Sztuka_miłości.doc

(268 KB) Pobierz

Prolog
Biegłem ile sił w nogach. Nic nie widziałem, otaczał mnie mrok, jedynym światłem na mej ścieżce był księżyc, co chwilę przysłonięty koronami drzew. Nie miałem czasu na obmyślenie planu działania, liczyły się sekundy. Co będzie jeśli się spóźnię…Nie! Dosyć Edward! Nawet tak nie myśl! Nie pozwolę, aby i tym razem ograbiono mnie ze szczęścia! Potykałem się o wystające korzenie drzew, krzewy. Dziwny zbieg okoliczności, że biegłem do miejsca gdzie wszystko się zaczęło, gdzie mój cały poukładany świat przewrócił się do góry nogami, kiedy porządek przerodził się w chaos…Dopóki nie poznałem jej…Pojawiła się w moim życiu w najmniej oczekiwanym momencie, sprawiła, że znowu zacząłem się śmiać, dała mi powód do życia. Teraz przeze mnie znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie obchodzi mnie, co się ze mną stanie, najważniejsze jest żeby była cała i bezpieczna, reszta się nie liczy.
W końcu znalazłem się na polanie..
- Bella! – zawołałem w rozpaczy. Musiała tu być.. A jeśli się pomyliłem..
Nagle ją zauważyłem. Leżała nieruchomo na środku łąki.
Tylko nie to.
Odległość miedzy nami się zmniejszała.. już prawie byłem przy niej.
Nagle poczułem mocny uścisk na moim ramieniu. Natychmiast odwróciłem się, gotów rzucić się na napastnika..
- Ty…
- Witaj Edwardzie, tęskniłeś? Bo ja za Tobą bardzo…

Rozdział 1

Co chwilę powtarzałam słowa mamy: „to nie koniec świata, tylko następny etap w twoim życiu, koniec poprzedniego rozdziału a początek nowego, lepszego.” Tak, jeśli nowe miasto, nowa szkoła, nowi znajomi a w tym ja, nieśmiała, niezbyt pewna siebie przeciętna dziewczyna są zwiastunem czegoś lepszego… Jednak tym razem Renee nie miała racji a mnie czeka najgorszy rok w życiu. Nie zostało mi nic innego jak przekonać się o tym na własnej skórze…
Pierwszy dzień szkoły. Właśnie podjeżdżałam na parking, na szczęście znalazłam szybko wolne miejsce.
Spojrzałam w lusterko.
- No, Bella teraz albo nigdy. Wdech, wydech, wdech, wydech – nogi odmawiały posłuszeństwa..
- Czego w końcu tu się bać, nikt cię chyba nie zje.. – pięknie, już zaczynam gadać do siebie.
Ostatnie zerknięcie w lusterko. W porządku, do dzieła.
Wyszłam z samochodu i skierowałam się w stronę głównego wejścia. Czułam na sobie spojrzenia innych uczniów, zmusiłam się do ignorowania wszystkich szeptów.
Ok, przystanek pierwszy – sekretariat.
Już po chwili, przechadzałam się po korytarzu z moim nowym rozpisem zajęć.
Zagapiona w kartkę, nagle z wielkim hukiem wpadłam na coś, by uniknąć upadku, bez namysłu złapałam pierwszą lepszą osobę za rękę… Jednak zamiast utrzymać równowagę ja i mój pechowy towarzysz wylądowaliśmy na ziemi..
- Co do cholery! – usłyszałam z jego ust.
- O mój Boże, tak Cię przepraszam! Nic Ci nie jest?
Rozejrzałam się dookoła, przyczyną mojego feralnego potknięcia było wiaderko, jak się okazało z wodą… Co do licha tu robiło?!
- Dziewczyno czy Ty potrafisz patrzeć przed siebie?!
- Przepraszam nie zauwa…
- Jak ja wyglądam! Jestem cały mokry!
- Prze…
- Nie przepraszaj, tylko następnym razem patrz gdzie leziesz!
Wielce oburzony poszedł w swoją stronę.
Pięknie Bella, kto, jak, kto ale ty jesteś mistrzynią w robieniu niezapomnianego pierwszego wrażenia.
- Nie przejmuj się nim – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się gwałtownie, tracąc znowu równowagę, ale dziewczyna mnie złapała i uratowała przed kolejną porażką tego dnia.
- Eee dzięki.
- Widzę, że problem z koordynacją u ciebie to nie sporadyczny wyskok – zachichotała.
- No niestety tak się składa, że należę do osób, które warto omijać, kiedy na ich drodze znajdą się niezidentyfikowane przedmioty.
- Jak np. wiaderko z wodą.
- W szczególności wiaderko z wodą – zaśmiałyśmy się obie.
- Jestem Alice Cullen, a ten chłopak, który nie potrafi się zachować to Edward, mój brat. Przepraszam Cię za niego.
- To ja powinnam przeprosić, strasznie mi głupio. Jestem Bella.
- Miło mi Cię poznać Bello i skończ z tymi przeprosinami. Chodź do łazienki, trzeba Cię doprowadzić do porządku.

- No, o wiele lepiej – powiedziała Alice zerkając w moją stronę.
- Dzięki za bluzkę, teraz będę pamiętać żebym i ja nosiła zapasową.
- Koniecznie. Z Twoim pechem.. – zachichotała
Szturchnęłam ją przyjaźnie. Mimo, że dalej czułam się okropnie i miałam ochotę schować się przed całym światem to nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W końcu dzięki temu całemu zamieszaniu poznałam Alice i mam dziwne przeczucie, że ta znajomość skończy się na prawdziwej przyjaźni.
- Jaką masz teraz lekcję? – zapytała.
- Angielski
- Świetnie się składa, bo ja też.
Pociągnęła mnie za rękę i razem udałyśmy się do klasy.
Wchodząc do sali, wszystkie spojrzenia padły na mnie. Świetnie, mogłam się domyśleć, że całe wcześniejsze zajście nie obejdzie się bez echa.
- Powinnam Cię uprzedzić, że ta szkoła żyje plotką, wszelkie nowinki docierają z zadziwiającą szybkością… Nie przejmuj się, zaraz wyłapią coś ciekawszego.
- Ehee – zdołałam tylko wyksztusić.
Usiadłyśmy koło siebie. Lekcja minęła w miarę szybko, chociaż nie zdołałam się zbytnio skupić na słowach nauczycielki. Myślałam o tym całym Edwardzie, rozumiem, mógł się zdenerwować, ale bez przesady nie zrobiłam tego celowo. Czy powinnam do niego podejść i wyjaśnić całą sprawę? W końcu to brat Alice, na pewno będziemy na siebie wpadać…no może nie dosłownie, jak to miało miejsce rano..
- Na koniec chcę wam przypomnieć, że jak co roku w semestrze zimowym przedstawiamy sztukę. W tym roku będzie to uwaga… „Romeo i Julia” – z zamyślenia wyrwały mnie słowa nauczycielki - Wszystkich chętnych zapraszam na casting, który odbędzie się za 2 tygodnie. A tymczasem na moim biurku znajdują się karty zgłoszeniowe. Dziękuję za uwagę i do widzenia.
Hmmm ciekawe, w moim dawnym liceum uczęszczałam na zajęcia teatralne, prawda jest taka, że tylko na scenie zapominałam o błogim świecie, o tym, iż jestem zwykłą dziewczyną. Odgrywanie postaci było dla mnie czymś jak magia, przez chwilę stawałaś się innym człowiekiem, żyłaś w innym świecie, w innych czasach..
- Świetnie „Romeo i Julia” – zaświergotała Alice.
- Co jesteś chętna? – zapytałam.
- Do grania nie, skąd. Poznaj główną dekoratorkę i projektantkę stroi. Muszę przyznać nieskromnie, że w tej dziedzinie jestem niezastąpiona. – zaśmiała się.
- Wierzę bez bicia – zawtórowałam jej.
Zbliżając się do wyjścia pomyślałam – a co tam, raz się żyje. Wróciłam do biurka i wzięłam zgłoszenie. Alice spojrzała na mnie pytająco.
- Może i ja mam też ukryty talent – powiedziałam.
Roześmiane wyszłyśmy z klasy.

Udałyśmy się do stołówki.
- Chodź poznasz moich przyjaciół.
Podeszłyśmy do stolika.
- Cześć wszystkim, poznajcie Belle, Bella to jest Rosalie z Emmettem.. A oto mój Jasper – mówiąc to przytuliła się do chłopaka.
- Miło mi was poznać.
- Ja też się cieszę, że w końcu poznaliśmy dziewczynę lęcącą na naszego Edzia – grubo się zaśmiał.
Momentalnie nabrałam rumieńców.
- Emmett daj spokój. Musisz wiedzieć, że nasz kochany Emmett ma bardzo specyficzne poczucie humoru – szturchnęła go.
- Nie ma sprawy, już dawno nauczyłam się śmiać z moich głupich wyskoków.
- No to czuję, że znajdziemy wspólny język.
Tym razem oboje zaśmialiśmy się.
Nagle do stolika podszedł nie kto inny jak Edward.
- Edward chyba nie zdążyłeś się zapoznać z Bellą – usłyszałam Alice.
Edward spojrzał na mnie spode łba.
- Co ona tutaj robi?
Pięknie, tylko tego brakowało..
- Przestań zachowywać się jak ostatni kretyn. Nie chcę się wstydzić za Ciebie.
- Nikt Ci nie karze. Odechciało mi się jeść, spadam.
Poczułam się jak ostatnie zero. Za kogo on się uważa?! Jednak, muszę przyznać, że jego wygląd działał jak magnes, kiedy spojrzałam na niego trudno było się oderwać.. Nie zmienia to faktu, że jest dupkiem.
- Alice, wybacz ale czy muszę lubić twojego brata? – zaśmiała się.
- Uwierz, Edward nie był taki zawsze… Ale za tym kryje się już dłuższa historia..
Spojrzałam na nią pytająco.
- Opowiem Ci innym razem.
- Ok.
Nie chciałam żeby przez jedną osobę pogorszył mi się humor, nawet jeśli za jego zachowaniem ukrywał się sensowny powód. Przysiadłam się do reszty i już po chwili wszyscy zatonęliśmy w rozmowie, co chwilę wybuchając śmiechem z żartów Emmetta. Może jednak ten rok nie będzie taki zły…

 

Rozdział 2
- Tato, nie mów, że wypiłeś cały sok?
- A co? Czy już we własnym domu mam jakieś ograniczenia?
- Nie, tylko Alice jest u mnie i chciałam ją czymś poczęstować.
- Daj jej wodę.
Wywróciłam oczami.
- Nie ma co, gościnny to Ty nie jesteś.
- Nie muszę, mam Ciebie.
Zachichotałam.
Zrobiłam dwie herbaty, położyłam je na tacy obok ciastka i pognałam do pokoju. Jutro czeka mnie przesłuchanie do przedstawienia i już zżerały mnie nerwy. Może to jednak nie był najlepszy pomysł, tylko się zbłaźnię… Pewnie już nie mam szans na wycofanie się, coś mi się wydaje, że Alice przejęła się tym bardziej niż ja. Ta dziewczyna ma temperament, lepiej nie wchodzić jej w drogę. Zaśmiałam się w duchu. Minęły prawie dwa tygodnie od mojego pierwszego dnia w szkole, a już miałam prawdziwych przyjaciół, oczywiście z Alice byłam związana najbliżej. Dzisiaj przyszła do mnie dodać mi trochę otuchy przed jutrem i upewnić się, że się nie wycofam. Heh, jakbym miała wybór.
- Alice, otwórz drzwi!
Weszłam do pokoju i położyłam tacę na biurko.
- Wow, jestem pod wrażeniem, że niczego nie rozlałaś – zachichotała.
Spojrzałam na nią spode łba
- Cieszę się, że jestem w stanie Cię czymś zaskoczyć.
- Daj spokój, droczę się z Tobą.
Wystawiłam jej język. Zaśmiałyśmy się.
- Nie obraź się, ale zerknęłam do Twojej szafy… Koniecznie musisz zmienić swoją garderobę.
- Ej!
- Kto w tym jeszcze chodzi? – podniosła z podłogi zielony sweter z włóczki.
- Ja!
- No właśnie… - popchnęłam ją na łóżko, jednak pociągnęła mnie z sobą i razem wylądowałyśmy z wielkim hukiem. Zaczęłyśmy się głośno śmiać.
- Dobra, czyli już mamy w planach wyjazd na zakupy – powiedziała uradowana.
- Nie ma mowy!
- Uwierz, wszystko dla twojego dobra.
Od pewnego czasu mam ochotę zapytać przyjaciółkę o pewną sprawę, ale jakoś nie było odpowiedniej chwili na tą rozmowę…aż do tego momentu. Co prawda z Edwardem nie miałam już nieprzyjemnych sytuacji, jednak za każdym razem, kiedy byliśmy wszyscy razem, czułam bijący od niego chłód. Chciałam w końcu dowiedzieć się, dlaczego taki jest…
- Alice…
- Hmm?
- Pamiętasz jak kiedyś wspomniałaś, że Twój brat nie zawsze tak się zachowywał… Powiesz mi, dlaczego jest taki…nieprzystępny?
Zamilkła na chwilę.
- I tak prędzej czy później poznałabyś tę historię… może lepiej, żebyś usłyszała ją ode mnie…
Z zaciekawieniem czekałam na ujawnienie tajemnicy Edwarda.
- Wiesz, mój braciszek był kiedyś całkiem innym gościem…Często się śmiał, wprost emanowała z niego radość…
Uniosłam brew, trudno było mi wyobrazić sobie Edwarda pełnego życia w porównaniu z obecnym.
Alice kontynuowała opowieść – To za sprawą Victorii, jego dziewczyny…no byłej dziewczyny. Byli nierozłączni, heh jak papużki. W każdej szkole jest taka jedna, idealna para, o której się mówi, że już nic ich nie rozłączy, która wygrywała każdy konkurs typu – „najpopularniejsza para szkoły” – czy coś w tym stylu… Nawet nie pamiętam od jak dawna byli z sobą, można było by powiedzieć, że od zawsze. Mimo, że mieli po 17 lat, planowali już wspólną przyszłość, wiesz wyjazd na ten sam collage, mieszkanie… po prostu byli pewni siebie i swojego życia. Aż do momentu, kiedy Victoria zniknęła…
- Co takiego? – nie mogłam się powstrzymać i jej przerwałam.
Spojrzała na mnie. Nie często można było zobaczyć Alice w takim nastroju, z takim wyrazem twarzy… Bił od niej smutek, bezradność…
- Jakieś pół roku temu Edward wybrał się z Victorią na przejażdżkę do ich ulubionego miejsca, na taką polankę, w samym środku pobliskiego lasu. Chcieli urządzić sobie piknik – na chwilę zamilkła. – Mimo, że wydarzyło się to już jakiś czas temu, to nadal trudno mi o tym mówić, czuję jakby to było wczoraj…
- W porządku Alice, jeśli nie masz ochoty…
- Nie, nie – uśmiechnęła się blado do mnie.
- Chcę, żebyś wiedziała. Wybrali się na tę polanę, chociaż było już późno i zmierzchało, ale Viktoria się uparła, a Edward spełniał wszystkie jej zachcianki. Kiedy dotarli na miejsce, Edward zapomniał czegoś z samochodu więc się wrócił. Nie chciał zostawiać jej samej, ale ona była strasznie uparta. Kiedy wrócił, Viktorii już nie było…
- To straszne – wykrztusiłam z trudem.
- Szukał jej całą noc, od razu zawiadomił policję, jednak niczego nie znaleźli oprócz… - spojrzała na mnie przerażona – śladu krwi i jej łańcuszka… Po jakimś czasie uznano, że nie żyje… - w tym miejscu jej głos zadrżał – chociaż, jak dotąd, nie znaleziono jej ciała.
W mojej głowie był chaos, nie mogłam w to uwierzyć. Biedny Edward, a ja o nim tak źle myślałam. Jak człowiek może po czymś takim się pozbierać, po takiej stracie…w taki sposób...Nie mieściło mi się to w głowie…
- Dla Edwarda zaczął się istny koszmar, niektórzy nawet odwrócili się od niego plecami, szczególnie rodzina Viktorii… A on nigdy sobie tego nie wybaczył, że zostawił ją samą, na tej łące… Teraz sama widzisz, dlaczego tak się zachowuje. Zamknął się w sobie, odgrodził murem od reszty świata i nikomu nie pozwala się do siebie zbliżyć…
- Nie wiem, co powiedzieć, nie spodziewałam się tego…
- Nic nie musisz mówić, wystarczy, że wiesz i rozumiesz…
Przytuliłam Alice i zastygłyśmy tak na dłuższą chwilę.

***
- I jak ci poszło? – zapytała Alice.
Właśnie wyszłam z castingu i miałam mieszane uczucia. Wiedziałam, że dałam z siebie wszystko, ale czy to wystarczy?
- Nie wiem, trudno powiedzieć… Nie wiedziałam, że tak dużo chętnych się zgłosi.
- Są ślepi, jeśli Cię nie wybiorą.
- Dzięki, teraz zostaje tylko czekanie.
- Kiedy wyniki?
- Na dniach.
- Ok. Co teraz masz?
- Fizykę – skrzywiłam się.
- Ja nie lepiej, bo biologię.
- To do zobaczenia później.
Uśmiechnęłam się do niej i poszłam w swoją stronę. Lekcja strasznie się dłużyła, kiedy zadzwonił dzwonek od razu spakowałam książki i wyszłam z sali. Miałam zamiar udać się do biblioteki, ale nie miałam pojęcia gdzie jest. Na szczęście spotkałam Emmetta.
- Cześć – przywitałam go z szerokim uśmiechem.
- Ooo cześć maleńka. Co tam?
- Właśnie wybieram się do biblioteki, ale nie mam pojęcia gdzie się znajduje. Może mi pomożesz?
- Czy zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz? – powiedział z udawanym przerażeniem.
- Myślę, że wiem, na jakie ryzyko się piszę – odpowiedziałam rozbawiona.
Objął mnie ramieniem.
- No to chodź, wujek Emmett zaprowadzi Cię do siedliska zła.
Kto, jak kto, ale Emmett był najlepszy w poprawianiu humoru.
Szybko dotarliśmy na miejsce. Widząc, że wchodzi ze mną, spojrzałam na niego zaskoczona.
- Będzie to dla mnie ciekawe urozmaicenie dnia – powiedział rozbawiony – spotkamy się przy wyjściu.
- Ok.
Szukałam książki na angielski, pewnie znowu jakaś nudna lektura. Po chwili odnalazłam dział z literaturą angielską, Niestety poszukiwana przeze mnie książka znajdowała się na najwyższej półce. Pięknie. Jak głupia podskoczyłam mając nadzieję, że nikt mnie nie zobaczy, wtem usłyszałam aksamitny głos.
- Może potrzebujesz pomocy? – zapytał Edward.
- Eee… potrzebuję tej książki – wskazałam.
Bez najmniejszego wysiłku dosięgną jej i podał mi.
- Dzięki – wymamrotałam. Za każdym razem, kiedy go widziałam dziwnie się czułam, serce jak głupie przyspieszało… Czułam, jakby mnie elektryzował… Głupie, co?
- Słuchaj, już od pewnego czasu zbieram się do tego, aby z Tobą pogadać – przerwał na chwilę. – Chodzi mi o nasze pierwsze spotkanie, zachowałem się trochę…
- Chamsko… - wyskoczyłam i od razu ugryzłam się z język.
- Heh, tak chamsko. Chciałem Cię za to przeprosić. Miałem, hmm zły dzień.
- Nie ma sprawy, rozumiem
- Teraz, kiedy to tego wracam, wydaje się to dość zabawne – zaśmiał się lekko.
- Czyżbyś pił do mojej niezdarności – powiedziałam, udając urażoną.
Pierwszy raz usłyszałam jak Edward się śmieje i był to najsłodszy dźwięk dla moich uszu.
- Kogo my tu widzimy – podszedł do nas jakiś chłopak.
Twarz Edwarda od razu się spięła.
- Hmm nie zdążyliśmy się jeszcze poznać. Mam na imię James, a ty zapewne jesteś Bella, najnowsza, i jak widzę najładniejsza, zdobycz Forks.
- Co do imienia, to się zgadza, ale reszta nie wydaję mi się.
- I na dodatek skromna.
Spojrzałam na Edwarda, jego twarz nagle pochmurniała. Jedno było pewne: nie przepadał za tym James’em.
- Mam nadzieję, że jesteś również bystra i przyjmiesz moją radę – spojrzał znacząco na Edwarda.
- Lepiej unikaj naszego Edzia, chyba nie chcesz zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach… - Edward cały zesztywniał.
- Nie prowokuj mnie James – odpowiedział.
- Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie, jak moją siostrę?!
Reszta działa się bardzo szybko. Edward rzucił się na James’a, uderzyli o regał z książkami, niektóre z hukiem spadły na ziemię.
- Przestańcie! – zawołałam.
Nagle James uderzył Edwarda prosto w twarz. O mój Boże, czy ja widzę krew, spokojnie Bella, tylko nie mdlej tutaj. Edward nie pozostawał mu dłużnym i odpłacił się tym samym. Na szczęście pojawił się Emmett i stanął między nimi.
- Spokój! – zagrzmiał donośnie.
Edward z James’em wrogo mierzyli się wzrokiem.
- Co tu się dzieje? – usłyszałam za sobą głos bibliotekarki.
- Mała sprzeczka o….Julie – powiedział Emmett
Zebrani gapowicze spojrzeli na mnie znacząco. Czy Emmett w ten sposób chciał uratować sytuacje?! Co on wyprawia?!
Podniósł szybko z podłogi książkę „Romeo i Julia”
- Chodzi mi o książkę, podobno ostatni egzemplarz – powiedział z pół uśmiechem na ustach.
Ten to ma pomysły.
- Proszę się uspokoić, a jeśli znowu usłyszę coś niepokojącego, udacie się do dyrektora! Zrozumiano?
Skinęli tylko głowami.
- Jeszcze się policzymy – powiedział James, kiedy zostaliśmy znowu sami.
- Myślisz, że się Ciebie boję. Powiedz tylko gdzie i kiedy – odpowiedział Edward.
- Spokojnie chłopcy, jesteśmy w szkole, jeżeli macie coś do załatwienia między sobą, to przynajmniej zróbcie to bez żadnych gapiów.
Fakt, zewsząd otaczali nas ciekawscy uczniowie. Edward podniósł z podłogi plecak i wyszedł szybko z biblioteki. Spojrzałam na James’a nie ukrywając wściekłości, w końcu to on był sprawcą całego zamieszania. Ten uśmiechnął się tylko do mnie i wyszedł zaraz po Edwardzie.
- Bella, co tu się w ogóle stało?
- Nie teraz Emmett – i ja wybiegłam szybko, mając nadzieję, że złapię Edwarda…

 

Rozdział 3
Szybko skierowałam się ku schodom, mając nadzieję, że uda mi się dogonić Edwarda. Nie mam pojęcia, dlaczego tak mi na tym zależało… Może, dlatego, że przez jedną sekundę zamiast wzburzenia widziałam w jego oczach ból, cierpienie… Nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Chciałam go jakoś pocieszyć… przytulić, ale czy mi wolno? Nie chcę, żeby poczuł się przeze mnie osaczony, w końcu to nie moja sprawa, no i nie znamy się najlepiej…
Mignęła mi sylwetka Edwarda, cholera wszedł do toalety… Do dzieła Bella… Otworzyłam drzwi… Pochylał się nad umywalką.
- Co tu robisz? – zapytał zaskoczony.
Wyciągnęłam z torby chusteczkę i zamączyłam ją pod kranem. Przez cały czas przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kiedy podeszłam do niego, momentalnie się odsunął.
- Chyba się mnie nie boisz, to tylko woda – powiedziałam
Przysunęłam się bliżej niego…
- Nie gryzę – uśmiechnęłam się łagodnie.
Podniosłam niepewnie rękę i przyłożyłam zmoczoną chusteczkę do jego wargi. Pod moim dotykiem, jego usta delikatnie się rozwarły… Moje ciało przeszył prąd… Nie takiej reakcji się spodziewałam, w końcu widzę krew, powinnam mieć mroczki przed oczami. Teraz byłam tylko w stanie myśleć o tym, jakie pociągające ma usta… Takie pełne… Mmm, uspokój się Bella, wróć na ziemię!
- Przykro mi, że byłaś świadkiem tego całego zajścia – powiedział Edward, tym samym wyrywając mnie z pułapki moich fantazji.
- James nie powinien tak się zachować, to wszystko jego wina, sprowokował cię.
Delikatnie uniósł moją głowę, żebym spojrzała w jego oczy. Bynajmniej nie pomogło mi to w zebraniu myśli, które już i tak z trudem ogarniałam. Miał piękne, zielone oczy. Przyciągały, czułam, jak nogi uginają się pode mną.
- Już wiesz, prawda? – wyszeptał.
- Alice mi wczoraj powiedziała… Mam nadzieję, że nie jesteś na nią zły…
- I tak byś się dowiedziała, dziwi mnie, że dopiero teraz poznałaś tę…historię. W końcu szkoła to nośnik informacji… Teraz przynajmniej wiem, dlaczego tak się zachowujesz.
- Jak? – zapytałam.
- Nie udawaj Bella, nie potrzebuję twojej litości – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
- Myślisz, że lituję się nad tobą?
- A nie? W takim razie, dlaczego jesteś dla mnie taka…dobra? Oboje wiemy, jak Cię kiedyś potraktowałem. Co, chcesz sobie poprawić samoocenę - „Spójrzcie, jaka to ja jestem fajna”, o to ci chodzi?
Spojrzałam na niego niemal ze złością
- Może po prostu wierzę, że pod tym pancerzem, który założyłeś na siebie, ukrywa się prawdziwy Edward, którego jeszcze nie poznałam, a którego ty z kolei tak usilnie ukrywasz przed światem?
Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Czego się boisz? – wyszeptałam.
Całkowicie zapomniałam o dłoni, którą nadal trzymałam przy jego ustach. Powoli uniósł swoją rękę i położył ją na mojej. Poczułam jego ciepły dotyk, czułam, że zaraz serce mi eksploduje, moje ciało delikatnie zaczęło drżeć… Ujął moją dłoń i zsunął na dół…nadal trzymając… Pochylił się nade mną i wyszeptał do ucha.
- Niczego się nie boję.
Puścił moją dłoń i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie z rozkołatanym sercem. Nie mam pojęcia, ile tak stałam, z zamyślenia wyrwały mnie otwierające się drzwi.
- Bella? – zapytał zaskoczony Jasper.
Cofnął się nieznacznie, zapewne sprawdzić czy wszedł do dobrej łazienki.
- Spokojnie, dobrze trafiłeś, to ja przez chwilę doznałam paraliżu mózgu – przynajmniej nie minęłam się z prawdą, czułam jak mój mózg powoli odzyskuje swe utracone funkcje.
- No wiesz, mi to nie przeszkadza, każdy ma w końcu hmm, swoje dziwne upodobania – uśmiechnął się złośliwie.
- Bynajmniej – odpowiedziałam. Jeśli do tych upodobań można zaliczyć pogoń za szaleńczym głosem serca do męskiej toalety, to zgadzam się.
- Na razie Jas – uśmiechnęłam się do przyjaciela.
Nie ma co, na pewno pomyślał sobie, że jakaś stuknięta jestem, zresztą nie tylko on, ja też już zaczynam w siebie wątpić. Potrzebowałam świeżego powietrza i to od zaraz. Wyszłam z łazienki, kierując się do wyjścia, jednak nie dane mi było tam dojść – za rękę złapała mnie Alice.
- Gdzieś ty była? Wszędzie cię szukałam…. Zaraz, zaraz, czy ty właśnie wyszłaś z męskiego wc? Dobra, później będziesz się tłumaczyć. Są wyniki!
Mówiła tak szybko, że ledwo nadążałam.
- Jakie wyniki? – zapytałam.
- No z obsadą do przedstawienia! – zaświergotała.
- Już?! Tak szybko?!
- Widocznie nie mieli problemu z wyborem. Chodź – pociągnęła mnie za rękę.
Chyba jeszcze nie było mi dane dojść do siebie. Wypuściłam głośno powietrze z ust i ruszyłam za Alice. Przed wywieszoną listą utworzyła się mała zbiórka, jednak dopchanie się tam z Alice u boku nie było trudne. Po chwili stałyśmy na wprost listy, szukając mojego nazwiska…
- Jest! Jest! – krzyknęła Alice.
- Co?! Gdzie?!
- Gratuluję, jesteś Julią! – zawołała radośnie.
Nie mogłam uwierzyć! Zaczęłyśmy jak głupie skakać.
- Pozwól, że i ja dołączę się do gratulacji.
Odwróciłam się, żeby się upewnić, czy dobrze słyszałam. Tak, to był James.
- Wygląda na to, że będziemy na siebie częściej wpadać – powiedział.
Spojrzałam na niego nie ukrywając zdziwienia. Dlaczego miałabym się widywać z chłopakiem, którego tak nie cierpi Edward?
- Poznaj swojego Romea – uśmiechnął się z wyższością.
On chyba żartuje, prawda?
- Też brałeś udział w przesłuchaniu?
- Tak, i coś mi się wydaję, że w tym roku wybrali najlepszą obsadę – spojrzał zadziornie na resztę uczniów.
- To do zobaczenia, moja Julio – zaśmiał się i poszedł.
Ok., to mi się przyśniło, prawda?
- Lepiej uważaj na niego.
Usłyszałam Alice.
- Nie tylko Edward zmienił się po zaginięciu Viktorii. Uwierzyć, że James był kiedyś jego najlepszym przyjacielem…
Spojrzałam na nią z zaskoczeniem w oczach. Tak, trudno było w to uwierzyć, mając na uwadze dzisiejszy bieg wydarzeń.
Pięknie Bella, dwójka najgorszych wrogów i ty między nimi… W końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo…
- Aaaa zapomniałam Ci powiedzieć! Za tydzień szykuje się imprezka u Tyler’a! Obecność obowiązkowa, zobaczysz, kiedy skończę z tobą, nikt cię nie pozna – zachichotała.
Jęknęłam. O nie, jeszcze tego brakowało. Czy ten piekielny dzień mógłby się wreszcie skończyć…

***

- Bella, w tej chwili rusz swoje cztery litery i podejdź tutaj! – rozkazała Alice.
Właśnie byłam u przyjaciółki w domu i szykowałyśmy się razem z Rose na tę nieszczęsną imprezę. Co mnie podkusiło, żeby jej ulec? Nie mam pojęcia, ale było już z późno na ucieczkę.
Przygotowała mi już zestaw ubrań na dzisiejszy wieczór, leżał na łóżku. I ja mam w tym wyjść? Nie ma mowy!
- Alice, ile razy mam ci mówić, że jeansy i zwykły t-shirt to cała ja?
Przyjaciółka pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Daj spokój Alice, widzisz, że Bella jest niereformowana – zachichotała Rose.
- No Bella, nie zrobisz tego dla mnie? – zapytała Alice.
Ten mały chochlik zrobił oczka ‘ala’ kot ze Shreka. I jak takiej odmówić? Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem, Alice od razu zaczęła podskakiwać.
- Dobra, tylko pozwól, że wyjdę na chwilę do łazienki – chciałam, chociaż na chwilę wyrwać się spod jej szponów i odwlec to, co nieuniknione. Jeszcze raz wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że czeka mnie jeszcze malowanie i układanie włosów – o tak, tego Alice na pewno sobie nie odmówi. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Po drodze mój wzrok powędrował do pokoju znajdującego się na końcu korytarza. Nogi same mnie tam zaprowadziły. Pokój Edwarda.. Przeszył mnie dziwny dreszcz, sama nie wiem, co się ze mną działo. Wiedziałam, że nie powinno mnie tu być, ale w końcu Alice powiedziała, że jej brat gdzieś wyszedł. Podeszłam do regału z płytami. Zaczęłam przeczesywać wzrokiem tytuły wykonawców. Od czasu naszej ostatniej rozmowy w szkole, unikał mnie jak ognia. Chciałam się do niego zbliżyć, a tylko pogorszyłam sytuację. Nie powinnam tak na niego naskakiwać, na pewno poczuł się osaczony. Bella, metoda małych kroczków – zapamiętaj. Wyciągnęłam płytę – Kings of Leon – lubię ten zespół.
- Też ich słuchasz?
Nagle za plecami usłyszałam nie czyjś inny głos, tylko mojego Edwarda. Czy ja powiedziałam mojego? Odskoczyłam.
- Jezu, przestraszyłeś mnie.
- Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru – zaśmiał się lekko.
- Nie wiedziałem, że mam pukać do swojego własnego pokoju – powiedział.
- Oj, przepraszam, nie chciałam tak bez pytania… - poczułam na policzkach rumieńce.
- Heh, wybaczam – uśmiechnął się.
Bella, jesteś zgubiona – pomyślałam. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego ust…
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – usłyszałam Edwarda.
- Tak, szczególnie jak mam chandrę. Uwielbiam ich piosenki – uśmiechnęłam się nieśmiało do niego.
- Jedziesz z nami do Tyler’a? – zapytałam.
- Nie, mam…inne plany.
- Szkoda…- ugryzłam się w język, ale jak zawsze za późno. Czerwień!
- Ale przyjadę po was, żebyście biedne nie wracały na nóżkach.
- Taaa, ok., muszę już iść, bo Alice zaraz wyśle po mnie posiłki.
- Potrafi być uparta.
- Nie tylko ona… - znowu. Boże, przy nim nie potrafiłam racjonalnie myśleć.
Czułam na sobie jego magnetyczny wzrok.
- Na razie – wydusiłam i wyszłam.

Po dwóch, jakże męczących godzinach w pokoju Alice, byłam ubrana, wymalowana i uczesana.
- Podejdź do lusterka. Dałam z siebie wszystko – powiedziała podekscytowana Alice.
- Tego się obawiałam – odpowiedziałam.
Stanęłam przed lustrem. Miałam na sobie fioletowe leginsy i czarną, mieniącą się tunikę z głęboko wyciętym dekoltem w serek, włosy lekko pofalowane. Przynajmniej w sprawie makijażu Alice mnie posłuchała, lekko przyciemniła mi oczy fioletem, podkreśliła kredką i tuszem. Nie lubię tuszu. Hmmm wyglądałam…inaczej, to na pewno.
- Alice, sama nie wiem- jęknęłam.
- Bella, lepiej powiedz, że ci się podoba, bo Alice ma z zanadrzu jeszcze kilka wizji… - powiedziała Rose.
- Och tak, bardzo mi się podoba – powiedziałam szybko.
Wubuchnęłyśmy śmiechem. Alice podała mi jeszcze czarne ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin