodu królowej. Wykonane tu prace kamieniarskie przywodzą mi na myśl inkaskie budowle, znajdujące sie na odieglej wyzynie Peru. Zarówno tam, jak i tu w spojenia między kamieniami nie da się wcisnąć nawet ostrza scyzoryka.

Najlepiej zachowała sie sluza poludniowa. Monolityczne mury wpuszczono w kamienne podłoże. Między skałami a murem zapory dawni inżynierowie

zbudowali wiaściwą śluzę - składają się na nią prostokątne ciosy kamienne lączone na krzyż. Sciana śluzy przetrwała, mogłem ją więc zmierzyć. Jej szerokooć wynosi 4,63 m, najcięższe najnizej leżące bloki kamienne mają dlugooc 3,54 m i grubooć 51 cm. Z właściwych wrót śluzy nie pozostalo niestety ani śladu.

W razie powodzi masy wody wpadały najpierw do specjalnej niecki wypadowej, rozpraszajacej impet wynikający z róznicy poziomów, a następnie wplywały do kanału głównego, skąd licznymi kanałami bocznymi kierowano je na pola, leżące na południu. Ówcześni budowniczowie bardzo chytrze rozwiązali problem chwilowego przepełnienia kanalu glównego - zaopatrzyli go w specjalny upust, przejmujący nadmiar wody i kierujący go w dół wadi.

Od budowli po stronie poludniowej zapora ciągnie sie w poprzek doliny przez prawie 600 m do budowli po stronie pólnocnej. Takze i tu sluza zachowala sie w calkiem niezlym stanie, takze i tu woda trafiala najpierw do niecki wypadowej, dopiero potem zaś kanalem giównym do "ogrodu pólnocnego". Ogromne masy usypanej ziemi pomagaly murom wytrzymać napór wody; tutaj też zbudowano zeby być przygotowanym na kazdą sytuację - wznoszący sie stopniowo mur przelewowy, regulujący poziom wody w jeziorze zaporowym.

Cud z Maribu

W 1982 roku na Uniwersytecie Zuryskim Ulrich Brunner przedstawil

rozprawe doktorską na temat starej oazy Marib; w swojej pracy przytoczył miedzy innymi wyniki badan przeprowadzonych w tamtym rejonie przez firmę EIektrowatt z Zurychu, która buduje zapory wodne na calym swiecie. Firma ta zresztą zaprojektowala na zlecenie rządu jemejskiego równiez nową zapore w okolicach Maribu.

W studium tym przedstawiono tezę, ze w czasach królestwa Saby w okolicach Maribu nawadniano sztucznle okolo 9 tys. ha pól uprawnych i ze największy

przeplyw wody w okresie dwuletnim wynosil 950 m3 na sekunde. "Przecietnie

raz na dziesięć lat mozna bylo oczekiwać największego przeplywu w granicach 3750 m3 na sekunde, a w przypadku stuletniej najwiekszej wody nalezalo sie spodziewać przepływu wynoszącego 7250 m3 na sekunde." Oznaczalo to, że zapora mogla sie wówczas napelnić "w czasie nieco dluzszym niz dwie godziny" ­zaprojekowanie muru przelewowego zapobiegalo katastrofie runiecia zapory. Wedlug najswieższych obliczeń kazdy kanal glówny zapewnial odplyw wody z szybkoocią okolo 30 m3 na sekunde, zapas wody zgromadzony w jeziorze mógł


tym samym pokryć dwunastodniowe zapotrzebowanie obu ogrodów na wodę

tzn. okolo 60 mln m3. Ulrich Brunner reasumuje: "Najgenialniejsza w systemie nawadniającym z Maribu byla prawdopodobnie prostota cakego projektu, zapewniająca mu przetrwanie prawie dwóch tysiecy lat".

Ogrom zastosowanej tu techniki mozna zrozumieć, jesli człowlek uświadomi sobie, że przecież sto lat prz. Chr. starozytni Rzymianie zbudowali w Górnej Bawarii zapore, która moglaby funkcjonować do dziś!

Ale żadna budowla starożytnooci nie jest chroniona przed klęskami zywiolowymi. Zapewne wiec i system irygacyjny z Maribu był kilkakrotnie uszkadzany. Dotyczy to jednak tylko samej zapory - śluzy pozostaly nienaruszone. Legenda mówi, że pierwszą zapore wodną w Maribie zbudowano


z ziemi i z kamieni już w 1700 roku prz. Chr. dopiero Sabejczycy wybudowali tame murowaną i wyposażoną w śluzy, które można podziwiać po dziś dzień. Zachowal sie też przekaz mówiący o zawaleniu sie zapory okolo 500 roku prz. Chr. - naprawa wymagala pracy 20 tys. ludzi. W końcu nastąpilo najpoważniejsze przerwanie zapory. Ogromne masy wody porwaly ze sobą to, co zbudowano przed tysiącami lat, niszcząc przy okazji pola i ogrody. Mówi o tym XXXIV sura Koranu, "Sabejczycy" (w. 16 n.):

"Oni jednak odwrócili sie / Posłalismy wtedy na nich powódź z Al-Arim /


i zamienilismy ich dwa ogrody / na dwa inne ogrody, posiadające gorzkie owoce: / tamaryszki i kilka drzew lotosu. / Tak zaplaciliśmy im za to, / iż oni nie uwierzyli",

Tylko dlaczego zapore te zbudowano własnie w Maribie, znajdującym sie na równinie tuż obok pustyni? Urządzenia irygacyjne budowano wprawdzie w całym starożytnym Jemenie, również zapory małe - wszystkie one razem


nie gromadziły jednak tyle wody, co zapora w Maribie, który dzięki temu wyrósł na wielkie miasto handlowe, otoczone bujnymi ogrodami i polami dającymi obfite pplony.

Dziś ropa naftowa - wozoraj kadzidło

Rozwiązaniem zagadki jest kadzidlo.

Historia biblilna zawiera wzruszającą opowieść o Dzieciątku Jezus, któremu trzej krolowie ze Wschodu przynieśli do betlejemskiej stajenki

mirrę i kadzidlo. Kadzidlo bylo hojnym darem - mialo wartość złota. Grecki historyk Herodot (ok. 490-425 prz. Chr.), podróżujący po Bliskim


Wschodzie pisze że w Babilonie wydawano rocznie tysiąc talentów srebra

na kndzidło palone na cześć boga Baala.

Egipcjanie - którzy kadzidłem poprawiali jakość powietrza w świątyniach i dodawali go jako substancji zapachowej do smoły ziemnej uzywanej przy muminkowaniu zwłok - pokrywali swoje zapotrzebowanie na kadzidlo robiac wyprawy nad Morze Czerwone.

W trakcie pogrzebu swojej dlugoletniej kochanki a późniejszej zony, Poppei Sabiny, cesarz Neron urządził w Rzymie prawdziwą kilkudniową kadzidlaną orgię - w niebo wznioslo sie wiecej kadzidia, niz zbierala go w ciagu roku cala Arabia - spóźnione pachnace zadośćuczynienie za kopniaki, którymi ją obdarzył i z których powodu zmarla.

Ale kadzidlo bylo nie tylko balsamicznym i narkotycznie pachnącym środkiem platniczym i kosztowną ofiarą dla bogów. Grecki lekarz Hipokrates (ok. 460­375 prz. Chr.) odkryl jego lecznicze własciwosci w przypadku astmy i chorób macicy oraz jako dodatku do balsamów kosmetycznych. Ten cudowny środek przepisywany przez jego uczniów byl prawdziwym przebojem ówczesnej medycyny.

To, Co Hipokrates uważal za nowosć, Mojżesz i jego lud stosowali już w trakcie exodusu, 800 lat wcześniej, do dezynfekcji zapobiegającej zarazom. "I rzekł Mojżesz do Aarona: Weź kadzielnicę, włóż w nią ogien z ołtarza,

nasyp kadzidla i udaj sie śpiesznie do zboru, i dokonaj za nich przeblagania,


gdyz Pan rozgniewai się i zaczęła sie plaga. Aaron wziąl kadzielnicę, jak mu powiedzial Mojżesz, i pobiegł w sam środek zgromadzenia, gdzie już zaczela się plaga wśród ludu. Nasypal kadzidia i dokonal przeblagania za lud. Stanal pomiądzy umarlymi, żywymi, i plaga zostala powstrzymana". (IV Mojż. 17, 11

- 13)

Można wiec stwierdzić bez przesady - a wcale nie bedzie to kolejna baśń z "Tysiaca i jednej nocy" - że tym, czym dla współczesnych Arabów jest ropa naftowa, przynosząca stale duze dochody, w zamierzchlych czasach bylo kadzidlo, zasilające finansowo wladców.

Kadzidlo pozyskuje sie z aromatycznej zywicy kadzidłowca (Boswelha carteri) te dziko rosnące drzewka czy raczej krzewy, osiągające do trzech metrów wysokosci, udają sie najlepiej na suchych wapiennych wybrzeżach Hadramaut, nad dzisiejszą Zatoką Adenską, aż po Zufar w Omanie. Ich kora jest szorstka i pstrokata, czym przypomina nieco kore naszych brzóz. Pod spodem znajduje sie warstwa bardziej miekka, zawierająca - podobnie jak drzewo gumowe - kleistą żywicę o barwie mleka. Wczesną wiosną żywica pulsuje w pniu, który nacina

sie w wielu miejscach, żeby dać jej odplyw. W cieplym powietrzu krople

żywicy zastygają w grudki, które po tygodniu zeskrobuje się i wyrzuca. Po miesiącu czynność te sie powtarza. Żywice, plynącą teraz ze zranionego drzewa i szybko wysychającą, sprzedaje sie jako kadzidlo pośledniejszej jakości. Dopiero trzecie nakuwanie drzewa podczas gorących miesiący letnich pozwala


na otrzymanie kadzidła najwyższej jakosci. Niewolnicy ugniatają zebrany surowiec w grudy, potem nastąpuje proces oczyszczania i w koncu kadzidlo dostarcza sie w koszyczkach na miejsce magazynowania i rozdzialu.

Tak, przyroda laskawie postąpila z Arabami - czy to pozwalając im uprawiać kadzidlo, czy wydobywać rope naftową. Nie bez powodu geografowie rzymscy nazywali zawsze Pólwysep Arabski Arabia frux, Arabia szcześliwa.


Nastepnie kadzidlo transportowano wielkimi karawanami do miejsc, gdzie

towar ten ceniono na wagą srebra, a niekiedy zlota. Najwieksze zyski z handlu kadzidlem czerpal właśnie Marib.

Wyjaśnialoby to zarówno problem finansowania tak ogromnych budowli... jak i upadku kwitnącego miasta i królestwa Sabejczyków. Ostatnie zawalenie sie zapory, której nie dało sie już odbudować, spowodowalo po prostu zanik dochodów. Potem kadzidlo transportowano droga morską. Gdy w Ameryce


Srodkowej dżungla zarastała świątynie i palace Majów, ruchome piaski pustyni zasypywaly Marib i plantacje kadzidtowca. Wkrótce już tylko historycy starożytnosci, jak Herodot, Strabon (63 r. prz. Chr. -26 r. po Chr.)

i Pliniusz (24 - 79), pisali jeszcze o szczęśliwym królestwie Saby. Gdyby

w Starym Testamencie i w Koranie nie bylo tak konkretnych informacji o tym bogatym kraju i jego wladczyni, owianej mglą tajemnicy, to zapewne epoka ta zostałaby zupelnie niezauwazona i zapomniana - i nikt nie próbowalby jej nawet badać.

Zaskoczenie i zdziwienie są początkiem zrozumienia

              Ortega y Gasset (1883- 1955)

Jadąc z Hadramaut do Sany w roku 1589, jezuita Pero Pais przejezdzal przez Marib - zwiedzal to miejsce z szacunkiem, a potem napisal o potężnych blokach z kamienia i nieznanych napisach, których nikt nie potrafi odczytać.


Prawie dwieście lat później, w roku 1762, po Jemenie jeździla duńska ekspedycja pod kierownictwem niemieckiego podróźnika-badacza, Carstena Niebuhra (1733 - 1815). Niebuhr jako jedyny członek wyprawy powrócił do Europy, gdzie w wielu swoich ksiązkach ukazal nauce arabskie skarby ­wspaniałe pomniki przeszlości i nie dające się odczytać inskrypcje.

W 1843 roku ta malo znana cześć swiata wyraźnie zbliżyla się do Europy ­Francuz Thomas Joseph Arnaud przywiózł w swoim bagażu do Paryza 56 kopii sabejskich inskrypcji. Niemiecki baron Adolph von Wrede (1807 - 1863), wróciwszy z podróży po Jemenie, mówil o grobach, budowlach oraz inskrypcjach - nie znalazl jednak wydawcy dla swojej ksiązki Podróz do Hadratnaut, między innymi dlatego, ze Aleksander von Humboldt zarzucil mu przesadę w opisach. Praca Wredego ukazala się dopiero w trzynaście lat po smierci autora

- dziś wszyscy wiedzą, że Wrede opisywal wyiącznie fakty. W 1870 roku Francuz Joseph Halevy (1827- 1917) wśliznąl się podstępem do jemeńskiej


ekspedycji i udalo mu się skopiować, nierzadko z narażeniem życia, ponad 600 starozytnych inskrypcji.

Ale naprawdę problemem zainteresowali się Europejczycy dopiero

po powrocie Austriaka Eduarda Glasera (1855-1908), który podrózowal Po Jemenie od 1882 do 1889 roku. Przebrawszy się za Araba, mógl przez blisko sześć miesięcy mieszkac u jednego z szejków w okolicach Maribu.

Posluchajmy więc, co przed ponad stu laty zobaczyl i opisal Glaser:

"Ruiny świątyń mają kształt elipsy, której dluższa oś przebiega dokładnie z pólnocy na poludnie... Dokładnie w kierunku północnego wschodu, patrząc od centrum budowli, stoją cztery kolumny...". W swiatyni opisanej przez Glasera uczeni zaczęli podejrzewać pomnik religii nawiazującej do astronomii. W 1904 roku Ditlef Nielsen poddal pod dyskusję swoją wizię staroarabskiego kultu Księzyca:

"Astronomiczne  ukierunkowanie  wedlug okreslonych  stron

nieba... oraz caly kompleks wydaje się slużyć celom astronomicznyrn... Wszystkie obrzędy byly w najdrobniejszych szczególach zwiazane z obserwaejami astronomicznymi, albowiem bieg cial niebieskich po firmamencie byl zarazem drogą istot boskich."

Jest to opinia obowiązująca po dziś dzien. Od pewnego czasu jednak zaczyly

się nasuwać nastepujące pytania: Czy królową Saby otaczał kult kosmiczny? Czy jej nie dające się określić tajemnicze pochodzenie nie wykazuje być moze jakiegoś związku z Wszechświatem i bogami?

W kazdym razie Jemen stal się teraz centrum zainteresowania. Wyruszali tam podrdznicy-badacze, archeolodzy oraz zwykli poszukiwacze przygód.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin