Flewelling Lynn - Księżyc zdrajcy 21 korekta.doc

(55 KB) Pobierz

21. Rhui'auros

 

              - Odgrywanie zdrowiejącego inwalidy nie powinno być zbyt trudne, prawda? - powiedział Alec, pomagając ubrać się przyjacielowi rankiem, trzeciego dnia po bójce. Spomiędzy bandaży wyzierała szokująca mozaika fioletowych i zielonych sińców. Ponadto wciąż niewiele jadł, pomijając rosół i napary Nyala.

- Ta maskarada ma ich przekonać, że już wyzdrowiałem - z gardła wydarł mu się zduszony jęk, kiedy wsuwał ręce w rękawy płaszcza. - Ich albo mnie.

Faie nadal milczał na temat tamtej nocy. Aleca martwiło zarówno to uparte milczenie, jak i fakt, że od tamtej pory jego ukochany wydawał się być w lepszym nastroju.

Kiedy tylko uda mi się wyrwać z niego jakiś stary sekret, nagle pojawiają się tuziny następnych.

- Dzisiaj idę z tobą - powiedział. - Robi się ciekawie. Khirnari Silmai otwarcie poparł Klię. Księżniczka jest niemal pewna, że Ra'basi również do nas dołączą. Nie było cię na wczorajszym przyjęciu, byli bardzo serdeczni. Za to rzucała się w oczy nieobecność Viresse. Jak myślisz, to sprawka Nyala?

- Twierdzi, że nikt nie pytał go o zdanie. Możliwe, że Ra'basi chcą wydostać się spod wpływu Viresse.

Seregil zerknął w małe lusterko wiszące nad umywalnią. Najwidoczniej zadowolony z oględzin, na próbę rozciągnął ramiona i znów jęknął boleśnie.

- O tak! Zdrów jak ryba! - wymamrotał, wpatrując się w swoje pobladłe odbicie. - Pomożesz mi zejść na dół? Myślę, że dalej sobie poradzę.

Pozostali byli już w sali na śniadaniu. Klia siedziała, uważnie przeglądając kolejne pergaminy ze stosiku nowych listów.

- Jak się czujesz? Lepiej? - spytała, zerkając w górę.

- O wiele - skłamał. Usiadł na krześle obok Thero i przyjął kubek herbaty, której nie miał zamiaru wypić. Czarodziej czytał list, marszcząc brwi.

- To od Magyany? - spytał faie.

- Tak. - Mag podał mu list. Seregil przejrzał go pobieżnie, trzymając tak, aby i Alec mógł czytać.

 

Trzeci list od Klii dotarł wczoraj. Phoria nie mówiła wiele, ale wyraźnie widać, że się niecierpliwi. - Alec czytał na głos. - Mam nadzieję, że uda wam się skłonić Iia'sidra do choćby małych ustępstw. Obawiam się, że w przeciwnym razie może zażądać waszego powrotu...

 

- Już to czytaliśmy - powiedział Torsin. - Drobne ustępstwa, o to tylko prosi. A po cóż innego harowaliśmy przez te wszystkie tygodnie?

Chłopak podchwycił spojrzenie, jakie Seregil rzucił wysłannikowi i wiedział, że myśli teraz o nocnej wyprawie tamtego do tupa Khatme.

- Z listu mojej drogiej siostry przebijają te same pogróżki - warknęła Klia, odrzucając pergamin, który właśnie czytała. - Niech sama tu przyjedzie i na własne oczy zobaczy, z czym muszę się zmagać. Zupełnie jakbym próbowała kłócić się z pniem! - odwróciła się w stronę Seregila z grymasem frustracji na twarzy. -  Powiedz mi, mój doradco, jak skłonić twoich ludzi do pośpiechu? Kończy nam się czas!

Zapytany westchnął.

- Moja pani, pozwól Alecowi i mnie robić to, w czym jesteśmy najlepsi.

Pokręciła głową.

- Jeszcze nie, ryzyko jest zbyt duże. Musi być inny sposób.

Faie wbił wzrok we wnętrze kubka, w myślach żałując, że nie myśli wystarczająco jasno, by znaleźć jakieś rozwiązanie.

W trakcie podróży do komnaty obrad w powietrzu wyczuwało się napięcie. Ignorując mamrotane ostrzeżenia, Alec pomógł Seregilowi wsiąść i zsiąść z konia, twierdząc, że ten nie wygląda najlepiej. Kiedy w końcu usiadł już na swoim miejscu za Klią, był blady i cały spocony, ale prędko doszedł do siebie, gdy tylko udało mu się złapać dech.

Chłopak przyjrzał się twarzom siedzących. Kiedy jednak jego wzrok dotarł do części Haman, zamarł i poczuł, jak w brzuchu zawiązuje mu się ciasny supeł. Emiel í Moranthi otwarcie gapił się na Seregila. Podchwyciwszy wzrok Aleca, obdarzył go lekkim, sarkastycznym skinieniem.

- To on, prawda? - na wydechu wyszeptał chłopak.

Seregil ledwie zerknął, zupełnie jakby nie wiedział, o co chodzi i gestem kazał mu milczeć.               

Ya'shel wrócił wzrokiem do Emiela. Niech no tylko z kilkoma przyjaciółmi dorwę cię w jakiejś ciemnej uliczce... Chociaż ja sam też bym wystarczył. Miał nadzieję, że te myśli bardzo wyraźnie odbiją się na jego twarzy. W tej chwili nie dbał o koszty.

Tymczasem Seregil dostrzegał taksujące spojrzenia Hamańczyków, ale uparcie je ignorował. Łatwiej mu było udawać, że w mrokach nocy nie rozpoznał żadnego z napastników. I kogo starasz się oszukać?

Odepchnął myśl z wypracowaną łatwością. W tej chwili miał pilniejsze rzeczy do zrobienia.

Alec miał rację co do zmiany stron Ra'basi. Moriel ä Moriel otwarcie kwestionowała przedstawiane przez Elosa z Golinil praktyki związane ze skalańską flotą handlową. Czy przejawiała tym pełne poparcie, pozostało jeszcze nierozstrzygnięte.

 

Następnego dnia Alec znów wyruszył przeczesywać miasto, ciesząc się, że Seregil czuje się lepiej. Na prośbę Klii, razem z Nyalem, wmieszał się między Ra'basi w nadziei na zyskanie sprzymierzeńców i jakichś przydatnych plotek.

Zadanie okazało się zaskakująco proste. Alec dość szybko wylądował w prowizorycznej tawernie, znanej z bogatych zapasów mocnego piwa i pikantnych jajek. Wkrótce okazało się, że to coś więcej niż popularne miejsce spotkań ludzi z różnych klanów. Artis, piwowar za dnia prowadzący gospodę, był także sługą jednego z najbliższych doradców khirnari Ra'basi.

Tawernę otworzył na parterze opuszczonego domu, obsługując klientów przez okno wychodzące na otoczony murem ogród. W ramach rozrywki można było wziąć udział  w zawodach łuczniczych, zagrać w kości czy spróbować swoich sił w zapasach.

Piwo okazało się znośne, jajka niejadalne, a szpiegowanie szło jak z kamienia. Po trzech dniach picia i bezowocnych wysiłków Alec dodał do swojej kolekcji prawie tuzin nowych shatta, stracił swój drugi najlepszy sztylet na rzecz Datsyjki, która pokonała go w zapasach i dowiedział się tylko, że tydzień wcześniej khirnari pokłócił się  z Viresse. Nie udało mu się jednak dowiedzieć na ten temat nic więcej.

Teraz, odpoczywając po kolejnym strzeleckim pojedynku, Alec zdecydował, że od Ra'basi niczego się już nie dowie. Miał już wyjść, kiedy usłyszał Artisa utyskującego na Khatmejczyków. Widocznie poprzedniej nocy pokłócił się z jednym z nich o beczkę piwa, którą mu sprzedał. Alec, który wciąż nie mógł przeboleć własnej porażki przeciwko temu klanowi, przysunął się bliżej.

- Banda aroganckich astrologów, ot co - gniewnie parsknął, podając piwo ponad parapetem okna. -  Wydaje im się, że są bliżej Aury niż pozostali.

- Zauważyłem, że nie bratają się z obcymi - wtrącił chłopak. - Lub z ya'shel, jeśli już o tym mowa.

- Zawsze byli dziwni, trzymali się na dystans - wymamrotał piwowar.

- A ty niby coś o nich wiesz? - zakpiła jakaś kobieta z Golinil.

- Tyle co i ty - powiedział przeciągle, podając kufle nowego, ciemnego piwa. - Trzymają się razem i służą tylko sobie, z tym ich całym gadaniem o Aurze.

- Słyszałem, że z ich klanu wywodzą się zdolni czarodzieje - rzucił Alec.

- Czarodzieje, wizjonerzy, rhui'auros - zgodził się niechętnie. - Jednak magia jest darem, którego przeznaczeniem jest służyć, a Khatme robią to niechętnie. Zamiast tego siedzą w tych swoich orlich gniazdach swojego fai'thast, śniąc dziwaczne sny i zsyłając obwieszczenia.

- Jestem tu już jakiś czas, ale nie widziałem, by ktoś korzystał z magii. Tam, skąd pochodzę, ludzie sądzą, że faie używają jej na każdym kroku.

Kilku z jego współbiesiadników uśmiechnęło się szyderczo.

- Rozejrzyj się, Skalańczyku - powiedział Artis. - Sądzisz, że potrzebujemy używać magii? Czy zamiast chodzić na własnych nogach powinniśmy latać? Powinniśmy własnoręcznie strącać ptaki z nieba zamiast uczyć się sztuki łucznictwa?

- Temu twojemu piwu przydałaby się odrobina magii - zaśmiał się.

Mężczyzna spojrzał srogo znad brzegu kufla, po czym splótł krótką pieczęć ponad naczyniami. Napój lekko spienił się, wydzielając silny, słodkawy zapach.

- Spróbuj więc tego - polecił z nutką wyzwania w głosie.

Zawartość kubka była wyraźnie bardziej przejrzysta. Będąc pod wrażeniem sztuczki, wziął łyka, tylko po to, by natychmiast wypluć napój.

- Smakuje jak woda z bagniska! - krzyknął, wciąż plując.

- No jasne - stwierdził ze śmiechem Artis. - Piwo samo w sobie ma odrobinę magii. Nie potrzebna mu żadna pomoc, wie to każdy piwowar.

- I wiedząc to, zbyt łatwo bierze to za pewnik - powiedział jakiś nowy głos.

Szary, pomarszczony, mały rhui'auros wyszedł z ciemnej, ślepej uliczki obok budynku.

Kheeta i pozostali unieśli lewe ręce i ukłonili się z szacunkiem. W odpowiedzi na to mężczyzna pobłogosławił ich wytatuowaną ręką.

- Witaj, Uhonorowany - powiedział Artis i wyszedł, by zaoferować mu poczęstunek.

Zebrani zrobili miejsce dla starca. Ten siadł i zaczął pochłaniać jaja i chleb tak żarłocznie, jakby od wielu dni nie miał nic w ustach. Rozlewał przy tym piwo na przód swojej niezbyt już czystej szaty.

Kiedy skończył, podniósł wzrok i wskazał Aleca.

- Nasz młody brat spytał was o magię, a wy z tego drwicie, dzieci Aury? - Kręcąc głową, podniósł leżący mu koło stóp łuk i podał go chłopakowi. - Powiedz mi, co czujesz?

Ten pogłaskał smukłe łęczysko.

- Drewno, ścięgna... - zaczął i zachłysnął się, gdy rhui'auros dźgnął go palcem dokładnie w środek czoła.

Między oczami poczuł coś zimnego, zupełnie jakby skórę omiótł delikatny pocałunek  górskiego wiatru. Kiedy wrażenie sięgnęło głębiej, łuk zdawał się wibrować delikatnie w jego dłoniach, przywodząc mu na myśl chwilę, gdy dotykał kija drysianina. Wtedy i teraz czuł siłę wzbierająca w drewnie.

- To jest, sam nie wiem, zupełnie jakbym trzymał żywą istotę.

- To, co czujesz, to magia Shariel ä Malai, jej khi - powiedział rhui'auros, wskazując Ptaloskę, właścicielkę łuku. Skinął na Kheetę, każąc mu podać chłopakowi swój nóż.

Ten, pocierając go, odbierał podobne wibracje metalu.

- Tak, czuję.

- Nasze khi przenika nas, zupełnie jak knot przesiąka oliwą - wyjaśnił rhui'auros. - Pozostawiamy odrobinę na wszystkim, czego dotykamy. Jest źródłem naszych darów. Shariel  ä Malai, weź łuk Aleca í Amasa.

Kobieta usłuchała, a jej oczy rozszerzyły się, kiedy starzec dotknął jej czoła.

- Na Światłość, to khi jest silne niczym huragan!

- Jesteś dobrym strzelcem, prawda? - spytał, zauważając pokaźną kolekcję shatta przy kołczanie chłopaka.

- Tak, Uhonorowany.

- Lepszym niż inni?

- Być może, po prostu jestem w tym dobry.

- Dość dobry, by ustrzelić dyrmagnos?

- Tak, ale...

- On walczył z dyrmagnos? - ktoś wyszeptał.

- To był dobry strzał - przyznał Alec, wspominając dziwny, jakby senny spokój,  który spłynął na niego, kiedy brał na cel znienawidzonego dręczyciela. Kiedy uwalniał strzałę, łuk zadrżał w jego dłoniach, ale zawsze uważał to, a nawet celność strzału, za efekt zaklęcia, jakim Nysander obłożył łuk.

- Młody bracie, kiedy mnie odwiedzisz? - zbeształ go rhui'auros. - Twój przyjaciel, Thero, często przychodzi do Nha'mahat. Ciebie jednak się jeszcze nie doczekałem.

- Wybacz, Uhonorowany, nie zdawałem sobie sprawy, że na mnie czekano - wyjąkał na to, zaskoczony wiadomością o czarodzieju. Mag nigdy o tym nie wspominał. - Chciałem udać się tam, ale...

- Przyprowadź też Seregila í Korit. Powiedz mu, by przyszedł dziś wieczorem.

- Wygnaniec nie nosi już tego imienia - przypomniał mu Akhendi.

- Naprawdę? - spytał, szykując się do odejścia. - Jak mogłem zapomnieć... Przyjdź dzisiaj, Alecu í Amasa. Musisz opowiedzieć mi o tak wielu sprawach.

Opowiedzieć ci? - pomyślał chłopak, zanim jednak zdążył spytać starca, co miał na myśli, sylwetka tamtego rozmyła się i na ich oczach zniknął niczym wzór z barwnego piasku pod podmuchem wiatru.

- Cóż, przynajmniej nie możesz więcej narzekać, że nie widziałeś magii - powiedział w końcu Artis. - Dobra, to jak to było z tym dyrmagnos?

Ya'shel chciał odnaleźć Seregila i powiedzieć mu o dziwnym wezwaniu od rhui'auros, wiedział jednak, że kompani nie pozwolą mu odejść, nie wysłuchawszy wcześniej całej historii walki z Irtuk Beshar i Mardusem. Pod wpływem impulsu większą część zasług złożył na barki Seregila. Sądził, że taka odwaga ze strony „Wygnańca” przysłuży się w staraniach ukochanego o odzyskanie pozycji pośród własnego ludu. Kiedy jednak opowiadał o swych własnych czynach, wracały do niego słowa starca. Zastanawiał się więc, czy tamtego dnia jego dłoń prowadziło coś więcej niż samo tylko doświadczenie.

 

              Popołudniowe słońce rozświetlało wschodnią część sali obrad Iia'sidra, podczas gdy druga połowa pogrążona była w mroku. Kiedy Alec wślizgnął się do środka, przemawiał właśnie jeden z Khatmejczyków, krążąc po centralnej części komnaty. Wygłaszał długą tyradę przedstawiającą zgromadzonym obszerną listę grabieży, jakich dopuszczali się obcokrajowcy.

Wielu spośród słuchaczy kiwało z aprobatą. Thero, ledwie widoczny spoza Klii, wydawał się zły, Seregil zaś wyglądał na znudzonego i zmęczonego. Braknil i jego gwardziści zachowywali nieprzeniknione twarze, jak przystało na żołnierzy o ich pozycji. Chłopak utorował sobie drogę między przedstawicielami pomniejszych klanów i usiadł za Seregilem.

- O, przyszedłeś na najciekawsze - wymamrotał do niego przyjaciel, tłumiąc ziewnięcie.

- Ile to jeszcze potrwa?

- Już niedługo. Wszyscy mają już dość i jak sądzę, większość z nich ma ochotę na kielich rassos. Przynajmniej ja mam.

Torsin odwrócił się, by rzucić im ostre spojrzenie. Faie przyłożył dłoń do ust, by ukryć uśmieszek i osunął się niżej w fotelu. Gestem drugiej poprosił chłopaka, by został do końca.

Khatmejczyk w końcu powiedział ostatnie zdanie i Klia wstała, by odpowiedzieć. Chociaż nie mógł dostrzec jej twarzy, to z jej postawy i opadniętych ramion wyczytał, że również ma już dość.

- Szanowny Khatme, zrozumiale i jasno wyjawiłeś nam troski Aurenen - zaczęła. - Mówiłeś nam o jeźdźcach oraz tych, którzy pogwałcili prawo gościnności. W żadnej z twych opowieści nie padła jednak nazwa Skali. Nie wątpię, że twoja obawa przed obcokrajowcami jest uzasadniona, czemu jednak miałbyś lękać się nas? Skala nigdy nie zaatakowała Aurenen. Wręcz przeciwnie, w dobrej wierze handlowaliśmy z wami, tak samo podróżowaliśmy przez wasz kraj i, chociaż uważamy je za niesprawiedliwe, respektowaliśmy postanowienia Edyktu Separacyjnego. Wielu spośród was nie waha się przypomnieć mi o zamordowaniu Corrutha. Czy dzieje się tak tylko dlatego, że nie potraficie zarzucić nam nic innego?

- Domagacie się dostępu do naszych północnych wybrzeży, portu, kopalni żelaza - wygłosił Hamańczyk. - Jeśli wpuścimy tu waszych górników i kowali, to jaką mamy gwarancję, że odejdą, kiedy już wasza sytuacja się poprawi?

- A dlaczego uważasz, że tego nie zrobią? - odbiła piłeczkę Klia. - Widziałam Gedre. Przejeżdżałam przez zimne, jałowe góry, pod którymi mieszczą się kopalnie. Z całym szacunkiem, powinieneś odwiedzić mój kraj. Być może wtedy zrozumiałbyś, że nie pragniemy waszej ziemi, a jedynie żelaza, którym będziemy walczyć w obronie własnego państwa.

Te słowa wywołały pośród jej zwolenników falę oklasków i kilka stłumionych chichotów. Klia jednak zachowała powagę.

- Wysłuchałam opowieści o waszym ludzie przekazanej mi ustami Ilbisa í Tarien. Nigdzie jednak nie zauważyłam wzmianki o Skali jako agresorze w stosunku do was lub innego kraju. Tak jak i wy, rozumiemy co to znaczy mieć już dość. Dzięki hodowli, handlowi i przychylności Czterech Bóstw, nigdy nie musieliśmy brać czegoś, czego nie ofiarowano nam z dobrej woli. To samo można powiedzieć o Myceńczykach, którzy nawet teraz chwieją się, powaleni na kolana nawałem plenimarańskiej agresji. Walczymy, by odeprzeć najeźdźcę, nie po to, by samemu najeżdżać. Poprzedni Zwierzchnik Plenimaru przez wiele lat był zadowolony z kształtu swych granic. To jego syn rozdmuchał na nowo stary konflikt. Czy ja, najmłodsza córka królowej z rodu Tirfaie, muszę przypomnieć wam bohaterskie czyny Aurenfaie w czasach Wielkiej Wojny? Wtedy to walczyliśmy jako jeden naród.

Gardło boli mnie już od dawania tych samych zapewnień, na nowo, każdego dnia. Jeśli nie pozwolicie nam kopać w waszych kopalniach, sprzedajcie zatem żelazo i pozwólcie statkom zawinąć do Gedre, by załadować je na pokład.

- I zaczyna się... - mruknął Seregil. - Zanim oni uzgodnią, czy Klia jest osobiście winna morderstwu Corrutha, my możemy przegrać wojnę.

- Mamy jakieś plany na dziś wieczór? - spytał chłopak, nerwowo zerkając na Torsina.

- Kolacja w tupa Khaladi. Muszę przyznać, że czekam na to z niecierpliwością. Mają tam doskonałe tancerki.

Alec westchnął w duchu i opadł na oparcie krzesła. Podczas gdy Rhaish í Arlisandin i Nemius z Lhapnos wdali się w ostrą kłótnię na temat jakiejś rzeczki dzielącej ich ziemię, cień przesunął się kilka cali dalej po podłodze. Debata dobiegła końca, kiedy rozgniewany Akhendi wyszedł z sali. Ten wybuch gniewu dał sygnał końca obrad tego dnia.

- Co to ma wspólnego ze Skalą? - narzekał chłopak, kiedy zebrani zaczęli się rozchodzić.

- Równowaga w handlu, jak zwykle - wyjaśnił Torsin. - Obecnie Akhendi mogą spławiać dobra do portu tylko dzięki dobrej woli Lhapnos. Jeśli, i kiedy, Gedre otworzy się na Skalę, Akhendi zyskają przewagę. Między innymi dlatego Lhapnos jest przeciwne prośbie Klii.

- Szaleństwo! - wymamrotała na wydechu księżniczka. - Cokolwiek zdecydują, to bardziej są problemy ich niż nasze. Gdybyśmy mieli do czynienia z jednym władcą, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.

 

Ich gospodarz na ten wieczór porwał Klię, która pozwoliła zaprowadzić się na bok, by uciąć z nim prywatną rozmowę.

Seregil rzucił ukochanemu pytające spojrzenie.

- Chcesz mi coś powiedzieć, prawda?

- Nie tutaj.

Droga powrotna do ich kwatery wydawała się nie mieć końca. Kiedy w końcu znaleźli się w swoim pokoju, chłopak zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.

- Spotkałem dziś rhui'auros.

Wyraz twarzy faie pozostał bez zmian, ya'shel jednak dostrzegł, że nieznacznie zacisnął wargi.

- Poprosił, byśmy dziś wieczorem przyszli do Nha'mahat. Obaj.

Tamten wciąż milczał.

- Kheeta napomknął, że masz... złe wspomnienia ze spotkania z nimi?

- Złe wspomnienia? - uniósł brew, jakby zastanawiał się nad takim doborem słów. - Tak, można tak powiedzieć.

- Ale dlaczego? Ten, którego spotkałem, wydawał się być całkiem miły, może troszkę ekscentryczny.

Jego przyjaciel wzruszył ramionami. Czy to tylko wyobraźnia ponosiła chłopaka, czy też drżał lekko?

- Podczas mojego procesu... - zaczął Seregil. Mówił tak miękko, że Alec musiał wytężyć słuch, by go dosłyszeć. - Pojawił się rhui'auros i powiedział, że mam zostać p...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin