Closer dreams od.2.doc

(32 KB) Pobierz
- O mój… - szepnęła cicho

- O mój… - szepnęła cicho.  Nagle poczuła silny ból w nodze. Szybko spuściła wzrok. Przez ułamek sekundy dostrzegła coś szarego. Było wielkie i miało cztery łapy. Więcej nie udało się jej zobaczyć. Przewróciła się na mokrą ziemię. Poczuła gorąco bijące z jej łydki. To odczucie szybko rozeszło się po jej ciele. Usłyszała głos, jakby z oddali.

- Hej, słyszysz mnie? Otwórz oczy! No dalej, dziewczyno – dotyk chłodnej dłoni na jej policzku wywołał dreszcz. Wtedy żar odszedł z jej ciała. Otworzyła oczy.

- Hattie – powiedziała cicho. Powoli wracały siły. – Mam na imię Hattie. – Usiadła i dotknęła swojego czoła. Ból zanikł. Tylko w nodze wyczuła zranienie.

- Acha, nic ci nie jest? – spojrzał na nią z zatroskaną miną – ból, gorąco, słabość? – wyrecytował jakby znał to na pamięć.

- Nie, już nie. Co się stało? Skierowała spojrzenie na skraj lasu – Co to było? To stworzenie? Miało cztery łapy, było wielkie i szare.

- Nie wiem o czym mówisz.  - Spuścił wzrok. – Rozmawiałaś ze mną i zemdlałaś. Upadłaś na trawę. – Hattie spojrzała na niego z zaciętością. Podwinęła nogawkę spodni. Na jej łydce, jakby wyryty był krwawy ślad po zębach. Krew ciekła wąską stróżką na ziemię. Chłopak odskoczył jak oparzony. Przyłożył rękę do twarzy i odszedł kilka kroków do tyłu. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. Po chwili powiedziała.

- Czy mdlejąc można sobie sprawić taką ranę? – jej rozmówca zrobił kilka głębokich wdechów i uklęknął przy niej. Nie odpowiedział na jej pytanie.

- Będzie trzeba to opatrzyć. Rozejrzał się dookoła. Z rezygnacją spojrzał na swoją koszulę widoczną pod rozpiętą kurtką.

- Nie, to nie będzie konieczne. – Hattie szybko i ostrożnie spuściła materiał jeansów. -Jeszcze się… przeziębisz. Dojdę do domu. – Zdjęła pasek i przewiązała go byle jak pod kolanem. Nie była pewna czy robi dobrze. Taką czynność kojarzyła z lekcją pierwszej pomocy którą kiedyś miała.

- Jeśli za nic nie chcesz opatrunku to chodziarz ci pomogę z tym. Delikatnie zdjął pasek. Pacjentka zdawała się być troszkę zakłopotana. Już miał zakładać prowizoryczną przepaskę go od nowa kiedy skamieniał.

- Pokaż mi tę ranę. – powiedział chłodno. Hattie ponownie podwinęła spodnie. Nie umiała uwierzyć własnym oczom! Tam gdzie przed chwilą była rana, teraz została tylko resztka skrzepniętej krwi. Z jej płuc wydobył się zduszony okrzyk.

- Ale jak…?!

- Nie mam pojęcia. – odpowiedział cicho i bez emocji. – Możesz wstać?

- Ta-ak. – Dziewczyna wciąż z trudem dobierała słowa. Podniosła się normalnie, jakby przed chwilą jej łydka nie była poszarpana do mięśni.

- Chyba czas na nas. – stwierdził powoli towarzysz. – Zaraz zacznie się burza… - odszedł kilka kroków od niej. Wyciągnął komórkę i wybrał numer. Rozmawiał bardzo cicho. W pewnym momencie nieznacznie podniósł głos. Mówił szybko. Chyba się z kimś kłócił. Po minucie schował telefon. Wrócił do Hattie.

- Możliwe, że w najbliższych dniach będziesz się dziwnie czuła. To pewnie infekcja, ale nie musisz iść do lekarza. To nie jest groźne. Myślę… że przejdzie. Nie jestem pewien Możesz widzieć dziwne rzeczy. Nie przejmuj się tym. Choćby nie wiadomo jak wydawały się prawdziwe. Nie wierz w nie. – dziewczyna spojrzała na niego jak na wariata.

- Wiesz… nie chcę ci sprawiać przykrości, ale to o czym mówisz to raczej nie są skutki uboczne infekcji. Zakładałabym tu raczej objawy choroby psychicznej.

- A czy ty wiesz może co cię ugryzło?

- Nie, ale jakie zwierzę może spowodować taką chorobę?

- Pewien gatunek wilka. Występuje ich trochę w okolicy. Na pewno czujesz się dobrze? Mogę cię odprowadzić pod Dom. – chłopak momentalnie zmienił temat. Hattie spojrzała na niego nieufnie. Czy te piękne oczy mogły kłamać? W ostatnich promieniach przedostających się przez powłokę chmur wydawały się głęboko zielone, w kolorze liści. Sądziła, że w porównaniu do niego jej czysto niebieskie oczy są tak niewarte uwagi, wręcz szpetne.

- Czuję się normalnie. Jak przed wypadkiem – z wyjątkiem siniaków i zbitego łokcia, ale tą informacją postanowiła się z nim nie dzielić. – Poradzę sobie. To tylko pół godziny drogi stąd.

- Pół godziny? Trochę sobie długi spacer wybrałaś. – uśmiechnął się do niej. Wiedziała, że jeszcze nigdy nie widziała tak pięknej osoby – tak przystojnego chłopaka. Starała się nie stracić głowy. Żeby do tego nie doszło sama zaproponowała:

- W takim razie chodźmy, bo przed tą ulewą nie zdążymy.

              Gdy tak szli, już zostawiwszy za sobą różane krzewy na których mimo pomocy chłopaka Hattie i tak raz jeszcze podrapała sobie skórę, zdała sobie sprawę, że nie zna jego imienia.

- Jak masz na imię? Ja już ci swoje powiedziałam.

- Blase.

- Acha. Mieszkasz tu? – tu wskazała na biały Dom, który mijała zanim poznała Blase’a nad jeziorem.

- Tak. Ty pewnie mieszkasz na skraju lasu. Widziałem cię tam wczoraj. – Tą wypowiedzią zbił ją z tropu. Jeśli ten chłopak to był on, co jest bardzo prawdopodobne, to jak w ogóle ją mógł widzieć? Ani razu się nie obrócił. Nie zadawała więcej pytań. Na razie dostawała tylko niezbyt wyczerpujące i mijające się z prawdą wypowiedzi.

              Niebo pociemniało. Nadeszły burzowe chmury. Do domu zostało już tylko kilka minut drogi.

- Wracaj do domu, Blase. Ja mam stąd dwie minuty drogi, a ty się musisz wrócić taki kawał. Nie wrócisz przed burzą. – jakby na potwierdzenie rozległ się głośny grzmot.

- Nie robi mi to problemu.

- Idź. Nie chcę cię mieć na sumieniu jak przemokniesz i się przeziębisz! – tak naprawdę wcale nie chciała się z nim żegnać, ale niewiele jej zostało do określenia siebie jako nikczemnej egoistki. Chłopak zastanawiał się przez chwilę.

- Dobrze. Tylko pamiętaj o tym co ci mówiłem. Nie wierz w to co widzisz.

- Nie sądzę żeby udało mi się spełnić twoją prośbę… - wzięła oddech – Nie wierzę ci. Ukrywasz coś. – spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem… jakby chciał jej powiedzieć. Nawet otworzył usta. Nic nie powiedział.

- Wiem, że mi nie powiesz. Nawet mnie nie znasz. – dziewczyna zesmutniała - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś cię spotkam. – pierwsze ciężkie krople deszczu zaczęły spadać na ziemię.

- Nawet szybciej niż ci się wydaje – deszcz już na dobre się rozpadał. Jego ciemno brązowe włosy czerniały od wody. Rzucił jej ostatnie, zaniepokojone spojrzenie. Odwrócił się i odszedł.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin