Shogun_2.docx

(408 KB) Pobierz
James CLAVELL

James Clavell Shōgun t.II
 

 

 

 

James CLAVELL

 

 

 

SHŌGUN

 

 

 

Powieść o Japonii

 

 

 

Przełożyli: Małgorzata i Andrzej Grabowscy

 

 


 

 

 

SPIS TREŚCI

 

KSIĘGA TRZECIA              3

30.              4

31.              16

32.              38

33.              61

34.              76

35.              86

36.              106

37.              111

38.              125

39.              135

40.              159

41.              180

42.              201

43.              223

44.              238

45.              247

46.              255


 

 

 

 

 

KSIĘGA TRZECIA


 

 

 

 

 

30.

 

 

Fujiko klęczała pokornie przed Toranagą w głównej kabinie statku, którą zajmował w czasie tej podróży. Byli sami.

– Łaski, wielmożny panie – powiedziała błagalnie. – Cofnij wyrok.

– To nie wyrok, to rozkaz.

– Naturalnie, będę ci posłuszna. Ale nie mogę…

– Nie możesz?! – rozgniewał się Toranaga. – Jak śmiesz mi się sprzeciwiać?! Rozkazuję ci być nałożnicą pilota, a ty masz czelność sprzeciwiać się?!

– Przepraszam cię z całej duszy, wielmożny panie – odparła prędko Fujiko, wyrzucając z siebie potok słów. – Wcale nie chciałam ci się sprzeciwiać. Pragnęłam jedynie powiedzieć, że nie mogę zaspokoić twoich życzeń. Racz mnie łaskawie zrozumieć. Wybacz, wielmożny panie, ale trudno mi być szczęśliwą… albo udawać, że nią jestem. – Ukłoniła się, dotykając czołem futonu. – Z całą pokorą błagam cię, żebyś pozwolił mi popełnić seppuku.

– Już ci mówiłem, że nie pochwalam bezsensownej śmierci. Jesteś mi potrzebna.

– Ale ja, wielmożny panie, nie chcę żyć, proszę cię. Pokornie błagam. Chcę się połączyć z moim mężem i synem.

– Już ci odmówiłem tego zaszczytu – smagnął ją ostrym głosem Toranagą, zagłuszając hałasy na statku. – Jeszcześ sobie nań nie zasłużyła. Tylko przez wzgląd na twojego dziadka, mojego najstarszego druha, pana Hiromatsu, wysłuchiwałem dotąd cierpliwie twych impertynencji. Dosyć tego, kobieto. Przestań się zachowywać jak głupia chłopka!

– Pokornie cię błagam, wielmożny panie, żebyś pozwolił mi ściąć włosy i zostać mniszką. Budda będzie…

– Nie. Wydałem ci rozkaz. Wypełnij go!

– Wypełnić? – spytała z nieruchomą twarzą, nie podnosząc oczu. A potem dodała półgłosem: – Sądziłam, że mam rozkaz pojechać do Edo.

– Miałaś rozkaz wsiąść na ten statek! Zapominasz o swojej pozycji, zapominasz o swoim rodzie, zapominasz o swoim obowiązku! O obowiązku! Mierzisz mnie. Odejdź i przygotuj się.

– Chcę umrzeć, proszę cię, wielmożny panie, żebyś pozwolił mi połączyć się z nimi.

– Twój mąż przez pomyłkę urodził się samurajem. Był spaczony, tak więc spaczony byłby też jego potomek. Przez tego głupca omal nie zginąłem! Połączyć się z nimi? Co za bzdura! Zabraniam ci popełnić seppuku! A teraz zejdź mi z oczu!

Fujiko ani drgnęła.

A może lepiej odesłać cię do eta. Do któregoś z ich domów. Może to przypomni ci o dobrym wychowaniu i obowiązku.

Przebiegł ją dreszcz, ale i tak wysyczała obronnym tonem:

– To są przynajmniej Japończycy.

A ja jestem twoim lennym panem! I dlatego zrobisz, co każę!

Fujiko zawahała się, a po chwili wzruszyła ramionami.

– Tak, panie. Przepraszam za swoje niewłaściwe zachowanie – odparła skruszonym głosem, z nisko pochyloną głową i dłońmi płasko ułożonymi na futonie. W głębi duszy jednak pozostała nie przekonana i oboje wiedzieli, co zamierza zrobić. – Wielmożny panie, szczerze przepraszam, że zakłóciłam twój spokój, twoje wa, twoją harmonię, a także za moje niewłaściwe zachowanie. Ty miałeś słuszność. Ja się myliłam.

Wstała i w milczeniu ruszyła do drzwi kabiny.

A jeżeli przychylę się do twoich życzeń, to w zamian zrobisz dla mnie to, czego pragnę, najlepiej jak umiesz? – spytał Toranaga.

Wolno odwróciła głowę.

– Jak długo, wielmożny panie? – spytała. – Ośmielam się zadać ci pytanie, jak długo mam być nałożnicą barbarzyńcy.

– Rok.

Odwróciła się i sięgnęła do klamki.

– Pół roku – powiedział Toranaga.

Jej ręka zawisła w powietrzu. Drżąc Fujiko oparła głowę o drzwi.

– Tak – powiedziała. – Dziękuję, wielmożny panie. Dziękuję ci.

Toranaga wstał i podszedł do drzwi. Zgięła się w ukłonie, otwarła je przed nim i zamknęła. A potem cicho zapłakała.

Była samurajką.

 

Bardzo zadowolony z siebie, Toranaga wyszedł na pokład. Osiągnął swój cel jak najmniejszym wysiłkiem. Gdyby za bardzo pognębił dziewczynę, okazałaby mu nieposłuszeństwo i samowolnie odebrała sobie życie. Wiedział już jednak na pewno, że usilnie będzie starała się wypełnić zadanie, a ważne było, żeby chociaż na pokaż udawała, że jest szczęśliwa z pilotem, sześć miesięcy zaś satysfakcjonowało go w zupełności, pomyślał z zadowoleniem, że z kobietami idzie mu łatwiej niż z mężczyznami. W pewnych sprawach znacznie łatwiej.

I wtedy jego dobry nastrój prysł, bo spostrzegł samurajów Yabu zgromadzonych w zatoce.

– Witam w Izu, panie Toranaga – powiedział Yabu. – Ściągnąłem tu trochę żołnierzy, żeby posłużyli ci jako eskorta.

– To dobrze.

Galera szybko, w równym tempie zbliżała się do oddalonej o dwieście jardów przystani. Widzieli już Igurashiego, Omiego, futony i baldachim.

– Wszystko przyszykowano tak, jak to omówiliśmy w Osace – ciągnął Yabu. – A może zatrzymałbyś się tu na kilka dni, panie? Wyświadczyłbyś mi tym zaszczyt, a i byłaby z tego wielka korzyść. Mógłbyś zatwierdzić wybór dwustu pięćdziesięciu ludzi do regimentu muszkietów oraz poznać ich dowódcę.

– Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej, Yabu-san. Ale jak najszybciej muszę się znaleźć w Edo.

– Może jednak na dwa, trzy dni? Proszę, panie. Parę dni wolnych od zmartwień dobrze ci zrobi, ne? Twoje zdrowie jest dla mnie bardzo ważne… ważne dla wszystkich twoich sprzymierzeńców. Trochę odpoczynku, dobrego jadła i polowanie.

Toranaga rozpaczliwie szukał wyjścia z sytuacji. Niepodobna, by mógł tu pozostać z zaledwie pięćdziesięcioma ludźmi ze straży przybocznej. Wówczas bowiem znalazłby się całkowicie na łasce Yabu, co było jeszcze gorsze od sytuacji, w jakiej był w Osace. Ishido przynajmniej przestrzegał określonych reguł i dało się przewidzieć, jak się zachowa. Ale Yabu? Yabu jest zdradziecki jak rekin, a rekinów się nie przynęca, ostrzegł się. A ponadto w żadnym razie na ich własnych wodach. I nigdy, jeśli samemu jest się przynętą. Wiedział, że układ, który zawarł z nim w Osace, będzie wart tyle, co ich mocz przy zetknięciu z ziemią, jeśli tylko Yabu uzna, że Ishido poczyni mu większe ustępstwa. Gdyby bowiem dostarczył tamtemu na drewnianym półmisku głowę Toranagi, z miejsca uzyskałby znacznie więcej, niż Toranaga gotów był mu ofiarować. Zabić Yabu czy też zejść na brzeg? Taki miał wybór.

– Jesteś nadzwyczaj uprzejmy – rzekł. – Ale muszę jechać do Edo.

Do głowy mi nie przyszło, że Yabu znajdzie czas, żeby zgromadzić tutaj tyle wojska, pomyślał. Czyżby złamał nasz szyfr?

– Proszę, wybacz, że będę nalegał, Toranaga-sama. W okolicy są dobre tereny łowieckie. Moi ludzie mają sokoły. Po zamknięciu w murach Osaki dobrze będzie sobie zapolować, ne?

– Owszem, miło byłoby dziś zapolować. Żałuję, że straciłem w Osace swoje sokoły.

– Ależ nie straciłeś ich, panie. Hiromatsu na pewno przywiezie je z sobą do Edo.

– Kazałem mu je wypuścić zaraz po tym, jak znajdziemy się w bezpiecznej odległości. Nim dotarłyby do Edo, znarowiłyby się bez ćwiczeń i spaczyły. Do moich nielicznych przestrzeganych zasad należy polować tylko z tymi sokołami, które sam układałem, i zapobiec, by miały innego pana. W ten sposób popełniają tylko moje własne wpojone im błędy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin