TRZY KROTNE DLACZEGO.doc

(59 KB) Pobierz
TRZY KROTNE DLACZEGO

DLACZEGO  MNIE TO SPOTKAŁO  BOŻE? -   

Świadectwo nawrócenia Różańskiej  Elżbiety

 

                Urodziłam się i wychowywałam w rodzinie rozdwojonej religijnie.

Tato był ateistą z wyboru, mama natomiast gorliwą katoliczką. Od wczesnego dzieciństwa byłam świadkiem kłótni rodziców spierających się o wiarę i nie tylko o to.. Mama za wszelką cenę chciała wychowywać dzieci według tradycji i nauki kościoła katolickiego, tato natomiast kategorycznie się temu sprzeciwiał. Jego niechęć do kościoła była wynikiem osobistych niemiłych doświadczeń z księżmi. Przykre przeżycia sprawiły, że odwrócił się od kościoła, ale też od Boga. Nie chciał słyszeć o Nim, ani mieć cokolwiek z Nim wspólnego. Mama z tego powodu wiele wycierpiała od taty. Patrzyłam na życie moich rodziców z obawą, czy kiedyś się rozwiodą. Tata był bardzo nerwowy i często wpadał  w szał Mama próbowała jakoś go udobruchać, ale nie zawsze się jej to udawało.  Nierzadko wyzywana i poniżana płakała. Widziałam jej bezradnośc nie byłam w stanie jej pomóc. Relacje między rodzicami nie były najlepsze. Tato często próbował nastawiać nas dzieci przeciwko mamie, ale i tak bardzo ją kochaliśmy. Pracowała ciężko zawodowo, a jednak dbała o dom i o nas. Jako dzieci przeżywalismy  trudności z powodu nieudanego związku rodziców ale pomimo tego bardzo ich kochaliśmy.  Chociaż kochałam oboje rodziców to jednak w sprawach wiary stawałam zawsze po stronie mamy.

               Rodzice oboje ciężko pracowali na utrzymanie naszej 5-cio osobowej rodziny, nierzadko do nocy.  Jednak każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem na zabawach, rozmawiając. Nie mogłam narzekać na brak miłości ze strony rodziców starali się jak mogli, by nie barakowało nam niczego. Dom nasz zawsze był pełen gości ponieważ rodzice mieli blisko mieszkającą rodzinę i  wielu dobrych znajomych, którzy nas często odwiedzali .Byli gościnni więc mogliśmy się od nich nauczyć tak wielu dobrych rzeczy. Pomimo tego wszystkiego gdzieś  głęboko w sercu odczuwałam niedosyt i głód uczuć. Pragęłam miłości.  Nie wiedziałam dlaczego tak się czuję Dużo czasu spędzałam z rówieśnikami, którzy też nie mogli zaspokoić mojego głodu uczuć. Anagażowałam się w tym czasie w różne koła zainteresowań, bo myślałam, że w tym znajdę ukojenie. Uczyłam więc się śpiewu w chórze, tańca w zespole ludowym i jednocześnie gry na gitarze. Pomimo wielu zajęć i  kontaktów z rówieśnikami miałam problemy z akceptacją siebie, popadałam w kompleksy. Czułam się gorsza, brzydsza od innych, mniej wartościowa. Chociaż obracałam się wśród wielu ludzi czułam się samotna. Nie brakowało mi koleżanek, ani kolegów. Dom mój zawsze był ich pełen. Jako nastolatki bardzo często prowadziliśmy „dorosłe” rozmowy o życiu, miłości ale nigdy z nich nic nie wynikało. Dalej czułam się samotna i szukałam miłości, której mi bardzo brakowało. Prowadziłam długie  rozmowy z mamą o życiu, gdyż myślałam,że mi wskaże drogę jak  znaleźć prawdziwą miłóść, ale ona znała je z najgorszej strony.  Miała trudne dzieciństwo, poznała czym jest odrzucenie przez rodziców i nienawiść innych ludzi. Nie zaznała szczęścia, ani miłości.

Przestrzegała mnie więc przed angażowaniem się w młodzieńczą miłość. Nie posłuchałam jej. Z głodu miłości wpakowałam się w związek z chłopakiem, który zaowocował ciążą. Było to na 4 –tym roku liceum. Nie skończyłam szkoły, stałam się szybko żoną i matką.

Nie było to szczęśliwe małżeństwo, byliśmy nie przygotowani na to, z czym przyszło nam się zmagać. Mieszkając kątem u moich rodziców z małym dzieckiem  często się kłóciliśmy.W tym czasie do mojego brata przychodził kolega, który był Świadkiem Jehowy. Często  rozmawiał o Bogu. Nieraz włączałam się do dyskusji. Byłam zachęcona do tego, by czytać Pismo Święte. I tak zaczęła się moja przygoda z Biblią i ze Świadkami Jehowy. Na początku mąż chętnie słuchał co mówił ten człowiek, ale z czasem jak zaczął wytykać błędy kościoła buntował się. Ja natomiast chciałam ratować nasze małżeństwo. Miałam nadzieję, że jak będę czytać Biblię to wszystko w moim życiu się zmieni, małżeństwo też. Mimo najszczerszych moich chęci sytuacja się jeszcze pogorszyła.Chciałam prowadzić życie według Biblii, a mój mąż nie. Bardzo irytowało go moje zachowanie i to, że czytam Biblię. Konflikt się zaostrzał. Rodzice męża zaczęli go buntować przeciwko mnie.Nawet posunęli  się do publicznego wyzwania mnie w miejscu mojej pracy. I tak z mężem oddaliliśmy się od siebie. Zaczął mnie poniżać i obrażać w domu i na zewnątrz. Każda jego wizyta u rodziców prowokowała kłótnie w małżeństwie. Któregoś dnia posunął się nawet do rękoczynów. To przesądziło o naszym związku. Wiele do tej pory mogłam znieść, chociaż bardzo cierpiałam, ale po tym zdarzeniu w jednej chwili w moim sercu pojawiła się nienawiść. Rosła z dnia na dzień z większą siłą. W końcu mąż wyprowadził się z domu zabierając prawie wszystko co posiadaliśmy.  Szybko zrozumiałam, że popełniłam wielki błąd  wchodząć w ten związek. Człowiek który miał mi dać wiele szczęścia, zadawał mi wiele bólu. Chociaż moja mama starała się nam pomagać jak umiała, nie uratowała naszego małżeństwa. Rozpadło się po 1,5 roku. Były sprawy w sądzie i w końcu rozwód Bardzo to przeżyłam. Chciałam umrzeć, ale brakowało mi odwagi, by popełnić samobójstwo, a poza tym kochałam moją córeczkę. Byłam przerażona i pełna lęku co do mojej i córki przyszłości. Byłam osobą bardzo znerwicowaną, bliską obłędu i samotną. Moje poszukiwania miłości zakończyły się bólem i cierpieniem. W tym trudnym okresie życia miałam oparcie w mamie, pocieszała mnie jak mogła. Nie przestałam czytać Biblii ani spotykać się ze Świadkami Jehowy. Swobodnie i be przeszkód  mogłam chodzić na zebrania Świadków Jehowy . Nawet po jakimś okresie czasu studiowania z nimi chciałam pójść do chrztu, ale coś mnie powstrzymywało. Zakosztowałam też chodzenia „ od domu do domu” W międzyczasie poszłam do szkoły i ukończyłam liceum. Podjęłam też pracę, gdyż po rozwodzie pozostałam bez środków do życia. Pracowałam w żłobku, w którym większość pracownic była jak ja pokrzywdzone przez życie.

W tym czasie jedna z moich koleżanek użalając się nad moim nędznym życiem zaproponowała mi pójście mi na zabawę tanęczną do jednego z lubińskich klubów. Zgodziłam się. Ta decyzją nie wiedząc o tym rozpoczęłam nowy rozdział w moim życiu.Na owej zabawie poznałam człowieka, który po kilku miesiącach znajomości został moim mężem. Chociaż moi rodzice byli ostrożni i raczej odradzali mi małżeństwo.Tato zapytał mnie : ile razy tak będziesz zamąż wychodzić i rozwodzić się? To pytanie mnie zabolało, ale i głęboko zapadło mi w sercu. Ja jednak cieszyłam się, że pokochał moją córeczkę  i mnie. W moim życiu pojawiła się iskra nadzieji, że teraz będzie dobrze. Wyszłam zamąż , zmieniłam pracę i środowisko.

Wkrótce po ślubie mąż zabronił mi spotykać się ze Świadkami Jehowy, chociaż ja tego nie rozumiałam. Czytałam dalej Biblię, ale i to zaczęło mu przeszkadzać. Nie chciałam się z tym pogodzić. Czytałam więc potajemnie i chodziłam na spotkania. Któregoś dnia mąż za to, że powiedziałam iż będę czytać Biblię wbrew zakazowi uderzył mnie w twarz. Tak się na niego obraziłam, że nie odzywałam się do niego przez miesiąc. To on pierwszy wyciąnął do mnie rękę na zgodę, ja byłam zbyt dumna i obrażona. Po tym zdarzeniu zauważyłam,że mój mąż coraz częściej przychodził do domu pod wpływem alkoholu. Pracował na budowie więc okazji do picia nie brakowało. Czasami przychodzili jego koledzy do domu i razem popijali. Nie podobało mi się to, ale cóż mogłam zrobić. Mąż był małomówny, dużo czasu spędzał poza domem. Z niepokojem patrzyłam jak moje kolejne małżeństwo zaczyna się powoli rozpadać.

Próbowałam wielokrotnie rozmawiać z mężem, ale on nie widział problemu alkoholizmu,bo uważał, że nie pije więcej niż inni. Moje działania nie przyniosły zmiany. Rzuciłam się w wir pracy, aby nie mysleć o moim rozczarowaniu małżeństwem i pytaniu taty, które wciąż kołatało mi się w głowie. Próbowałam bronić się przed depresją, która nieuchronnie się do mnie zbliżała. Podjęłam się dodatkowej pracy w Domu Kultury „Żuraw” jako instruktor tańca prowadziłam zespół dziecięcy. Mało tego zgłosiłam się do konkursu Piosenki Radzieckiej , a dzieci do konkursu tenecznego. Pracy miałam co niemiara. Żywiłam wielkie nadzieje,że osiągnę dobre wyniki, zostanę zauważona, doceniona. Jakież było moje zdziwienie, gdy mimo włożonego wysiłku,czasu i poświęcenia w pracę, któregoś dnia po prostu mnie zwolniono. Doznałam szoku, bo nie znałam przyczyny. W rozpaczy i bólu wołałam go Boga : dlaczego? Dlaczego mnie to musiało spotkać, przecież tak bardzo się starałam, wydawał i się, że jestem niezastapiona. Byłam przecież na każde życzenie moich pracodawców. Ale stało się zwolniono mnie. W kadrach dowiedziałam się, że koleżanka doniosła na mnie, bo nie chciałam w godzinach pracy załatwiać jej spraw, a ona miała kogoś na moje miejsce. Mogłam się bronić i powiedziano mi, że przywróconoby mnie do pracy, ale ja nie chciałam tam wracać. Niedługo po tym starowałam w konkursie tanecznym z dziećmi. Spodziewałam się sukcesu, ale i tu poniosłam porażkę. Jury występ się podobał, ale z powodu jakieś małego szczegółu nie zakwalifikowano ich dalej.

Byłam zdrozgotana. Kolejny raz Bogu zadałam pytanie: dlaczego?

Dlaczego innym się udaje, a nie mnie? Próbowałam dalej odnieść sukces. Myślałam,że w Konkursie Piosenki Radzieckiej na pewno

mi się powiedzie, przecież śpiewać potrafiłam dobrze.Ale i tu spotkała mnie niespodzianka. Na tydzień przed samym konkursem zachorowałam na anginę. Nie poddałam się, ale próbowałam różnych sposobów po to tylko, aby wyzdrowieć. Udało się. W dzień eliminacji byłam zdrowa. Była pełna optymizmu i pewna wygranej. Nawet uczestnicy konkursu mnie upewniali w tej wierze. Musiałam być dobra. Zaprosiłam więc mojego męża na eliminacje, by mógł oglądać mój sukces . Przeliczyłam się jednak.Niesamowiste było to, że podczas  występu zdarzyło się coś, co nie zdarzyło mi się nigdy – zapomniałam części słów piosenki i musiałam improwizować.

Wstydziłam się bardzo i zdałam sobie sprawę z tego,że kolejny raz

odniosłam porażkę.. Tego było już za dużo jak na mnie. Znowu pytanie do Boga z wyrzutem: dlaczego? Nie słyszałam odpowiedzi, Bóg wydawal mi się taki daleki ode mnie i moich problemów. Byłam zupełnie załamana. Wkrótkim czasie trzy druzgoczące porażki. Nie udkładało mi się w małżeństwie ani w życiu . Popadłam w depresję. Nie widziałam wyjścia z sytuacji, groził mi kolejny rozwód i zycie w samotności i bólu. Miałam pretensje do Boga,że się na mnie uwziął. Niespodziewanie jednak dostaliśmy przydział mieszkania, mogliśmy więc wyprowadzić się od  moich rodziców i mieszkać oddzielnie.

Nie cieszyłam się bardzo z tego powodu, bo u mamy było mi dobrze, a bałam się zostać sama z moim rozpadającym się małżeństwem i problemami.Nieoczekiwanie też w tym czasie męża skierowano do pracy na kontrakt za granicą do Czechosłowacji. Wyjechał, a ja z córeczką zostałyśmy same. Przytłoczona problemami miałam czas na refleksję, zastanowienie się nad swoim życiem i co dalej. Moja przyszłość malowała się raczej w czarnych barwach. Nie wiedziałam jednak,że gdzieś jest ktoś, kto czeka, żeby mi pomóc i rozwiązać wszystkie moje problemy, ktoś, kto mnie bezgranicznie kocha i jest zaiteresowany moim życiem. Korzystając z nieobecności męża postanowiłam być u mamy, aż do jego powrotu. Ta decyzja była znacząca dla mojego późniejszego życia.

                  Podczas pobytu u mamy miałam okazje być świadkiem rozmowy mojego brata z pewna pania ze Świadków Jehowy, która zmieniła mój sposób myślenia o tej organizacji. Owa pani zapytana: czy uznaje Ducha Świętego jako osobę? Odpowiedziała, że: nam nie jest potrzebny. Zdziwiona nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Kilka minut przed przyjściem mojego brata modliła się o błogosławieństwo i obecność Ducha Świętego, a teraz zaprzeczała sobie. Nie mogłam pojąć jak mogła tak powiedzieć. W chwile po tym wstała, powiedziała, że ja głowa boli i wyszła z domu. Zostalismy sami. Wtedy brat zaczął opowiadać mnie i mamie o żywym Bogu, który wysłuchuje modlitw i jest zainteresowany życiem każdego człowieka. Wydawał świadectwo o Bożej działalności. Słuchając brata w sercu zapaliła się iskierka nadzieji, że może Bóg mi pomoże w moich problemach. Bardzo chciałam, żeby w moim życiu wydarzyło się „coś” , ale w głowie kotłowały się  myśli zwiazane z nauką Świadków Jehowy. Serce mi dyktowało, żeby jak najszybciej spradzić to, o czym opowiadał brat.

         Umówiliśmy się na spotkanie do jego domu. Poszłam razem z mamą i córką. Rozmawialiśmy bardzo długo. Słuchalismy kasety z nagranym nabożeństwem uzdrowieniowym, gdzie ludzie wydawali świadectwa Bożego uzdrowienia. Byłam poruszona, ale w głowie miałam haos.

Podczas dyskusji rozmawiałam jak „świadek”, nawet w którymś momencie wyśmiewałam się, gdy mówił o Duchu Świętym. Nie zdawałam sobie sprawe z tego, że zadzieram z Bogiem. Piliśmy właśnie herbatę. W pewnym momencie herbata znalazła się na mojej twarzy. Przestraszyłam się, a sercu usłyszałam: temat tabu, nie ruszaj, nie rozumiesz nie mów. Zamilkłam i więcej się nie wyśmiewałam.

Na koniec spotkania zostalismy zaproszeni na niedzielne nabożeństwo. W domu przeanalizowałam co się wydarzyło, rozmawiałam z mamą  o tym wszystkim i byłam ciekawa jej zdania. Była tak samo jak ja poruszona. Obiecałyśmy sobie, że pójdziemy na niedzielne nabożeństwo i sprawdzimy, czy tak jest jak mówią. Nie mogłyśmy więc doczekać się tego dnia.

                    Nastała niedziela, a ja byłam dziwnie podekscytowana . W napięciu próbowałam wymyśleć wersję wydarzeń, które mogły zaistnieć. Ale ku mojemu zdziwieniu mój scenariusz się nie sprawdził. Zostałam zupełnie zaskoczona tym, co zobaczyłam na własne oczy i przeżyłam. Już przy wejściu czekała mnie miła niespodzianka. Ludzie, których nie znałam serdecznie  ze mna  się przywitali, nie byłam tym skrępowana lecz odczułam ,że nie jest to nic sztucznego, wyuczonego ale autentyczna miłośc wypływała samoistnie.. Ponieważ z natury byłam nieśmiała postanowiłam zająć miejsce w najdalszym kącie sali. Usiadłam w ostatnim rzędzie razem z mamą. Czułam w powietrzu dziwną atmosferę. Ludzie byli inni od tych, których do tej pory znałam. Każdy gest, słowa wypowiadane do siebie nawzajem mówiły: kocham cię.Ale to niewszystko. Kiedy zaczęli śpiewać pieśni i modlić się coś się we mnie poruszyło. Pierwszy raz na własne uszy słyszałam spontaniczne, płynące z serca prostych ludzi modlitwy. Byłam głęboko poruszona, a moje wygórowane mniemanie o sobie i swoich umiejętnościach zostało stopione. Próbowałam się modlić, ale mi jakoś to nie wychodziło. Czułam się zawstydzona, że tak wysoko o sobie myślałam. Ci prości ludzie dali mi lekcję pokory nic o tym nie wiedząc. Pieśni dotykały bardzo mocno mojego serca. Nie pamiętam kazania jakie wówczas wygłoszono, ale pamiętam pieśń przez którą Bóg osobiście do mnie przemówiłam. Podczas śpiewania znanej mi z kościoła katolickiego „Barki” słowa stały się rzeczywistym obrazem. Widziałam morze i stojącego na brzegu Jezusa, który wyciągał do mnie rękę w geście zaproszenia, wołającego mnie. Wiedziałm, że musze odpowiedzieć na to zawołanie w tym momencie. Byłam gotowa wszystko zostawić , by pójść za Nim. Chociaż tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego co to naprawdę znaczy. Jednak byłam święcie przekonana, że to niesamowite  przeżycie jest realne .  Płakałam, nie patrząc na otaczających mnie ludzi, ważne było  właśnie to,co przeżywałam. Nie byłam smutna, lecz radosna . W sercu pojawiło się przekonanie, że  jest to miejsce przebywania Boga, a ci ludzie to Jego dzieci i jest to droga, którą powinnam podążyć. W kościele tym spotkałam kobietę, z którą   kiedyś pracowałam. Znałam ją od tej najlepszej strony. Zawsze miła, uśmiechnięta, wyrozumiała jak matka, zawsze służyła mi pomocą. Spotkanie z nią było niesamowite. Ona zaskoczona i ja też. Wpadłyśmy sobie w objęcia i z radości płakałyśmy. Zapytała: Ela ty tu? Na co ja odpowiedziłam dziwne słowa: Nie, ale już tu.

Chociaż nikt z ludzi nie próbował mnie nawet przekonywać, czy namawiać podjęłam decyzje pójścia za Jezusem, Jego drogą.

             Po tym niesamowitym nabożeństwie zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej o Bogu, Jego drodze. Jeszcze tego samego wieczoru miałam możliwość romawiać z dwoma małżeństwami z tego kościoła

na tematy, które mnie nurtowały i o drodze zbawienia w miejscu pracy mojej mamy. Słuchałam z uwagą, każde słowo było dla mnie ważne.  Miałam wrażenie, że mam przed sobą suto zastawiony stół, z którego mogę jeść. Ale kiedy tak słuchałam o przebaczeniu grzechów w moim umyśle pojawiła się myśl, że Bóg mi nie wybaczy, bo zgrzeszyłam przeciwko Duchowi Świetemu podczas spotkania u brata. Ogarnął mnie wielki smutek chciało mi się płakać. Widziałam stół, z którego nie mogłam jeść. Zrozpaczona w milczeniu wracałam do domu z wierzącym małżeństwem. Widząc mój smutek spytał o jego przyczynę. Opowiedziałam im o swojej rozterce. W odpowiedzi usłyszałam słowa, które zaważyły o moim zbawieniu: Przecież zrobiła pani to nieświadomie. Bóg to wybaczy.

