Dimitro Moskalec.pdf

(65 KB) Pobierz
45131204 UNPDF
LATAŁEM NA SKRZYDŁACH WIARY
Urodziłem się 8 lutego 1961 roku. W wiosce Pokrowskie, województwo Dniepropietrowsk-
Ukraina. Rodzina nasza uważała się za dobrą, moi rodzice byli nauczycielami . Wierzących w Boga
w naszej rodzinie nie było, mnie nauczano, że Boga nie ma. Mój ojciec był w partii i w niedługim
czasie uczyniono go Merem wioski, w tej wiosce przepracował 19 lat Rodzice przychodzili do
domu późno wieczorem zmęczeni, mnie natomiast wychowywała babcia.. Gdy byłem w ósmej
klasie, u mnie zjawili się koledzy, którzy byli o wiele starsi ode mnie, od nich nauczyłem się pić
wódkę, palić papierosy. Przy końcu ósmej klasy wygonili mnie ze szkoły, i ukończyłem ją we wsi ,
w której pracowała moja mama, z tej szkoły wygonić mnie już nie mogli.
Zbliżył się czas pójścia do wojska, komisja wojskowa długo się zastanawiała gdzie mnie
przeznaczyć. Przed tą komisją uczestniczyłem w bójce: z której dwie osoby odwieziono do szpitala.
Chciano mi dać szansę naprawy i zabrano mnie do armii Radzieckiej. 6 miesięcy odsłużyłem w
kijowskim województwie i zaczęła się wojna afgańska. Nikt mnie nie pytał czy pójdę wojować,
czy nie pójdę. Wsadzili nas do pociągu i powieźli, za tydzień znalazłem się na terytorium
Afganistanu. W Afganistanie odsłużyłem 20 miesięcy. Przez pierwsze 6 miesięcy zginęło z naszej
jednostki dwie trzecie żołnierzy. Tutaj pierwszy raz pomyślałem o Bogu, zwracałem się do Niego,
prosiłem u Boga pomocy. Bóg wyprowadzał mnie z takich sytuacji, z których już wyjścia nie było.
Tam gdzie moi koledzy umierali i zostawali kalekami, Bóg wyprowadzał mnie bez żadnych
obrażeń. Pewnego razu Bóg uczynił cud, nasz BTR załadowany był materiałami wybuchowymi, my
najechaliśmy na minę, wyrzuciło nas z drogi, skrzynia z 20 kg trotylu rozsypała się w proch a nie
detonowała. Kto tylko na to patrzył dziwił się i mówił, że to jest niemożliwe, że takiego czegoś nie
może być, że to cud Boży. Dzisiaj już wiem, że to była Boża ochrona nade mną.
Tutaj w Afganistanie pierwszy raz spróbowałem narkotyku, z początku paliłem haszysz,
później wstrzykiwałem sobie opium i wkrótce zrobiłem się uzależnionym narkomanem z naruszoną
psychiką. Myślałem, że przeszedłem najcięższe próby mojego życia, ale tak naprawdę to najgorsze
dopiero na mnie czekało. O Bogu więcej nie wspominałem. Moi koledzy też używali narkotyków i
pyszniliśmy się tym, uważaliśmy siebie za obrotnych, jeżeli nam były potrzebne pieniądze, to
kradliśmy je lub odbieraliśmy siłą i tak minęły dwa lata. Za kradzież państwowego majątku
zasądzono mnie na 4 lata pozbawienia wolności, wyrok odsiadywałem w województwie
roweńskim. W karnej strefie nie chciałem pracować, żyłem i kierowałem się prawami
złodziejskiego świata, z tego też powodu swój wyrok musiałem odsiedzieć do samego końca. Po
odsiedzeniu skazującego wyroku, wróciłem do domu. Do pracy z normalnymi ludźmi mnie nie
dopuszczano, a ja nawet nie znajdowałem tematu do rozmowy z nimi. Znowu zacząłem
wstrzykiwać sobie narkotyki, i trwało to całe 15 lat, przez całe te lata byłem w narkotycznym
upojeniu. Wiele razy próbowałem zmienić sposób swojego życia, ale zawsze ponosiłem porażkę.
Już z tego nie miałem żadnego zadowolenia, kłułem się tylko dlatego, aby nie cierpieć mąk ,
których nie byłem w stanie znieść. Dla mnie było obojętne jak zdobywać pieniądze, doszedłem do
tego, że narkotyku już nienawidziłem, on jednak rządził mną. Gdy zachodziłem bardzo daleko, moi
rodzice zgłaszali, aby mnie zabierano do ośrodka dla narkomanów na kurację odwykową. Ten
szpital był typu zamkniętego, z zakratowanymi oknami. Pewnego razu wyrwałem kraty,
wyskoczyłem z drugiego piętra i uciekłem, wiedziałem, że jak tylko wyjdę to od razu sobie
wstrzyknę narkotyk. W naszej wsi było około 40 osób, które sobie wstrzykiwały narkotyk, teraz
zostałem sam, wszyscy poumierali. Z dnia na dzień moje położenie robiło się gorsze, byłem czarny,
wyschnięty, ludzie mówili, że następnym umrzykiem to ja będę. W tym czasie nawet mnie Bóg
błogosławił, urodził mi się syn, a miałem już 39 lat. Gdy syn skończył półtora roku, pewnego razu
powiedział mi: tato już się ukłułeś. Po tym dobrowolnie chciałem uwolnić się od narkotyków i
pojechałem na leczenie do ośrodka dla narkomanów. Leczyłem się tam 27 dni, stan mój zrobił się
jeszcze gorszy niż przed leczeniem, zacząłem używać dużo nasennych tabletek. Medycyna
podpisała swoją bezsilnością, że moja choroba nie jest do wyleczenia. Moi porządni rodzice też w
niczym nie mogli mi pomóc. Miałem jeszcze brata, który za pieniądze chciał kupić dla mnie
uwolnienie, ale z tego nic nie wyszło. Wszyscy okazali się bezsilni, wyjścia nie było, pozostała mi
droga na cmentarz i do piekła.
Przed wyjazdem na leczenie do ośrodka dla narkomanów, mnie podarowali Ewangelię,
czytałem ją każdego dnia. U nas w domu była wielka biblioteka, czytałem dużo książek, ale na
Ewangelię nigdy nie natrafiłem, zrozumiałem, że ta księga i Słowa w niej napisane, mogą zmienić
moje życie. Lekarze nie dawali mi szansy, rodzice nie mogli mi pomoc, pieniądze nie rozstrzygały
tego problemu, i sam sobie nie mogłem pomóc,- wtedy Słowo Boże wskazało mi wyjście. Tego
wieczoru wszedłem do pustej sali, zamknąłem za sobą drzwi, klęknąłem na kolana i wołałem do
Boga. Wołałem: Boże jeżeli Ty jesteś, przyjdź, uwolnij mnie, i zbaw moją duszę. Okazało się, że
Pan Jezus Chrystus cały ten czas stał obok i czekał, kiedy ja zrozumiem, ż własnymi siłami ja
niczego nie zmienię. Gdy to zrozumiałem, zacząłem u Pana Jezusa prosić przebaczenia grzechów i
pokuty.
Bóg odpowiedział na moją modlitwę, bardzo trudno jest opisać ten stan i te odczucia, które
ja przeżywałem. Zamiast goryczy: przyszła miłość, radość, pokój i wolność. Teraz wiem że jestem
wolnym człowiekiem, nie tylko od narkotyków, ale także jestem wolny od wiecznych mąk.
Klęczałem na kolanach i płakałem z radości - dziękowałem Panu Jezusowi Chrystusowi, On w
jednej chwili uczynił to czego ja, ani inni ludzie nie mogli uczynić przez 20 lat. Następnego dnia
wypisałem się z ośrodka, był to sierpień 2002 roku. Pan odkrył moje duchowe oczy i na wszystko
co mnie otaczało patrzyłem po nowemu. Patrzyłem na tych samych ludzi z miłością, patrzyłem na
to za co można ich lubić, a nie na to co pokazywał diabeł.
W naszej wiosce znalazłem wierzących ludzi i codziennie chodziłem do nich na czytanie
Słowa Bożego i na modlitwę. Za trzy miesiące to jest 20 listopada 2002 roku, Pan Jezus Chrystus
ochrzcił mnie Duchem Świętym. Po tym wydarzeniu przez 10 dni nie kładłem się spać, obawiałem
się, aby nie przespać tego cudowny stanu, danego nam tylko w Jezusie Chrystusie. Nie chodziłem,
ale latałem na skrzydłach wiary, dopiero teraz mam doskonałą radość i ona zawsze jest ze mną.
Moja żona widząc te wielkie przemiany w moim życiu zaczęła chodzić na nabożeństwa, w
krótkim czasie pokutowała. Święty Chrzest Wodny przyjmowaliśmy w jeden dzień, było to 15
maja 2003 roku. Do naszego domu, do naszej rodziny wszedł Pan Jezus Chrystus, a wraz z nim
weszła miłość, radość, pokój i wszystko co jest czyste i święte. Pan zmienił naszą rodzinę, drzwi
naszego domu odkryte są zawsze dla takich, którzy szukają Pana i pragną słyszeć Jego Święte
Słowo. Codziennie przychodzą do nas bracia i siostry na modlitwę, w Zborze pełnię służbę
kaznodziei, Ewangelię chcę głosić ponad wszystko, chcę nieść ludziom dobrą nowinę, chcę mówić
im o drodze zbawienia. Na ulicy często zatrzymują mnie ludzie, zadają mi pytania, Pan zawsze daje
mi Słowo dla każdego z nich. Ja i moja rodzina chcemy iść za Panem dokąd by nas nie posłał.
Dziękuję Panu Jezusowi Chrystusowi, za cud który On uczynił w naszej rodzinie, za to że wykupił
nas, przebaczył nam, omył Swoje Świętą Krwią, oczyścił od wszelkiego grzechu i wprowadził na
Świętą Drogę - która prowadzi do samego nieba.
Dymitro Moskalec
Zgłoś jeśli naruszono regulamin