Największy wróg Hitlera 4.pdf

(156 KB) Pobierz
Kondor część 1
Największy wróg Hitlera część IV
Aktorzy:
Wilhelm Canaris - Jerzy Kamas
Walter Schellenberg - Krzysztof Kowalewski
Cesare Ame, szef włoskiego wywiadu - Marek Perepeczko
Hans Folke, policjant - Witold Pyrkosz
Kobieta - Małgorzata Foremniak
Mężczyzna - Wiktor Zborowski
Przez wiele lat admirał Wilhelm Canaris, który od 1935 roku kierował wywiadem i
kontrwywiadem wojskowym Abwehra, usiłował usunąć Hitlera. Uważał, że rządy dyktatora
doprowadzą Niemcy do zguby. Jednakże zamach stanu był niemożliwy, gdyż führer odnosił
wielkie zwycięstwa: Wehrmacht pod jego rozkazami podbił Polskę, później Danię i
Norwegię, pokonał Belgię, Holandię i Francję, zmusił do rozpaczliwej obrony Wielką
Brytanię, zajął Grecję i Jugosławię, a w 1941 roku doszedł do Moskwy.
Canaris jednak wiedział, że los wojny odwróci się i będzie mógł zrealizować swój plan, aby
ocalić Niemcy.
Ten czas nadszedł w końcu 1942 roku.
Listopadowa noc w Stalingradzie była bardzo zimna.
Ciemności co chwilę przerywały świetliste sznury pocisków smugowych albo gwałtowne
rozbłyski wybuchów. O trzeciej nad ranem bitewne światła zaczynały przygasać. Stalingrad
uspokajał się, jakby atakujący i atakowani szykowali się do odpoczynku, choć na dobre cisza
zapadała dopiero koło piątej.
Tej nocy, 19 listopada 1942 roku, stało się coś dziwnego. Najpierw był wielki błysk
rozlewający się na północnym niebie. Potem dał się słyszeć grzmot. Daleki, przytłumiony...
gasł powoli. Żołnierze drzemiący w okopach, otuleni w waciaki, pledy i papiery unieśli
głowy. To musiała być burza, ale w listopadzie nad stepem nie przechodzą burze! Nigdy.
Po chwili znów ten sam błysk rozświetlił północne niebo. I ten sam stłumiony grzmot dobiegł
ich uszu. Podnieśli się. Nikt nie mógł się mylić: "Nasi ruszyli"!
O świcie 19 listopada na północ od miasta uderzyły wojska dwóch radzieckich frontów.
Wkrótce na południe od Stalingradu rozpoczęła się ofensywa trzeciego frontu. Po trzech
dniach zaciętych walk wielkie kleszcze radzieckich dywizji połączyły się zamykając w
okrążeniu 6 armię generała Paulusa i część 4 armii pancernej generała Hotha. Pierścień wojsk
radzieckich był słaby. Uderzenie niemieckie mogło go rozerwać. Tymczasem 6 armia
pozostała w okrążeniu. Dlaczego?
To Hitler zadecydował: "6 armia zajmie pozycje jeża i będzie oczekiwała na pomoc z
zewnątrz".
Dlaczego tak postąpił?
Kilka tygodni wcześniej obiecał narodowi, że wojska nie cofną się spod Stalingradu i to
miasto, noszące imię znienawidzonego bolszewika, padnie pod niemieckimi ciosami. Jakże
więc mógł zaaprobować wycofanie swoich wojsk?
Tak zaczęła się tragedia 278 tysięcy żołnierzy niemieckich i wojsk sojuszniczych, którzy
znaleźli się w okrążeniu, na obszarze o długości 60 kilometrów i szerokości 40 kilometrów.
Ta armia zużywała każdego dnia około czterystu ton amunicji, paliwa i żywności, którą
dowoziło 17-18 pociągów towarowych. Przecięcie przez Armię Czerwoną dróg i linii
kolejowych sprawiło, że taką ilość zaopatrzenia musiałyby dostarczać samoloty.
W końcu listopada temperatura spadła do 35o Celsjusza poniżej zera. Zaczynały się zamiecie
śnieżne. Mróz ograniczył sprawność niemieckiego lotnictwa i liczbę samolotów, które udało
się uruchomić i przygotować do lotu. W rezultacie okrążona armia Paulusa otrzymywała
każdego dnia 90 ton zaopatrzenia zamiast niezbędnych 400!
Zapasy nikły w oczach. Siły niemieckich wojsk wyczerpywały się i było oczywiste, że po
kilku tygodniach wynędzniała armia nie będzie mogła odeprzeć radzieckiego uderzenia.
Hitler upierał się: "6 armia musi trwać na pozycjach, jeżeli nawet nie zdołam zlikwidować
okrążenia aż do wiosny!".
Wydał wyrok na cała armię.
24 grudnia 1942 roku ponownie ograniczono racje żywnościowe dla żołnierzy. Na obiad
dostawali ryż lub odrobinę mięsa końskiego. Na kolację: 200 gramów chleba, dwie kulki
mięsa końskiego, 20 gramów masła i kawę. Wiadomo było, że zapasów na długo nie
wystarczy i lada dzień trzeba będzie ponownie zmniejszyć racje.
Nadchodził czas ostatecznego rozstrzygnięcia, które miało zważyć na biegu całej wojny.
10 stycznia 1943 roku o godzinie 8.05 siedem tysięcy radzieckich dział i moździerzy
otworzyło zmasowany ogień na pozycje niemieckiej 6 armii. Po 55 minutach ogniowej
nawały uderzyły dwie radzieckie armie.
22 stycznia o godzinie 16.00 generał Paulus depeszował do Hitlera:
"Nie ma już szans powstrzymania naporu Rosjan. Nie jest możliwe otrzymanie amunicji od
sąsiednich frontów. Żywność kończy się. Ponad 12 000 rannych pozostaje bez opieki. Jaki
rozkaz powinienem wydać żołnierzom, którzy nie mają amunicji i są pod zmasowanym
ogniem artylerii, czołgów i piechoty?"
Hitler nie odpowiedział, lecz mianował Paulusa feldmarszałkiem. Na nic zdał się ten gest.
31 stycznia 1943 roku feldmarszałek Paulus poddał jednostki południowej grupy.
Dwa dni później opór ostatnich oddziałów niemieckich został zmiażdżony. Pod Stalingradem
zginęło 147 000 Niemców i żołnierzy wojsk sojuszniczych, 91 tysięcy oddało się do niewoli,
w tym 24 generałów. Rosjanie zdobyli 6 tysięcy dział i 60 tysięcy pojazdów motorowych.
Armia Czerwona przejęła inicjatywę strategiczną na froncie wschodnim.
Dla Niemców sytuacja była tym trudniejsza, że wojska alianckie wylądowały w Afryce i było
oczywiste, że stamtąd lada miesiąc uderzą na południową Europę.
Nawet ci z niemieckich oficerów, którzy bezgranicznie wierzyli Hitlerowi, zrozumieli, że
wojna jest przegrana, a naród, dla którego walczyli, czeka zguba. Wiosek był oczywisty:
należy pozbyć się führera, powołać nowy rząd i podjąć rokowania pokojowe z aliantami.
Pierwszą próbę zabicia Hitlera podjęli oficerowie z dowództwa Grupy Armii "B" w rejonie
Połtawy, gdzie Hitler miał przybyć 17 lutego 1943 roku, a więc dwa tygodnie po klęsce
stalingradzkiej. Generał Hubert Lanz i generał-major Hans Speidel gotowi byli zastrzelić
Hitlera, gdy tylko wysiądzie z samolotu. Jednakże führer zmienił plan i zamiast do Połtawy
poleciał wizytować oddziały w Zaporożu.
Niespełna miesiąc później, w marcu 1943 roku admirał Wilhelm Canaris przekazał bombę z
zapalnikiem chemicznym zamachowcom z dowództwa Grupy Armii "Południe". Jednemu z
nich, hrabiemu Fabianowi von Schlabrendorffowi, udało się dostarczyć bombę na pokład
samolotu, którym Hitler wracał do Wilczego Szańca, lecz wybuch nie nastąpił, gdyż odrobina
wody w zapalniku zamarzła i unieruchomiła iglicę.
Spiskowcy nie rezygnowali. Dowiedzieli się, że 21 marca 1943 roku Hitler przybędzie na
uroczystości Dnia Bohatera, które miały odbyć się w Muzeum Wojny w Berlinie. Zamach
miał przeprowadzić oficer Abwehry pułkownik Rudolf-Christov von Gersdorff.
Starannie przygotował się do zamachu. Zaplanował, że zainstaluje bombę w mównicy.
Udał się do muzeum. Tam ustalił, że Hitler będzie przemawiać na dziedzińcu przykrytym
szklanym dachem. Istniało więc niebezpieczeństwo, że fala wybuchowa rozproszy się szybko,
nie czyniąc szkody mówcy. Ale nie to było najważniejszym zmartwieniem zamachowca.
Miejsce wystąpienia było bacznie strzeżone przez esesmanów i tajniaków. Gersdorff nie miał
żadnej możliwości podejścia do mównicy i zamontowania tam bomby. Podjął wówczas
heroiczną decyzję: postanowił, że będzie szedł obok Hitlera z bombą w kieszeni płaszcza i
wysadzi się z nim w powietrze.
21 marca pułkownik von Gersdorff stanął przed wejściem do Muzeum wśród dygnitarzy,
którzy mieli powitać führera. W kieszeni płaszcza miał metalowe pudełko. Z górnej ścianki
tego pudełka wystawał pręt. Mocne naciśnięcie miało uruchomić chemiczny zapalnik.
Hitler przybył do Berlin Zeughaus, gdzie mieściło się Muzeum Wojny wprost z Kancelarii
Rzeszy. Po krótki powitaniu przez najwyższych oficerów Wehrmachtu i SS skierował się na
dziedziniec, gdzie ustawiono mównicę. Przemawiał krótko, orkiestra zagrała hymn i Hitler
ruszył w stronę drzwi prowadzących do wielkiej sali muzeum, gdzie przygotowano
ekspozycję zdobycznego sprzętu radzieckiego. Stojący przy drzwiach pułkownik von
Gersdorff wsunął lewą dłoń do kieszeni płaszcza i wyczuł palcami pręt. Nacisnął go. Szklana
fiolka została zgnieciona i kwas zaczął przeżerać miedziany drut trzymający sprężynę iglicy.
Po dziesięciu minutach drut zerwałby się, a uwolniona sprężyna pchnęłaby iglicę na spłonkę
inicjując wybuch.
Gersdorff starał się być blisko Hitlera. Mijały minuty.
Führer był dziwnie niespokojny, jakby wyczuwał niebezpieczeństwo. Prawie nie zatrzymywał
się przy eksponatach. Nagle pożegnał się i szybko ruszył do wyjścia. Nikt nie mógł go
zatrzymać.
Do wybuchu pozostało jeszcze 7 minut, a na sali nie było już Hitlera. Gersdorf rzucił się do
drzwi toalety, aby tam rozbroić bombę. Trzęsącymi się rękami odkręcił cztery wkręty
mocujące pokrywę i wydobył z wnętrza zapalnik. Rozłożył go zanim uwolniona sprężyna
spowodowała wybuch spłonki. Części wrzucił do sedesu.
Admirał Wilhelm Canaris przegrał kolejna rundę. Tak wiele razy próbował obalić i zabić
Hitlera. Nie udawało się to, jakby rzeczywiście los chronił tyrana i starał się zniszczyć
spiskowców. Wkrótce Canaris znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Wieczór był zimny, a dokuczliwy wiosenny deszcz nasilał się. Policjant Hans Folke zsiadł z
roweru. Miał już dość patrolowania wymarłych uliczek. Postanowił zajść na chwilę do
gospody Kamappa, ale widok zamkniętych okiennic przypomniał mu, że zaprzyjaźnionemu
restauratorowi zmarła żona i na znak żałoby jedyny w miasteczku lokal z piwem i wódką był
zamknięty. Folke westchnął i skierował się w stronę dworca, gdzie bar powinien być jeszcze
otwarty i można było tam dostać herbaty.
Wszedł na peron i oparł rower o ścianę dworcowego budynku. Zaczął otrząsać mokry płaszcz,
gdy wzrok jego padł na grupkę podróżnych. Wyglądało na to, że przyjechali przed paroma
minutami i nie bardzo wiedzieli, co mają dalej robić. Policjantowi wydało się to dziwne, gdyż
do miasteczka, w którym nie zatrzymywały się pociągi pospieszne, przyjeżdżali jedynie
ludzie, którzy mieli tu krewnych lub znajomych, a ci zawsze oczekiwali gości na peronie.
Spojrzał jeszcze raz w stronę podróżnych, którzy nagle, jakby na jego widok, ruszyli do
wyjścia.
Folke: Hej! Zaczekajcie!
Ludzie szli przed siebie, udając, że nie słyszeli jego okrzyku.
Folke: Zaczekajcie, mówię! Dokąd zmierzacie?
Mężczyzna: My tu, do znajomych.
Kobieta: Do Bergów.
Bergowie rzeczywiście mieszkali nieopodal dworca, ale w każdym niemieckim miasteczku co
najmniej jeden człowiek o nazywał się Berg.
Folke wyciągnął latarkę i skierował światło na twarz mężczyzny. Tamten zmrużył
gwałtownie oczy i usiłował zasłonić twarz dłonią. Folke zrozumiał ten gest. Mężczyzna nie
chciał osłonić oczu przed światłem. Chciał ukryć swoje rysy.
Folke: A odkąd to Bergowie mają znajomych Żydów.
Kobieta: Nie jesteśmy Żydami!
Folke: Pójdziemy na posterunek, to wszystko się wyjaśni. Idźcie przede mną.
Mężczyna: Proszę pana, dlaczego tak od razu na posterunek? Pada deszcz, posterunek na
pewno daleko, a my sobie spokojnie dojdziemy do Bergów.
Folke: Naprzód!
Mężczyna: Panie policjancie, proszę pana, ma pan rację. Ale jeżeli pan nas puści, to ja dam
panu dużo złota. Będzie pan bogatym człowiekiem...
Folke: Naprzód!
Mężczyzna: W tej walizce jest dużo złota i dolarów. To wszystko, co mam. Niech pan
weźmie.
Policjant wydobył pałkę i uderzył go z całą siłą. Kobieta i dziecko zaczęły rozpaczliwie
krzyczeć.
Folke: Milczeć! Powystrzelam was jak psy, jeśli tylko któreś jeszcze piśnie słowem.
Na posterunku policjant i komendant otworzyli walizkę. Nie było w niej złota, ale pod
ubraniami leżały pliki dolarów.
Folke: Skąd to masz?
Mężczyzna: To wszystko moje…
Folke: Wy, Żydzi, nie macie dolarów, tylko brylanty i złoto. Jeżeli masz dolary, to znaczy, że
komuś dałeś kosztowności, a on dał ci pieniądze. I albo powiesz nam, kto to był, albo zatłukę
cię jak psa.
Kobieta: On chory! Zabijecie go! Ja powiem, tylko już go nie bijcie… Jesteśmy z Pragi i
dolary dał nam Karel Drda. On mieszka…
Mężczyzna: Nie mów!
Sprawę przejęło w swoje ręce Gestapo i dość szybko ustalono, że rodzina schwytana w
czeskim miasteczku Cehba miała zostać przemycona do Szwajcarii w ramach akcja ratowania
Żydów, którą kierował dr Wilhelm Schmidhuber - człowiek z Abwehry. Aresztowano go
natychmiast w Pradze i przewieziono do Berlina. Zdawał sobie sprawę, że jedynym ratunkiem
Zgłoś jeśli naruszono regulamin