Eugeniusz D�bski Kr�lewska roszada Blady �wit. Kt�ry� z kramarzy usi�uje przy pomocy zestawu pochodni przy�pieszy� nadej�cie dnia i klienteli, na dodatek chlapn�� na kwacze jakim� specyfikiem, kt�ry by� mo�e dzia�a na insekty, ale te� na pewno kopie pot�nie w nozdrza. - Chod�my st�d, Cadronie - j�kn�� Hondelyk robi�c cierpi�tnicz� min�. - O nie! Taki targ? Nie po tom si� z tob� k��ci� p� dnia, nie po tom wywalczy� o dzie� p�niejszy odjazd, prawda?.. - Ughp! - �eby teraz, zanim rozkwitnie bazarowe �wi�to, wyje�d�a�! Niedoczekanie... - W-hughtp? - Rozumiem, panie, twoj� zamaskowan� st�kni�ciami ocen� - mo�e i cuchnie tu, bo - jak pie�� g�osi... - Cadron zaczerpn�� powietrza i zanim Hondelyk zd��y� go powstrzyma� za�piewa� mocnym falsetem: -...Za-a-anim nocne mg�y opadn�, trzeba ruszy� w stron� g�-��r... - Tw�j dobry humor jest mocniejszy ni� smr�d i ni�li on mi milszy, ponadto jest w lepszym gu�cie ni� wystawione tu towary - rzuci� zgry�liwie Hondelyk z niesmakiem rozgl�daj�c si� po otoczeniu. - Ale tego samego nie powiedzia�bym o g�osie, kt�ry - i owszem - mocny jest. Cadron zachichota� i wprawnie oraz bez szacunku dla posp�lstwa rozgarniaj�c r�k� t�um ruszy� do przodu. - Mam sentyment do takich targ�w - oznajmi� przez rami�. - W moim rodzinnym Terpin Gorze by�y takie co tydzie�. Uwielbia�em myszkowa� po nich, gapi� si� na tancerki z Barsolaine, na jury�skich zaklinaczy w�y, cyrki pche�... - Ha! Tu musia�o przyjecha� ich sporo, ale artystki im si� rozbieg�y - wskoczy� mu w s�owo Hondelyk. - Przynajmniej po zaje�dzie. -... smakuj�c kwa�ne kichy, serbet z beczek, zimny, s�odki i aromatyczny - ci�gn�� Cadron nie zra�ony sceptycyzmem rycerza. - To minione - zaoponowa� Hondelyk - Nie ma ju�... Cadron gwa�townie si� zatrzyma�, wyci�gn�� w g�r� szyj� i zacz�� w�szy�. Uciszy� szybkim uniesieniem r�ki w g�r� towarzysza, niczym czapla kr�ci� g�ow� we wszystkie strony, po czym run�� w bok machaj�c zach�caj�co r�k�. Rozgarniany przez niego t�um natychmiast po przej�ciu zwiera� szeregi, ale przed Hondelykiem ponownie sam i to sprawnie rozsuwa� si� na boki. Wysoka posta�, d�ugimi krokami po�ykaj�ca przestrze�, chocia� nios�ca u�miech na twarzy, wymusza�a szacunek na plebsie; nawet po jej przej�ciu korytarz zarasta� wolniej ni� po Cadronie. Ten tymczasem zanurkowa� pod kilkoma p��ciennymi dachami i znikn�� z pola widzenia rycerza. Gdy Hondelyk zbli�y� si� do pierwszego z szeregu owych kram�w jego w�a�ciciel zrobi� min�, jakby chcia� przesun�� ca�y stragan, ale nie zd��y�, bo Hondelyk powt�rzy� manewr Cadrona i omin�� oddychaj�cego z ulg� kramarza. Cadron sta� ju� przy niskim t�ustym spoconym m�czy�nie w zat�uszczonym pierwszy raz kiedy� przed laty i niepranym od tej pory kitlu. Pier�, pulchne ramiona i okr�g�a, niemal beznosa twarz wystawa�a ponad przesi�kni�t� t�uszczem, ale wyskroban� do czysta lad�, a ze stoj�cych po bokach t�u�ciocha sagan�w wali�a para i - Hondelyk poczu� gwa�towny nap�yw �liny do ust - niebia�ski aromat. Cadron rzuci� ju� kukowi monet� i teraz sta� z wyci�gni�t� w niemal �ebraczym ge�cie praw� r�k�, lew� opiera� na ladzie i niecierpliwie wybija� palcami jaki� nerwowy rytm. Przest�powa� z nogi na nog� i nawet palce st�p wygina�y mocn� sk�r� na czubkach but�w. - Dawaj-dawaj-daw-daw-daw!.. - powtarza� jak dzia�aj�ce tylko przy szybkim wymawianiu zakl�cie. T�u�cioch zd��y� ju� nienajczystsz� �cierk� spenetrowa� wn�trze wzi�tej ze stosu miski - Hondelyk szybko odwr�ci� wzrok, �eby nie zastanawia� si� �cierka czy miska wygraj� w konkursie brudu - i posapuj�c wrzuci� do niej cztery czarne nap�cznia�e kie�baski. Zerkn�� na Hondelyka, si�gn�� pod lad� i wyj�wszy p�askie pud�o szybko otworzy� je, zgrabnie wyszarpn�� owalny �nie�nobia�y talerz, na�o�y� pi�� sztuk specja�u, do�o�y� l�ni�cy widelec z p�askimi z�bami, n�, i wszystko to poda� z lekkim uk�onem Hondelykowi. Rycerz podzi�kowa� skinieniem g�owy i trzymaj�c talerz rozejrza� si� doko�a. Cadron zerkn�� na� spod oka rozszarpuj�c z�bami pierwsz� kie�bask� i mrucz�c co� pod nosem. - Chod�my tam, na traw� - wskaza� g�ow� kierunek Hondelyk i ruszy� pierwszy. - Byhle niehalecho - wymamrota� z pe�nymi ustami Cadron, ale potulnie pod��y� za panem. Hondelyk pierwszy przekroczy� niepisan� granic� targu, jeszcze krok temu by� �cisk, gwar, nerwowa bieganina kupuj�cych i machanie r�k sprzedawc�w, teraz, o krok zaledwie - spokojna zielona murawa, niewiele nawet �mieci, nie�mia�e s�o�ce z g�ry. - Rosa - oznajmi� Hondelyk patrz�c z g�ry na traw�. - A! - skrzywi� si� lekcewa��co Cadron, skrzy�owa� nogi i run�� na traw� ca�� uwag� po�wi�caj�c misce, potem jednak odstawi� j�, zrzuci� sw�j sk�rzany kubrak i roz�cieli� go na trawie dla Hondelyka. Nie czekaj�c na podzi�kowania wr�ci� do �apczywego po�erania kichy. - �ebym tak si� nie podni�s� z tej trawy: zupe�nie jak z dzieci�stwa! - powiedzia� szybko, najwyra�niej chc�c usprawiedliwi� swoje zachowanie. Hondelyk pokiwa� g�ow�, usiad� na kubraku i ustawiwszy talerz na udach ukroi� kawa�ek i w�o�y� do ust. Jeszcze raz pokiwa� g�ow�, ale ju� zupe�nie inaczej. - Nie m�wi�em? - ucieszy� si� Cadron. Ko�czy� trzeci� kich�, szybko obejrza� si� za siebie i uspokojony widokiem targu odetchn�� g��boko przed zaatakowaniem ostatniej ju� kie�baski. - Oj, jak dobrze, �e zostali�my - powiedzia�. - Oj, dobrze - przyzna� Hondelyk. - Rzeczywi�cie - rzadko... mmm... mamy okazje do takich... mmm... uczt. - W przeciwie�stwie do Cadrona nie denerwowa� si�, nie mia� gor�czkowych ruch�w, jad� i m�wi� niemal nie przerywaj�c i jedzenia i m�wienia, ale gdy Cadron rzuci� szybkie spojrzenie na talerz rycerza zobaczy�, �e zosta�y na nim tylko dwie kiszki. - Jest kilka takich prostych rzeczy, do kt�rych t�skni moje brzucho: braska z jarz�biny, nikt ju� takiej nie robi; ga�uchy z knapami i jeruch�; sieniawy nie mia�em w ustach od kilkunastu lat; karpia w glinie bym zjad�, ale nie spotka�em takiej gliny jak w ... - Zamy�li� si� na kr�tk� chwil� i Cadron nie us�ysza�, gdzie by�a najlepsza do karpia glina. Zamy�lone spojrzenie rycerza omiot�o najbli�sz� okolic� i odrobin� zmieni�o si�. Cadron wolno przekr�ci� g�ow�, �eby sprawdzi� na co patrzy Hondelyk. - Tote�... - zacz�� i nie doko�czy� rycerz. Drog�, wzniecaj�c niskie w�e kurzu, ko�ysz�c si�, poskrzypuj�c i dzwoni�c jakimi� metalowymi cz�ciami pod��a� d�ugi pokraczny w�z. Od dachu w d�, z bok�w, zwisa�y d�ugie kolorowe p�achty z rysunkami dziwacznych zwierz�t; p�achty faluj�c na wybojach powodowa�y, �e stwory chwilami porusza�y pokracznymi pyskami, a przy wi�kszym poruszeniu ods�ania�y si� na chwil� metalowe klatki, kt�rych to pr�ty dzwoni�y w�a�nie na ca�� okolic�. Przez �rodek kopulastego dachu, niczym grzebie� na grzbiecie puklerzowej jaszczurki, bieg�a wyszczerbiona przez deszcze i wiatry �cianka z jakimi� napisami. Gdy w�z zbli�y� si�, najwyra�niej kieruj�c na targowisko, napisy sta�y si� czytelne. "Niespotykane w okolicy okazy zwie�yny! Kozan! W�� dwug�owwy! Szarsaki, glebojady i kichrony! Penterka (najokr�tniejszy drapierznik Chajomy)! Inne zjawiska". - Inne zjawiska. Na przyk�ad b�dzina na wietrze! - zachichota� Cadron i wr�ci� do jedzenia. Hondelyk odgryz� po�ow� przedostatniej kichy, od�o�y� talerz i nie spuszczaj�c oka z wozu ruszy� do punktu, w kt�rym drogi jego i wozu mia�y si� przeci��. - W�� dwug�owy!? - rzuci� przez rami� Cadronowi. Cadron chwyci� w palce kiszk�, nadgryz� i trzymaj�c niczym ogarek �wiecy przed sob� pogna� za rycerzem. Podeszli do drogi szybciej ni� zbli�y� si� w�z, Cadron wyj�� z kieszeni monet� i cisn�� j� wo�nicy. Chudy, niemal ca�kowicie �ysy, ale z ma�� k�pk� sp�owia�ego w�osia tu� nad czo�em, ch�opina chwyci� monet� w locie, zd��aj�c jeszcze przedtem �ci�gn�� lejce. W�z rozdzwoni� si� i st�kn�wszy stan��. Pod plandekami co� warkn�o leniwie, a wo�nica zeskoczy� z koz�a i uk�oni� si�. Najwyra�niej zamierza� wartko wyrecytowa� wyuczony tekst, bo zaczerpn�� powietrza, ale wstrzyma� go ruch r�ki rycerza. - Poka� nam tylko w�a - powiedzia� Hondelyk Ch�opina zrobi� krok, pokiwa� g�ow�, przest�pi� z nogi na nog�, szmygaj�c jednocze�nie nosem. - Tu jest. - Zrobi� dwa kroki i szarpn�� do g�ry p�acht�. Hondelyk i Cadron zbli�yli si�. W d�ugiej p�askiej klatce le�a� zwini�ty w k��bek czerwono-��ty w��. - Po prawdzie - wo�nica odchrz�kn�� - drug� g�ow� odgryz� mu inny w��. I zdech�, bo si� zad�awi�... Hondelyk prychn�� przez nos i pochyli� g�ow� nad klatk�. - Co ty mi tu smolisz - mrukn��. - Zwyk�y parchawiec, tylko ma nieco inne ubarwienie, a ta naro�l przed g�ow� powstaje, gdy podczas wylinki na�o�y mu si� opask�. - Nie odwracaj�c si� i nie patrz�c b�yskawicznie si�gn�� w bok, c�gami palc�w chwyci� za nos wo�nic� i przyci�gn�� do klatki. Ch�op uderzy� uchem w g�rn� kraw�d� i j�kn�� jak nadepni�ty kot. - Tak? - Ch�op pisn�� co�, Hondelyk zmieni� chwyt - z�apa� za ucho furmana, przycisn�� jego twarz tak mocno, �e czubek nosa przedosta� si� przez oka siatki. - Parchawiec nie jest jadowity, ale przez rok po uk�szeniu �adna dziewka, a nawet �ona ci nie da. Zaniepokojony w�� poruszy� si�, wyprostowa� kawa�ek cia�a, wo�nica rozdar� si� wniebog�osy. Hondelyk pu�ci� biedaka i pokr�ci� g�ow�. - No i widzisz? - powiedzia� z wyrzutem do Cadrona. - Zachciewa ci si� kolorowych jarmark�w, a to wszystko poz�r, miszura i kant. Jeszcze si� oka�e, �e kiszk� z jarzyn gotu... - Panie!? - Cadron wolno wyci�gn�� r�k� z ko�c�wk� kiszki, ale wcale nie zamierza� si� ni� dzieli�. Wskazywa� co� i peroruj�cy rycerz przerwa� w p� s�owa i odwr�ci� g�ow�. - Na dachu... - podpowiedzia� Cadron. Pod du�ym pstrym napisem dumnie zachwalaj�cym pokazywane zwierz�ta bieg� du�o skromniejszy i mniejszy. G�osi�: "Natychmiast i za dobre pieni�dze kupi� calameona. Ch�tnie bojowego. Zapewniam godziwe warunki �ycia i r�ne atrakcje". Hondelyk odetchn�� ...
jagaw7