Parachute ~ 1 - 6.pdf

(304 KB) Pobierz
693763130 UNPDF
Parachute
Autor: KitsuShel
Tłumaczenie: klaudia7161 (nowa nazwa chomika ~ Bellamy_)
Beta: IsabellaShyer
1
693763130.001.png
...
Chcę zabrać cię ze sobą
By przestać żyć dniami przeszłymi
Możemy zacząć znowu przebudzeni i tacy podekscytowani
I zmienić drogę, którą zawsze suniemy
Zawsze suniemy
Otworzę się i będę twoim spadochronem
I nigdy nie pozwolę ci upaść
Więc otwórz i bądź mym ludzkim aniołem
I tylko uderzymy w ziemię
Biegnąc
Parachute ~ Train
...
O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O
Prolog
O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O
Biorąc przez nos głęboki wdech, Bella zaparkowała samochód na bocznej drodze, tuż przed
długim podjazdem. Zerkając na lusterko, spojrzała na swojego ośmioletniego syna. Jego noga
drgała kiedy wyglądał przez okno, nerwowy tik, którego nauczył się od niej. Przebiegł dłonią po
swojej szopie niesfornych, brązowych włosów z brązowymi pasemkami przebiegającymi przez nie.
Jego szmaragdowo zielone oczy szybko mignęły w jej stronę, przed tym jak odwróciły spojrzenie
od okna. Znała dzieciaka jak własną kieszeń. Mimo wszystko był jej najlepszym przyjacielem.
Jack? Wszystko w porządku? - Bella zapytała cicho. Przytaknął szybko.
Tylko zdenerwowany, Ma, wiesz? - odpowiedział zerkając na nią.
Bella przytaknęła, rozumiejąc. Znajdowali się dalej niż półmetek po drugiej stronie kraju,
tak daleko od domu. Tutaj, tylko kilometry od Chicago, była rodzina, której Jack nie widział od
ponad pięciu lat. Nikt z nich nie wiedział czego się spodziewać od kiedy była zbyt zdenerwowana,
aby zadzwonić lub choćby z kimś porozmawiać. Cała to podróż wynikła pod wpływem
chwilowego impulsu. Jak tylko prywatny detektyw, którego zatrudniła, Jay Jenks, odnalazł rodzinę
Cullenów. Bella zarezerwowała bilety do Chicago, bez żadnego przemyślenia. Teraz była
wyniszczona wątpliwościami.
Może było lepiej dać im spokój, zastanawiała się. Jack był jej synem. Nie było możliwości,
aby być przygotowanym do tego, co czekało ich po zapukaniu w drzwi. Czy dałaby radę się nim
dzielić? Czy dałaby radę go oddać?
Serce Belli od razu przyspieszyło i biło w jej klatce piersiowej jak młot. Wiedziała, że
ostatnia opcja nie wchodziła w grę. Nie potrafiłaby przetrwać bez niego. Był jej życiem.
Załączając z powrotem silnik i wjeżdżając na drogę, korciło ją, aby po prostu zawrócić,
skierować się na lotnisko i odlecieć do ich małego, przytulnego trzypokojowego domku koło
Seattle. Bella wiedziała, że nie mogła tak postąpić i że Jack zasługuje na to, aby stanąć twarzą w
twarz ze swoją przeszłością i zjednać z teraźniejszością. Zjawiła się na kilometrowym podjeździe i
zaparkowała przed ogromnym trzypiętrowym domem. Z kolejnym głębokim wdechem, Bella
wyłączyła silnik i odpięła swój pas, Jake zrobił to samo. Po wydostaniu się z siedzenia kierowcy,
podeszła do miejsca gdzie jej chłopiec już stał przy drzwiach pasażera. Nawet nie patrząc sięgnął po
rękę matki, mając utkwiony wzrok w domu. Idąc po schodach, które prowadziły do tarasu, który
był duży i podtrzymywał huśtawkę po drugiej stronie, zawinął swoją małą rączkę w jej. Dom był
biały z niebieskimi akcentami. Można było poczuć w nim akcent Południa.
– Jesteś gotów? - zapytała Bella patrząc na Jack'a. Przytaknął zdenerwowany.
– Czuję się, jakbym miał zaraz rzygnąć. - zajęczał słabo. Stłumiła śmiech, dziękując w duszy
za małą przerwę od napięcia.
– No, to idziemy. – wyszeptała naciskając palcem na dzwonek do drzwi.
To był początek. Po tym, ich życie mogło się dramatycznie zmienić, wiedziała o tym. Bella
modliła się tylko o to, aby zmieniło się na dobre, nie na złe.
...
O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O
...
~ Rozdział Pierwszy
23 Wrzesień, 2005
– Bello! Rusz się dziewczyno, albo się spóźnisz!
Jęcząc, Bella Swan przewróciła się i wyglądnęła spod kołdry, aby sprawdzić godzinę na
swoim stoliku nocnym. [7:38]
– Cholera, cholera, cholera! - krzyczała, wyskakując z łóżka. - Głupi, pieprzony alarm. Achh,
spóźnię się!
Naprędce chwyciła parę dżinsów, wynoszoną koszulkę Rolling Stones'ów i czystą bieliznę
ze suszarki i pośpieszyła z pokoju do łazienki. Jej ojciec, Charlie, z uśmieszkiem na twarzy opierał
się o ścianę pomiędzy dwoma pokojami.
Zaspałaś, kochanie?
Bella odburknęła i zamknęła drzwi od łazienki z furknięciem. Po szybkim przebraniu się i
umyciu zębów, wzięła głęboki oddech i spojrzała w lustro czesząc swoje długie, ciemnobrązowe
włosy. Miała okrągłe, duże oczy koloru czekolady. Była blada, a jej uśmiech mógł rozjaśnić pokój,
choć ona myślała, że był raczej zwyczajny. Zaczesując włosy w kucyk, wróciła do pokoju
zabierając plecak.
Charlie stał w bladej, żółtej kuchni i zabezpieczał pokrywkę na termosie córki, który był
teraz cały wypełniony gorącą czekoladą, wybranym przez nią rannym napojem. Wszedł do holu
kiedy ona schodziła ze schodów. Uśmiechnęła się i uściskała go.
– Dziękuję, tatusiu! Uratowałeś mi życie!
Charlie zarumienił się delikatnie i podrapał po karku, odprowadzając ją do drzwi
wejściowych.
Przywitaj się i pozdrów Alice i Angelę ode mnie.
Alice Brandon i Angela Weber były dwiema najbliższymi przyjaciółkami Belli. Wszystkie
w trójkę uczęszczały do Fork's High School i zdecydowały się brać przez dwa lata kilka lekcji na
Uniwersytecie Port Angeles przed przejściem do University of Washington. Matka Angeli zmarła,
pozostawiając opiekę jej i panu Webber'owi nad jej jedenastoletnim braciom bliźniakom. Angela
czuła się lepiej czekając, aż chłopcy zaczną liceum przed jej przeniesieniem do kampusu UW w
Seattle. Bella i Alice zdecydowały podążyć za decyzją ich przyjaciółki i pozostać w domu trochę
dłużej.
Wskakując do swojego obitego, starego Chevy Camaro, który był prezentem urodzinowym
na szesnaste urodziny od Charliego, Bella zaczęła jechać w stronę Port Angeles. Jeśli tylko mogłaby
sprawić, że Bessie osiągnie limit swojej prędkości, może zdążyłaby dotrzeć tam na czas.
Prawie cztery godziny później, Bella wyłoniła się z budynków należących do Sztuk
Pięknych. Półtorej godziny zajęło jej dotarcie tam, a kolejne dwie zajęcia z dziennikarstwa, na
których była zbzikowana i głodna. Na szczęście miała spotkać dziewczyny zaledwie kilka bloków
stąd w małej kawiarence, sarkastycznie nazwanej „Późne Śniadanie”. Pokonując dziarsko odległość
dzielącą ją od kafejki, Bella rozsunęła swój telefon, aby sprawdzić wiadomości. Dwa połączenia
nieodebrane, jedno od Alice, a drugie od jej coś-w-stylu-chłopaka, Jacob'a. Ona i Jake byli
przyjaciółmi od piaskownicy i przestawili się na lekki związek. To było bardziej jak chodzenie z
najlepszym przyjacielem niż chłopakiem. Chociaż nie brakowało prób Jake'a do dostania się do jej
majtek. Po prostu nie była pewna czy był to krok, który ona chciała zrobić z nim. Alice była
wszystkim dla zatracającej ją Vcard* i stawania się „dorosłą”. Angela była jej całkowitą
przeciwnością, wygrywała decydując, aby czekać na tę właściwą osobę.
Otwierając drzwi do kawiarenki włożyła z powrotem telefon do kieszeni i zdecydowała, że
oddzwoni do niego później. Pomachała do Jodie stojącej przy kasie i podeszła do ich „własnego”
stolika przy oknie. Upuszczając torbę na podłogę z westchnięciem wślizgnęła się na krzesło.
– Uch, nienawidzę szkoły. Dlaczego zapisałam się znowu na te zajęcia o 9:00 rano? - jęknęła
kładąc głowę na ręce położonej na stole.
Alice zachichotała.
– Ponieważ musisz zaliczyć? - Angela odpowiedziała jej. Brzuch Belli zaburczał, a kelner
pojawiła się, jakby na zawołanie.
– Dla pań to, co zawsze? - zabrzmiał głęboki, dźwięczny głos o południowym akcencie. Bella
spojrzała w górę i uśmiechnęła się bez przekonania do Jaspera, który pracował tu pomiędzy
uczeniem się i chodzeniem do szkoły prawniczej. Był również chłopakiem Alice.
– Tak, poproszę Jazz! - Bella uśmiechnęła się do niego. Jasper był wysoki, miał około 195 cm
wzrostu, kudłate włosy koloru miodu, które zakręcały się wokoło jego uszu i lodowo-niebieskich
oczu. Był miłym mężczyzną z luźnym i spokojnym usposobieniem. Komplementował super
chochlikowato-podobne nastawienie Alice. Każdy mógł poczuć promieniującą od nich miłość,
kiedykolwiek tylko byli razem. Bella była w całkowitej zgrozie w związku z ich związkiem, być
może z zazdrości. Nigdy nie powiedziałaby tego Alice, ale ona i Jasper byli głównym powodem
tego że nie mogła się przespać z Jake'em. Była całkowicie pewna, że go nie kocha bardziej niż
przyjaciela; chciała oddać siebie komuś kto by ją kochał i traktował tak jak Jasper Alice. Kiedy
była dzieckiem, jej rodzice cały czas się kłócili, dopóki jej matka nie odeszła i zostawiła ich kiedy
Bella miała 10 lat. Renee Swan była trochę roztrzepana i miała coś z wolnego ducha, ale nikt nie
mógł się spodziewać, że odejdzie i porzuci swoją małą córeczkę oraz tego, że nigdy po nią nie
wróci. Stało się to prawie dziewięć lat temu i nikt nie miał wieści od Renne, innych niż okazjonalne
pocztówki przesyłane do Belli, począwszy od egzotycznych lokalizacji skończywszy na małych
miasteczkach.
– Tak się cieszę, że dzisiaj jest piątek! Co robimy w ten weekend, panie? - Alice zaćwierkała
kiedy Jasper odszedł po zamówione jedzenie.
Angela uśmiechnęła się i potrząsnęła głową, wiedząc już, że zrobi cokolwiek co Alice
zaproponuje. Bella w zamyśleniu chwyciła zębami dolną wargę.
– Mam obiad w sobotę wieczorem z tatą i Sue. - odpowiedziała Bella – Myślę, że w końcu
powiedzą mi, że on się jej oświadczył, a ona się wprowadza. - Bella potrząsnęła głową i
uśmiechnęła się.
Sądzili, że są takim sekretem, ale syn Sue, Seth, był najlepszym przyjacielem Jacoba i
wygadał się jej w zeszłym tygodniu.
Sue była słodką, dobrotliwą kobietą, która mieszkała w rezerwacie Quileute niedaleko Forks.
Jej mąż, Harry, był jednym z najlepszych przyjaciół taty od ponad dziesięciu lat, aż do dnia
śmierci,
około pięciu lat temu. Mieli dwójkę dzieci, Seth'a, który miał szesnaście lat i Leah, która miała
dziewiętnaście i była w wieku Belli. Seth był uroczy i odziedziczył po matce słodkie usposobienie.
Leah, natomiast była zła i większość czasu spędzała na rozżalaniu się z powodu związku jej matki z
Charliem.
_________
Vcard – karta dziewictwa.
– Oooch, mam nadzieję, że pozwolą mi pomóc z przygotowaniami do ślubu! - Alice uściskała
mnie i zaklaskała rękami. Angela zaśmiała się z podekscytowania przyjaciółki. Alice zawsze
ekscytowała się bez powodu do organizowania imprez.
– Może wszystkie wybrałybyśmy się jutro rano do Seattle i zrobiły zakupy na tę specjalną
okazję? - zaproponowała Alice. Bella parsknęła.
– Jakbyś potrzebowała jakiś powodów do zakupów? - zapytała się podnieconej przyjaciółki.
Alice miała przyzwoitość uśmiechnąć się z małym zakłopotaniem.
– Zgłaszam się na listę – zakomunikowała Angela. - Jest taka książka, którą chciałabym
odebrać, to zajmie tylko chwilkę, a wycieczka do miasta może być fajna.
Bella pokiwała głową w akcie zgody. Wszystkie przepracowywały się przez ostatnie kilka
tygodni, przygotowując się na finał. Zasługiwały na przerwę. Jasper i Jacob pracowali przez cały
weekend, jak zwykle zresztą, więc mogłoby być miło mając kobiecy dzień.
– Więc mamy plan, kobitki. Teraz przetrwajmy tylko przez resztę dzisiejszych zajęć przed tym
jak będziemy za bardzo podekscytowane weekendem. - Bella mrugnęła do przyjaciółek.
...
O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O_o_O
...
Następnego popołudnia Bella znalazła siebie przebieraną w przymierzalnie przez swoją
niską i rządzącą się przyjaciółkę.
– Alice – zajęczała – to tylko obiad z moim tatą i jego dziewczyną. Dlaczego potrzebuję nowy
strój? Wiesz jak bardzo nienawidzę tego typu gówna.
Angela siedząc na krześle zachichotała, kartkowała właśnie kupioną książkę.
– Och, Bells! - Alice wykrzyczała – Co ja z tobą pocznę? Zapamiętaj moje słowa, pewnego
dnia ZROBIĘ z ciebie zakupoholiczkę! - Bella się zaśmiała.
Podniosła drobną, czarną sukienkę bez ramiączek, którą Alice przyniosła ze sobą.
– Wiesz Alice, że jeśli jutro to włożę, Charlie dostanie zawału.
– Prawda, ale to nie znaczy, że nie możesz jej przymierzyć i może zachować ją na inny dzień!
Każda dziewczyna powinna posiadać małą czarną.
– Alice – Bella westchnęła - kochanie, myślę że to można by zakwalifikować do chusty, a nie
do sukienki.
Nagle, ich konwersacja została przerwana przez wysoki odgłos pisku. Wystawiając głowę z
przymierzalni, Bella zobaczyła małą, około siedmioletnią dziewczynkę, która ciągnęła za wieszak
sukienkę i którą proszono, żeby go puściła.
– Nie, nie chcę iść! Chcę nową sukienkę! - krzyczała na wyglądającą na znużoną kobietę. Ona
zaś, wywróciła oczami i szarpnęła dziewczynkę za ramię.
– Cholera by cię wzięła, jesteś taka irytująca. Dlaczego nie możesz po prostu usiąść i zamknąć
się za dwie minuty, kiedy ja coś przymierzę? Naprawdę nie wiem dlaczego do cholery zawracam
sobie tobą głowę? - kobieta odepchnęła dziewczynkę od wieszaka, a Bella odwróciła się ze złością
w oczach i popatrzyła na przyjaciółki. Angela wyglądała na smutną, a Alice kręciła głową.
– Właśnie dlatego, nigdy nie będę miała dzieci. - skomentowała – Są takie głośne i jęczą.
Angela potrząsnęła kłową. - Tak, jak ty, hę? - Alice zagarnęła najbliższą w pobliżu niej
rzecz, jak się okazało był to but i chichocząc cisnęła nim w Angelę.
– Serio, chociaż, - zaczęła Angela – to nie wina dziecka, że matka nie może się skupić,
wysłuchać i mówić do niej uprzejmie. Dawałam radę gorszym temperamentom chłopców, których
stać na wiele więcej niż to. Nie rozumiem niektórych ludzi. Po co mieć dziecko, jeśli masz być
wredna, albo mówić do niego źle?
Bella westchnęła myśląc o swojej własnej matce. Zapamiętała Renee jako słodką i miłą,
robiąca ciasteczka w każdy weekend. Bliższe wspomnienia jakie posiadała o swojej mamie to
wieczne kłótnie i krzyki z jej ojcem. Następnie, Renee mogłaby wyładowywać swoją frustrację na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin