Salvatore - Dziedzictwo Mrocznego Elfa 4 - Droga do świtu.pdf
(
1362 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Salvatore R.A. - Dziedzictwo Mrocznego Elfa 4 - Droga do \234\205)
R. A. Salvatore
Droga do
witu
(Passage To Dawn)
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
PROLOG
Była pi
kna, zgrabna, miała blad
skór
, a jej g
ste, l
ni
ce włosy opadały do połowy nagich
pleców.
miało dzieliła si
swoim wdzi
kiem, przekazywanym mu poprzez delikatny dotyk. Tak
delikatny. Drobne, pełne energii palce pie
ciły jego brod
, szcz
k
, szyj
.
Ka
dy jego mi
sie
napi
ł si
, a on próbował odzyska
kontrol
, walczył z kusicielk
resztk
siły woli, która pozostała w nim po tych wszystkich latach.
Nie wiedział nawet, dlaczego wci
si
opierał, w jego
wiadomo
ci nie pozostało nic, co ten
inny
wiat, prawdziwy
wiat, mógł mu ofiarowa
, by utrzyma
jego uparte stanowisko. Co w tym
miejscu było dobre, a co złe? Jaka mogła by
cena przyjemno
ci?
Có
wi
cej musiał da
?
Jego napi
ta na mi
niach skóra była delikatnie muskana. Dostał g
siej skórki w miejscach,
po których przesun
ły si
palce. Wzywaj
c go, zmuszaj
c go do poddania si
.
Poddania si
.
Poczuł, jak jego wola odpływa. Walczył ze swoim uporem. Nie było powodu, by si
opiera
.
Mógł mie
mi
kk
po
ciel i wygodne posłanie. Zapach – ten paskudny smród, tak okropny,
e
nawet przez te wszystkie lata nie zdołał si
do niego przyzwyczai
– mógł zosta
usuni
ty.
Mogła to zrobi
dzi
ki swojej magii. Przyrzekła mu to.
Poło
ył si
, przymkn
ł swoje oczy i poddał si
dotykowi, odczuwaj
c go teraz znacznie
wyra
niej ni
dot
d.
Usłyszał jej warkni
cie, dziki, zwierz
cy odgłos.
Rozejrzał si
. Byli na brzegu półki skalnej, jednej z wielu rozrzuconych na poszarpanym,
wznosz
cym si
terenie, który trz
sł si
, jak gdyby był
yj
c
istot
, oddychaj
c
i
miej
c
si
z niego, kpi
c
. Byli wysoko, wiedział o tym. Parów rozci
gaj
cy si
za półk
był szeroki, a nie
widział wi
cej ni
kilka metrów poni
ej kraw
dzi. Kraj obraz nikn
ł w ustawicznie wiruj
cej
szaro
ci, całunie dymu.
Otchła
.
Tym razem on warkn
ł, lecz d
wi
k nie był dziki, nie pierwotny, lecz wynikał z rozs
dku,
z moralno
ci, tej drobnej iskierki tego, kim był kiedy
. Chwycił jej r
k
i odsun
ł, wykr
caj
c j
.
Oparła si
z sił
, która potwierdziła jego wspomnienia, poniewa
była nadnaturalna, znacznie
przewy
szała mo
liwo
ci, które mogła dawa
jej budowa.
Jednak on wci
był silniejszy i odsun
ł dło
, obrócił j
i spojrzał na ni
.
G
ste włosy lekko si
wzburzyły i przebił si
przez nie jeden z jej małych, białych rogów.
– Nie, mój kochanku – mrukn
ła. Pot
ga jej wypowiedzi prawie go złamała. Jej głos,
podobnie jak siła fizyczna, niósł w sobie wi
cej, ni
mogło by
uznane za naturalne. Głos ten
zawierał w sobie wielkie kłamstwo, jakim było całe to miejsce.
Z jego warg wyrwał si
krzyk i z cał
swoj
sił
pchn
ł j
do tyłu, zepchn
ł z półki.
Z jej pleców rozwin
ły si
rozło
yste, podobne do nietoperzych skrzydła. Sukub wzniósł si
do góry,
miej
c si
z niego, a otwarte usta ujawniły przera
aj
ce kły, które mogłyby przebi
szyj
. Sukub – jego niedoszła kochanka – roze
miał si
, a on wiedział,
e wprawdzie zdołał si
oprze
, jednak nie wygrał, nigdy nie mógł wygra
. Tym razem prawie go złamała, dotarła bli
ej
ni
poprzednim razem, a przy kolejnej sposobno
ci dotrze jeszcze dalej. Kpiła z niego. Zawsze
z niego kpiła!
Zdał sobie spraw
z tego,
e tak jak zawsze, była to próba. Wiedział, kto był jej
pomysłodawc
i nie zdziwiło go, gdy na jego plecy opadł bicz, przyciskaj
c go do podło
a.
Próbował si
ukry
, czuł wzmagaj
ce si
wokół niego gor
co, lecz wiedział,
e nie ma gdzie
uciec.
Drugie uderzenie spadło na niego, gdy czołgał si
w kierunku półki. Pó
niej nadeszło trzecie,
a on dotarł do skraju, krzykn
ł i przerzucił ciało przez kraw
d
. Chciał opa
na dno parowu,
chciał, by jego cielesna powłoka roztrzaskała si
o kamienie. Zdecydowany był umrze
.
Wielki balor Errtu, cztery metry dymi
cych, ciemnoczerwonych łusek i mi
ni jak postronki,
podszedł niedbale do kraw
dzi i rozejrzał si
. Jego oczy, które od
witu czasu patrzyły poprzez
mgły Otchłani, dostrzegły spadaj
c
sylwetk
. Errtu si
gn
ł w jej kierunku.
Opadał coraz wolniej. Pó
niej to w ogóle przestało by
opadaniem. Wznosił si
, schwytany
w telekinetyczn
sie
, owini
ty w ni
przez pana. Bicz czekał, a nast
pne jego uderzenie
łaskawie pozbawiło go przytomno
ci.
Errtu nie cofn
ł bicza. Balor u
ył tej samej telekinetycznej energii, aby owin
j
wokół
ofiary i j
sp
ta
. Errtu spojrzał na w
ciekłego sukuba i kiwn
ł głow
. Dobrze si
dzisiaj spisała.
Drool oblizała doln
warg
, widz
c nieprzytomn
posta
. Chciała si
po
ywi
. Według niej
stół został zastawiony dla niej. Uderzenie skrzydeł skierowało j
z powrotem na półk
.
Zbli
yła si
ostro
nie, szukaj
c jakiej
drogi poprzez osłony balora.
Errtu pozwolił jej doj
blisko, bardzo blisko, a nast
pnie lekko uderzył j
biczem. Jego
ofiara odskoczyła do tyłu, przeskakuj
c przez płomienie balora. Errtu przesun
ł si
o krok, jego
cielsko znalazło si
pomi
dzy ofiar
a sukubem.
– Musz
– załkała, o
mielaj
c si
troch
zbli
y
, cz
ciowo id
c, cz
ciowo lec
c. Jej
łudz
co delikatne dłonie si
gn
ły do przodu i chwyciły dym. Zatrz
sła si
, zdyszana.
Errtu odsun
ł si
. Podeszła kawałeczek bli
ej.
Wiedziała,
e balor dra
ni si
z ni
, ale nie mogła si
odwróci
, widz
c bezbronn
posta
.
Załkała, wiedz
c,
e zostanie ukarana, lecz nie mogła si
zatrzyma
.
Lekkim łukiem przeszła obok balora. Ponownie załkała. Jej stopy stan
ły pewnie, mogła z tej
pozycji po
pieszy
w kierunku le
cej twarz
w dół ofiary i przynajmniej jej spróbowa
, zanim
Errtu jej to uniemo
liwi.
R
ka Errtu wyci
gn
ła miecz wykuty z błyskawicy. Potwór wzniósł go do góry, wykrzykn
ł
komend
i grunt zadr
ał jak ra
ony piorunem.
Sukub odskoczył do tyłu, uciekaj
c w kierunku kraw
dzi. W ko
cu odleciał, wydaj
c
z siebie niesamowity wrzask. Błyskawica Errtu uderzyła go w plecy i zakr
ciła nim. Długo
opadał, zanim zdołał odzyska
kontrol
.
Errtu ju
si
nim nie przejmował. Balor my
lał o swoim wi
niu, zawsze tylko o nim.
Uwielbiał dr
czy
nieszcz
nika, lecz musiał wzmacnia
jego zwierz
ce pop
dy. Nie mógł go
zniszczy
, nie mógł go te
za bardzo złama
, w przeciwnym razie ofiara nie b
dzie przedstawia
sob
adnej warto
ci dla balora. Była to tylko jedna istota, a zwa
ywszy na obietnic
wolno
ci
i wej
cia ponownie na Pierwotny Materialny Plan, nie wydawało si
to du
o.
Jedynie Drizzt Do'Urden, zbuntowany mroczny elf, który skazał Errtu na sto lat w Otchłani,
mógł przywróci
mu wolno
. Errtu uwa
ał,
e drow to zrobi w zamian za tego nieszcz
nika.
Errtu odwrócił swoj
rogat
, podobn
do małpiej głow
, aby spojrze
przez masywne rami
.
Ognie otaczaj
ce balora paliły si
teraz l
ej, przygasały podobnie jak w
ciekło
Errtu.
Cierpliwo
, przypomniał sobie balor. Nieszcz
nik był cenny i nale
ało go zachowa
.
Errtu wiedział,
e nadchodził czas. Porozmawia z Drizztem Do'Urdenem, zanim na
Pierwotnym Materialnym Planie minie rok. Errtu skontaktował si
z wied
m
, a ona dostarczy
jego wiadomo
.
Wtedy balor, jeden z prawdziwych tanar'ri, jeden z najpot
niejszych mieszka
ców ni
szych
planów, b
dzie wolny. Wtedy Errtu b
dzie mógł zniszczy
nieszcz
nika, zniszczy
Drizzta
Do'Urdena, a nawet ka
d
istot
, która kochała zbuntowanego drowa.
Cierpliwo
ci.
Cz
I
WIATR I PYŁ WODNY
Sze
lat. Niewiele w
yciu drowa. A teraz, gdy licz
te miesi
ce, tygodnie, dni, godziny,
wydaje mi si
, jakby nie było mnie w Mithrilowej Hali sto razy dłu
ej. Miejsce si
zmieniło,
kolejne pokolenie, kolejny sposób na
ycie, zwykły kamie
milowy na drodze do... Dok
d?
Moje najwyra
niejsze wspomnienia z Mithrilowej Hali dotycz
chwili, gdy odje
d
ałem st
d
z Catti-brie przy boku. Jest to widok poprzez kł
by dymu unosz
ce si
znad Settlestone a
do góry
zwanej Czteroszczytem. Mithrilowa Hala była królestwem Bruenora, domem Bruenora,
a Bruenor był moim najlepszym przyjacielem. Nie był to jednak mój dom, ani wtedy, ani nigdy.
Nie potrafiłem wtedy tego wyja
ni
i wci
nie jestem w stanie tego zrobi
. Po pokonaniu
naje
d
ców, armii drowow, wszystko powinno było potoczy
si
dobrze. Mithrilowa Hala dzieliła
si
bogactwem i przyja
ni
z s
siaduj
cymi społeczno
ciami, była cz
ci
zwi
zku królestw
i posiadała pot
g
niezb
dn
do obrony granic i zapewnienia pomocy biednym.
Tak było, lecz Mithrilowa Hala wci
nie była dla mnie domem. Nie dla mnie, ani nie dla
Catti-brie. Tak wi
c wyruszyli
my w drog
, kieruj
c si
na zachodnie wybrze
e, do Waterdeep.
Nigdy nie kłóciłem si
z Catti-brie – cho
z pewno
ci
tego ode mnie oczekiwała – na temat
jej decyzji, by opu
ci
Mithrilowa Hal
. Mieli
my podobny sposób my
lenia. Nigdy tak naprawd
nie przywi
zywali
my si
do miejsc, byli
my zbyt zaj
ci walk
z panuj
cymi tam wrogami,
ponownym otwieraniem krasnoludzkich kopalni, podró
owaniem do Menzoberranzan
i zwalczaniem mrocznych elfów, które przybyły do Mithrilowej Hali. Po zrobieniu tego
wszystkiego wydawało si
,
e nadszedł czas, by si
osiedli
, by odpocz
, by opowiada
i ubarwia
opowie
ci o naszych przygodach. Gdyby przed walkami Mithrilowa Hala była naszym
domem, zostaliby
my. Po tylu bitwach, po takich stratach... i dla Catti-brie, i dla Drizzta
Do'Urdena było zbyt pó
no. Mithrilowa Hala nale
ała do Bruenora, nie do nas. Było to dotkni
te
wojn
miejsce, gdzie wci
musiałem stawia
czoła spu
ci
nie mojego mrocznego pochodzenia.
Był to pocz
tek drogi, która zawiodła mnie z powrotem do Menzoberranzan.
To wła
nie tam zgin
ł Wulfgar.
Catti-brie i ja przysi
gli
my,
e pewnego dnia tu wrócimy, i zrobimy tak, poniewa
byli tam
Bruenor i Regis. Jednak Catti-brie ujrzała prawd
. Nigdy nie b
dzie mo
na usun
z kamieni
zapachu krwi. Gdyby
był tam, gdy ta krew została przelana, aromat ten wzbudzałby obrazy zbyt
bolesne, by mieszka
w pobli
u.
Sze
lat t
skniłem za Bruenorem, Regisem, Stumpet Rakingclaw, a nawet za Berkthgarem
miałym, który panował w Settlestone. T
skniłem za podró
ami do wspaniałego Silverymoon
i obserwowaniem
witu z której
ze skalistych półek
Czteroszczytu. Teraz znajduj
si
w
ród fal
Plik z chomika:
agakarb
Inne pliki z tego folderu:
Salvatore - Ścieżki mroku 4 - Morze mieczy.pdf
(1429 KB)
Salvatore - Ścieżki mroku 2 - Grzbiet świata.pdf
(1402 KB)
Salvatore - Ścieżki mroku 1 - Bezgłośna klinga.pdf
(1357 KB)
Salvatore - Trylogia klingi łowcy 3 - Dwa miecze.pdf
(1310 KB)
Salvatore - Trylogia klingi łowcy 2 - Samotny drow.pdf
(1480 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin