202 IX SZKICE AMERYKA�SKIE Z PUSZCZY I �ycie le�ne � Poranne rozmowy � �niadanie � Sjesta � Walka z grzechotnikiem � Kolekcja ogon�w � �upy z polowa� � Gimnastyka zmys��w � Akustyka ska� � Prace literackie i przeszkody � Moja pracownia � St� i fotel � Ch�ody nocne � Dolegliwo�ci � Budowa domu � Mustang � Charakter mustang�w � Siod�a meksyka�skie � Co wychowanie zrobi� mo�e? � Stepowa hodowla � Ceny mustang�w � Mustangi wy�cigowe i poci�gowe � Uko�czenie domu � Oczekiwanie pory d�d�ystej � Moje zdrowie � Zmiany klimatyczne � D�ak � Jednostajno�� usposobienia � Cechy ameryka�skiego ludu � Skwaterowie jako typy � Refleksje D�aka � D�ak i natura � Z Bogiem � Plany D�aka na przysz�o�� Rozpocz�o si� wi�c dla mnie w kanionie g�rskim �ycie le�ne, na poz�r jednostajne, a jednak nie pozbawione wra�e�. Wstawa�em codziennie, gdy na niebie by�o jeszcze szaro, i schodzi�em do w�wozu, w kt�rym zwykle zastawa�em ju� rozniecone ognisko i skwatera gotuj�cego �niadanie. Przy �niadaniu w�tku do rozmowy dostarcza�y nam wypadki nocy ubieg�ej. Wi�c czasem zdarza�y si� szkody wyrz�dzone przez szopy w pasiece; czasem znajdowali�my �lady jakich wi�kszych zwierz�t w pobli�u, a wtedy uk�adali�my na nie polowanie i zasadzki; to zn�w rozmawiali�my o zbli�aj�cej si� porze d�d�ystej i potrzebie porobienia tych zapas�w, kt�re nie mog�y by� porobione gdzie indziej jak w mie�cie, a kt�re nale�a�o porobi� wcze�nie, albowiem w czasie wezbrania potok�w i Santa Ana River drogi mi�dzy miastem a kanionami s� poprzecinane. Po �niadaniu, ko�cz�cym si� zawsze przed wschodem s�o�ca, skwater chwyta� za top�r i zabiera� si� do budowy chaty, ja za� zarzuca�em na plecy karabin i udawa�em si� ku jelenim �cie�kom. Bywa�y dnie, �e wraca�em z pr�nymi r�koma, co zdarza�o si� zw�aszcza w�wczas, gdy nie zachowa�em nale�ytej ostro�no�ci; cz�ciej jednak przynosi�em to antylop�, to kozioro�ca. Mi�so tych zwierz�t krajali�my na cienkie p�atki i w�dzili�my w dymie lub te� porozwieszawszy na sznurze suszyli�my je na s�o�cu. O godzinie dziesi�tej k�adli�my si� obaj ko�o potoku na pos�aniu z mch�w i do godziny dwunastej odprawiali�my sjest�: o tej porze dnia bowiem jest tak gor�co, �e nawet w zimie ani pracowa�, ani chodzi� po g�rach niepo- dobna. Po po�udniu, gdy wiatr, wiej�cy stale co dzie� od Oceanu Spokojnego, och�odzi� powietrze, bra�em zn�w strzelb�, ale ju� nie karabin, jeno zwyczajn� do szrutu dwururk�, i szed�em strzela� ptactwo. Zabija�em ba�anty przesiaduj�ce zwyczajnie w kaktusach i uciekaj�ce za zbli�eniem si� strzelca piechot�, jako te� i wielkie g�rskie kuropatwy, kt�rych miliony �yj� na stokach i przy strumieniach. Podczas tych wycieczek spotyka�em do�� cz�sto grzechotniki. P�azy te lubi� wyczo�giwa� si� na dobrze o�wiecone kamienie i wygrzewa� si� na s�o�cu. Zwykle ucieka�y ujrzawszy mnie z daleka, niekiedy jednak przychodzi�o mi stacza� walk�. Pewnego razu wyszed�szy �witaniem spostrzeg�em na samej drodze w�a. My�la�em, �e p�az ust�pi mi z drogi, jak si� to zreszt� zwykle zdarza; ale on wyprostowa� si� do wp� cia�a i zagi�wszy g�ow� pocz�� sycze�. Mog�em mu si� wtedy dobrze przypatrzy�. Sam koniec ogona jego, podniesiony w g�r�, porusza� si� na prawo i na lewo tak szybko, �e pojedyncze drgania grzechotek zlewa�y si� w jeden dosy� wysoki ton. W�� widocznie musia� by� albo czym� rozdra�niony, albo najedzony do tego stopnia, �e mu si� nie chcia�o ucieka�. Gdy jednak zachodzi�em mu z bok�w, prostowa� si� coraz bardziej i w miar� moich ruch�w obraca� g�ow�. Trwa�o to wszystko do�� d�ugo, albowiem nie widzia�em w tym dla siebie �adnego niebezpiecze�stwa, gdy� w ostatecznym razie �atwo mog�em uciec. Na koniec uci��em za pomoc� bowie-knife d�ugi pr�t laurowy i ogo�ociwszy go z li�ci przyst�pi�em bli�ej. W�� stan�� w�wczas jak �wieca i ju� chcia� si� rzuci� na mnie, gdy uderzenie pr�ta zabi�o go na miejscu. Oddawszy mu ogon naliczy�em siedemna�cie dzwonk�w, co znaczy�o, �e p�az mia� siedemna�cie lat; zatem stary by� i niebezpieczny. Od owej pory zebra�em ju� bardzo pi�kn� kolekcj� ogon�w, nie licz�c bowiem zdobytych osobi�cie, dosta�em ich przesz�o dwadzie�cia od skwater�w i Indian. Najwi�ksze z nich dochodz� do jedenastu grzechotek, chocia� cz�sto zdarzaj� si� w�e daleko starsze. W San Francisco np. w Woodward�s Garden widzia�em w�a o czterdziestu dzwonkach w ogonie. Wracaj�c do popo�udniowych polowa� na ptactwo � �upy z nich bywa�y prawie zawsze dziwnie obfite. Strzelaj�c po ca�ych dniach od rana do wieczora, a czasem nawet i po ksi�ycu, nabiera�em coraz wi�kszej wprawy. Pomaga�o mi przy tym w czynieniu owych post�p�w w sztuce my�liwskiej dziwnie szybkie doskonalenie si� zmys��w wzroku i s�uchu. By�y wprawdzie wyborne po temu warunki higieniczne. W Warszawie pisywa�em czasem po nocach do godziny trzeciej i czwartej rano; tu chodzi�em spa� o zachodzie s�o�ca � wstawa�em o �wicie. Ale g��wna przyczyna owego doskonalenia si� zmys��w le�a�a w samym tym �yciu dzikim i le�nym. Konieczno�� ci�g�ego badania wzrokiem okolicy, wpatrywanie si� w g�stwiny le�ne, w mroczne rozpadliny ska�, nat�ona uwaga i dok�adno��, z jak� to czyni� nale�y: oto prawdziwa gimnastyka, z pomoc� kt�rej zmys� po kilku miesi�cach wzmacnia si� i wyostrza jak brzytwa. Jest to rzecz wprawy. To samo nale�y rozumie� i o s�uchu. W g�rach, o ile noce bywaj� ha�a�liwe, o tyle w dzie�, zw�aszcza w godziny upa�u, w kt�rych milknie nawet i ptactwo, puszcza jest tak cicha, jak gr�b. S�uch, przyzwyczajony do tej ciszy nie zm�conej ani ha�asem i gwarem ludzkim, ani g�osami stworze�, staje si� w ko�cu tak delikatny i wra�liwy, jak s�uch wi�nia p�dz�cego �ycie w milcz�cej celi. Nas�uchiwania rozwa�ne na polowaniach i samotno�� �wicz� go jeszcze bardziej. Dochodzisz w ko�cu do tego, �e wed�ug s��w Mickiewicza, s�yszysz: �jako si� motyl ko�ysze na trawie, jako w�� �lisk� piersi� dotyka si� zio�a�. Nieraz, gdym siedzia� i pisa� w zacz�tej chacie, a D�ak pracowa� o kilkaset jard�w dalej w parowie, s�ysza�em, jak m�wi� do psa, a s�ysza�em z tak� dok�adno�ci�, �e mog�em powt�rzy� ka�de s�owo. Wiedzia�em r�wnie�, kiedy wraca� do domu, a kiedy odchodzi� dalej w puszcz�. Pomaga�a zapewne do tego i naturalna akustyka ska�, kt�ra sprawia, �e wystrza� karabinowy, odrzucany przez jedn� ska�� drugiej, huczy tu jak grzmot i powtarza si� kilkakrotnym echem, nim wreszcie, rozbity o z�amy, wyrwie si� z parow�w i uleci na bory i lasy. Ow� wi�c strzelanina zabiera�a mi wi�ksz� cz�� dnia, ale do zwyk�ych zaj�� moich nale�a�o i pisanie. Jaka� nieprzezwyci�ona si�a zmusza�a mnie ustawicznie, abym dzieli� si� z czytelnikami t� sielank� g�rsk�, tak oryginaln�, �e mnie samemu zdawa�a si� urojeniem i jakby snem jakim�, a tak rzadko trafiaj�c� si� ludziom mego zawodu i tak zdrow�, �e by�a mi uspokojeniem wielkim po �yciu w mie�cie i niby pocz�tkiem drugiej m�odo�ci, zanim min�a pierwsza. �atwiej jednak by�o chcie� pisa�, ni� przywie�� ono �yczenie do skutku. Pomijaj�c, �e zesztywnia�e i pokaleczone cz�stokro� o ska�y moje palce nie chcia�y utrzyma� pi�ra � by�y i inne trudno�ci. Przybory do pisania wo�� zawsze ze sob�, mia�em je tedy i w�wczas w jukach; ale za to D�ak nie mia� ani sto�u, ani krzes�a, ani �adnych podobnych rzeczy, kt�re nam wydaj� si� czym� niezb�dnym, a na kt�re skwaterowie patrz� jako na zbytkowne i niepotrzebne zniewie�cia�ego �ycia wymys�y. D�ak siada� na kamieniu w parowie, jada� na kamieniu w parowie, a na noc k�ad� si� na mchu pod namiotem. Prawdopodobnym jest, �e gdyby nawet i mia� krzes�a, nie u�ywa�by ich nigdy. M�wi� wprawdzie, �e wyko�czywszy dom pragnie si� urz�dzi� inaczej, ale nie zar�czam, czy w tych zamiarach sto�y i sto�ki gra�y jakow� rol�. Musia�em wi�c pomy�le� o urz�dzeniu sobie wygodnej pracowni, ile �e niewygodna nie pozwala zebra� my�li, skupi� si� i odda� wy��cznie pisaniu. Z pr�nego szafkowego ula uda�o mi si� z pomoc� tylko siekiery urz�dzi� pyszny st�, kt�ry mia� nawet i szuflad� chroni�c� papier od zamokni�cia w czasie rosy nocnej, z robot� za� krzese� poszed�em za wzorem Meksykan�w. Jeszcze mieszkaj�c w Anaheim zwiedza�em tak zwane estanszje, czyli osady pasterskie. Osady takie stoj� na go�ym stepie, sk�adaj� si� za� z sza�asu byle jak skleconego z desek, a cz�sto i bez dachu � i z ogromnego ogrodzenia, czyli korallu, mog�cego w sobie pomie�ci� kilkaset sztuk byd�a, kt�re dniem pasie si� w stepie. Meksykanie i Metysowie, zamieszkali w osadach, �yj� prawie dziko. W dzie� hulaj� konno za byd�em po stepach, wieczorem siedz� w sza�asie wok� ogniska z �odyg kukurydzowych i graj� w karty, k��c�c si� przy tym, bij�c i pij�c. Sto��w i sto�k�w nie posiadaj�, zar�wno jak i skwaterowie, ca�e za� umeblowanie sza�asu sk�ada si� z czerep�w wo�owych poustawianych pod �cianami. Wieczorem wakerosi stawiaj� je ko�o ogniska i siadaj� mi�dzy rogami. Tak uczyni�em i ja. Wynalaz�szy w parowie kilka szkielet�w wo�owych, wybra�em najwi�kszy czerep i przynios�em go do domu, po czym, przywi�zawszy wi�zk� mchu mi�dzy rogami, mia�em krzes�o co si� nazywa, na kt�rym mog�em rozpiera� si� jak Voltaire w swoim fotelu. Od tego czasu zacz��em pisywa� prawie codziennie i nim pewien wypadek, o kt�rym wspomn� p�niej, oderwa� mnie od pracy, wyko�czy�em te wszystkie rzeczy, kt�re wam pos�a�em. Tymczasem jednak spad�o na mnie nowe zaj�cie. D�ak Harrison, czyli m�j Robinson, budowa� dom ju� par� miesi�cy, a by�o rzecz� arcyprawdopodobn�, �e nim wyko�czy dach i zaci�gnie go na �ciany, up�ynie jeszcze czas niema�y. By�oby to dla mnie wszystko jedno, gdyby nie to, �e noce w miar� zbli�ania si� jesieni stawa�y si� coraz ch�odniejsze, nad ranem za� pada�a tak obfita rosa, �e wierzchni gruby koc, kt�rym si� okrywa�em, bywa� przemoczony jakby po do�� ulewnym deszczu. Zacz�o mi to szkodzi�, jako nieprzywyk�emu do sypiania pod go�y...
ABDITA