Małżeństwo.doc

(33 KB) Pobierz
Małżeństwo - ikona wzajemnej miłości

Małżeństwo - ikona wzajemnej miłości

Powołanie... Tak, wierzę, że stan małżeński, tak jak stan duchowny oraz - co nie dla wszystkich jest oczywiste - stan wolny, wymaga szczególnego wezwania, które powszechnie nazywa się powołaniem. Odczytanie tego powołania dokonuje się na różne sposoby. Zapewne każdy ma szansę dosłyszenia wzywającego go tutaj lub gdzie indziej głosu. Nieraz takie a nie inne okoliczności - spotkane osoby czy jakieś istotne wydarzenia - mówią nam, gdzie jest nasze „miejsce na ziemi”.

Moim miejscem okazało się małżeństwo. Po ślubie nigdy nie miałam co do tego wątpliwości. Przed - była taka chwila, ale właśnie ona, rozświetlona, jak sądzę, specjalną łaską, zadecydowała o mojej przyszłości; była to chwila nieodwołalnego wyboru.

Przeczytałam kiedyś bardzo głęboką i niezwykłą książkę o małżeństwie (Kazimierz Lubowicki OMI, „Życie małżeńskie uczynić Eucharystią”, Kraków 2001). Poruszyło mnie zwłaszcza jedno sformułowanie, w którym autor, kapłan, wyraził wspólną misję - i swoją, i małżonków: „Jesteśmy wszyscy powołani, by codziennie celebrować Eucharystię w naszym ciele i w naszej krwi!”. To zdanie nie wymaga chyba komentarza; wystarczająco dobitnie mówi o wielkości i godności małżeństwa. Myślę oczywiście o małżeństwie chrześcijańskim i moja wypowiedź ma sens jedynie w tym sakramentalnym kontekście.

Ileż etapów musi przemierzyć każde małżeństwo, ilu trudnym sytuacjom stawić czoła... Ile to razy każde z małżonków „przekracza” siebie samego dla dobra dwojga... Oczywiście - jeśli rozumie, że ze współmałżonkiem jest się naprawdę na dobre i na złe. Bo mentalność dzisiejszego świata, podsycana niedobrą prasą i niedobrym filmem, jest zupełnie inna. To mentalność, której hasłem nie jest „w dobrej i złej doli”, lecz „oko za oko, ząb za ząb”. - Zdradził? - Zrób to samo! - poradzi „świat”. - Albo przynajmniej wystaw mu za drzwi walizki. Ja sama znam jedną tylko osobę, która, skrzywdzona i opuszczona przez męża, przebaczyła mu wszystko i czekała. „Codziennie wieczorem dokładnie sprzątam mieszkanie, by - jeśli niespodziewanie zechce wrócić - zastał dom, dzieci i mnie gotowych na przyjęcie go”. Ilu małżonków tak bohatersko znosi swój dramat?

Jeden z piękniejszych tekstów na temat miłości - Hymn o miłości św. Pawła - nie jest zbyt popularny. Nic dziwnego, trudna jest bowiem miłość cierpliwa i pokorna; ta, która nie szuka swego, nie unosi się gniewem i nie pamięta złego. Ale... nie łudźmy się: tylko ta miłość wszystko przetrzyma. To ona jest istotą małżeństwa - taka miłość, jaką Chrystus umiłował Kościół (por. Ef 5,21-33). Miłość ogromna, niepojęta, wieczna. Nie światowa, lekka i, ewentualnie - gdyby coś ułożyło się nie po naszej myśli - „rozwiązywalna”. Tylko taka miłość jest gwarancją, że nawet cierpienie jest do przyjęcia. Że udaje się przebaczyć najcięższe przewinienia. Że zawsze można zacząć na nowo.

Byłoby kłamstwem stwierdzenie, że życie małżeńskie to sielanka. Im więcej w małżonkach egoizmu, egocentryzmu, myślenia o sobie - tym trudniejsze jest „docieranie się”. Ponadto im więcej jest w rodzinie dzieci oraz im szersze i głębsze są odniesienia małżonków do świata zewnętrznego: krewnych i przyjaciół, a także pracy zawodowej i innych zaangażowań, tym więcej pojawia się trudności - i to jest naturalne. Myślę jednak, że dobrze byłoby, gdyby małżonkowie nigdy nie zapominali, że być mężem i żoną w oczach Boga - znaczy być kimś jednym, niezależnie od tego, co dzieje się wokół, również wtedy, gdy nie zostali obdarzeni cudem rodzicielstwa. Najważniejsza jest ich wzajemna miłość. Mają stanowić nie tylko jedno ciało, ale i jedną duszę.

Zawsze robi mi się smutno, kiedy widzę starsze małżeństwa, które wciąż na siebie gderają, dokuczają sobie i wydaje się, że żyją właściwie nie razem, ale obok. Wiem, że na to, by tak nie było, trzeba pracować całe życie. Mam ideał, który bardzo pragnęłabym wraz z moim mężem osiągnąć. W tym miejscu muszę się odwołać do osoby błogosławionego Ojca Pio i do określenia, które nasunęło mi pewną analogię dotyczącą małżeństwa. Napisał ktoś o tym słynnym zakonniku, że kiedy odprawiał Mszę świętą, „nie można się było zmęczyć patrzeniem na niego”...

Znam kilka par małżeńskich, które dziwnie przyciągają mój wzrok. Jest czystą przyjemnością wpatrywać się w tych małżonków: w ich gesty i spojrzenia, w ich dwie sylwetki. Dlaczego? Otóż serca bijące jednym rytmem są jak latarnia, która wskazuje właściwy kierunek i budzi nadzieję. Małżonkowie, o których piszę, osiągnęli już nieco dojrzalszy wiek; widocznie dopiero po latach wysiłków, „tracenia siebie”, nie tylko radosnego, ale i trudnego miłowania można być prawdziwie „ikoną wzajemnej miłości”. Trzeba tylko chcieć... Dlatego nie tracę nadziei i wierzę, że kiedyś również my - ja i mój mąż - będziemy przyciągać wzrok spragnionych miłości i nikt nie będzie się męczył patrzeniem na nas...

www.jezus.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=46&Itemid=92                                                                               Dobromiła Salik

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin