Gloria6.txt

(57 KB) Pobierz
255






























  DZIWNA HISTORIA
  �I t�skno�� za dol�, za z�ot�,
  Co j� jak oki�� wiatr zmiata,
  Jest skryt� za tob� t�sknot�,
  Anima immaculata�.
  Henryk Skirmuntt: Poezje
  Za oknami sta�a czarna noc listopadowa i wzdycha�a podnosz�cym si�, to opadaj�cym
  szumem wiatru.
  W du�ym pokoju, pe�nym ksi��ek i obraz�w, panowa�a cisza i dotykane dalekim �wiat�em
  lampy m�tnie majaczy�y iskry poz�ot na ksi��kach i zarysy obraz�w na �cianach.
  Rozmowa nasza, coraz cichsza, stacza�a si� z rzeczy powierzchownych i powszednich
  ku tym, kt�re zwykle spoczywaj� na dnie pami�ci bezsenne, lecz milcz�ce i przemawiaj�
  tylko w �wi�ta ufnych rozrzewnie�.
  Wysmuk�a, w�t�a, siwiej�ca, ze �ladami niedawnej jeszcze pi�kno�ci na op�atkowej
  twarzy, siedzia�a obok mnie z czo�em pochylonym i g��bokim wejrzeniem oczu, w kt�rych
  odbi�y si� na zawsze oblicza wielkich smutk�w. Gdy m�wi�a, drobne wargi jej podobnymi
  stawa�y si� do dr��cych p�atk�w poblad�ej w upa�ach r�y.
  - Wyrzekasz, �e nie rozlegaj� si� dzi� po �wiecie czyny wielkie, maj�ce moc obudzania
  wielkich my�li. Skar�ysz si�, �e na wyobra�ni� tw� pospolito�� serc i los�w ludzkich sypie
  maki u�pienia, �e jak wzrokiem zatoczy� na nic nie dzieje si� pi�knego czy straszliwego,
  lecz wielkiego, dziwnego.
  Mo�e nie masz s�uszno�ci; mo�e to wina nie tylko �wiata, lecz i twojego wzroku. Mo�e
  w pobli�u twoim dziej� si� rzeczy straszliwe lub pi�kne, kt�rych ty odkry� nie umiesz w
  mgle pospolito�ci. A pospolito��, czy pewn� jeste�, �e pospolito�ci� jest a� do dna i na
  dnie swym nie ukrywa pierwiastk�w, cho�by zacz�tk�w takich, �e gdyby� je dostrzec potrafi�a,
  na widok ich oczy twe szeroko otworzy�yby si� od zdziwienia?
  Szczeg�lniej o duszach ludzkich s�d�w rych�ych i wzgardliwych nie wydawaj nigdy, bo
  diament�w i pi�kno�ci, korali b�lu, �u�li po�ar�w, kt�re drzemi� w ich j�drach tajemnych,
  ani domy�la� si� czasem mo�na pod grub� zas�on� powszednich spraw i dni. Trzeba umie�
  zas�on� t� odgarn�� ze statuy, a niekiedy odgarnia j� wicher zdarze�.
  Pragniesz historii dziwnej... Za oknami stoi czarna bezoka noc i wzdycha. Taka cisza w
  tym pokoju i tam w g��bi, to m�tne migotanie poz�ot na oprawach ksi��ek... Pos�uchaj!...
  .........................................
  Mia�am lat dwadzie�cia. W braku rodzic�w wcze�nie zmar�ych wychowywa� i wykszta�ci�
  mnie brat. Wiesz dobrze, kim i jakim by� brat m�j. Umys� niepospolity, lecz stokro�
  niepospolitszy jeszcze charakter. Stworzony na wodza, przez kr�tki moment �ycia
  swego by� s�awnym wodzem. Ale przedtem z czu�o�ci� niemal macierzy�sk� i oddaniem
  zupe�nie ojcowskim przygotowa� mi� do �ycia. Nie ma te� st�w, kt�rymi wypowiedzie�
  bym mog�a, jak silnie by�am do niego przywi�zana, jak by�am mu wdzi�czna za to, �e
  g�owie mej da� wi�cej �wiat�a, a sercu wi�cej ciep�a, ni� ich zazwyczaj miewaj� dziew-
  cz�ta mego wieku i mego stanu. Bo o tym, abym kiedykolwiek umys�owe �wiat�o swe na
  chleb powszedni przerabia� by�a zmuszona, nikt ani pomy�le� nie m�g�. Byli�my bogaci.
  Jednak mia�am lat dwadzie�cia, kiedy pomi�dzy mn� a tym najdro�szym bratem, opiekunem
  i mistrzem moim, pad� kamie� obrazy. Nie przesta�am kocha� go, ale zamkn�am
  przed nim serce. Nie wybuchn�li�my widocznymi znakami por�nienia, lecz zw�tli�a si� w
  nas ta najwa�niejsza w harfie przyja�ni struna, kt�r� jest zaufanie.
  Przestaje by� przyjacielem naszym ten, przed kim przestajemy otwiera� na o�cie� serce
  i pokazywa� wszystko a wszystko, co w nim jest. Przesta�am serce otwiera� przed bratem,
  poniewa� wzgardliwie i niech�tnie spojrza� raz na to, co od brzegu do brzegu wype�nia� je
  zaczyna�o i stawa�o mi si� bardzo drogim. Raz tylko okaza� swoj� niech�� i wzgard�; wystarczy�o
  mi to do szczelnego ust zamkni�cia. A on pomimo szczelnie zamkni�tych ust
  moich domy�la� si�, co by�o w moim sercu, i obra�ony, zmartwiony milcza� tak�e.
  M�wili�my z sob� o wszystkim opr�cz tej jednej rzeczy, kt�ra obchodzi�a nas naj�ywiej,
  wi�c pomimo przebywania w �cianach jednego domu i pomimo przesz�o�ci ��cz�cej
  nas mn�stwem wspomnie� drogich, czuli�my si� dalekimi od siebie, roz��czonymi.
  Oboje mieli�my w sobie t� obra�liwo��, kt�ra nie wylewa si� w s�owach, lecz owszem,
  zapadaj�c w milczenie, nabiera od niego trwa�o�ci i goryczy.
  Przyczyn� mojej obrazy by�a wzgardliwa niech�� ku temu, co we mnie obudzi�o poci�gi
  tak niezmo�one, �e przeci�� je mo�e tylko niezmo�ony r�wnie� n� przeznaczenia.
  W�wczas to w�a�nie zacz�y rozlega� si� po �wiecie has�a i wo�ania, poprzedzaj�ce zazwyczaj
  ten huk gromowy, z jakim spadaj� na ludzko�� tragiczne momenty jej dziej�w.
  Ku tragicznemu momentowi �ycia naszego i dziej�w og�lnych, ku jednemu z tych moment�w,
  kt�re na nici pojedynczych istnie� spadaj� jak no�e nieub�aganych przeznacze�,
  ja i brat m�j, ten brat najdro�szy, kt�rego imi� sta� si� mia�o wkr�tce...
  O! s�awnym i drogim!
  Zbli�ali�my si� z duszami roz��czonymi. I patrz tylko, patrz, jak �ywio�owo rw�cym
  jest to uczucie, kt�re od kra�ca do kra�ca �wiata i od kresu do kresu wiek�w chodzi po
  kwiatach, po motylach, po ptakach, po ludziach i kto wie, mo�e po gwiazdach, je�eli na
  gwiazdach cokolwiek oddycha rozkosz� i bole�ci� �ycia! Ono to rozlu�ni�o nasz zwi�zek,
  przedtem tak �cis�y...
  Bo i o c� nam posz�o? Posz�o nam o m�odego s�siada...
  By� to w�a�ciwie m�odszy brat jednego z naszych s�siad�w, nie mieszkaj�cy w tej okolicy,
  mnie dot�d nie znany, kt�ry w odwiedziny przyjecha� do domu brata. Raz weso��
  gromadk� wpadli�my do tego domu i zaledwie wpad�szy wypadli�my znowu, aby pobiec
  do lasu. Wtedy po raz pierwszy go spotka�am...
  Czy s�yszysz, jak g��boko westchn�a za oknami ta czarna noc? I teraz jeszcze toczy si�
  to westchnienie coraz cichsze, coraz g�uchsze, coraz dalsze, a tu, w pobli�u, wzdyma� si�
  poczyna nowe...
  Zielony dzie� majowy. Las szmerami zefir�w rozszeptany, m�ode p�dy so�niny jak p�ki
  �wiec w kandelabrach wyprostowane i jasne w s�onecznym z�ocie, na murawie usianej
  deszczem jaskr�w i bratk�w, wysoki krzak r�y dzikiej w pe�nym kwiecie.
  Szli�my po murawie rozmawiaj�c, zrywaj�c jaskry i bratki, gdy on ujrzawszy nas, niespodziewanym
  spotkaniem zdziwiony i zabawiony, stan�� u wysokiego krzaku dzikiej r�y.
  A mnie od pierwszego spojrzenia przewin�a si� po g�owie my�l, �e jest mu w r�ach
  ogromnie do twarzy.
  Gdy na powitanie nasze odkry� g�ow�, to z po�yskami ciemnego z�ota we w�osach, z
  czo�em bia�ym, z oczyma i ustami rozb�ys�ymi od u�miech�w wydawa� si� w�r�d rozradowanego
  obrazu wiosny wcielon� rado�ci� i �yciem. Wydawa� si� bo�kiem tego lasu
  pi�knym i nie znaj�cym z �ycia nic opr�cz rado�ci.
  Sz�o nas tam razem r�wie�nic kilka, lecz tak si� jako� z�o�y�o, �e przez kr�tk� chwil�
  rozmawiali�my z nim u r�anego krzaku tylko we dwoje.
  Powiedziawszy mi swoje nazwisko doda�, �e w odwiedziny do brata przyby� na kr�tko,
  ale teraz widz�c, �e okolica ta nie jest urok�w pozbawiona, zabawi pewnie d�ugo.
  Niekt�re z r� przekwita�y i powiewami wiatru tr�cane zrzuca�y mi troch� p�atk�w na
  r�ce i suknie. Jeden upad� na jego z�ote w�osy i dr�a� tam jak r�owy motyl.
  Potem szli�my ju� razem. Ze swobod� i wdzi�kiem ulubie�ca losu i �wiata czyni� nam
  honory tego lasu, pokazuj�c �cie�ki najkr�tsze i do najcienistszych ustroni wiod�ce, drzewa
  najwynio�lejsze, polany najbogatsze w s�o�ce i w kwiaty. Kwiat�w, kt�re dla nas zrywa�,
  mia�y�my pe�ne r�ce, a �cie�ki, ustronia i polany pe�ne by�y naszych jasnych sukien i
  weso�ych g�os�w.
  Co do mnie, prawie nie widzia�am �cie�ek, polan i ustroni, bo oczy moje on jeden tylko
  nape�nia�, i wstyd mi wyzna�, ale wyznam prawd�, �e w tym pierwszym ju� spotkaniu zakocha�y
  si� w nim moje oczy...
  Sp�jrz, jak tam w g��bi pokoju, w s�abym dotkni�ciu dalekiego �wiat�a lampy m�tnie
  majaczy na obrazie p�achta bia�o�ci, a nad ni� wisz� bia�e plamy jak z pr�ni patrz�ce oczy
  bez �renic...
  Wiem! to obraz zimy. �nieg na r�wninie, i na ga��ziach drzew kwiaty �niegowe...
  �nieg jak marmur twardy i pod niebem chmurnym matowo bia�y za�ciela� szerok� r�wnin�,
  gdy kulig huczny, rozdzwoniony, roze�miany wypad� z bramy naszego wiejskiego
  dworu, pi�knego, wielkiego dworu. Bez celu, bez plamki na kilka godzin w przestrze� szerok�,
  w p�d szybki, po g�adkich marmurach, pod rze�we poca�unki lekkiego, mro�nego
  powietrza!
  By�o� to zrz�dzeniem wypadku czy jego zr�czno�ci, nie pami�tam, a mo�e nie wiedzia�am
  nigdy, ale jechali�my razem, tylko we dwoje. Konie jego, cztery konie stepowe,
  wp� dzikie, unosi� pocz�y sanie z szybko�ci� tak niezmiern�, �e zdawa�o si�, i� nie dotykaj�c
  ziemi, sun� powietrzem. Lecz je�li by�o w tej szalonej je�dzie niebezpiecze�stwo jakie,
  mnie ono na my�l nawet nie przysz�o, tak zaj�a mi� walka cz�owieka z tymi pot�nymi
  zwierz�tami, kt�re w pogoni z wichrem mog�yby, zda si�, wicher przegoni� i same jak
  cztery ogniste wichry p�dzi�y, lecia�y z cia�ami wyd�u�onymi, z p�omie�mi grzyw puszczonymi
  na wiatry, wydaj�c z paszcz radosne czy gro�ne chrapania, wyrzucaj�c spod kopyt
  od�amy rozbitych marmur�w lub iskry krzesane z drzemi�cych pod marmurami krzemieni.
  Mo�e nie spodziewa� si�, �e przyjdzie mu stoczy� t� walk�, a mo�e chcia� stoczy� j�
  przed moimi oczyma, nie wiem, ale u samego jej pocz�tku obr�ci� ku mnie twarz zupe�nie
  spokojn� i poprosi�, abym si� nie l�ka�a. Kilka s��w tylko, lecz w spojrzeniu, kt�re na
  mgnienie oka zatopi� w mej twarzy, b�ysn�a si�a tak pewna siebie, �e uczu�am s�odycz ufno�ci
  zupe�nej.
  Stoj�c obok mnie, w d�oniach, kt�re wydawa�y si� �elaznymi, �ciska� wodze d�ugie i tak
  wypr�one, �e wygl�da�y jak czarne struny naci�gni�te na bia�ej harfie powietrza, kt�rego
  ostre �wisty wydawa�y si� ich d�wi�kami.
  Pomimo szalonego p�du sa� postawa jego ani na jedno mgnienie oka nie utr�ca�a niezac...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin