Miłosierny Samarytanin - nauczanie.doc

(81 KB) Pobierz
Samarytanin - człowiek miłosierny, współczujący, litościwy; spieszący samorzutnie, spontanicznie z (pierwszą) pomocą chorym, skłonny do samarytańskich, miłosiernych uczynków

Samarytanin ( wg słowników i encyklopedii )  - człowiek miłosierny, współczujący, litościwy; spieszący samorzutnie, skłonny do samarytańskich, miłosiernych uczynków, spontanicznie z (pierwszą) pomocą chorym


"Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: "Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał". Któryż z trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: "Ten, który mu okazał miłosierdzie". Jezus mu rzekł: "Idź i ty czyń podobnie!". Łk 10, 30-37

Przypowieść O miłosiernym Samarytaninie przedstawia człowieka, który w drodze w Jerozolima do Jerycha został napadnięty przez zbójców, pobity i porzucony. Obok leżącego przechodzili kolejno kapłan i Lewita, ale obaj minęli go obojętnie. Przechodził też Samarytanin, który zajął się rannym, opatrzył rany, zawiózł go do gospody i, zapłaciwszy gospodarzowi, polecił troskliwie pielęgnować chorego.

Samarytanin jest wzorem cenionej przez wszystkie wieki postawy człowieka miłosiernego i litościwego, człowieka, który wie, że miłość bliźniego wyraża się w trosce o dobro drugiego człowieka i w poświęceniu się dla niego.
Bardzo obrazowo Ewangelia przedstawia nam postawę Miłosiernego Samarytanina. Krok po kroku ukazuje jego reakcje po spotkaniu z pokrzywdzonym człowiekiem. Wędrowiec nie waha się uczynić inaczej niż ci, którzy wcześniej obojętnie mijali pokrzywdzonego.

Samarytanin podróżując - patrzył, patrząc - widział, widząc - wzruszył się głęboko, a wzruszając się - poszedł za głosem serca czyniąc miłosierdzie...
 


Aby posiąść miłosierdzie- trzeba się modlić o otwarte oczy serca, by postrzegać bliźniego właśnie poprzez pryzmat serca.

Któż bowiem z nas widząc pobitego człowieka chętnie poda mu pomocną dłoń? Ludzki lęk często podpowiada dalekie od miłosierdzia postawy. Jezus stawia tu za wzór postępowanie Samarytanina, mówiąc: "idź, i ty czyń podobnie". Jezus, jak to sam czynił na ziemi pochwala ofiarność, bezinteresowność i współczucie. Miłosiernym Samarytaninem więc jest każdy człowiek, który zatrzymuje się i z gotowością pochyla nad cierpieniem drugiego człowieka.

Jezus nigdy nie zapomni sytuacji, w której "był głodny, a daliśmy Mu jeść; był spragniony, a daliśmy Mu pić; był przybyszem, a przyjęliśmy Go; był nagi, a przyodzialiśmy Go; Wszystko bowiem, co uczynimy jednemu z tych braci najmniejszych to i Jemu czynimy" (por. Mt 25,35). Z nauki Jezusa wiemy, że kto daje - podwójnie zyskuje. Miłosierdzie bowiem popycha do działania, a to działanie zsyła błogosławieństwo.

Jeżeli nie będziemy mogli okazać czynem ani słowem miłosierdzia, to zawsze można modlitwą. Modlitwa rozciąga się nawet tam, gdzie nie możemy dotrzeć fizycznie.

Zechciejmy uczyć się od Samarytanina, jak i wszystkich ludzi wielkiego serca tej postawy, która w życiu codziennym uszlachetniać będzie w nas samych obraz Miłosiernego Jezusa.


"Zagub się w miłosierdziu, a odnajdziesz szczęście"

Zagłębiając się w treść powyższej nauki Jezusa, która płynie z tej przypowieści, niemal natychmiast budzi się w naszym sercu pragnienie, by wznieść ku niebu błagalną modlitwę:

"Dopomóż mi, Panie, aby oczy moje były miłosierne,
bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów,
ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich i przychodziła im z pomocą.
Dopomóż mi, Panie, aby słuch mój był miłosierny,
bym skłaniała się do potrzeb bliźnich,
by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny,
bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich,
ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.
Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków,
bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu,
przyjmować na siebie cięższe i mozolniejsze prace.
Dopomóż mi, Panie, aby nogi moje były miłosierne,
bym zawsze spieszyła z pomocą bliźnim,
opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. (...)
Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne,
bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich.
O Panie, pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje
i być żywym odbiciem Ciebie.
Niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.
(...) Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój."

 


Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem... (Łk 10, 33-34)

Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, jaką opowiada Jezus uczonemu w Prawie, pobudza naszą pamięć. Kiedy zastanowimy się nad jej sensem, zobaczymy ze swojego życia te zdarzenia, w których zachowalismy się jak  kapłan i lewita: zobaczyliśmy i minelismy. I chyba nie usprawiedliwia tej "postawy mijania" przekonanie, że dzisiaj ci leżący przy drodze, na chodnikach czy trawnikach w większości są raczej poturbowani przez nadmierne spożycie alkoholu niż przez zbójców. Alkohol to też zbój, który poniewiera, zadaje rany i niszczy .Czy mamy wrażliwość na każdy rodzaj ludzkiej krzywdy i biedy – także tej, która denerwuje i odrzuca. Musimy prosić Boga ., by  nie dać się rozgościć we nas znieczulicy i łatwemu usprawiedliwianiu lenistwa i wygody.

Poturbowany w Ewangelii był  trzeźwy. Doświadczył na sobie zła zbójców oraz słabości kapłana i lewity. Dwaj ostatni zbiegli z miejsca wypadku, nie udzielili ofierze pierwszej pomocy. Odeszli w przekonaniu, że nikt tego nie widział. Jest jednak - jak zawsze - jeden niewygodny świadek – Bóg. Ten Bóg, który opowiada przypowieść - Chrystus Jezus, obraz Boga niewidzialnego, Pierworodny wobec każdego stworzenia; On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. On jest Głową Ciała, to jest Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych – jak to teologicznie charakteryzuje Chrystusa św. Paweł w Liście do Kolosan.

Chrystus Rozmawiający z uczonym w Prawie Mesjasz  koncentruje  swoje nauczanie na zasadzie: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego" .Uczony w piśmie ma kłopoty z definicją bliźniego, dlatego Jezus w tej rozmowie o bliźnim, miłości i miłosierdziu sięga po przypowieść. Zbójcy "byli  potrzebni" , aby wywołać ludzkie reakcje, postawy wobec potrzebującego pomocy. Postacią centralną jest obolały i "niemy" poturbowany oraz jakże aktywny i dobry Samarytanin – dobry jak chleb.

Chrystus wkłada w nasze głowy bardzo ważną zasadę, nad którą  koniecznie trzeba się zastanowić. Pomyślmy ile każdego dnia słyszymy o pokrzywdzonych, o rozbojach, wypadkach, niesprawiedliwościach, napadach i innych przejawach zła, jakiego dopuszcza się człowiek. Takie informacje nie robią już na nas żadnego wrażenia. Coraz częściej we takich sytuacjach skupiamy się przede wszystkim na tych, którzy dopuszczają się wspomnianych czynów, a nie na ofiarach. Postawa Samarytanina zaś, którą Chrystus z taką ostrością eksponuje, przenosi naszą uwagę z dopuszczającego się złego czynu człowieka na ofiarę. I to ofiara jest najważniejsza: bo ona potrzebuje pomocy, bo jej rany trzeba opatrzyć, bo jej trzeba pomóc w powrocie do zdrowia, tak fizycznego, jak i – może dzisiaj to szczególnie powinniśmy podkreślić – psychicznego.

Wyobraźmy sobie obraz człowieka siedzącego na ławce w parku, nędznie ubranego, z plastykową butelką pod głową, cuchnącego, odrażającego i widzi w nim... Syna Człowieczego. Potem naszą obojętność ucieczkę a z tego miejsca .   Niby nie zdajemy sobie sprawy, że w tym bliźnim jest On, Chrystus, ale to przekonanie już nas nie motywuje, nie jest wystarczającym bodźcem. Czy rzeczywiście jesteśmy aż tak słabi duchowo, tak leniwi?

Chrystus wyrywa nas z przyzwyczajeń, stereotypów i wygody. Prowadzi po ścieżkach Samarytanina... Bierze nasze ręce i chce nimi dotknąć obolałych miejsc i ran naszych bliźnich. A my czasami boimy się, że nam się przybrudzą, że ich potem nie odmyjemy, że to jakieś wstydliwe, nieodpowiednie. Albo liczymy, że i po nas przyjdzie jakiś Samarytanin i nas wyręczy, i zdejmie z nas ciężar odpowiedzialności za zaniechanie. Nasze ręce natomiast nadal będą czyste, nieskalane... wysiłkiem śpieszenia pomocą braciom.

A Chrystus –  mówi do nas: "Idź, i ty czyń podobnie". Niech ten nakaz nami wstrząśnie, obudzi i... uświadomi, że nie jest jeszcze z nami tak źle. Że jesteśmy w stanie przebić się także przez fetor i strupy, i zepsuty oddech... I dojrzeć istotę – człowieka, bliźniego, który potrzebuje naszej pomocy. A kto jest moim bliźnim?". Chce nam uświadomić Pan Jezus, że naszym bliźnim jest każdy człowiek - choćby całkiem obcy, choćby nawet nieprzyjaciel - który znalazł się w potrzebie. A jest moim bliźnim szczególnie taki człowiek, który bez mojej pomocy na pewno zginie albo stoczy się do rynsztoka, gdyż innych albo nie ma w pobliżu, albo mijają go obojętnie. : Czy ty, człowieku, starasz się być bliźnim człowieka udręczonego, któremu możesz i powinieneś podać pomocną rękę?
Bo ileż to razy się zdarza, że ktoś powinien być dobrym Samarytaninem, a jest zbójcą, który jeszcze dodaje ran człowiekowi już i tak poranionemu. Ran osamotnienia, braku nadziei, poczucia nieudanego życia na pewno nie uleczy się alkoholem, narkotykami ani rozpustą. Mówił kiedyś Pan Jezus o takich fałszywych owieczkach, co to w środku są drapieżnymi wilkami. Słowa te na pewno odnoszą się również do takich fałszywych przyjaciół, którzy leczą rany poprzez zadawanie ran jeszcze większych. Zamiast rzeczywiście pomóc koledze, który nie daje sobie rady ze swoimi problemami, oni zapraszają go do pijackiej albo narkotykowej kompanii.
Albo czy nie jest zbójcą taki pracodawca, który wymierza karę kobiecie za to, że spodziewa się dziecka, i wyrzuca ją z pracy? Czy nie jest zbójcą taki ojciec, który postanowił założyć nową rodzinę i przekonuje sam siebie, że dzieci nic na tym nie stracą, bo on przecież będzie się o nie troszczył?
Zdaję sobie sprawę z tego, że słowo "zbójca" brzmi bardzo ostro. Ale ja przecież tego wyrazu nie wymyśliłem, ja tylko staram się objaśnić przypowieść opowiedzianą przez Pana Jezusa. A przypowieść o dobrym Samarytaninie zaczyna się od zdania, że pewien człowiek wpadł w ręce zbójców, którzy go poranili i zostawili na pół umarłego. Zatem powinniśmy czasem zastanowić się nad tym, kogo oznaczają zbójcy w tej przypowieści
 

Słowa: "idź, i ty czyń podobnie" - są wezwaniem, żeby Go naśladować. Postać dobrego Samarytanina jest jakby streszczeniem słów Pana Jezusa: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi".
. Zatem niech przypowieść o dobrym Samarytaninie ożywi w sercu każdego z nas pytanie: Czy ja jestem, czy staram się być bliźnim dla drugiego człowieka? Zwłaszcza dla tego, kto został skrzywdzony, albo spotkało go jakieś nieszczęście, albo znalazł się w jakiejś innej sytuacji, która woła o to, żeby nie zostawiać go samemu sobie?
 

Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie jest jedną z najbardziej znanych. Nie oznacza to jednak, że jej przesłanie jest stosowane w życiu codziennym, również dzisiaj. Piękna historia o człowieku, który potrafił nie myśleć o różnicach religijnych czy etnicznych dzielących go od leżącego przy drodze Żyda, a zobaczył w nim po prostu potrzebującego pomocy człowieka. 
Czy my tak potrafimy ? Czy nie jest łatwiej po prostu odwrócić głowę, ominąć z daleka ? Mamy na to nawet piękne współczesne określenie: znieczulica. Nie zauważamy lub nie chcemy widzieć kogoś, komu powinniśmy pomóc  w potrzebie. Oczywiście zawsze znajdziemy dla siebie usprawiedliwienie: bardzo się spieszę, inni są bliżej, wpakuję się w kłopoty itp. Samarytanin z przypowieści tez mógłby powiedzieć: to nie moja sprawa, Samarytanie i Żydzi to wrogowie, niech mu pomogą inni. Nie zrobił tego - widział bliźniego w potrzebie.
Może spróbujmy więc też takiego podejścia: nie mijajmy obojętnie, reagujmy i pomagajmy. Tym bardziej, że nigdy nie wiadomo, czy my sami nie będziemy kiedyś potrzebować takiej pomocy..... 

Poprzez przypowieść o miłosiernym Samarytaninie chciał Chrystus udzielić odpowiedzi na pytanie „kto jest moim bliźnim?”[ Prawdziwie „bliźnim”, to znaczy tym, kto wypełnił przykazanie miłości bliźniego.

Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie wskazuje bowiem, jaki winien być stosunek każdego z nas do cierpiących bliźnich. Nie wolno nam ich „mijać”, przechodzić mimo z obojętnością, ale winniśmy przy nich „zatrzymywać się”. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. Owo zatrzymanie się nie oznacza ciekawości, ale gotowość. Jest to otwarcie jakiejś wewnętrznej dyspozycji serca, które ma także swój wyraz uczuciowy.

Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, człowiek, który „wzrusza się” nieszczęściem bliźniego. Jeżeli Chrystus, znawca wnętrza ludzkiego, podkreśla owo wzruszenie, to znaczy, że jest ono również ważne dla całej naszej postawy wobec cudzego cierpienia. Trzeba więc w sobie pielęgnować ową wrażliwość serca, która świadczy o współczuciu z cierpiącym. Czasem owo współczucie pozostaje jedynym lub głównym wyrazem naszej miłości i solidarności z cierpiącym człowiekiem.

Jednakże miłosierny Samarytanin z Chrystusowej przypowieści nie poprzestaje na samym wzruszeniu i współczuciu. Staje się ono dla niego bodźcem do działań, które mają na celu przyniesienie pomocy poranionemu człowiekowi. Miłosiernym Samarytaninem jest więc ostatecznie ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu, jakiejkolwiek byłoby ono natury. Pomoc, o ile możności, skuteczną. W tę pomoc wkłada swoje serce, nie żałuje również środków materialnych. Można powiedzieć, że daje siebie, swoje własne „ja”, otwierając to „ja” dla drugiego. „Człowiek... nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. Miłosierny Samarytanin – to człowiek zdolny do takiego właśnie daru z siebie samego.

Cierpienie, które pod tylu różnymi postaciami obecne jest w naszym ludzkim świecie, jest w nim obecne także i po to, ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów właśnie bezinteresowny dar z własnego „ja” na rzecz innych ludzi, ludzi cierpiących. Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przestanku inny świat: świat ludzkiej miłości – i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu. Nie może człowiek: „bliźni” wobec niego przechodzić obojętnie. W imię najbardziej nawet podstawowej ludzkiej solidarności, tym bardziej w imię miłości bliźniego musi się „zatrzymać”, „wzruszyć”, postępując tak, jak ów Samarytanin z ewangelicznej przypowieści. Przypowieść sama w sobie wyraża prawdę głęboko chrześcijańską, ale zarazem jakże bardzo ogólnoludzką. Nie bez przyczyny również w języku świeckim nazywa się działalnością samarytańską wszelką działalność dla dobra ludzi cierpiących i potrzebujących pomocy.

Działalność ta przybiera w ciągu wieków zorganizowane formy instytucjonalne i stwarza teren dla pracy w odnośnych zawodach. Jakże bardzo samarytański jest zawód lekarza czy pielęgniarki, czy inne im podobne! . Instytucje zaś, które na przestrzeni pokoleń pełniły posługę samarytańską. . Myśląc zaś o wszystkich ludziach, którzy swoją wiedzą i umiejętnością oddają wielorakie przysługi cierpiącym bliźnim, nie możemy się powstrzymać od wyrazów uznania i wdzięczności pod ich adresem.

Adres ten rozszerza się na wszystkich, którzy swoją służbę wobec cierpiących traktują bezinteresownie, dobrowolnie angażując się do pomocy samarytańskiej i przeznaczając dla tej sprawy wszystek czas i siły, jakie pozostają do ich dyspozycji poza pracą zawodową. Dobrowolna działalność samarytańska realizuje się poprzez odpowiednie środowiska czy też stworzone w tym celu organizacje. Działanie w tej formie posiada doniosłe znaczenie, zwłaszcza gdy chodzi o podejmowanie większych zadań, wymagających współpracy i użycia środków technicznych. Nie mniej cenna jest również działalność indywidualna, szczególnie ze strony osób, które do takiej działalności bardziej są dysponowane oraz w stosunku do tych odmian ludzkiego cierpienia, wobec których pomoc nie może być inna, tylko właśnie indywidualna i osobista. Pomoc rodzinna oznacza bądź uczynki miłości bliźniego świadczone osobom należącym do tej samej rodziny, bądź też pomoc wzajemną między rodzinami.

Wartości chrześcijańskiej miłości bliźniego kształtują obraz życia społecznego i stosunków międzyludzkich, zmagają się na tym froncie z różnymi formami nienawiści, gwałtu, okrucieństwa, pogarda dla człowieka czy też zwyczajnej „znieczulicy”, czyli obojętności na bliźniego i jego cierpienie.

Jako chrześcijanie musimy wytrwale pracować nad rozbudzaniem i pogłębianiem wrażliwości na bliźniego i jego cierpienie, której symbolem stała się postać ewangelicznego Samarytanina. Kościół oczywiście musi czynić to , jeszcze głębiej – wczuwając się w motywacje, jakie Chrystus zawarł w tej swojej przypowieści oraz w całej Ewangelii ..Zważywszy na fakt, że chodzi także o różnorodne cierpienia moralne, - gdy przede wszystkim cierpi dusza. Gdyż żadna instytucja sama z siebie nie zastąpi ludzkiego serca, ludzkiego współczucia, ludzkiej miłości, ludzkiej inicjatywy, gdy chodzi o wyjście naprzeciw cierpieniu drugiego człowieka

Sam Chrystus w tej dziedzinie jest nade wszystko czynny. W ten sposób urzeczywistnia mesjańskie posłannictwo, stosownie do słów Proroka: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana”.

Chrystus przyszedł „dobrze czyniąc” a dobro Jego uczynków uwydatniło się nade wszystko wobec ludzkiego cierpienia. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie pozostaje w najgłębszej harmonii z postępowaniem samego Chrystusa.

Przypowieść ta wiąże się z  tym co jest napisane w Mateusza : „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.

Pytającym zaś sprawiedliwym: kiedy to wszystko Jemu właśnie uczynili, Syn Człowieczy odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Przeciwny wyrok spotyka tych, którzy przeciwnie postępowali: „Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili”.

Te słowa o miłości, o uczynkach miłości, związanych z ludzki z cierpieniem dotyczą Jezusa. On sam jest Tym, który doznaje miłości w każdym; tu On sam jest Tym, który doznaje pomocy, gdy ta pomoc bywa świadczona komukolwiek, każdemu bez wyjątku cierpiącemu. To On sam jest obecny w tym cierpiącym, ponieważ Jego odkupieńcze cierpienie raz na zawsze zostało otwarte na wszelkie ludzkie cierpienie. Tak jak też wszyscy zostali wezwani, aby pełnic dobre uczynki .Chrystus przez osobisty przykład nauczył człowieka świadczyć dobro cierpiącemu.

Okazuje się, że uczony w Piśmie bardzo dużo wie o drodze prowadzącej do życia wiecznego. – Bezbłędnie przypomniał wskazanie dotyczące czynów, które pozwalają osiągnąć życie wieczne: On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego.

Odpowiedź uczonego jest właściwa i godna pochwały, dlatego Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył.

W opisanym spotkaniu otwiera się kolejna ważna  prawda o drodze prowadzącej do życia wiecznego. Została ona odsłonięta przez jeszcze jedno pytanie zadane przez uczonego w Piśmie: A kto jest moim bliźnim?

Dość tajemniczo brzmi to zdanie: Lecz on, chcąc się usprawiedliwić.

Można przypuszczać, że uczony w Piśmie miał poczucie, że religijnie jest on, dobrze poinformowany i że Boga to miłuje on, tak jak trzeba – całym swoim sercem. Z  treści pytania należy wnioskować, że jego poważny niepokój i niepewność dotyczyła drugiej części najważniejszego przykazania. To dlatego pyta wprost: A kto jest moim bliźnim? W...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin