03.TOMEK NA WOJENNEJ SCIEŻCE.pdf

(1119 KB) Pobierz
Microsoft Word - Szklarski Alfred - Tomek na wojennej ścieżce
ALFRED SZKLARSKI
Tomek na Wojennej Ścieżce
NIEOCZEKIWANY NAPAD
Ognisto-krwisty mustang drugimi susami pędził przez rozległą prerie. Jeździec siedzący na
nim pochylił się nisko do przodu, aby obszernym rondem wyszywanego srebrem sombrera
osłonić twarz przed smagnięciami wiatru. Półdziki szlachetny rumak z nieokiełznaną pasją
przeskakiwał pojawiające się na jego drodze kolczaste kaktusy, zręcznie omijał wykroty i
gnał przed siebie, brzuchem po purpurowej szałwi porastającej szeroką równinę wiatru upajał
jeźdźca i wierzchowca.. Długo mknął wlokąc za sobą po stepie wydłużony cień.
Zaraz człowiek uniósł głowę. Wydal okrzyk radości, a następnie ostro ściągnął cugle
wierzchowca. Musiał posiadać niezwykłą zręczność i siłę, gdyż osadzony na miejscu mustang
czterema kopytami zarył się w ziemie. Przez krótka chwilę okazywał niezadowolenie;
przysiadł na zadzie, stawał dęba, lecz wprawne dłonie jeźdźca szybko zmusiły go do
posłuszeństwa.
Młody człowiek lewą ręką zsunął do tyłu filcowy kapelusz o szerokich kresach, który
opadł mu na plecy, zawisając na rzemieniu przełożonym pod brodą. W ogorzałej od słońca
twarzy błysnęły wesołe, jasne oczy. Teraz z większym prawdopodobieństwem można było
ocenić jego wiek. Mógł mieć około szesnastu lub siedemnastu lat, chociaż z postawy
wyglądał na dziewiętnaście. Wrażenie to wywoływały jego szerokie bary, wysoki wzrost oraz
wyrobione mięśnie, uwydatniające się pod obcisłą, barwną koszulą flanelową.
Jeździec uspokoił rumaka, po czym z uwagą spojrzał przed siebie na południe, gdzie wśród
grupy poszarpanych skal wystrzelała ku niebu dość wysoka góra — cel jego porannej
wycieczki. Wznosiła się na samym pograniczu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i
Meksyku. Z jej właśnie szczytu zamierzał przyjrzeć się bliżej meksykańskiej ziemi, której
północne rubieże, ze względu na częste napady rabunkowe i utarczki zbrojne, zwano
“wiecznie płonącą granicą”.
Z miejsca, w którym zatrzymał się jeździec, można było dokładnie odróżnić linie załomów
na stokach góry. Wyraziście też rysowały się potężne kaktusy, pokaźniejsze krzewy szałwi
oraz głazy zalegające sam wierzchołek.
Mimo to chłopiec nie dal się zwieść wzrokowemu zbudzeniu, któremu łatwo ulec przy
ocenianiu odległości w nadzwyczaj przejrzystym powietrzu stepowym. Góra oddalona była
od niego jeszcze o trzy lub cztery kilometry, postanowił wiec zwolnić tempo jazdy, aby
zachować siły rumaka na drogę powrotna Lekko dotknął szyi mustanga, pół-dziki
wierzchowiec posłusznie ruszył stępa.
Chłopiec bacznie rozglądał się po okolicy. Bliskość Meksyku budziła w nim niezwykłą
ostrożność. Nie mógł lekceważyć słów doświadczonego szeryfa Alana, wyraźnie
ostrzegającego, iż na pograniczu stale należy mieć się na baczności. Chociaż pomiędzy
obydwoma państwami już od wielu lat panowały pokojowe stosunki, zbrojne oddziały,
złożone z Meksykanów i Indian meksykańskich, często przemykały się na stronę
amerykańska w celu zagarnięcia stada bydła lub owiec, a czasem wzięcia do niewoli dzieci,
które potem przymusowo zatrudniano na ranczo. Te lokalne najazdy niespokojnych sąsiadów
pobudzały Amerykanów i Indian przebywających w nadgranicznych rezerwatach 1 [ 1 Rezerwaty
— terytoria wydzielane przez europejskich kolonizatorów krajowcom w Ameryce Północnej i Południowej, w
Afryce i Australii. W Stanach Zjednoczonych proces wypierania Indian z terenów wschodnich, najbardziej
urodzajnych, zapoczątkowany został na przełomie XVIII i XIX w. Prezydent Jefferson postulował usunięcie
wszystkich Indian z terenów na wschód od Missisipi, a jego następcy prowadzili podobną politykę. W 1763 r.
Kongres zatwierdził wreszcie utworzenie Indiańskiego Kraju (Indian Territory), obejmującego tereny
dzisiejszych stanów Oklahoma, Kansas, Nebraska, Dakota Północna i Południowa. Na mocy tej ustawy obszary
na zachód od Missisipi miały być oddane na wieki pięciu tzw. cywilizowanym narodom; Czikasawom,
Czirokezom, Kri, Seminolom i Czoktawcom. Przymusowe przenoszenie Indian pół-osiadłych. rolniczych na
obszary często wrogich im plemion koczowniczo-myśliwskich powodowało ostre walki między plemienne i
przyniosło wiele ofiar. W Traverse des Sioux w 1851 r. wymuszono na Saniee Dakotach zrzeczenie się części
ziem. W tym samym czasie w Forcie La Ramie plemiona Równin Wewnętrznych pod naciskiem rządu
przyrzekły nie napadać na emigrantów na Szlaku Oregoriskim i uznały prawo rządu do budowania dróg i fortów
wzdłuż Szlaku w Indiańskim Kraju. Po tym złamaniu zasady nienaruszalności Kraju szybko następowały dalsze
ograniczenia popierane użyciem siły. Coraz mniej ziemi zostawiano Indianom, aż w 1907 r. wszystkie plemiona
osadzono w rezerwatach. ] do odwetu, a nieraz nawet do zaczepnych kroków. Trwała tu więc
ustawiczna walka podjazdowa, w której nie brak było krwawych ofiar.
Młody Polak, Tomek Wilmowski — on to bowiem byt owym samotnym jeźdźcem — nie
lękał się niebezpieczeństw. Nie lubił jednak lekkomyślnie narażać się na nie, ponieważ
doświadczenie nabyte podczas włóczęgi po świecie uczyniło go roztropnym i rozważnym.
Tomek zaledwie od tygodnia przebywał w Nowym Meksyku 2 [ 2 Nowy Meksyk — kraina Indian.
Ziemia odkryta w 1539 r. przez Marcowa de Niza i badana przez ekspedycję Coronada. Po 1821 r. Nowy
Meksyk słał się prowincja niepodległego Meksyku. Na mocy traktatu Guadalupe Hidalgo z 1848 r., kończącego
wojnę Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi, prowincja ta została włączona do USA jako terytorium obejmujące
Arizonę i cześć Kolorado, i 1912 r. terytorium Nowy Meksyk wstąpiło jako stan do Unii Stanów Zjednoczonych.
Podczas pobytu Tomka na pograniczu amerykańsko-meksykanskim jeszcze trwały niepokoje i wzajemne
napady. ] tutaj, według zapewnień ojca, powinien całkowicie odzyskać siły, nadwątlone po
stratowaniu przez rozjuszonego nosorożca afrykańskiego podczas ostatniej wyprawy
łowieckiej w Ugandzie 3 [ 3 Przygody Tomka podczas poprzednich wypraw opisane zostały w powieściach.
Tomek w krainie kangurów i Tomek na Czarnym Lądzie. ]. Kilkumiesięczny wypoczynek w Anglii
pozwolił mu już zapomnieć o ciężkiej chorobie i gdy nadarzyła się okazja do wyjazdu na
daleki Dziki Zachód 4 [ 4 Daleki Dziki Zachód (Far Wild West) — nazwa terytoriów znajdujących, się w
zachodniej części Stanów Zjednoczonych A. P., pochodząca z okresu, kiedy ziemie te przeważnie zamieszkiwali
wojowniczy Indianie. ] , skwapliwie przyjął propozycje ojca.
Miał ku temu dwa powody. Po pierwsze, poznana wcześniej w niezwykłych
okolicznościach w Australii młodsza od niego Sally, udając się obecnie do szkoły w Anglii,
zatrzymała się po drodze na dłuższy wypoczynek u swego stryjka zamieszkałego w Nowym
Meksyku. Tomek miał spędzić z nią wakacje w nadzwyczaj zdrowych warunkach
klimatycznych, a potem wspólnie odbyć powrotną drogę do Anglii. Po drugie — Tomek, jego
ojciec oraz ich dwaj przyjaciele, Smuga i bosman Nowicki, wciąż trudnili się łowieniem
dzikich zwierząt dla wielkiego przedsiębiorstwa Hagenbecka, dostarczającego do ogrodów
zoologicznych i cyrków różne okazy fauny świata. Hagenbeck cenił odważnych Polaków,
ponieważ zawsze bez wahania podejmowali się trudnych zadań. Kiedy dowiedział się, że
Wilmowski ma zamiar wyprawić swego przedsiębiorczego syna w podróż do Stanów
Zjednoczonych, postanowił powierzyć mu pewną misję. Zaproponował Tomkowi, aby
zwerbował tam trupę Indian, którzy za odpowiednim wynagrodzeniem zgodziliby się brać
udział w przedstawieniach cyrkowych. Wszak Indianie byli powszechnie znani ze wspanialej
tresury mustangów i brawurowej jazdy. Oryginalny obóz indiański, przeniesiony w całości do
Europy, na pewno wzbudziłby duże zainteresowanie. Przecież jeszcze pamiętano heroiczne
walki czerwonoskórych wojowników z lat 1869-1892, toczących do ostatka zaciekły bój o
utrzymanie swojej wolności Nazwiska nieustraszonych wodzów, jak: Siedzący Byk,
Czerwona Chmura. Cochise i Geronimo 5 [ 5 Siedzacv Byk (Silling Bull) i Czerwona Chmura {Red Cloud)
byli wodzami szczepu Siuksów (Sioux); natomiast Cochise i Gerommo przewodzili szczepom Apaczów
(Apache) ] stały się symbolem bohaterstwa Indian.
Tomek Wilmowski udając się na tak długo oczekiwane spotkanie ze swoją młodą
przyjaciółką, z radością przyjął propozycje Hagenbecka. Wszak w ten sposób mógł osobiście
poznać dzielnych Indian, dla których zawsze odczuwał duży szacunek. Oczywiście ojciec
Tomka obawiał się wysłać zbyt nieraz porywczego syna na samodzielną długą wyprawę, toteż
jako opiekun wyruszył z nim jego najserdeczniejszy druh, bosman Nowicki.
Dwaj przyjaciele od tygodnia przebywali w gościnie u stryja Sally, szeryfa Allana,
Tomkowi nigdy nie ciążyła opieka dobrodusznego marynarza. Obaj byli niespokojnymi
duchami i obaj przepadali za przygodami. W dodatku olbrzymi bosman od chwili przybycia
na ranczo Allana spędzał większość czasu w towarzystwie ładnej i przemiłej Sally, zważając,
aby nie stała się jej jakakolwiek krzywda. Dingo, wierny pies Tomka, również przypomniał
sobie widocznie, że to właśnie mała Australijka była jego pierwszą panią, gdyż nie
odstępował jej na krok. Tomek korzystał wiec z całkowitej swobody. Już w pierwszych
dniach rozpoczął samotne wypady konne, aby dokładnie poznać okolice oraz nawiązać
przyjazne stosunki z Indianami mieszkającymi w pobliskich rezerwatach.
Obecnie w doskonałym humorze zbliżał się do celu porannej wycieczki. Cieszył się, że
wkrótce ujrzy meksykańską ziemię, znaną mu już trochę z książek polskiego podróżnika
Emila Dunikowskiego 6 [ 6 Dr Emil Dunikowski, profesor lwowskiego uniwersytetu, przy końcu XIX w.
przedsiębrał naukowe podróże do Sianów Zjednoczonych i Meksyku. Przewędrował Siany Zjednoczone ze
wschodu na zachód; przebywał w Górach Skalistych, Nowym Meksyku i Arizonie. Przeżywał niezwykłe
przygody wśród Indian i poszukiwaczy złota, a gdzie tylko zetknął się z polskimi emigrantami, wiek opowiadał
im o odległej Ojczyźnie. Razem z Polakiem Witoldem Szyszlą zapuścił się daleko na trzęsawiska Florydy
zamieszkane przez Indian Seininolów. Dunikowski przemierzył Meksyk wszerz i wzdłuż, czyniąc wszędzie
ciekawe spostrzeżenia. Później napisał szereg interesujących książek. a miedzy innymi: Meksyk i szkice z
podróży po Ameryce i Od Atlantyku poza Góry Skaliste ] , który odbywał wyprawy badawcze do Stanów
Zjednoczonych oraz Meksyku. a potem szczegółowo opisywał swe spostrzeżenia i przygody.
Samotna góra stawała się obecnie z każdą chwila wyższa, coraz szerzej przełamała
horyzont zasnuty liliową mgiełka. Wkrótce Tomek znalazł się tuż u jej stóp, Z łatwością
odszukał wąską ścieżkę wiodącą na szczyt. Bez chwili wahania skierował na nią
wierzchowcu, lecz zaledwie rzucił okiem na ziemię, natychmiast ściągnął cugle. Lekko
zeskoczył z siodła. Nie wypuszczając z dłoni arkanu przywiązanego do uzdy konia, pochylił
się nad spostrzeżonymi przed chwilą śladami, wyciśniętymi na żwirowatej ścieżce.
Ho, ho! Ktoś już dzisiaj jechał tędy przede mną! Mógłbym się nawet założyć, że to
Indianin — rozmyślał — Tylko czerwonoskórzy nie podkuwają swoich koni. Czego on szuka
o tak wczesnej porze na samej granicy? Przyjechał z północy, jest więc mieszkańcem Stanów
Zjednoczonych. Hm, dziwne wydaje mi się, że w biały dzień opuścił rezerwat. Lepiej
wycofam się stąd jak najprędzej.
Zaraz jednak porzucił te myśl. Rozważył swe położenie: Odwrót przed samotnym,
prawdopodobnie bezbronnym Indianinem zakrawałby na tchórzostwo. Nie mógł do tego
dopuścić. Przecież nie brakowało mu odwagi. Cóż z tego, że w bezludnym miejscu napotkał
indiański ślad? Może to był kowboj zatrudniony u któregoś z ranczerów? Może właśnie
poszukiwał zagubionego bydła? Szczyt góry był doskonałym punktem obserwacyjnym. Poza
tym Tomkowi wydawało się, że jeżeli będzie unikał spotkań z Indianami, to nigdy nie
wypełni misji powierzonej mu przez Hagenbecka. Szeryf Allan, jak wszyscy starsi ludzie, na
pewno trochę przesadzał z tymi niebezpieczeństwami czyhającymi na pograniczu. Wystarczy
zachować ostrożność, a wszystko będzie w porządku.
Uspokojony, wprowadził konia miedzy kaktusy. Wyszukał miejsce porosłe kępkami trawy
i tam przywiązał mustanga do gałęzi krzewu szałwiowego. Poprawił pas z przytroczoną do
niego pochwą z rewolwerem, aby móc w każdej chwili sprawnie wydobyć broń, po czym
zawrócił na ścieżkę. Nie tracąc czasu na dalsze zastanawianie się, ruszył za śladami
pozostawionymi przez nie podkutego konia. Po kilkudziesięciu krokach trop zbaczał ze
ścieżki w krzewy szałwiowe i ginął. Dopiero kilka metrów powyżej tego miejsca odszukał na
ścieżce siady stóp obutych w mokasyny.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin