Lethem Amnesia moon.txt

(366 KB) Pobierz
JONATHAN LETHEM

Amnesia Moon

Dla Karla Rusnaka,
i Giana Bongiorno
Dzi�ki nowemu prawu Kellogga w kwestii w�asno�ci, Edge mia� autostrad� tylko dla 
siebie. Ca�a ta farba i asfalt to by�a teraz jego zabawka. "Po prostu musisz 
zdecydowa�, co jest twoje". Edge mia� dryg do dok�adnego zapami�tywania s��w 
Kellogga. "To, co widzisz, jest tym, co masz, Edge". Poziom adrenaliny r�s�. 
Edge nacisn�� na akcelerator. Krajobraz ucieka� do ty�u.
Jecha� lew� stron�, pasami prowadz�cymi na zach�d, mia�d��c ko�ami rosn�ce w 
szczelinach nawierzchni usch�e trawy. Sam jestem sobie panem, pomy�la�. Jad� 
autostrad� pod pr�d. Moj� autostrad�. Zwi�kszy� szybko��, a� stary samoch�d 
wpad� w wibracj�. Znaki przy drodze widzia� od ty�u, ale wiedzia�, dok�d 
zmierza. Poza Edge'em prawie nikt ju� nie je�dzi� t� drog�, poniewa� Edge by� 
pos�a�cem. "Nie strzelajcie do pos�a�ca". W g�owie Edge'a panowa� m�tlik my�li 
jego oraz Kellogga i cz�sto te Kellogga wydawa�y si� silniejsze. Nie wycieka�y 
tak szybko.
Nikt nie je�dzi� t� drog�, poniewa� od czas�w wojny Hatfork by�o chorym miastem, 
pe�nym mutant�w i seksualnych dewiant�w. Kellogg posy�a� tu czasem swoich 
Rangers�w z zaopatrzeniem, ale nigdy nie przyjecha� osobi�cie. Nienawidzi� 
Hatfork, nazywaj�c je "pijawk� w boku, cierniem w �apie" i "swoj� aborcj�". Edge 
my�la� o nim jako o w�ochatym mie�cie. Ka�da kobieta z Hatfork, kt�r� widzia� 
rozebran� - a ogl�da� ich kilka - mia�a w�osy tam, gdzie nie powinna. Ka�dy 
m�czyzna w Hatfork nosi� brod�. Z wyj�tkiem Chaosa.
Z piskiem opon przejecha� zjazd z autostrady i musia� si� cofn��. Zje�d�anie 
podjazdem, skr�caj�cym w przeciwn� stron�, okaza�o si� trudniejsze, ni� s�dzi� i 
wpad� kilka razy w po�lizg, ale nie mia�o to znaczenia. Nisk� estakad� zawia�o 
piaskiem i kurzem, co utrudnia�o rozr�nienie, gdzie ko�czy�a si� autostrada, a 
zaczyna�a pustynia; i jecha�o si� niemal tak samo, jak po pustyni.
Drog� do miasta wyznacza�y porzucone samochody. Mieszka�cy Hatfork, pomy�la� 
Edge, nie umieli dba� o swoje rzeczy. Pozostawiali je zawsze niczym statki na 
mieli�nie, nie reperowane. A samochody nie ros�y...
Edge zmaga� si� z tym zdaniem. Samochody nie spadaj� z nieba, u�o�y� je w ko�cu. 
Kellogg powiedzia�by to lepiej, ale pieprzy� to. Kellogga tutaj nie by�o.
Jad�c przez miasto, widzia� hatforczyk�w - g��wnie schowanych w domach i 
gapi�cych si� spoza zas�aniaj�cych okna prze�cierade�; ale je�eli chcia�e� 
rozpowszechni� jakie� wiadomo�ci, powiniene� si� uda� do Multiplexu1, gdzie 
mieszka� Chaos. To by�o zadanie Edge'a - rozpowszechnia� nowiny. Przelecia� 
przez �rodek miasta, obok wyschni�tego jeziora i przez promenad�, prosto do 
Multiplexu. Edge nie zazdro�ci� mieszka�com Hatfork, z ich nasiennymi orgiami i 
patetycznym, zmutowanym potomstwem, ale czu� zawi�� w stosunku do Chaosa, kt�ry 
pozostawa� po w�a�ciwej stronie rzeczy i mia� ch�odne miejsce do mieszkania. 
Najch�odniejsze, po prawdzie. Kiedy jecha� promenad�, po raz kolejny podziwia� 
spos�b, w jaki Chaos bez ko�ca wypisywa� swoje imi� czerwonymi, plastikowymi 
literami na tablicy Multiplexu - tam, gdzie dawniej znajdowa�y si� tytu�y 
film�w. Teraz w pierwszej sali grano CHaOs; w drugiej cHAOs, w trzeciej ChAoS. I 
tak dalej.
Kiedy przytoczy� si� przed front Multiplexu, zatr�bi� dwa razy, a potem wysiad� 
i dla podkre�lenia swej obecno�ci zatrzasn�� drzwiczki. Nie widzia� samochodu 
Chaosa. By� tu sam.
R�ne pomys�y miesza�y si� w mroku jego g�owy, podczas gdy szed� do drzwi, a 
potem porusza� z chrobotem klamk�. Nic. Chaos by� zbyt m�dry, by pozwala� 
komukolwiek myszkowa� w swoich w�o�ciach.
Edge obszed� olbrzymi budynek od ty�u, dochodz�c do alei, kt�ra oddziela�a 
Multiplex od zdewastowanego, spl�drowanego sklepu Yariety. Znajdowa�y si� tam 
trzy zielone pojemniki na �mieci, powyginane i pomalowane sprayem. W�chaj�c 
nieruchome powietrze, Edge odni�s� wra�enie, �e poczu� co� smacznego, a 
kryj�cego si� we wn�trzu jednego z nich. Wspi�� si� po kolei na ka�dy, zajrza� 
do wn�trza, i w trzecim znalaz� swoj� nagrod� - warcz�ce czarne muchy pokrywa�y 
stos ptasich ko�ci, mieni�cych si� w s�o�cu zielono-fioletow� zgnilizn�.
Edge ze�lizgn�� si� na zakurzon� ziemi�. Znalezisko nie by�o warte poniesionego 
zachodu. "Trzymaj si� puszkowanej �ywno�ci", to s�owa Kellogga. "Nie tra� 
kalorii na poszukiwanie odpadk�w". Edge pami�ta�, jak Kellogg opowiada� mu o 
jedzeniu, kt�rego prze�ucie zabiera wi�cej kalorii, ni� samo ich posiada - 
jedzenie, kt�rym mo�esz zag�odzi� si� na �mier�. Ale rozpami�tuj�c to teraz, 
Edge doszed� do wniosku, i� owo stwierdzenie nale�a�o do tych nielicznych 
wypowiedzi Kellogga, kt�re ca�kiem bezpiecznie mo�na by�o zaliczy� do bzdur. 
Wszystko ma kalorie, powiedzia� do siebie. Drewno, papier, kurz - wszystko to ma 
kalorie. Wiem o tym z w�asnego do�wiadczenia. Wiem to - jak to m�wi Kellogg? - 
"empirycznie".
To by�o wielkie s�owo i Edge poczu� zadowolenie p�yn�ce z przypomnienia go sobie 
wraz z tym, co oznacza. Nie jestem g�upi, stwierdzi�. Tylko, kiedy pr�buj� z 
kim� rozmawia�, denerwuj� si� i zapominam, co chcia�em powiedzie�. Ludzie musz� 
by� cierpliwi, kiedy dyskutuj� z nerwowymi osobami.
S�o�ce dokona�o tymczasowego najazdu przez porann� mg��, rzucaj�c s�abe cienie 
na trotuar. Edge zerkn�� na wst��ki czarnych chmur. Chryste, pomy�la�, mam 
nadziej�, �e nie b�dzie pada�. Lepiej znajdowa� si� w jakim� wn�trzu na pocz�tku 
deszczu, nie wsiada� ani nie wysiada� z samochodu, byle nie zmokn��. Ta 
przekl�ta rzecz "kumuluje si�". To znaczy gromadzi.
Gmeraj�c oboj�tnie w kieszeniach d�ins�w, Edge pow�drowa� z powrotem w kierunku 
autostrady i zosta� zaskoczony widokiem samochodu Chaosa, zatrzymuj�cego si� za 
jego wozem. Chaos wysiad�, �ciskaj�c w ramionach plastikow� torb�, i zagapi� si� 
na Edge'a, kt�ry podszed� do niego niemal tanecznym krokiem.
- Cze��, Chaos - powiedzia�. - Chcesz, �ebym ci otworzy� drzwi?
- Powiniene� zostawi� auto na parkingu - odpar� kwa�no Chaos.
Podni�s� wy�ej sw�j baga�, wy�owi� z kieszeni klucze, otworzy� drzwi i wst�pi� w 
mrok. Przeszed� przez wej�cie s�u�bowe - ciemny, niski tunel, kt�ry bieg�, 
niczym szczurzy korytarz na statku, wewn�trz �cian olbrzymiego, wy�o�onego 
dywanami hallu Multiplexu - do kabiny projekcyjnej. Chaos zdawa� si� unika� 
pomieszcze� przeznaczonych dla publiczno�ci.
- Wygl�da, jakby mia�o pada� - powiedzia� Egde, cz�ciowo jako 
usprawiedliwienie, �e za blisko zaparkowa�, a cz�ciowo, aby zmieni� temat.
Szed� w ciemno�ci za ponuro milcz�cym Chaosem, �ledz�c - kiedy jego oczy 
przyzwyczai�y si� do mroku - malutkie, fosforyzuj�ce znaki firmowe na podeszwach 
sportowych but�w tamtego. Czu� si� nieco oburzony jego pretensjami - parking, 
spustynnia�e akry bezsensownych ��tych strza�ek i linii, znajdowa� si� dobre 
�wier� mili od drzwi Multiplexu.
Kabina projekcyjna by�a niekszta�tnym, podzielonym na poziomy pomieszczeniem, z 
malutkimi okienkami wychodz�cymi na sze�� sal widowiskowych. Chaos usun�� 
projektory, ale urz�dzenia do klejenia i przewijania ta�my pozosta�y, na sta�e 
przymocowane do �cian. Edge stercza� w pobli�u drzwi, czekaj�c, a� Chaos zapali 
�wiece. Projektornia wype�ni�a si� sztuczn� s�odko�ci�, za przyczyn� od�wie�acza 
powietrza i pachn�cych owocowo �wiec. W rezultacie Edge poczu� si� g�odny. Wosk 
tak�e ma kalorie.
- Okay, Edge - odezwa� si� Chaos. - Jak� masz tajemnic�? Wyrzu� j� z siebie.
Usiad� na sple�nia�ej sofie i zapali� papierosa.
Edge opad� na krzes�o i pochyli� si� wyczekuj�co. Chaos pchn�� paczk� lucky 
strike'�w w poprzek stoj�cego pomi�dzy nimi stolika i Edge wzi�� papierosa.
- Kellogg m�wi, �e powinni�my porozumie� si� z kr�lestwem zwierz�t - powiedzia�, 
staraj�c si� przedstawi� to �agodnie i wiarygodnie.
Zapali� zapa�k� i przytrzyma� j� przy ko�cu papierosa. Wiedzia�, �e musi dalej 
wyja�nia�.
- "Wieloryby i delfiny, przede wszystkim". Oto, co powiedzia� Kellogg.
Chaos roze�mia� si�.
- Jakie kr�lestwo zwierz�t? - zapyta�. - Jeste�my na pustyni, Edge. Kr�lestwo 
zwierz�t wymar�o. Kellogg nabra� ci� tym razem.
Edge zaci�gn�� si� g��biej lucky strikiem. Chcia� przem�wi� w obronie Kellogga, 
ale zamiast tego zakaszla� spazmatycznie, wykrztuszaj�c z p�uc dym.
- Nie marnuj moich papieros�w na kas�anie - powiedzia� Chaos.
- Przepraszam, cz�owieku. - Edge u�wiadomi� siebie, �e zaczyna skamle�, ale nie 
m�g� przerwa�. - Naprawd� przepraszam.
Patrzy�, jak Chaos pali, i stara� si� na�ladowa� jego technik�. Potem 
przypomnia� sobie reszt� wiadomo�ci.
- Przede wszystkim walenie i delfiny. Kellogg m�wi, �e s� one "drzemi�cymi" 
inteligentnymi gatunkami na planecie.
- Co?
Edge podejrzewa�, �e by�o co� z�ego w znaczeniu nowego s�owa. Nienawidzi� 
poprawiania ju� raz zrobionej rzeczy.
- Dominuj�cymi? - zasugerowa�.
- Mo�liwe - stwierdzi� oboj�tnie Chaos. Rozrzutnie zdusi� spory niedopa�ek na 
talerzu poniewieraj�cym si� na stoliku i powiedzia� cicho:
- Pieprzony Kellogg.
Edge mia� ju� dosy� swego lucky strike'a, ale czu�, �e p�j�cie w �lady Chaosa i 
zgaszenie papierosa by�oby taktycznym b��dem. Papierosy s� jak s�abe miejsce, 
pomy�la�. Poniewa� ka�dy wydawa� si� pragn�� ich tak w�ciekle, zawsze s�dzi�, �e 
sprawi� mu przyjemno��. Ale nie sprawia�y, ani troch�. Postanowi� jednak dla 
bezpiecze�stwa wypali� peta a� do samych palc�w.
- Jestem pewien, �e sam m�g�by wyja�ni� to lepiej - powiedzia� do Chaosa. - 
Kiedy m�wi� do mnie, to mia�o sens. Wiesz, Chaos, �e kiedy si� zdenerwuj�, to 
wszystko spieprz�.
- W porz�dku - stwierdzi� tamten, bodaj pierwszy raz ze wsp�czuciem. - Zacz�cie 
tego mog�oby okaza� si� drobnym b��dem.
- Nie - zaprzeczy� Edge, odzyskawszy odwag�. - Powiniene� by� to s�ysze�. 
Gwiezdny horoskop Kellogga m�wi, �e powinni�my si� "po��czy�" z wy�szymi 
gatunkami. Pisces, dwie ryby. Jego gwiazdy tak m�wi� - z desperacji przyprawia� 
swoj� przemow� fragmentami cytat�w z Kellogga.
- G�wno mnie obchodzi, co m�wi� ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin