Salvatore - Trylogia klingi łowcy 2 - Samotny drow.pdf

(1480 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Salvatore R.A. - Trylogia klingi \263owcy 2 - Samotny drow.rtf)
R. A. Salvatore
Samotny Drow
(The Lone Drow)
Trylogia Klingi Łowcy
Ksi ga II
Tłumaczenie: Michał Studniarek
PROLOG
– Trzy mgły, Obouldzie Wiele Strzał – skrzeczała Tsinka Shrinrill, tocz c wokół szalonym
wzrokiem. Zwracaj c si do króla orków i pozostałych, obcowała z bogami, gdzie pomi dzy
prawdziwym wiatem a ich krain ... a przynajmniej tak uwa ała. – Trzy mgły kre l granice
twego królestwa pod Grzbietem wiata: druga wst ga Surbrin i mgły, unosz ce si nad ni
rankiem; mierdz cy opar znad Trollowych Wrzosowisk; duchowa esencja twoich zmarłych
przodków, nawiedzaj cych Zł Przeł cz. Oto twój czas, królu Obouldzie, takie twoje królestwo!
Szamanka uniosła r ce do góry i zawyła. Podobnie uczynili inni, wrzeszcz c, machaj c
r kami, ta cz c wokół swego króla i zniszczonego, drewnianego pos gu ich ukochanego boga,
Gruumsha Jednookiego.
Zniszczonego pustego pos gu wykorzystanego przez ich wrogów – ha by dla obrazu
Gruumsha. wi tokradztwa.
Urlgen Trzy Pi ci, syn i dziedzic Oboulda, spogl dał na to z mieszank zadziwienia, dr enia
i wdzi czno ci. Nigdy nie lubił Tsinki – jednej z pomniejszych, cho barwnych szamanów
plemienia Wielu Strzał – i wiedział, e orczyca mówi to, co chciałby usłysze Obould. Rozejrzał
si wokół, dostrzegaj c morze warcz cych orko w, rozwarte pyski, ółte i zielone kły, ostre
i połamane. Patrzył na przekrwione i za ółcone oczy, zerkaj ce w ró ne strony z podnieceniem
i strachem. Przygl dał si podskokom, słyszał wiele rzuconych przekle stw, na które
odpowiedzi było wiele rzuconych pocisków. Wszyscy wojownicy byli w ciekli i rozgoryczeni,
podobnie jak orki z Grzbietu wiata – inne rasy cieszyły si luksusami swoich miast
i społecze stw, za oni musieli gnie dzi si w wilgotnych jaskiniach. Wszyscy byli pełni
niepewno ci, Urlgen te . J zory oblizywały pop kane wargi. Czy Obould odmieni podłe ycie
orków Północy?
Urlgen poprowadził atak na ludzkie miasto zwane Płycizny i odniósł tam wielkie
zwyci stwo. Wie a pot nego maga, od dawna b d ca dla orków sol w oku, legła w gruzach.
Mag zgin ł, podobnie jak wi kszo mieszka ców miasta i spora liczba krasnoludów. Mówiono,
e mi dzy nimi był sam władca Mithrilowej Hali, król Bruenor Battlehammer.
Lecz wielu innych uciekło, korzystaj c z tego przekl tego pos gu. Wi kszo orków Urlgena
padła plackiem przed wielkim bałwanem, oddaj c cze ich bezlitosnemu bóstwu. Była to jednak
pułapka – pos g otworzył si i wypadła z niego gromada zajadłych krasnoludów, która wyr n ła
wielu zaskoczonych orków, a reszt zmusiła do panicznej ucieczki w góry. Ocalali obro cy
wycofali si , po drodze napotykaj c nast pn grup krasnoludów – było ich około czterystu. I te
poł czone siły odp dziły armi Urlgena.
Wielu jego podkomendnych zgin ło.
Dlatego, kiedy pojawił si Obould, Urlgen spodziewał si , e zostanie złajany albo nawet
pobity za swoj pora k – rzeczywi cie, taka była pierwsza reakcja jego porywczego ojca.
Lecz wtedy, ku zaskoczeniu wszystkich, zacz ły nadchodzi doniesienia o zbli aj cych si
posiłkach. Z Grzbietu wiata ruszyło wiele plemion. Wspominaj c to, Urlgen nie mógł nadziwi
si szybkiej reakcji swego ojca. Obould kazał zamkn całe pole walki, a południowe bagna
oczy ci z wszelkich ladów przej cia. Miało to wygl da tak, jakby z Płycizn nikt nie uciekł –
Obould rozumiał, jak wa ne jest, by do przybyszów nie dotarła adna informacja. Urlgenowi za
nakazał, by powiedział swoim wojownikom, i z miasta ywa noga nie uszła, i zabronił im
wierzy w cokolwiek innego.
A orki z gł bin Grzbietu przybyły, by walczy u boku Oboulda. Orczy wodzowie zło yli
u jego stóp hojne dary i błagali, aby ich przyj ł. Wszyscy zgodnie powtarzali, e przywiedli ich
tu szamani. Swoim ohydnym podst pem krasnoludy rozw cieczyły Gruumsha, dlatego wielu
jego kapłanów wysłało swoje plemiona pod rozkazy Oboulda, by powiódł ich cie k zemsty.
Obould, który własn r k zabił króla Battlehammera sprawi, e krasnoludy drogo zapłac za
swoje wi tokradztwo.
Urlgen, rzecz jasna, przyj ł to z wielk ulg . Był wy szy od ojca, ale nie do silny, by
rzuci wyzwanie pot nemu orczemu wodzowi. Poza wielk sił i zr czno ci , Obould posiadał
wspaniale wykonan , zdobion kolcami czarn zbroj i wielki miecz, zdolny w jednej chwili
buchn płomieniem. Nikomu, nawet zbyt dumnemu Urlgenowi, nie przyszłoby na my l stawa
z nim do walki o władz nad plemieniem.
Jednak młodzik nie musiał si o to martwi . Prowadzeni przez wiruj c kapłank szamani
obiecywali Obouldowi spełnienie jego snów i wychwalali za wielkie zwyci stwo w Płyciznach –
zwyci stwo odniesione przez jego syna. Podczas ceremonii Obould spogl dał na syna wi cej ni
raz, u miechaj c si szeroko. To nie był ten paskudny u miech, który wiadczył o tym, jak
wietnie b dzie si bawił, torturuj c kogo . Obould był zadowolony z syna, cieszył si ze
wszystkiego.
W ko cu król Battlehammer nie ył, a krasnoludy były w rozsypce. I cho w Płyciznach
zgin ło prawie tysi c orków, od tego czasu ich szeregi powi kszyły si kilkukrotnie.
A nadchodzili nast pni: niektórzy po raz pierwszy w yciu widzieli sło ce, mrugni ciami
odp dzali jego blask i ruszali na południe na wezwanie szamanów, wezwanie Gruumsha,
wezwanie króla Oboulda Wiele Strzał.
– Zdob d swoje królestwo – oznajmił Obould, gdy szamani przestali ta czy i piewa . –
A kiedy uporam si z ziemiami mi dzy górami i trzema mgłami, rusz przeciw tym, którzy nas
otaczaj . Zdob d Cytadel Felbarr! – krzykn ł, a tysi ce orków zawyło rado nie.
– Zmusz krasnoludy, by pierzchały a do Adbaru! Zamkn je w ich mierdz cych dziurach!
– wołał, podskakuj c i biegn c wzdłu szeregów, a tysi ce orków zawyło rado nie.
– Wstrz sn ziemiami Mirabaru! – oznajmił, i wycie stało si jeszcze gło niejsze.
– Silverymoon b dzie dr e na sam d wi k mego imienia!
To wywołało najwi kszy entuzjazm, a Tsinka chwyciła niezgrabnie wielkiego orka
i pocałowała go, oferuj c najwi ksze, najpot niejsze błogosławie stwo Gruumsha.
Obould uniósł j pot n r k , przyciskaj c do swego boku, a krzyki stały si jeszcze
gło niejsze.
Urlgen nie radował si , lecz z u miechem obserwował, jak Obould niesie kapłank ku
splugawionemu pos gowi Gruumsha. Zastanawiał si , jak bardzo powi kszy si wkrótce jego
dziedzictwo.
W ko cu Obould nie b dzie ył wiecznie.
A nawet je li tak si zdawało, Urlgen był pewien, e znajdzie jaki sposób, by temu zaradzi .
CZE PIERWSZA
Anarchia uczuciowa
Zrobiłem wszystko tak, jak powinienem. Podczas mojej podró y poza Menzoberranzan
kierowałem si moj wewn trzn map tego, co dobre i co złe, wewn trznym poczuciem
wspólnoty i samotno ci. Nawet kiedy zdarzyło mi si , jak ka demu z nas, upa , wynikało to
z bł dnego os du lub zwykłej ułomno ci i w moim prze wiadczeniu nie było niczym haniebnym.
Wiem, e w moim sercu mieszkaj wi ksze warto ci, które zbli aj nas do wybranych przez nas
bogów, nas samych, naszych nadziei i zrozumienia raju.
Nie porzuc swego sumienia, cho obawiam si , e to ono opu ciło mnie.
Zrobiłem wszystko tak, jak powinienem.
Mimo to Ellifain nie yje, a to, e kiedy , bardzo dawno temu j uratowałem, zakrawa teraz
na kpin .
Zrobiłem wszystko tak, jak powinienem.
Widziałem, jak umiera Bruenor, i s dziłem, e wszyscy i wszystko, co kochałem, umiera
razem z nim.
Czy jakie bóstwo mieje si z mej głupoty?
Czy w ogóle jest tam jakie bóstwo?
A mo e to wszystko kłamstwo, lub jeszcze gorzej – oszukiwanie samego siebie?
Cz sto rozmy lałem nad społeczno ci i popraw losu jednostki w ramach poprawy losu
ogółu. Była to główna zasada mojego ycia, my l, która wygnała mnie z Menzoberranzan.
A teraz, w tej chwili próby, zrozumiałem – a mo e po prostu musiałem przyzna e moja zasada
była równie czym znacznie bardziej osobistym. Co za ironia: ogłaszaj c si zwolennikiem
wspólnoty, tak naprawd zaspokajałem rozpaczliwe pragnienie przynale no ci do jakiej grupy.
Uznawszy w cicho ci ducha swoje pogl dy za słuszne, nie ró niłem si zbytnio od tych, którzy
tłocz si pod kazalnic . Szukałem spokoju i wskazówek wewn trz siebie, podczas gdy wielu
szuka ich na zewn trz.
Rozumuj c w ten sposób, zrobiłem wszystko tak, jak powinienem. Mimo to nie mog op dzi
si od coraz bardziej natarczywej my li, narastaj cego przera enia, e koniec ko ców to ja si
myliłem.
Dlaczego Ellifain nie yje i dlaczego wszystkie lata swego krótkiego ycia sp dziła w ród
takich burz? Dlaczego wraz z przyjaciółmi pod yłem za głosem serca, ufny w swój or , by
patrze , jak umieraj pod gruzami wie y?
Skoro zrobiłem wszystko jak nale y, to gdzie jest sprawiedliwo , gdzie nagroda od
wdzi cznego bóstwa?
Nawet w tym pytaniu dostrzegam przesadn dum , która mnie tak skaziła. Nawet w nim
dostrzegam działanie obna aj ce moj dusz . Nie mog nie zapyta : czy ró ni si w jaki sposób
od swego rodzaju? Rzecz jasna, ró ni si działaniem, ale rezultatami? Czy deklaruj c
pragnienie wspólnoty i po wi cenie nie poszukiwałem tak naprawd tych samych rzeczy, co
kapłanki, które pozostawiłem w Menzoberranzan? Czy nie szukałem, tak samo jak one,
nie miertelno ci i wy szej pozycji w ród równych sobie?
Gdy zawaliły si fundamenty wie y Withegroo, run ły tak e przekonania, którymi dot d si
kierowałem.
Wyszkolono mnie na wojownika. Gdyby nie moje zdolno ci posługiwania si sejmitarami
s dz , e byłbym mniej – wa n postaci tego wiata, mniej szanowan i nie tak akceptowan .
Wyszkolenie i talent to wszystko, co mi pozostało; oto podstawa nowego etapu kr tej i burzliwej
drogi ycia Drizzta Do’Urdena. Oto narz dzie zemsty, jak wywr na przekl tych stworzeniach,
które zniszczyły wszystko, co było mi drogie. Straciłem Ellifain, Bruenora, Wulfgara, Regisa,
Catti-brie, a w rezultacie, tak e Drizzta Do’Urdena.
Obecnie moj osob okre laj wła nie te sejmitary, zwane Lodowa mier i Błysk,
a Guenhwyyar znów jest moj jedyn towarzyszk . Ufam tylko im, i niczemu innemu.
Drizzt Do’Urden
Zgłoś jeśli naruszono regulamin