Lodowaty grób.doc

(1225 KB) Pobierz

Charlaine Harris

Lodowaty

Grób

An Ice Cold Grave

Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner

Fabryka Słów


Spis treści:

 

Rozdział pierwszy              4

Rozdział drugi              9

Rozdział trzeci              18

Rozdział czwarty              23

Rozdział piąty              29

Rozdział szósty              51

Rozdział siódmy              65

Rozdział ósmy              83

Rozdział dziewiąty              99

Rozdział dziesiąty              107

Rozdział jedenasty              116

Rozdział dwunasty              129

Rozdział trzynasty              150

Rozdział czternasty              156

Rozdział piętnasty              160

Rozdział szesnasty              163


Miałam wtedy 15 lat. Poraził mnie piorun, który wpadł przez okno naszego wynajmowanego mieszkania. Od tamtej chwili potrafię odnajdywać zwłoki i czytać w głowach umarłych.

Moje życie – prywatne śledztwa, współpraca z policją i jako takie pieniądze.

To zlecenie było inne.

Nigdy przedtem nie szukałam ofiar seryjnego morderstwa. Ciała znalazłam dość szybko – tyle, że to był dopiero początek piekła.


Rozdział pierwszy

Wschodnie wybrzeże jest pełne zmarłych. Kiedy praca sprowadza mnie w te rejony kraju, przez cały pobyt mam wrażenie, jakby w mojej głowie fruwało stado niezmordowanych ptaków. Szybko mnie to nuży.

Dostałam jednak zlecenie na wschodzie, tak więc jechałam właśnie przez Południową Karolinę, jak zwykle w towarzystwie mojego niby-brata, Tollivera. Zerknęłam na niego. Spał smacznie na siedzeniu pasażera, dlatego mogłam się do niego bezkarnie uśmiechnąć. Oboje z Tolliverem mamy ciemne włosy, jesteśmy raczej szczupli, a ponieważ nie spędzamy wiele czasu na wolnym powietrzu, jesteśmy tak samo bladzi. Na tym nasze podobieństwa się kończą. Mój brat ma wysokie kości policzkowe i ciemne oczy, dużo ciemniejsze od moich, szarych. Ponieważ nikt nie zadbał, żeby w okresie dojrzewania zaprowadzić Tollivera do dermatologa, jego twarz szpecą blizny po trądziku.

Małżeństwo mojej matki z ojcem Tollivera stało się dla obojga stromą zjeżdżalnią wprost do rynsztoka. Teraz moja matka już nie żyła, zaś o ojcu Tollivera nie mieliśmy żadnych wieści. Rok temu wyszedł z więzienia i wszelki słuch o nim zaginął. Mój nadal odsiadywał wyrok za defraudację oraz kilka innych przestępstw finansowych. Unikaliśmy z Tolliverem rozmów o rodzicach.

Południowa Karolina jest najpiękniejsza na przełomie wiosny i lataniestety, nasza wizyta wypadła pod koniec wyjątkowo paskudnego stycznia. Było zimno, szaro i mokro po ostatnich roztopach, a w dodatku zapowiadano kolejne opady śniegu. Prowadziłam bardzo ostrożnie, bo ruch był spory, a widoczność kiepska. Niemiła odmiana po ciepłym, słonecznym Charleston, gdzie wykonywałam zlecenie dla pewnego małżeństwa, które twierdziło, że ich dom nawiedzają duchy. Chcieli, żebym sprawdziła, czy w ścianach lub pod podłogą nie ukryto jakichś zwłok.

W samym budynku nie znalazłam niczego ciekawego, za to w wąskim ogródku leżały zakopane ciała trojga niemowląt. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Dzieci zmarły niedługo po narodzinach, więc nie posiadały jeszcze na tyle wykształconej świadomości, bym mogła odczytać przyczynę ich śmierci, co zwykle przychodzi mi bez trudu. Jednakże właściciele domu byli pod wrażeniem. Ich zadowolenie spotęgował też fakt, że antropologowie sądowi szybko wydobyli nikłe szczątki, co odsunęło od nich wizję grillowania przez kilka następnych lat na cmentarzu. Wręczyli mi czek bez ociągania. A nie zawsze tak jest.

Chcesz się zatrzymać i coś zjeść?

Rzuciłam okiem na Tollivera. Nie obudził się jeszcze do końca.

Zmęczona?zapytał, kładąc mi dłoń na ramieniu.

Nawet nie. Do Spartanburg mamy jakieś trzydzieści mil, może być?

Jasne. To co, Cracker Barrel?

Pod warunkiem, że zamówisz jakieś warzywa.

Uhm. Wiesz, co najbardziej pociąga mnie w tym naszym projekcie kupna domu? Domowa kuchnia.

Nawet nieźle nam idzie z gotowaniemprzyznałam.

Kupiliśmy parę książek kucharskich z drugiej ręki i gdy tylko wracaliśmy do St. Louis, wypróbowywaliśmy nieskomplikowane przepisy. Sprawa z mieszkaniem nie była prosta. Spędzaliśmy tyle czasu w drodze, że utrzymywanie go wydawało się stratą pieniędzy. Jednak potrzebowaliśmy jakiejś stałej bazy, adresu, żeby odbierać pocztę, a przede wszystkim miejsca, które podczas podróży po całych Stanach moglibyśmy nazywać domem. Cały czas oszczędzaliśmy pieniądze na kupno prawdziwego domu, gdzieś w okolicach Dallas. Chcieliśmy zamieszkać w pobliżu ciotki i jej męża, którzy sprawowali opiekę nad naszymi młodszymi siostrzyczkami.

Po przejechaniu dwudziestu mil zauważyliśmy reklamę restauracji, zjechałam więc z międzystanowej.

Mimo że dochodziła dopiero druga, na parkingu pod budynkiem brakowało miejsca. Musiałam popracować nad wyrazem twarzy. Tolliver uwielbiał Cracker Barrel. Nie przeszkadzało mu brodzenie między kiczowatymi upominkami w części sklepowej. Zatrzymaliśmy się prawie pół mili dalej, więc gdy już wyminęliśmy wszystkie ustawione na werandzie fotele bujane, musieliśmy porządnie wytrzeć buty, żeby nie nanieść do środka lepkiego śniegu.

Na sali było ciepło, a w łazienkach czysto. Szybko dostaliśmy stolik, a kelnerka, młoda dziewczyna o prostych jak druty włosach, podchodząc, obdarzyła nas promiennym uśmiechem. W każdym razie na pewno Tollivera. Barmanki, kelnerki, recepcjonistki w hotelach, cała żeńska obsługa adorowała Tollivera na każdym kroku. Złożyliśmy zamówienie i podczas gdy ja rozkoszowałam się bezruchem podłogi pod stopami, Tolliver rozmyślał o czekającym nas zleceniu.

To zaproszenie od władzostrzegł. Oznaczało to mniej pieniędzy, ale za to większe emocje. Zależało nam na dobrej opinii stróżów prawa. Połowę naszych klientów stanowili detektywi, szeryfowie, zastępcy, którzy dowiadywali się o mnie policyjną pocztą pantoflową. Choć zwykle nie dawali wiary moim zdolnościom, kiedy wywierano na nich naciski w jakimś trudnym śledztwie, gotowi byli skorzystać z każdej alternatywy. Czasem dopingowała ich do tego chęć pozbycia się jakiejś wpływowej persony, która siedziała im na karku, innym razem śledztwo stało w miejscu, mimo iż sprawdzili każdy możliwy ślad, albo po prostu nie byli w stanie kogoś sami odnaleźć. Organy ścigania nie płaciły wiele, ale i tak w ogólnym rozrachunku wychodziliśmy na plus.

Co to będzie, cmentarz czy poszukiwania?

Poszukiwania.

Czyli trzeba znaleźć ciało. Miewałam takie i takie zlecenia, mniej więcej pół na pół. Od kiedy w wieku piętnastu lat poraził mnie piorun, który wpadł przez okno naszego wynajmowanego mieszkania w Texarkanie, potrafiłam odnajdywać zwłoki. Jeśli ciało leżało w grobie, moje zadanie polegało na ustaleniu przyczyny śmierci. Jeśli zaś nie wiedziano, gdzie jest, potrafiłam je zlokalizować, o ile w przybliżeniu określono rejon poszukiwań. Na szczęście brzęczenie, jakie emitowały zwłoki, słabło z upływem czasu od śmierci, inaczej dawno bym już oszalała. Wyobraźcie sobie szczątki jaskiniowców, rdzennych Amerykanów, pierwszych osadników, nieboszczycy z czasów obecnychsporo tego, a wszyscy informowali mnie, gdzie spoczywają ich ziemskie powłoki. Rozważałam, czy nie warto wysłać oferty naszych usług do placówek archeologicznych i w jaki sposób Tolliver mógłby ewentualnie znaleźć ich dane kontaktowe. Tolliver lepiej ode mnie radził sobie z obsługą laptopa, pewnie dlatego, że go to interesowało.

Nie chodziło o to, że traktowałam brata jak służącego. Tolliver był pierwszą osobą, której po odzyskaniu sił powiedziałam o moich nowych umiejętnościach. Na początku nie wierzył, ale nie chcąc mnie urazić, asystował mi w poznawaniu granic możliwości tajemniczej mocy. Po pewnym czasie wyzbył się wątpliwości. Zanim skończyłam szkołę, mieliśmy już gotowy plan i natychmiast po egzaminach ruszyliśmy w trasę. Początkowo wyjeżdżaliśmy tylko w weekendy; Tolliver musiał w tygodniu normalnie pracować, a ja odkładałam pieniądze z pracy w barach. Po dwóch latach mógł już rzucić etat i od tamtej pory byliśmy stale w drodze.

W tym momencie Tolliver grał w samotnikaplanszówkę, która zawsze leży na stolikach w Cracker Barrel. Na twarzy malował mu się spokój i skupienie. Nie wyglądał, jakby cierpiałz drugiej strony zawsze potrafił maskować uczucia. Tolliver przechodził ciężki okres, odkąd dowiedział się, że kobieta, która się za nim uganiała, miała ukryte motywy. Choćby ci na takiej osobie nie zależało, czy też nawet budziła w tobie niechęć, to i tak bolesne. Tolliver nie wspominał o wydarzeniach w Memphis, ale odcisnęły one piętno na nas obojgu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin