Lee Tanith - Krwawa opera 02 - Mroczne dusze.pdf

(920 KB) Pobierz
644255491 UNPDF
Tanith Lee
Mroczne dusze
Personal Darkness
Przekład Monika Zieleniewska
Piterowi Lovery,
Ojcu Chrzestnemu Scarabeidów
A teraz widzisz ile trzeba zabiegów,
żeby pozostać po tej stronie lustra.
Lewis Carroll
1
Dziewczyna w strugach deszczu.
Tim obserwował ją od prawie dwudziestu minut. Miał zamiar umyć samochód, ale deszcz
pokrzyżował mu plany. Stał w oknie pokoju zwanego przez matkę salonem, a przez ojca uparcie
bawialnią, i patrzył na wodę płynącą ulicą. Nie zastanawiał się, czy pada również na wsi, dokąd
jego rodzice wyjechali na weekend. Cieszył się z ich nieobecności. To była jedyna myśl, jaką im
poświęcał.
W strugach deszczu jego minimetro błyszczało jak cynowa puszka. A po drugiej stronie
jezdni, wśród mokrych drzew, stała dziewczyna.
Robiła wrażenie wysokiej, choć po dokładniejszym przyjrzeniu się doszedł do wniosku, że to
tylko niezwykła szczupłość dodawała jej wzrostu. Płaszcz przeciwdeszczowy, ściśnięty w talii
paskiem, nie ukrywał jej zachwycającej figury. Czarne jak smoła, przemoczone długie włosy
okrywały ją do pasa. Twarz miała bladą, usta czerwone, a oczy podmalowane na czarno.
Timothy sądził, że jest niewidoczny za firanką. Mimo to miał wrażenie, że ona czeka na jakiś
znak z jego strony.
Wreszcie po dwudziestu pięciu minutach zdecydował się: uchylił firankę i pomachał ręką.
Równie dobrze mógł być duchem. Nie zareagowała.
— Pieprzona ślepota — powiedział do siebie.
Miło było powiedzieć coś takiego w tym pokoju, salonie–bawialni, nie mając za plecami
wściekłej matki. W pracy również musiał się ciągle pilnować, bo pan Cummings miał zwyczaj
przeciskać się miedzy rzędami komputerów jak jadowita stonoga. „Masz wykresy, Timothy? Pan
Andrews czeka”. I dodawał, zionąc cuchnącym oddechem nad ramieniem Timothy’ego:
„Powinieneś wyrażać się przyzwoicie. Nie życzę sobie tutaj plugawego języka”.
Timothy zapomniał o matce i panu Cummingsie. Zagadkowa dziewczyna przechodziła przez
jezdnię prosto w jego stronę. Doszła już do samochodu, minęła słupki bramy. Miała duże stopy i
nosiła cudaczne buty. Później znalazła się na schodkach.
Tim odwrócił się od okna. Rozejrzał się po dużym pokoju o ścianach obitych atłasem według
pomysłu matki. Wszędzie stały meble i leżały bibeloty poukładane przez jego rodziców. Czekał.
Dzwonek do drzwi zadzwonił. Timothy poczuł się dziwnie: zawstydzony, zaskoczony,
zagrożony? Zaraz jednak pomyślał, że to dziecinna reakcja i a nuż przytrafi mu się coś
niezwykłego.
Otwierając drzwi od razu się uśmiechnął, żeby wiedziała, że mu się podoba. Była
fantastyczna. Żałował tylko, że deszcz rozpuścił jej makijaż. Strój też miała dziwaczny. Płaszcz
przeciwdeszczowy wyglądał z bliska jak znaleziony na śmietniku. Uśmiech chłopaka nieco
ostygł.
— Cześć! — rzucił zaczepnie.
— Pan Watt? — zapytała dziewczyna.
— To nie tutaj.
— Owszem — głos dziewczyny brzmiał wyraźnie, ale monotonnie i bezbarwnie jak zepsuta
pozytywka. — Pani Watt mieszka tu.
— Nigdy o kimś takim nie słyszałem.
— To ten dom — upierała się. — Mieszka ze swoją córką Liz. Z Liz i Brianem — dodała.
Timothy’emu coś zaświtało. Czy ludzie, od których tatuś kupił ten dom w zeszłym roku, nie
nosili takich właśnie imion? Kiedy interes został ubity, wszyscy stali się bardzo przyjacielscy.
— To pewnie byli ci ludzie, którzy mieszkali tutaj przed nami. Wyprowadzili się stąd.
Dziewczyna patrzyła wprost na niego. Jej oczy były czarne i do tego wymalowane czarnym
tuszem. Nigdy nie widział białej dziewczyny o tak ciemnych oczach. Nawet Murzynki takich nie
miewały.
— Wyjechali — stwierdziła dziewczyna. Głos jej załamał się, jakby pełen żalu.
— Obawiam się, że tak.
Wyglądało na to, iż uboga, pogrążona w kłopotach matka wysłała córkę z domu. Od razu
rzucało się w oczy, że dziewczyna musiała żyć w fatalnych warunkach. Z dziur w starych
botkach sterczały strzępy rozmiękłej gazety. Na ramieniu miała popękaną plastikową torbę.
— I co teraz zrobisz? — spytał Timothy.
Stała i patrzyła na niego, a za nią deszcz lał, jakby nigdy nie miał przestać.
Za jego plecami stał otworem bladożółty dom, ze wszystkimi pokojami do dyspozycji jak na
wyciągniętej dłoni. Wolny przez sobotnie popołudnie i sobotnią noc oraz całą niedzielę aż do
dziesiątej wieczorem, do powrotu rodziców.
— Może wstąpisz na chwilę — zaproponował. — Musisz być przemoknięta do suchej nitki.
Nie zawahała się, ale i nie podziękowała. Weszła wprost do holu, a wielkie lustro ukazało jej
ciemne odbicie ponad więdnącymi kwiatami. Drobiazgowa zazwyczaj matka Tima zapomniała
przed wyjazdem wyrzucić bukiet.
Pomyślał o niezwykłych istotach z filmów grozy, które trzeba było samemu zaprosić, żeby
przekroczyły próg. Myśl ta nie trwała dłużej niż sekundę. Dziewczyna zdjęła płaszcz. Dziurawy,
wyszarzały podkoszulek miała wepchnięty w kusą czarną spódniczkę. Płaszcz przemókł na wylot
i mokre ubranie przylegało szczelnie do ciała. Była chuda jak szczapa, ale miała duże, piękne
piersi z małymi, figlarnie sterczącymi sutkami. Czarne włosy w mokrych pasmach sięgały bioder,
woda kapała z nich na podłogę. Ekscytująca obietnica ziściła się. Był podniecony.
— Przyda ci się ręcznik — stwierdził.
Zostawił ją na dole i wbiegł po schodach. W garderobie, gdy nie mogła go widzieć, uniósł
kciuk na szczęście. Potem spiesznie wrócił z wielkim, puszystym ręcznikiem. Na wszelki
wypadek wolał nie zostawiać jej samej zbyt długo.
Przeszli do doskonale wyposażonej kuchni. Kiedy zrobił herbatę, dziewczyna oświadczyła, że
jest głodna. Niechętnie wsadził dwie kromki do opiekacza. Usiadła na wysokim stołku z włosami
zawiniętymi w ręcznik. Makijaż nadal spływał czarnymi strużkami po jej policzkach. Jednak
intensywna czerwień warg pozostała nienaruszona, nawet po tym, jak dosłownie wchłonęła
grzankę. Wypadało zaproponować drugą porcję. Zgodziła się skwapliwie.
Zdał sobie sprawę, że jeżeli mieszkała w prymitywnych warunkach, to chyba jest brudna. Jej
ciało nie wydzielało nieprzyjemnego zapachu. Deszcz musiał ją trochę spłukać, ale to nie
wystarczało.
— Pewnie zmarzłaś. Czy chciałabyś się wykąpać?
— Chętnie.
Do wanny w kolorze awokado napuścił gorącej wody. Dolał trochę drogiego, pieniącego się
płynu do kąpieli. Zawsze lubił jego zapach, choć ostatnio doszedł do wniosku, że jego matka jest
już za stara, aby go używać. Wciąż jednak uważał, że powinien obdarowywać ją nim na
Gwiazdkę.
Zaproponował dziewczynie swój podkoszulek. Przyjęła i poszła do łazienki. Miał nadzieję, że
w swojej ohydnej plastikowej torbie trzyma zmianę bielizny. Nie mógł użyczyć jej bielizny
matki, posunąłby się za daleko.
Chciał zobaczyć ją odświeżoną i porządnie umytą. Gdyby prezentowała się odpowiednio,
mógłby ją zabrać na kolację do włoskiej restauracji.
Wyglądała cudownie, gdy wróciła z łazienki. Umyła i wysuszyła włosy. Zmyła i ponownie
nałożyła makijaż. Włosy wyglądały jak jedwabne frędzle, a czarny podkoszulek uwydatniał
biust, choć nie przylegał tak ściśle jak jej własny szary łach. Nie wiedział tylko, w co ją obuć.
Teraz stała boso. W przeciwieństwie do wielu dziewcząt miała ładne stopy. Pewnie obcięła
paznokcie u nóg, tak jak zrobiła to z długimi paznokciami u rąk. Jedne i drugie pomalowała
krwistoczerwonym lakierem.
— Wyglądasz wspaniale — stwierdził Timothy. — Przedtem byłaś troszkę… Co się stało?
Uciekłaś z domu?
— Tak — odpowiedziała bez zająknienia.
— Będziesz musiała wrócić.
Mając dwadzieścia dwa lata, czuł się bardziej odpowiedzialny niż ona. Poza tym musiał się jej
pozbyć do niedzielnego wieczoru.
— Nie mogę — powiedziała dziewczyna.
Dotąd nie uważała za stosowne się przedstawić, chociaż on powiedział, że ma na imię Tim.
— Oczywiście, że możesz. Wiem, że rodzice bywają okropni, ale czasami przydają się na
swój sposób.
Przyglądała mu się uważnie. Teraz, w oprawie starannego makijażu, jej oczy stały się jeszcze
bardziej zachwycające. Wyglądała jak piosenkarka. Żałował, że Rob nie może rzucić na nią
okiem. Przez chwilę rozkoszował się perspektywą opowiedzenia przyjacielowi wszystkiego o
dziewczynie.
Potem zaprowadził ją do salonu na dżin z tonikiem.
— Będziesz musiała wrócić. Jeżeli chcesz, możesz do nich zadzwonić. Powiedz, że jesteś u
przyjaciółki, albo coś w tym rodzaju. Dzisiaj możesz tutaj zostać na noc. Jest mnóstwo miejsca.
Pomyślał o rzuceniu się z nią na swoje wąskie łóżko. Bogu dzięki, był zaopatrzony we
wszystko co trzeba. Jak mawia Rob: nigdy nie wiesz, kiedy ci się poszczęści.
Dziewczyna, choć niewysoka, miała bardzo proporcjonalną budowę. Siedziała na sofie, a jej
długie nogi widoczne były aż po szczyty ud. Ich nagość nasuwała grzeszne myśli. Żadnych
zbędnych włosów, żadnych rajstop. Może żadnych majtek?
— Nie mogę wrócić — powtórzyła.
— Daj spokój. Nie dramatyzuj. Dlaczego nie możesz?
— Mój ojciec — zaczęła, pijąc swój dżin powoli, miarowo, jak lemoniadę w upalny dzień. —
Mój ojciec wykorzystał mnie.
Timothy, wstrząśnięty, odstawił swoją szklankę.
— To znaczy, że… Co chcesz przez to powiedzieć?
— To znaczy, że spał ze mną.
— Jezu, to wstrętne.
— Tak.
Timothy zabrał obie szklanki i nalał po solidnej porcji dżinu z tonikiem. Musi pamiętać o
uzupełnieniu zapasu. Kupi coś u Vineya.
Kiedy wręczał dziewczynie drinka, siedziała skromnie, bez ruchu, jakby to, co powiedziała,
zupełnie nie było istotne.
— Czy twoja matka wie? — zapytał, a gdzieś w głębi współczucia czaiła się lubieżna
ciekawość. Dziewczyna została naruszona i to w trudnych do zaakceptowania okolicznościach.
To czyniło ją mniej godną pożądania. I jednocześnie znacznie bardziej.
— Tak, matka wie. I babka też.
— Czy nie starały się go powstrzymać?
— O, nie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin