Cabot Patricia - Markiz.pdf
(
1473 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Cabot Patricia - Markiz
PATRICIA CABOT
MARKIZ
Dla Benjamina
CZ
ĦĺĘ
PIERWSZA
1
Londyn, kwiecie
ı
1870
Nie jad
ħ
. - Dziewczyna wiła si
ħ
w u
Ļ
cisku starszego od niej m
ħŇ
czyzny. - Mówiłam ci
ju
Ň
. Pu
Ļę
mnie!
Był ju
Ň
zm
ħ
czony przekonywaniem jej. Czasami wydawało mu si
ħ
,
Ň
e jedyne, czym
zajmował si
ħ
przez ostatnie siedemna
Ļ
cie lat, to przekonywanie i kłócenie si
ħ
z ni
Ģ
.
- Jedziesz - o
Ļ
wiadczył tak gro
Ņ
nie,
Ň
e stoj
Ģ
cy obok powozu lokaj wyprostował si
ħ
i
kierował wzrok wsz
ħ
dzie, byle nie w stron
ħ
pracodawcy.
- Nie jad
ħ
! - krzykn
ħ
ła ponownie staraj
Ģ
c si
ħ
wyszarpn
Ģę
nadgarstek z silnych
m
ħ
skich dłoni. - Powiedziałam,
Ň
eby
Ļ
mnie pu
Ļ
cił.
M
ħŇ
czyzna westchn
Ģ
ł. A wi
ħ
c w taki sposób miało si
ħ
to potoczy
ę
. No có
Ň
, powinien
był przewidzie
ę
. Wszystko na to przecie
Ň
wskazywało. Przed godzin
Ģ
wi
Ģ
zał przed lustrem na
nowo fular. Duncan był doskonałym lokajem, to prawda, ale starzał si
ħ
, stawał zupełnie
niepodatny na subtelne zmiany w m
ħ
skiej modzie, które zreszt
Ģ
niezmiernie go irytowały.
Fular chlebodawcy wci
ĢŇ
wi
Ģ
zał tak, jak robił to od ponad dwudziestu lat, zmuszaj
Ģ
c tym
samym Burke'a do wi
Ģ
zania go po kryjomu na nowo. Gdy wła
Ļ
nie to robił godzin
ħ
temu. do
salonu całkowicie bez zapowiedzi wpadła panna Pitt, najwyra
Ņ
niej silnie poruszona.
- Mój panie! - zawołała starsza pani. Po jej okr
Ģ
głych policzkach spływały strumienie
łez. - Ona jest niemo
Ň
liwa! Niemo
Ň
liwa, słyszy pan? Od nikogo, powtarzam, od nikogo nie
mo
Ň
na oczekiwa
ę
,
Ň
e pogodzi si
ħ
z tak obra
Ņ
liwym zachowaniem... - Przycisn
ħ
ła trz
ħ
s
Ģ
c
Ģ
si
ħ
dło
ı
do ust i opu
Ļ
ciła pomieszczenie.
Burke nie miał całkowitej pewno
Ļ
ci, ale wygl
Ģ
dało na to,
Ň
e panna Pitt wła
Ļ
nie zło
Ň
yła
wymówienie. Z westchnieniem doko
ı
czył wi
Ģ
zanie fularu. Teraz ju
Ň
nie było potrzeby,
Ň
eby
Ļ
wietnie wygl
Ģ
dał. Tego wieczoru nie b
ħ
dzie, jak wcze
Ļ
niej planował, cieszył si
ħ
towarzystwem niezrównanej Sary Woodhart. Nie, b
ħ
dzie musiał zast
Ģ
pi
ę
pann
ħ
Pitt i
towarzyszy
ę
Isabel na balu kotylionowym u lady Peagrove.
Niech to wszyscy diabli!
A teraz to wij
Ģ
ce si
ħ
w jego u
Ļ
cisku bezczelne dziewczynisko próbowało go ugry
Ņę
-
tak, ugry
Ņę
-
Ň
eby tylko si
ħ
uwolni
ę
. Miał szczer
Ģ
nadziej
ħ
,
Ň
e nie widział tego
Ň
aden z
s
Ģ
siadów. Takie publiczne okazywanie zło
Ļ
ci zaczynało si
ħ
stawa
ę
nieco kr
ħ
puj
Ģ
ce. Jeszcze
kilka lat temu, gdy córka była młodsza i mniejsza, nie miałoby to w ogóle miejsca, ale teraz...
Burke przyłapał si
ħ
na marzeniach o fajce i cieple, płyn
Ģ
cym z kominka w bibliotece.
Tak, pragn
Ģ
ł tego bardziej nawet ni
Ň
towarzystwa godnej poszanowania pani Woodhart.
Dobry Bo
Ň
e! Czy to mo
Ň
liwe? Czy
Ň
by zaczynał si
ħ
starze
ę
? Duncan ju
Ň
kilka razy dał
mu to do zrozumienia. Oczywi
Ļ
cie, nie w bezpo
Ļ
redni sposób. Dobry lokaj zawsze uwa
Ň
a,
Ň
e
jego pan jest w najdoskonalszej formie. Ale którego
Ļ
ranka miał czelno
Ļę
przygotowa
ę
dla
niego flanelow
Ģ
kamizelk
ħ
. Flanelow
Ģ
! Tak jakby Burke miał prawie pi
ħę
dziesi
Ģ
t siedem lat,
a nie swoje wci
ĢŇ
przecie
Ň
młodzie
ı
cze trzydzie
Ļ
ci sze
Ļę
. Tak, jakby był ju
Ň
zniedoł
ħŇ
niałym
starcem, a nie m
ħŇ
czyzn
Ģ
w kwiecie wieku, za którego si
ħ
uwa
Ň
ał i co potwierdzało wiele
atrakcyjnych kobiet w Londynie, nie wył
Ģ
czaj
Ģ
c błyskotliwej pani Woodhart. Jedno było
pewne - tego dnia Duncan otrzymał dobr
Ģ
lekcj
ħ
. Tak
Ģ
sam
Ģ
dostanie teraz Isabel. Zobaczy,
Ň
e z ojcem nie ma
Ň
artów. Tym bardziej
Ň
e pragn
Ģ
ł tylko jej dobra.
- A ja - schylił si
ħ
i z łatwo
Ļ
ci
Ģ
, nabyt
Ģ
poprzez dług
Ģ
praktyk
ħ
, przerzucił jej ciało
przez rami
ħ
, jakby było workiem pszenicy - powiedziałem,
Ň
e jedziesz.
Isabel wydała z siebie pisk tak przenikliwy, i
Ň
wydawało si
ħ
,
Ň
e dociera przez g
ħ
st
Ģ
mgł
ħ
do najdalszych zak
Ģ
tków Park Lane, a zapewne słycha
ę
go było i w całym Londynie. W
tej mgle min
Ģ
godziny, nim uda im si
ħ
przedrze
ę
ulicami miasta i stan
Ģę
w drzwiach domu
lady Peagrove. To wła
Ļ
nie Burke'owi było najbardziej potrzebne: g
ħ
sta, dusz
Ģ
ca mgła i
rozhisteryzowana Isabel. Jedyne, co mogło mu si
ħ
przyda
ę
bardziej, to kula w łeb. Albo
sztylet prosto w serce.
Po chwili wydawało si
ħ
,
Ň
e jego drugie
Ň
yczenie zostanie spełnione. Tyle
Ň
e intruz,
który wyłonił si
ħ
nieoczekiwanie z mgły, zamiast sztyletu dokładnie skierował w stron
ħ
jego
serca czubek parasolki. Albo tam, gdzie by
ę
powinno serce, którego, według krzycz
Ģ
cej co sił
w płucach Isabel, jej ojciec w ogóle nie miał.
- Pani wybaczy - zwrócił si
ħ
Burke do wła
Ļ
cicielki parasolki, wła
Ļ
ciwie całkiem
spokojnie jak na m
ħŇ
czyzn
ħ
o reputacji gwałtownika - ale czy mogłaby pani łaskawie opu
Ļ
ci
ę
t
ħ
rzecz? Przeszkadza mi w dostaniu si
ħ
do powozu.
- Jeszcze jeden krok, a powa
Ň
nie zagro
Ňħ
pana nadziejom na spłodzenie spadkobiercy
- odrzekła wła
Ļ
cicielka ostro zako
ı
czonego przedmiotu głosem zadziwiaj
Ģ
co twardym jak na
stworzenie tak... có
Ň
, drobne.
Burke zerkn
Ģ
ł na lokaja. Czy to tylko wyobra
Ņ
nia, czy te
Ň
naprawd
ħ
został zaczepiony
na progu własnego domu - i to w dodatku w Park Lane, najbardziej ekskluzywnej dzielnicy
Londynu - przez zupełnie obc
Ģ
osob
ħ
? Gorzej nawet, przez zupełnie obc
Ģ
osob
ħ
, nale
ŇĢ
c
Ģ
do
kobiet dokładnie tego pokroju, których tak wytrwale unikał w czasie wszelkiego rodzaju
towarzyskich spotka
ı
.
No tak, ale któ
Ň
mógł go za to wini
ę
? Przecie
Ň
zawsze w samym
Ļ
rodku konwersacji z
któr
ĢĻ
z takich istot - które, prawd
ħ
powiedziawszy, nie były zazwyczaj zbyt błyskotliwymi
rozmówcami - nagle znik
Ģ
d pojawiała si
ħ
jej obwieszona klejnotami mamu
Ļ
ka i uprzejmie,
lecz stanowczo zabierała od niego swoje kochane male
ı
stwo.
Teraz jednak nie było w pobli
Ň
u
Ň
adnej mamusi. Ta młoda kobieta była zupełnie
sama. Nierozs
Ģ
dnie sama w noc tak mglist
Ģ
, jakiej Londyn nie do
Ļ
wiadczył od dawna. Gdzie
podziewała si
ħ
jej przyzwoitka? To oczywiste,
Ň
e tak młoda kobieta powinna mie
ę
j
Ģ
chocia
Ň
by po to, by nie pozwoliła jej na gro
Ň
enie d
Ň
entelmenom czubkiem parasolki, tak
jakby nale
Ň
ało to do jej zwyczajów.
Co miał teraz zrobi
ę
? Gdyby na jej miejscu znajdował si
ħ
jaki
Ļ
m
ħŇ
czyzna, Burke bez
wahania powaliłby go jednym ciosem, przest
Ģ
pił przez jego le
ŇĢ
ce ciało i pod
ĢŇ
ył w stron
ħ
powozu. Gdyby to było konieczne, wyzwałby go nawet na pojedynek i z ogromn
Ģ
przyjemno
Ļ
ci
Ģ
, spowodowan
Ģ
jego dzisiejszym nastrojem, pocz
ħ
stował ołowian
Ģ
kulk
Ģ
.
Ale ona nie była m
ħŇ
czyzn
Ģ
. Trudno było te
Ň
nazwa
ę
j
Ģ
kobiet
Ģ
. Burke przypuszczał,
Ň
e z łatwo
Ļ
ci
Ģ
uniósłby j
Ģ
i usun
Ģ
ł z drogi, lecz było w nim co
Ļ
takiego,
Ň
e wystarczyło, by
dotkn
Ģ
ł kobiety, w szczególno
Ļ
ci bardzo młodej, i ju
Ň
Ļ
ci
Ģ
gał sobie na głow
ħ
najró
Ň
niejsze
kłopoty. Co wi
ħ
c miał teraz zrobi
ę
? Perry, w stron
ħ
którego zupełnie niepotrzebnie spojrzał,
nie stanowił nawet najmniejszej pomocy. On tak
Ň
e wpatrywał si
ħ
w nieznajom
Ģ
, a jego oczy
rozszerzyły si
ħ
do granic mo
Ň
liwo
Ļ
ci - oczywi
Ļ
cie nie na widok skierowanego w stron
ħ
chlebodawcy czubka parasolki, ale bardzo szczupłych damskich kostek, całkiem wyra
Ņ
nie
ukazuj
Ģ
cych si
ħ
spod skraju spódnicy. Głupi chłopak. Burke widział oczami duszy, jak
nast
ħ
pnego dnia go zwalnia.
- Prosz
ħ
j
Ģ
postawi
ę
na ziemi - powiedziała młoda kobieta. - Natychmiast.
- Prosz
ħ
posłucha
ę
- rzekł głosem du
Ň
o spokojniejszym, ni
Ň
wskazywałyby na to
kotłuj
Ģ
ce si
ħ
w nim emocje. - Niech
Ň
e pani przestanie d
Ņ
ga
ę
mnie tym ostrym przedmiotem.
Tak si
ħ
składa,
Ň
e jestem...
- Ani troch
ħ
nie obchodzi mnie, kim pan jest - przerwała mu rezolutnie. - Postawi pan
t
ħ
dziewczyn
ħ
na ziemi i b
ħ
dzie si
ħ
uwa
Ň
ał za szcz
ħĻ
ciarza, je
Ň
eli nie zawołam policjanta. A
nie jestem wcale pewna, czy tak wła
Ļ
nie nie powinnam zrobi
ę
. W
Ň
yciu nie widziałam
niczego równie haniebnego: m
ħŇ
czyzna w pa
ı
skim zaawansowanym wieku, wykorzystuj
Ģ
cy
dziewczyn
ħ
, która jest najprawdopodobniej o połow
ħ
od pana młodsza.
- Wykorzystuj
Ģ
cy! - Burke był tak zaskoczony,
Ň
e prawie upu
Ļ
cił swój dziwnie nagle
znieruchomiały baga
Ň
. - Có
Ň
za impertynencja! Czy pani naprawd
ħ
uwa
Ň
a...
Plik z chomika:
filipdino
Inne pliki z tego folderu:
Trucicielka- O'Brien Judith.doc
(1551 KB)
Wolf Joan - Opiekun.pdf
(1314 KB)
Wolf Joan - Zemsta.pdf
(1495 KB)
Thornton Elizabeth - Anons(1).pdf
(1301 KB)
Thornton Elizabeth - Głos.pdf
(1290 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin