733 Rozdzia� 5 W jaki spos�b zaczynaj� si� otwiera� oczy Dokt�r siedzia� przy lampie z zielon� umbrelk� i pilnie przegl�da� stos papier�w. - C� - spyta� Rzecki - znowu dokt�r pracuje nad w�osami?... Phi! co za mn�stwo cyfr... Jak sklepowe rachunki. - Bo te� to s� rachunki z waszego sklepu i waszej sp�ki - odpar� Szuman. - A pan sk�d je masz? - Mam tego dosy�. Szlangbaum namawia mnie, a�ebym mu powierzy� m�j kapita�. Poniewa� wol� mie� sze�� tysi�cy ani�eli cztery tysi�ce rocznie, wi�c jestem got�w wys�ucha� jego propozycji. Ale �e nie lubi� dzia�a� na �lepo, wi�c za��da�em cyfr. No, i jak widz�, zrobimy interes. Rzecki by� zdumiony. - Nigdy nie my�la�em - rzek� - a�eby� pan zajmowa� si� podobnymi kwestiami. - Bom by� g�upi - odpar� dokt�r wzruszaj�c ramionami.- W moich oczach Wokulski zrobi� fortun�, Szlangbaum robi j�, a ja siedz� na paru groszach jak kamie� na miejscu. Kto nie idzie naprz�d, cofa si�. - Ale� to nie pa�ska specjalno�� zbijanie pieni�dzy!... - Dlaczego nie moja? Nic ka�dy mo�e by� poet� albo bohaterem, ale ka�dy potrzebuje pieni�dzy - m�wi� Szuman. - Pieni�dz jest spi�arni� najszlachetniejszej si�y w naturze, bo ludzkiej pracy. On jest sezamem, przed kt�rym otwieraj� si� wszystkie drzwi, jest obrusem, na kt�rym zawsze mo�na znale�� obiad, jest lamp� Aladyna, za kt�rej potarciem ma si� wszystko, czego si� pragnie. Czarodziejskie ogrody, bogate pa�ace, pi�kne kr�lewny, wierna s�u�ba i gotowi do ofiar przyjaciele, wszystko to ma si� za pieni�dze... Rzecki przygryz� wargi. - Nie zawsze - rzek� - by�e� pan tego zdania. - Tempora mutantur et nos mutamur in illis - spokojnie odpowiedzia� dokt�r. - Dziesi�� lat zmarnowa�em na badaniu w�os�w, wyda�em tysi�c rubli na druk broszury o stu stronicach i... pies nie wspomnia� ani o niej, ani o mnie. Sprobuj� dziesi�� nast�pnych lat po�wi�ci� operacjom pieni�nym i jestem z g�ry pewny, �e mnie b�d� kocha� i podziwia�. By�em otworzy� salon i kupi� ekwipa�... Chwil� milczeli nie spogl�daj�c na siebie. Szuman by� pochmurny, Rzecki prawie zawstydzony. - Chcia�bym - odezwa� si� nareszcie - pogada� z panem o Stachu... Dokt�r niecierpliwie odsun�� od siebie papiery. - Co ja mu pomog� - mrukn��. - To nieuleczony marzyciel, kt�ry ju� nie odzyska rozs�dku. Fatalnie posuwa si� do ruiny materialnej i moralnej, tak jak wy wszyscy i ca�y wasz system. - Jaki system?.. - Wasz, polski system... - A co dokt�r postawisz na jego miejsce? - Nasz, �ydowski... Rzecki a� podskoczy� na krze�le. - Jeszcze miesi�c temu nazywa�e� pan �yd�w parchami?... - Bo oni s� parchy. Ale ich system jest wielki: on triumfuje, kiedy wasz bankrutuje. - A gdzie� on siedzi, ten nowy system? - W umys�ach, kt�re wysz�y z masy �ydowskiej, ale wzbi�y si� do szczyt�w cywilizacji. We� pan Heinego, B�rnego, Lassalle'a, Marksa, Rotszylda, Bleichr�dera, a poznasz nowe drogi �wiata. To �ydzi je utorowali: ci pogardzani, prze�ladowani, ale cierpliwi i genialni. Rzecki przetar� oczy; zdawa�o mu si�, �e �ni na jawie. Wreszcie rzek� po chwili: - Wybacz, dokt�r, ale... czy pan nie �artujesz ze mnie?... P� roku temu s�ysza�em od pana co� zupe�nie innego... - P� roku temu - odpar� rozdra�niony Szuman - s�ysza�e� pan protesty przeciw starym porz�dkom, a dzi� s�yszysz nowy program. Cz�owiek nie jest ostryg�, kt�ra tak przyrasta do swojej ska�y, �e dopiero trzeba j� no�em odrywa�. Cz�owiek patrzy doko�a siebie, my�li, s�dzi i w rezultacie odpycha dawne z�udzenia przekonawszy si�, �e s� z�udzeniami... Ale pan tego nie pojmujesz ani Wokulski... Wszyscy bankrutujecie, wszyscy... Ca�e szcz�cie, �e wasze miejsca zajmuj� �wie�e si�y. - Nic pana nie rozumiem. - Zaraz mnie pan zrozumiesz - prawi� dokt�r gor�czkuj�c si� coraz mocniej. - We� pan rodzin� ��ckich, co oni robili? Trwonili maj�tki: trwoni� dziad, ojciec i syn, kt�remu w rezultacie zosta�o trzydzie�ci tysi�cy ocalonych przez Wokulskiego i - pi�kna c�rka dla dope�nienia niedobor�w. A co tymczasem robili Szlangbaumowie? Pieni�dze. Zbiera� je dziad i ojciec, tak �e dzi� syn, do niedawna skromny subiekt, za rok b�dzie trz�s� naszym handlem. A oni to rozumiej�, bo stary Szlangbaum jeszcze w styczniu napisa� szarad�: "Pierwsze po niemiecku znaczy w��, drugie ro�lina, wszystko do g�ry si� wspina..." I zaraz mi obja�ni�, �e to znaczy: Szlang - Baum. Kiepska szarada, ale porz�dna robota - doda� �miej�c si� dokt�r. Rzecki spu�ci� g�ow�. Szuman m�wi� dalej: - We� pan ksi�cia, co on robi? Wzdycha nad"tym nieszcz�liwym krajem", i tyle. A pan baron Krzeszowski? My�li, a�eby wydoby� pieni�dze od �ony. A baron Dalski? Usycha ze strachu, a�eby go nie zdradzi�a �ona. Pan Maruszewicz poluje na po�yczki, a gdzie nie mo�e po�yczy�, tam wykpiwa; za� pan Starski siedzi przy dogorywaj�cej babce, a�eby podsun�� jej do podpisania testament u�o�ony wed�ug jego my�li. Inni, wi�ksi i mniejsi panowie, przeczuwaj�c, �e ca�y interes Wokulskiego przejdzie w r�ce Szlangbauma, ju� sk�adaj� mu wizyty. Nie wiedz�, biedaki! �e on co najmniej o pi�� procent zni�y im dochody... Najm�drzejszy za� z nich, Ochocki, zamiast wyzyska� lampy elektryczne swego systemu, my�li o machinach lataj�cych. Ba!... zdaje mi; si�, �e od kilku dni radzi o nich z Wokulskim. Zawsze znajdzie sw�j swego: marzyciel marzyciela... - No, ju� chyba Stachowi nie b�dziesz dokt�r nic zarzuca� - przerwa� niecierpliwie Rzecki. - Nic, opr�cz tego, �e nigdy nie pilnowa� fachu, a zawsze goni� za mrzonkami. B�d�c subiektem chcia� zosta� uczonym, a zacz�wszy uczy� si� postanowi� awansowa� na bohatera. Maj�tek zrobi� nie dlatego, �e by� kupcem, ale �e oszala� dla panny ��ckiej; a dzi�, kiedy jej dosi�ga, co wreszcie bardzo jest niepewne, ju� zaczyna naradza� si� z Ochockim... S�owo honoru, nie pojmuj�: o czym finansista mo�e rozmawia� z takim Ochockim?... Lunatycy!... Rzecki szczypa� si� w nog�, a�eby doktorowi nie zrobi� awantury. - Uwa�a pan - odezwa� si� po chwili - przyszed�em do pana w sprawie ju� nie tylko Wokulskiego, ale kobiety... Kobiety, panie Szuman, a przeciw tym nic pan chyba nie znajdziesz do powiedzenia. - Wasze kobiety s� akurat tyle warte co i m�czy�ni. Wokulski za dziesi�� lat m�g�by by� milionerem i pot�g� w tym kraju, ale poniewa� zwi�za� losy swoje z pann� ��ck�, wi�c sprzeda� sklep doskonale procentuj�cy, rzuci sp�k�, wcale nie gorsz� od sklepu, a potem strwoni maj�tek. Albo ten Ochocki!... Inny, na jego miejscu, ju� pracowa�by nad o�wietleniem elektrycznym, skoro uda� mu si� wynalazek. Tymczasem on hula po Warszawie z t� �adn� pani� W�sowsk�, dla kt�rej wi�cej znaczy dobry tancerz ani�eli najwi�kszy wynalazca �yd zrobi�by inaczej Gdyby by� elektrotechnikiem, znalaz�by sobie kobiet�, kt�ra albo siedzia�aby z nim w pracowni, albo - handlowa�a elektryczno�ci�. A gdyby by� finansist�, jak Wokulski, nie kocha�by si� na o�lep, tylko szuka�by �ony bogatej. Wreszcie mo�e by wzi�� ubog� i pi�kn�, ale wtedy musia�yby procentowa� jej wdzi�ki. Ona prowadzi�aby mu salon, zwabia�a go�ci, u�miecha�aby si� do mo�nych, romansowa�aby z najmo�niejszymi, s�owem, na wszelki spos�b popiera�aby interes firmy, zamiast j� gubi�. - I w tym wypadku by�e� pan przed p� rokiem innego zdania - wtr�ci� Rzecki. - Nie przed p� rokiem, ale przed dziesi�cioma laty. Ba! tru�em si� po �mierci narzeczonej, ale to w�a�nie jeden wi�cej argument przeciw waszemu systematowi. Dzi� a� cierpn�, kiedy pomy�l�, �e albo mog�em umrze�, licho wie po co, albo o�eni� si� z kobiet�, kt�ra strwoni�aby mi maj�tek. Rzecki podni�s� si� z krzes�a. - Wi�c teraz - rzek� - idea�em pa�skim jest Szlangbaum. - Idea�em nie, ale dzielnym cz�owiekiem. - Kt�ry wydoby� rachunki sklepowe... - Ma do tego prawo. Wszak od lipca zostanie w�a�cicielem. - A tymczasem demoralizuj�c koleg�w, swoich przysz�ych subiekt�w?... - On ich rozp�dzi!... - I ten pa�ski idea�, kiedy prosi� Stacha o posad�, to ju� w�wczas my�la� o zagarni�ciu naszego sklepu? - Nie zagarnia, tylko kupuje! - zawo�a� dokt�r. - Mo�e wola�by� pan, a�eby sklep zmarnia� nie znalaz�szy nabywcy?... I kto z was m�drzejszy: pan, kt�ry po kilkudziesi�ciu latach nie masz nic, czy on, kt�ry w ci�gu roku zdobywa tak� fortec�, nikomu notabene nie robi�c krzywdy, a Wokulskiemu p�ac�c got�wk�?... - Mo�e masz pan racj�, ale mnie jako� si� to nie wydaje - mrukn�� Rzecki potrz�saj�c g�ow�. - Nie wydaje si� panu, bo nale�ysz do tych, co s�dz�, �e ludzie jak kamienie musz� porasta� mchem nie ruszaj�c si� z miejsca. Dla pana Szlangbaumy zawsze powinni by� subiektami, Wokulscy zawsze pryncypa�ami, a ��ccy zawsze ja�nie wielmo�nymi... Nie, panie! Spo�ecze�stwo jest jak gotuj�ca si� woda: co wczoraj by�o na dole, dzi� p�dzi w g�r�... - A jutro znowu spada na d� - zako�czy� Rzecki. - Dobranoc, doktorze. Szuman �cisn�� go za ...
ABDITA