                Uchwyciłam się tych słów i następnego dnia rano, a był to 27.04.1987 r.  modliłam się do Boga o wybaczenie moich grzechów. Ten dzień na zawsze utkwił w mojej pamięci, stał się przełomowym momentem w moim życiu i zadecydował o mojej przyszłości. Chociaż nie umiałam się modlić, to jednak wiarą uchwyciłam się tego co mi powiedziano. Moja modlitwa wygladała mniej więcej tak: Panie, Jezu ludzi mi powiedzieli, że mogę mieć pewnośc zbawienia dziś, wierzę, że umarłeś za moje grzechy 2000 lat temu na krzyżu więc proszę wybacz mi, że ..... i tu nastepowało wyznanie grzechów. Z chwilą kiedy otworzyłam usta do modlitwy nie czułam się wielka grzesznicą, ale w miare jak Bóg zaczął przypominać mi różne rzeczy, które robiłam w swoim życiu zaczęłam odczuwać ciężar grzechu, aż w końcu stał się tak wielki jak płyta betonowa na moich barkach. Nie wiedziałam, że wiele rzeczy ogólnie uważanych za niezłe, były wobec Boga grzeszne. Gnieciona ciężarem win prosiłam Boga o zmazanie ich. I stało się, to czego nie doświadczyłam jeszcze nigdy. Bóg dotknął się mojego wnętrza i ciała.

Ręce do tej pory podniesione w geście błagalnym teraz podniesione do góry odczuwały czyjś dotyk. Nie było przy tym strachu. W sercu pojawił się błogi pokój i radość, której nie mogłam utrzymać. Rosła z każdą chwilą. Nie mogąc powstrzymać tego wszystkiego co się ze mną działo musiałam dobrą nowiną podzielić się z mamą.Wybiegłam z pokoju skacząc i krzycząc z radości nie patrząc, że mama właśnie śpi po nocce. Obudziła się i z zaskoczeniem patrzyła na to, co wyprawiałam. Kiedy opowiedziałam co się ze mną stało, robiła sobie wyrzuty, że miała się modlić, ale zasnęła. Chwilę po tym udała się do mojego pokoju by się modlić o przebaczenie grzechów. Niedługo to trwało. Wybiegła z pokoju krzycząc: ja też, ja też mam przebaczone grzechy! Teraz już obie skakałyśmy, śmiałyśmy  i płakałyśmy na przemian, głośno chwaląc Boga. Radości naszej nie było końca. Zastanawiając się nad tym, co się wydarzyło zrozumiałam dlaczego  w ostatnim czasie tak wiele złego mnie spotkało. Nie mogłyśmy doczekać się następnego dnia, w którym było nabożeństwo. Wiedziałam, że Bóg nas zbawił więc nie ma przeszkód, by się ochrzcić. Nikt do teggo mnie nie namawiał. Sama zadecydowałam, nie chciałam dłużej czekać. Bóg wystarczająco długo czekał na mnie.                       

        Na nabożeństwie zgłosiłam się do chrztu, a wraz ze mna mama, mój brat, jego zona i teściowa chociaż nie umawialismy się. Bóg tak zadziałał w przedziwny sposób. Ludzie w Kościele byli zdumieni,tym co usłyszeli i zobaczyli. Nie zdarzyło się jeszcze, aby osoba, która była drugi raz na nabożeństwie przeżyła nawrócenie i zgłosiła się do chrztu. Kilka tygodni później Bóg napełnił mnie Duchem Świętym , przyznając się do mnie jako swojego dziecka.

A 12 lipca 1987 roku razem z rodziną w obecności braci i sióstr ze Wspólnoty Zielonoświątkowej w Lubinie zawarłam przymierze z Bogiem przez chrzest wodny.

      Znalazłam też odpowiedź na swoje trzy pytania: dlaczego? Bóg widział moje cierpienie i chciał mi pomóc i zawrócić z drogi zatracenia, którą podążałam. Nie pozwolił bym zginęła, uratował mnie od śmierci, a w zamian dał szczęście u Jego boku.

 

                 Od tamtego czasu minęło wiele lat.Znalazłam miłość, której przez całe życie szukałam, która szła za mna przez wszystkie dni mojego życia, aż do dnia, w którym odkryłam że tylko Bóg kocha doskonale i bezwarunkowo. Ta wiadomość  zmieniła moje życie. Bóg w miłosierdziu swoim  uratował moje małżeństwo, uwolnił męża od alkoholizmu i palenia papierosów , zbawił  i  na dokładkę dał nam jeszcze trójkę dzieci. Przyłączona do Bożej Rodziny nie czuje się już samotna. Cieszę się każdym dniem łaski od Pana, codziennie doświadczam jego troski i miłości. Przygoda z Jezusem jeszcze się nie zakończyła, a Jego miłość jest ze mną codziennnie.

           Chwała Bogu ! za wszystkie dzieła, które dokonał i dokonuje we mnie , dla mnie i mojej rodziny.

     

6

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin