Loretz Wizyta.txt

(14 KB) Pobierz
Jaros�aw Loretz

Wizyta

Zbli�a� si� wiecz�r. Zm�czone s�o�ce szykowa�o si� do spoczynku. Na ulicach miasta panowa� jeszcze ruch, cho� z 
minuty na minut� coraz mniejszy.
W perspektywie jednej z cichych, bocznych ulic pojawi� si� krzepki, odziany w sk�rzany kubrak m�czyzna. W jego 
niepewnych krokach mo�na by�o wyczu� obcego. Szed� powoli, popatruj�c w zak�opotaniu na wymalowane na 
�cianach budynk�w numery. Niekiedy przystawa�. Marszczy� wtedy brwi i rozgl�da� si� uwa�nie po stoj�cych wzd�u� 
ulicy domach, szczeg�ln� uwag� zwracaj�c na zatopione w mroku za�omy. Okolica zdecydowanie nie by�a zdrowa. 
Zanim dotar� w to miejsce, cztery razy bardzo natarczywie proszono go o wydanie ca�ej posiadanej got�wki, dwa razy 
prezentowano wielki, t�py n�, raz usi�owano trafi� wiadrem pe�nym podejrzanej zawarto�ci i raz rozjecha� powozem. 
Sypianie w lesie z g�odnymi wilkami zdawa�o si� z tej perspektywy o wiele bezpieczniejsze. Upewniwszy si�, �e nie 
czyha na niego �adna uzbrojona w nabijan� �wiekami pa�� niespodzianka, rusza� dalej, a� dotar� przed osadzon� w 
wysokim, ceglanym murze furtk�. W�wczas zatrzyma� si� i, nim nacisn�� klamk�, zerkn�� na wyskrobane w murze 
cyfry. Uznawszy, �e tego w�a�nie adresu szuka�, szybkim ruchem otworzy� furtk� i wemkn�� si� do ogrodu. 
Dziewczyna pewnie si� ucieszy, jak go zobaczy. Zw�aszcza, �e nie zapowiada� wizyty.
Przeszed� przez rozleg�y trawnik, podziwiaj�c gustowne r�ane klomby i k�py osza�amiaj�co pachn�cego bzu. A potem 
ujrza� lilie... By�y �liczne. W sam raz dla �licznej dziewczyny. Pozwoli� sobie na jedno westchnienie zachwytu, po 
czym zerwa� kilka kwiat�w i skierowa� si� ku wzmocnionym �elaznymi sztabami drzwiom. Mimo woli pow�drowa� 
wzrokiem do zwie�czonego kilkoma szkaradnymi gargulcami szczytu wie�y. Robi� niesamowite wra�enie. Zw�aszcza 
�e ton�� w tej chwili w ciemnych chmurach, przywodz�c na my�l pos�pn� galer� pruj�c� fale najczarniejszego z m�rz. 
Co by�o o tyle dziwne, �e niebo by�o czyste i pogodne.
- Te� pomys�. Mieszka� w wie�y...
Pokr�ci� g�ow� i pchn�� drzwi. By�y ci�kie. Bardzo ci�kie. I skrzypia�y jak stado zarzynanych �wi�. Z pogr��onego w 
mroku wn�trza powia�o st�chlizn� i ledwo uchwytn� woni� rozk�adu. M�czyzna pokr�ci� z dezaprobat� g�ow�. Takie 
zapachy by�y niedopuszczalne w norach najgorszych �ebrak�w, a co dopiero w domu ca�kiem zamo�nej przecie� 
rodziny. Na pewno nie zaszkodzi�oby otworzy� na przestrza� wszystkie drzwi. Przeci�gi czyni� cuda. Po chwili 
zastanowienia stwierdzi�, �e chyba lepiej b�dzie, je�li po prostu w�asnor�cznie wcieli pomys� w �ycie. Gospodarze 
winni raczej by� mu wdzi�czni za okazan� trosk�...
Napar� na drzwi i rozchyli� je szerzej, kln�c na pot�pie�cze piski zawias�w. Dopiero w smudze s�onecznego �wiat�a 
spostrzeg� wszechobecne paj�czyny, ci�kie od monstrualnych wr�cz farfocli kurzu. Co� si� nawet poruszy�o w k�cie 
hallu, ale gdy skierowa� w tamt� stron� wzrok, zobaczy� tylko kupk� popio�u i porzucony czarny p�aszcz. Ca�kiem 
dobry p�aszcz. M�czyzna wzruszy� ramionami i przest�pi� pr�g. Swoje kroki skierowa� ku kr�tym schodom, 
wiod�cym - jak s�dzi� - na szczyt wie�y.
Nim jednak do nich dotar�, pos�ysza� niepokoj�cy odg�os. Tak jakby zamyka�y si� drzwi. Z grymasem niezadowolenia 
odwr�ci� si� w stron� wej�cia - jasna szpara widoczna mi�dzy drzwiami a futryn� zmniejsza�a si�, a� wreszcie z 
grobowym pog�osem znik�a. Sztygar zagwizda� z uznaniem. Mieli nawet mechanizm samoczynnego zamykania drzwi. 
A raczej krzyw� futryn�. Kr�c�c z podziwem g�ow� wr�ci� i otworzy� drzwi jeszcze raz. Tym razem z wi�kszym 
wysi�kiem. Zw�aszcza, �e z tej strony z nieznanego powodu pozbawione by�y klamki. Drzwi drgn�y. Skrzypn�y. I, 
zostawione w spokoju, przy wt�rze pisku ruszy�y z powrotem do futryny, przyci�gane jak�� tajemn� moc�.
- �arty si� sko�czy�y - warkn�� m�czyzna i rozejrzawszy si� po pomieszczeniu wyrwa� ze �ciany ko�ek i wcisn�� go 
pod doln� kraw�d� drzwi. Ca�a operacja by�a o tyle nieprzyjemna, �e ko�ek niemi�osiernie si� lepi� do r�k. Gdy zabra� 
si� za wycieranie d�oni o kubrak, mimowolnie spojrza� w d�. W zdumieniu obserwowa�, jak mia�d�one z trzaskiem 
drewno rozszczepia si� na pojedyncze w��kna, w najmniejszym stopniu nie powstrzymuj�c procesu zamykania si� 
drzwi. Zirytowany m�czyzna zapar� si�, zdj�� drzwi z zawias�w i opar� o �cian�. Po chwili namys�u jednak d�wign�� 
je ponownie i, sapi�c �dziebko, wyni�s� do ogrodu, gdzie po�o�y� na p�ask na ziemi. Nie by� jednak pewien, co jeszcze 
takie dziwne drzwi potrafi�, wi�c dla bezpiecze�stwa przy�o�y� je kilkoma wyrwanymi z ogrodowej alejki kamiennymi 
p�ytami. W ko�cu otrzepa� d�onie i usatysfakcjonowany rzek�:
- Ma si� wietrzy�, to niech si� wietrzy.
Min� samozadowolenia star� mu jednak wrzask w�ciek�o�ci, jaki rozleg� si� gdzie� w wy�szej partii wie�y. Powa�nie 
zaniepokojony tym odg�osem ruszy� biegiem do wn�trza wie�y i wskoczy� pospiesznie na schody. Zbyt pospiesznie. 
St�pn�� bowiem na co� �liskiego, straci� r�wnowag� i, potkn�wszy si� o kolejny stopie�, niemal wyr�n�� twarz� w mur. 
Cofn�� si� wi�c kawa�ek i odszuka� przyczyn� po�lizgu. Okaza�o si�, �e by� to rozdeptany chwil� wcze�niej wielki, 
w�ochaty paj�k. Jedna z jego licznych n�g wci�� jeszcze drga�a. Od tej pory sztygar uwa�niej patrzy� pod nogi. Mo�e 
nawet zbyt uwa�nie.
Pierwsza przegroda pojawi�a si� zbyt niespodziewanie, by zd��y� zrobi� co� wi�cej, ni� zakrycie twarzy ramieniem. 
Zatrzyma� si� dopiero po drugiej stronie, wyskubuj�c z kubraka drzazgi i popatruj�c w zamy�leniu na resztki 
drewnianego przepierzenia. Idea dzielenia klatki schodowej na mniejsze fragmenty by�a mu zupe�nie obca. S�ysza� 
wprawdzie, �e w ka�dym kraju mo�e by� inny obyczaj, jednak obyczaj obyczajem, a funkcjonalno�� funkcjonalno�ci�. 
Dopiero po chwili spostrzeg� przywalone szcz�tkami przegrody stworzenie. By�o tak dziwne, �e a� si� pochyli�, by 
dok�adniej je obejrze�. Masywny korpus i dwie g�owy, z kt�rych ka�da by�a wyposa�ona w rozbudowany zestaw 
diamentowych, ociekaj�cych zielonkaw� ciecz� z�b�w, wygl�da�y doprawdy przera�aj�co. W sumie jednak zwierz� 
wygl�da�o na psa. Owszem, troch� dziwnego, ale mimo wszystko psa. A sztygar lubi� psy, nawet te ma�e i wredne, 
wi�c w przepraszaj�cym ge�cie poklepa� zwierz� po jednym z �b�w. Nie mia� czasu na d�u�sze pieszczoty. Pospiesznie 
podni�s� si� i ruszy� dalej.
Do�� pr�dko jednak us�ysza� pod stop� z�owieszczy zgrzyt. Okaza�o si�, �e jeden ze stopni by� obluzowany. Pod 
ci�arem sztygara wypad� z �o�yska i ze�lizgn�� si� w mroczn� otch�a�, pe�n� plusku wody i k�apania szcz�k. 
Zdumiony m�czyzna zerkn�� w otw�r i a� si� wzdrygn��. W sumie rozumia� wilgo�, cho� mo�e taka ilo�� wody w 
domu niekoniecznie by�a czym� normalnym. By� w stanie zrozumie�, �e nawet kamie� ma swoj� wytrzyma�o��, ale 
gospodarz winien naprawi� stopie� albo jako� go oznakowa�. Potrafi� te�, wyobrazi� sobie olbrzymie przestrzenie pod 
schodami, nawet w przypadku, gdy by�y to schody kr�cone. Ale robactwo? TAKIE WIELKIE robactwo?! Przecie� te 
potwory mog�y po�kn�� cz�owieka jednym ruchem! Co� z�ego musia�o si� tutaj dzia�, skoro pozwolono wyrosn�� i 
dojrze� czemu� takiemu.
Ale i temu przesta� si� wkr�tce dziwi�. Bo zielone potwory spod schod�w m�g� jeszcze pr�bowa� zrozumie�. W sumie 
mrok, wilgo� i odpowiednia temperatura mog�y doprowadzi� do gro�nych mutacji. Jednak sk�d w wie�y wzi�y si� 
skorpiony? Przecie� wie�a stoi prawie w centrum miasta. Sztygar nigdy nie tolerowa� insekt�w w domu, wi�c 
nienamy�laj�c si� rozdepta� wszystkie dostrze�one stworzenia. Zagadka jednak wci�� go nurtowa�a. Pomy�la�, �e 
trzeba b�dzie zaproponowa� dezynsekcj�. Tak� solidn�. Po drodze min�� przecie� paru handlarzy proszkiem na insekty. 
Wystarczy ich zagada�...
Rozmy�lania przerwa� mu ogromny, blady osobnik w czarnej pelerynie, kt�ry jak z procy wyskoczy� z ukrytej pod 
starymi szmatami pod�u�nej, drewnianej skrzyni. Z �opotem p�aszcza run�� na intruza, gro�nie szczerz�c l�ni�ce k�y i 
celuj�c zakrzywionymi palcami w szyj�. Sztygar ze zniecierpliwieniem pacn�� natr�ta r�k� w pier�, posy�aj�c go ku 
�cianie. �w bladolicy osobnik, skrzecz�c ohydnie, wyr�n�� g�ow� w �cian�. Ten za� z trzaskiem rozpad� si� na 
pojedyncze deski i przepu�ci� do wn�trza pomieszczenia snop s�onecznego �wiat�a. W jednej chwili skrzek si� urwa�, a 
lekki wietrzyk pracowicie rozprowadzi� po bo�ym �wiecie garstk� prochu, bezradnie szarpi�c si� z pustym p�aszczem...
- I okien nie lubi�... - mrukn�� zdezorientowany sztygar i wznowi� marsz. Tym razem jego my�li, starannie omijaj�ce 
problem spopielanych przez s�o�ce os�b, zaprz�tni�te by�y pr�b� ustalenia, jak te� ta �liczna dziewczyna, do kt�rej 
idzie z wizyt�, wydostawa�a si� z domu? Przecie� z takiej klatki schodowej praktycznie nie dawa�o si� korzysta�. To 
oczywi�cie t�umaczy brud i rozzuchwalone robactwo, ale je�li nie korzystaj� ze schod�w, to jak wychodz� na dw�r? 
Mo�e maj� gdzie� obok drug� klatk� schodow�? Albo po prostu z�a�� po linie? W pewnym momencie pomy�la�, �e nic 
go ju� nie zdziwi. I �e nie obchodzi go, w jaki spos�b dziewczyna wychodzi z domu. Wa�ne, �e w og�le wychodzi.
W swoich pogl�dach umocni� si� za kolejnym z przepierze�, gdzie natkn�� si� na pi�� ko�ciotrup�w. Nie chcia�o mu 
si� ju� docieka�, czy to go�cie, kt�rym nie uda�o si� wej��, czy te� gospodarze, kt�rym nie powiod�a si� pr�ba wyj�cia 
z domu. Dwie rzeczy by�y jednak pewne. Po pierwsze - wie�a by�a domem wysokiego ryzyka. Po drugie - co jak co, 
ale zmar�ych powinno si� chowa� na cmentarzu, a nie upycha� po domu. A �e takie traktowanie faktycznie potrafi 
zdenerwowa�, sztygara niespecjalnie zdziwi�o to, �e szkielety rzuca�y si� z rozcapierzonymi palcami na ka�dego 
napotkanego przechodnia. Nie chcia� by� dla nich nazbyt okrutny i tylko tupn�� nog�, usi�uj�c je przep�oszy�. Mimo to 
jeden z nich rozsypa� si� na drobne kosteczki. Pozosta�e dalej stara�y si� dosi�gn�� oczu sztygara, wi�c zmuszony by� 
usun�� je ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin