Agata Tuszyńska - Rosjanie w Warszawie.pdf

(438 KB) Pobierz
(2722 \227 Notatnik)
2722
AGATA TUSZYNSKA
ROSJANIE W WARSZAWIE
BIBLIOTEKA "KULTURY* TOM 464
Pamięci Witka
ISSN 04060393 ISBN 2716801320
IMPRIME EN FRANCE
INSTYTUT * ŁITIUACKI
1990
Editeur: INSTITUT LITTERAIRE, S.A.R.L^
91, avenue de Poissy, Le MesnilleRoi
par 78600 MAISONSLAFFITTE
1346547
(c) Copyright pour la langue polonaise INSTITUT LITTERAIRE, S.A.R.L., PARIS, 1990
W 1869 roku w Warszawie stał w Ogrodzie Belwederskim pomnik Aleksandra I, Cesarza Wszech Rosji,
Uśmierzyciela Polski, Dobroczyńcy.
W 1869 roku w Warszawie były trzy składy kawioru na Senatorskiej i kilkanaście hurtowni herbaty pod firmą
moskiewskiego kupca Bazylego Klimuszyna.
W 1869 roku Cytadelę nazywano Ŝandarmem Warszawy i myślano o otwarciu cukierni, mającej
"oprawosławiać Polaków za pomocą czekoladek".
W 1869 roku w Warszawie wyrabiano ozdoby mundurowe, wynajmowano apartamenty w hotelu St.
Petersburskim na Gęsiej, a w laboratorium Warszawskiego Okręgu Wojennego sprzedawano fajerwerki.
Strój narodowy zakazany był nawet jako kostium maskaradowy. Najbardziej niecenzuralny był przymiotnik:
polski. W podręcznikach historii dzieci czytały: Polsza, glawnyj gorod Warszawa, naród jechidnyj,
pokłaniajetsia Rimskomu Papie...
Wszędzie, gdzie to moŜliwe, nadano budowlom styl i wygląd rosyjski, niszcząc nieraz prawdziwe zabytki
stylowej architektury. Gmachy rządowe w miastach, zwykle skonfiskowane pałace polskich
magnatów, pokrywano zwyczajem rosyjskim zieloną blachą, malowano jaskrawymi barwami, wzorem
Kostromy, Tuły, Kaługi. Na ulicach nie widziano napisu, który by nie był przełoŜony na język rosyjski.
Ściany zawieszano dwujęzycznymi szyldami w taki sposób, m.lasto mogło być praktyczną uczelnią
rosyjskiego svv U"ce> place, ogrody chrzczono nazwiskami głośniejzycn usmmtieli. Wiele kościołów
przerobiono na cerkwie, owano nowe prawosławne świątynie ze złotymi kopułami w
miejscach najbardziej widocznych, na Placu Saskim, Placu na RozdroŜu, obok Dworca Petersburskłegp, przy
wjazdach do miasta od strony Woli, Mokotowa, śerania. Pod koniec wieku było ich blisko dwadzieścia.
W 1869 roku po warszawskich ulicach jeździły pułki czerkiesów w wysokich baranich czapkach, z
zakrzywionymi szablami u boku i kindŜałami za pasem. Moskiewska kapela grała głośno "hymn cesarski i
pieśni mongolskie". Lodziarze w czerwonych rubaszkach i białych fartuchach wykrzykiwali sachar maroŜ.
Carscy oficerowie pędzili doroŜkami na gumach w towarzystwie szeleszczących koronkami lafirynd. Po
chodnikach kroczyli długowłosi popi, wąsaci i brodaci rosyjscy generałowie z odchylonymi klapami
wojskowych szyneli, a za nimi w odległości kilku kroków kozacy z nahajkami. Wałęsali się prości Ŝołnierze
o wystających kościach policzkowych i wąskich oczach i policjanci okołotoczni, zwani salcesonami.
Tajniak, który stałby i na pewno stał na przykład na rogu Ordynackiej i Nowego Światu, między duŜym
sklepem kupca Czerskiego z towarami kolonialnymi a wędliniarnią Hammera, naliczyłby w krótkim czasie
kilkanaście umundurowanych postaci. Bo oto przeszedł pan mecenas z Miodowej, dwaj czynownicy z
Strona 1
2722
urzędu skarbu i kilku nauczycieli. Wszyscy w czapkach z szerokim, sztywnym rondem, ozdobionych
znaczkami właściwej dykasterii, z bączkiem na otoku i obowiązkową laseczką w ręku. Dalej studenci w
nieforemnych, cięŜkich surdutach i czapkach skrojonych na wschodni wzór. Gimnazjaliści w
mundurach w szarym koło i rze oficerskich szyneli. Właściwie co trzeci mieszkaniec War l szawy nosił
ubiór według oficjalnego kroju. Dusza, ciało, l paszport i uniform, oto z czego składa się człowiek
wedle J rosyjskiego przysłowia.
Gdyby wszystko działo się kilkanaście lat później, tajniak mógłby dopisać do swego sprawozdania
podsłuchane obraźliwe określenia soboru na Placu Saskim i jego dzwonnicy ochrzczonej "wieŜą ciśnień
prawosławia", albo bizantyjskiej elewacji Pałacu Staszica (Ŝe wyglądał jak polewany wielkoruski garnek, to
najłagodniejsze). Wymyślnymi epitetami obrzucano teŜ pomysłodawców owych przeróbek, Apuchtina. Ale
teraz tajniak trochę się martwi, czy nie nazbyt skąpo zabrzmi raport o kilku nieprawomyślnych rozmowach po
polsku, toteŜ dokładnie zapisuje numer domu i otwarte okno, z którego od dłuŜszego juŜ czasu dobiegają
całkiem
wprawną grane ręką kolejne takty poloneza Ogińskiego. Z zadowoleniem doda, Ŝe zagłuszały je skutecznie
wojskowe piszczałki i bas cerkiewnych dzwonów.
Te dwie melodie to znaki dwóch odrębnych światów, którym przyszło współistnieć w stolicy
Priwislinja. Zewnętrznego (na ile jedynie zewnętrznego?) narzuconego świata zwycięzców i tego, którego
"narodowy duch" wbrew carowi ,wciąŜ po polsku szepce".
Ale ślady obecności Rosjan wytarte są z artystycznego obrazu tamtych lat, obrazu wewnętrznie pękniętego,
nietoŜsamego ze swoim rzeczywistym kształtem.
Tekst domniemanego raportu .ulicznego filera z wielu powodów nie mógłby się pojawić na kartach powieści
Bolesława Prusa. Obcy jest jej takŜe ton korespondencji cudzoziemców z postyczniowej Warszawy.
Duński krytyk i historyk literatury, Georges Brandes, pisał: "Obszar miasta jest wielki, ale ta upadła
wspaniałość i okropne wspomnienia, które jego mury ukrywają i o które przechodzień co krok się potyka,
czynią bolesne wraŜenie. W zeszłym stuleciu było ono po ParyŜu najświetniejszym miastem w Europie
obecnie jest prowincjonalnym miastem rosyjskim. Zabytkowe niegdyś i wspaniałe, stało się teraz zaniedbane i
upośledzone. Z kaŜdym dniem upada ono coraz bardziej i dla jego zewnętrznego rozwoju i rozkwitu władze
nic nie czynią. Serce się kraje na widok tych nędznie brukowanych ulic, albo owych okropnych figur z
piaskowca, zdobiących ogród Saski, zwłaszcza, gdy się przybywa z tak zabytkowego miasta, jak Wiedeń".
I dalej:
"Ruch na ulicach jest niemały; na targach wre to samo Ŝycie, co wszędzie, gdzie się kupno i sprzedaŜ pod
gołym niebem odbywa. Ale kaŜdego cudzoziemca uderzyć musi okoliczność, Ŝe ilekroć spotyka on większą
masę ludzi, np. na spacerach niedzielnych po głównych ulicach, nigdzie nie widać u mieszkańców owego
zadowolonego i wesołego świątecznego wyglądu, który cechuje ludność innych wielkich miast. Tu,
przeciwnie, gdzie spojrzysz, oblicza są posępne i frasunku jakiegoś pełne. Nigdy me będziesz świadkiem
jakiejś wesołej sceny ulicznej ani Ŝartobliwego wybryku1".
Stanisław Wokulski Ŝyje w tym mieście. Prowadzi interesy, kocha, cierpi, je befsztyki, jeździ na wyścigi i na
spacer
1. G. Brandes, Polska, Lwów 1898, s. 13, 16.
w Aleje. Przegląda gazety pełne informacji o stanie dróg, formach pieczywa poszczególnych wytwórni i
wahaniach aury. Być moŜe ekscytują go zdobycze nowo otwartego Ogrodu Zoologicznego albo kobieta z
brodą długości 28 centymetrów, pokazywana za biletami w Hotelu Litewskim na Senatorskiej. Tego nie
wiemy. Nie wiemy równieŜ, by bywał na oficjalnych rautach na Ratuszu (oficjalnych, cóŜ to miałoby znaczyć?)
, albo oburzył się na wyczyny wojska (jakiego?) rezydującego w Łazienkach. Nie zirytuje się nigdy na
konieczność wymalowania nowego szyldu graŜdanką w witrynie sklepu ani nie pokłóci się o doroŜkę z
oficerem.
Realistyczny wszechświat "Lalki" jest w swoisty sposób nierzeczywisty. Lepiony z okruchów powszedniości,
pomija najbardziej charakterystyczne i najbardziej draŜniące jej elementy. Przypomina wspaniałą kolekcję
starych fotografii, wyretuszowanych tak starannie, Ŝe trudno wskazać zamazane miejsca, bez pomocy suflera
historii trudno się ich w ogóle domyślić. Jakby celowo nie uŜyto rosyjskich barw. Czy tylko z powodu "kajdan
po piórze" autora warszawskich kronik? Nie jedynie. RównieŜ w geście samoobrony. Bojkotu, który
unieobecnia, a więc rozbraja przeciwnika. Owo wewnętrzne spojrzenie, instynktownie odrzucające wszystko
Strona 2
2722
co obce, wrogie, utrwalane siłą, nie dostrzegające zmiany dekoracji, ani obowiązującego repertuaru, to
zjawisko typowe dla popowstaniowej epoki. Tak w Ŝyciu społecznym, jak w sztuce i literaturze. Lecz o ile
łatwo jest zrobić suplement scenograficzny do "Lalki" nałoŜyć nieco bizantyjskiego pokostu na gmachy i ulice,
zmienić kolorystykę, dodać umundurowane figury, o wiele bardziej ryzykowne staje się odtworzenie
codziennych zaleŜności. Wyrysowanie planów, sfer, pięter zetknięcia z obcym Ŝywiołem. Zetknięcia nie po
dwóch stronach barykady, ale w warunkach powszednich, bardziej niebezpiecznych jeszcze, bo groŜących
oswojeniem buntu i nie kontrolujących przenikania wzajemnych wpływów.
Dwie odmienne, zantagonizowane społeczności, podzielone nie tylko sprzecznością interesów politycznych,
ale teŜ czujące kulturową, cywilizacyjną i religijną odrębność, skazane zostają na wspólną egzystencję. "To
jakby orła zanurzyć w wodzie i kazać mu Ŝyć razem z rekinami" pisał Bezstronny2.
2. S. Bezstronny (S. Buszczyński), Okrucieństwa Moskali. Chronologiczny rys prześladowania potomków
Słowian przez carów i moskiewski naród od dawnych wieków aŜ po dni dzisiejsze, Lwów 1890.
10
c; Aleksander Błok, Rosjanin, zdawał się rozumieć ów absurd. "Czy nie dlatego Warszawa jest posępna, Ŝe w
tej stolicy Polaków rządzi się arogancka zgraja wojskowych rosyjskich filistrów? śe buduje rosyjskie sobory
jakiś dygnitarzzłodziej w miejscu, w którym oczy obywateli zachwycałby jedynie kościół katolicki? śe
wszystko, co powie gubernator, to szary, nieprzenikniony mrok i figę pokazuje mu w kieszeni rozwścieczony
Polak?3".
Konieczność Ŝycia w ciągłej dwoistości i moralnej niejednoznaczności musiała pozostawiać ślady, tak na
sztandarach z napisem "praca organiczna", jak i w świadomości tych, którzy je nieśli. Codzienność nie polegała
na wykonywaniu patetycznych gestów, ale przecieŜ nieustannie pokazywała swoje polityczne oblicze. Dlatego
wymagała nie mniejszej czujności i gotowości do poświęceń, niŜ walka nosząca miano bohaterskiej. Nie tak
efektowna na poziomie pęczka rzodkiewek, paczki herbaty, butelki wódki naleŜy do tej anonimowej,
historycznej ciszy, która wszak określa barwę Ŝycia. I przez swą drobiazgową wszechobecność jest nie mniej
waŜna od rytuału narodowych pamiątek.
W bocznym skrzydle wielkiego pałacu carów na Kremlu juŜ w zeszłym stuleciu mieściła się zbrojownia.
Przygodny turysta mógł tam obejrzeć na parterze 22 marmurowe biusty królów i sławnych męŜów polskich.
Na wyŜszym piętrze w wielkiej okrągłej sali wystawiono polski tron, a przy nim koronę, którą nosił ostatni
król polski, Stanisław August. W sąsiedniej sali naprzeciw lektyki Karola XII z bitwy pod Połtawą,
eksponowano 60 sztandarów zdobytych na Polakach w 1831 i 1863 roku, poszarpanych od kuł i z polskimi
napisami, zaś obok nich, na prawo, misternej roboty zamkniętą szafkę. Tam spoczywała przechowywana jako
okaz muzealny Konstytucja 3 Maja, ów "dyplom szlachectwa Polski wobec innych krajów Europy". Nawet na
przewodniku widok ten "bolesne sprawiał wraŜenie". A cóŜ dopiero zastanawia się turysta odczuwać musi
Polak? "Polak patrząc na to wszystko, doznaje niewątpliwie uczucia, jak gdyby czytał swe nazwisko na
kamieniu grobowym4".
3. Cyt. za: A. Galis, Osiemnaście dni Aleksandra Bloka w Warszawie, Warszawa 1976, s. 124 (Fragment
poematu Odwet w tłum. A. Galisa).
4. Por. G. Brandes, op.cit., s. 320.
11
Ustawy nie znają Polaków, wszyscy poddani carscy są Rosjanami.
Wprowadzony w 1862 roku stan wojenny nigdy nie został w Królestwie formalnie zniesiony. Trzynaście lat po
powstaniu, w czasie zupełnej ciszy, jednocześnie z wprowadzeniem ogólnej ustawy sądowej, przyjęto uchwałę
Komitetu do Spraw Królestwa Polskiego o "zachowaniu prawa administracji miejscowej nakładania kar
pienięŜnych i osobistych, bez sądu, za przewinienia polityczne i za przekroczenia przepisów o stanie
wojennym". To postanowienie, zatytułowane "środek czasowy", dotrwało do roku 1905.
W 1864 powołano Komitet Urządzający, pod nominalnym przewodnictwem namiestnika Berga, pod
faktycznym zaś kierownictwem zaciekłego polakoŜercy księcia Czerkasskiego oraz wręcz fanatycznego wroga
szlachty polskiej i zachodniej kultury, Mikołaja Milutina. Przeprowadzane są stopniowo, ale konsekwentnie
"reformy", mające zlikwidować resztki iluzorycznej i symbolicznej niezaleŜności Królestwa Polskiego, zaciera
się jego administracyjna odrębność, znosi w miarę suwerenne instytucje. Lata 186669 przynoszą likwidację
Strona 3
2722
Rady Administracyjnej, Rady Stanu i Komisji Rządowych, Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego,
Spraw Wewnętrznych, Przychodów i Skarbu. W 1868 roku język polski usunięty zostaje ze wszystkich
wydziałów słuŜby rządowej.
"To zaś, Ŝe Polak z Polakiem moŜe głośno i publicznie porozumieć się w swoim 'drugorzędnym' języku; dalej,
Ŝe Polak moŜe to samo uczynić jawnie za pomocą druku, rozumie się w granicach cenzuralności to podług
Moskali dosyć 'szczęścia', jak na 'marnego lacha'; zupełnie szczęśliwym będzie dopiero wtedy, 'gdy go
zrobimy Moskalem', to jest , gdy się wyzbędzie swego 'niekulturalnego', tamującego postęp, polskiego
'miejscowego narzecza'5".
Jedynie w teatrze oraz w kościele, ściślej w liturgii i katechezie moŜna było posługiwać się językiem polskim
(juŜ akta stanu cywilnego pisane były po rosyjsku). W 1896 roku zamknięto Szkołę Główną, a na jej miejscu
otwarto rosyjski Uniwersytet.
Najpierw szkolnictwo, za parę lat sądownictwo (1876), wkrótce cała administracja przejdzie w ręce rosyjskie
(Spis z 1897 roku wykazał 1,1 % pracowników narodowości polskiej na słuŜbie państwowej). Powołane
zostaną nowe urzędy dla
5. Nieco o słusznej nienawiści Polaków do Moskali, Warszawa 1902, s. 2. 12
wszystkich dziesięciu guberni Królestwa: Warszawski Okręg Wojskowy, III Okręg śandarmów, Warszawski
Zarząd Komunikacji, Warszawski Okręg Naukowy, Warszawska Izba Sądowa, Warszawska Izba Kontroli,
Prokuratoria Królestwa Polskiego. Kontrolowane na miejscu przez generałgubernatora, podporządkowane
były właściwym ministerstwom w Petersburgu. Umundurowani czynownicy wydawać zaczną decyzje w
sprawach cywilnych i karnych, meldunkowych i paszportowych, zawładną prasą, stowarzyszeniami,
imprezami rozrywkowymi. Zadecydują o wykorzystaniu budŜetu miasta, rozdzielając go według swego
widzimisię. W 1887 roku na oświatę przeznaczono w przeliczeniu na jednego mieszkańca 24 kopiejki.
Pocieszający jest jedynie fakt, Ŝe oszczędności robiono równieŜ na reprezentacyjnych gmachach w stylu
pseudobizantyjskim.
"PrzecieŜ ci wszyscy urzędnicy nie są to pospolici wykonawcy owych okólników, instrukcji, tymczasowych
przepisów, stojących tam na miejscu prawa, ale są to pracownicy i propagatorzy wykorzenienia języka
polskiego, cywilizacji polskiej, religii narodowej polskiej i na koniec samego imienia polskiego" pisał Antoni
Tyszkiewicz6.
Po śmierci Berga (1874) nie wznowiono juŜ funkcji namiestnika, jego następców rezydujących na Zamku
zwano generałgubernatorami. Królestwo stało się wewnętrznym terytorium rosyjskim. Warszawski magistrat
był urzędem państwowym rosyjskim, podporządkowanym "Naczelnikowi Kraju" i Ministerstwu Spraw
Wewnętrznych. WaŜniejszy od prezydenta miasta był sprawujący rzeczywistą władzę formalny jego zastępca,
oberpolicmajster. Począwszy od lat siedemdziesiątych najpierw w korespondencji urzędowej, później w
rosyjskiej publicystyce pojawia się nazwa Priwislińskij Kraj (Priwislinje), choć Ŝadnego oficjalnego ukazu na
ten temat nigdy nie podano do publicznej wiadomości.
Nie była to jedyna informacja, którą zatajono. Cenzura tworzyła w prasie i literaturze taką rzeczywistość, jaka
zgodna była z "aktualnie panującą fikcją". Obowiązkowi cenzurowania poddawano wszystkie materiały
przeznaczone do druku i do litografowania. Zwolnione były z niego tylko bilety zapraszające na wesela i bale,
etykiety, rachunki, papiery do pakowania towarów, bilety wizytowe, cenniki
6. Hrabia Leliwa (A. Tyszkiewicz), Zarys stosunków polskorosyjskich, Kraków 1895, s. 174.
13
wolne od reklam, ogłoszenia o sprzedaŜy rzeczy i o zmianie mieszkania. Napisy na wieńcach Ŝałobnych juŜ
nie.
"Istotą systemu rosyjskiego jest władza bezwzględna, samowładna, oparta na przemocy, gwałcie i terrorze
pisał Stanisław Koszutski. Na samowoli biurokracji, na utrzymaniu narodu w niewolniczej podległości, na
bezustannym tropieniu, prowokowaniu i tępieniu z bezlitosnym okrucieństwem wszelkich przejawów istotnej
czy domniemanej nieprawomyślności7".
A to pojecie, podobnie jak "nielegalność", jest w Rosji bardzo nieokreślone i ciągle zmienne. Bywa zaleŜne
równieŜ od "wiatru wiejącego u generałgubernatora". W pewnej chwili wszystko moŜe stać się nielegalne. To
Strona 4
2722
zapewniało absolutną bezkarność z jednej strony, groziło nieprzewidzianymi konsekwencjami z drugiej.
Widmo Syberii uparcie towarzyszyło współczesnym.
Antoni Zaleski tak charakteryzował Rosję: "... potrzeba formy i kultu zewnętrznego, a w duszy nihilizm,
mistycyzm, nieogarniona tęsknota i buddyjska nirwana, dziwnie z sobą zmieszane; serwilizm bez granic i
zuchwalstwo, pozorna uległość a twardość i upór posunięty nieraz aŜ do bohaterstwa; ogromne poczucie
posłannictwa i potęgi państwa oraz narodu rosyjskiego, a obok tego samolubstwo i wstrętne a niskie
wyzyskiwanie rzeczy publicznej oto Rosja dzisiejsza. Chaos więc zupełny, Ŝywioły elementarne w
robocie, sprzeczne i sporne ze sobą duchy poruszają tym ogromem, co fermentuje wewnątrz pod wpływem
nowych zaczynów cywilizacyjnych. Wszystko to trzymane dotąd w karbach samodzierŜawia, które
jednak obecnie zaczyna się rozchwiewać. Dla Polski zalew i działanie takich Ŝywiołów to działanie
jadu, gangrena moralna, a zarazem i potop8".
W 400tysięcznej Warszawie lat osiemdziesiątych Rosjanie stanowili bez wojska 3 % ogółu ludności. Ich liczba
szybko rosła, z 17 tysięcy w 1892 roku do 35 tysięcy, tj. 4,1 % w 1913. (W tymŜe roku naleŜało do nich 321
kamienic). Powiększał się równieŜ okupacyjny garnizon od ok.
7. S. Koszutski, Co nam Rosja dała i co nam wzięła? Warszawa 1917, s. 4.
8. A. Zaleski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki przez Baronową XYZ (pierwodruk 1885 w
krakowskim Czasie), Warszawa 1971, s. 449450.
14
6 tysięcy w latach osiemdziesiątych do 30 tysięcy w latach dziewięćdziesiątych i 50 tysięcy w przededniu 1905
roku. W armii słuŜyło blisko trzy czwarte Rosjan mieszkających w stolicy, tam równieŜ zatrudniono większą
część inteligencji rosyjskiej (nie w szkołach i urzędach!). Funkcjonariusze cywilni, kupcy, głównie branŜy
kolonialnej i tekstylnej, nieliczni rzemieślnicy (kamieniarze i sztukatorzy) dopełniali składu rosyjskiej kolonii
(nigdy nie mówiło się o rosyjskim towarzystwie). Procent analfabetów był wśród prawosławnych niŜszy niŜ w
innych grupach, znaczna przewaga męŜczyzn nad kobietami, dzieci i starców liczba niewielka.
Warszawa nie miała najlepszej opinii jako miejsce słuŜby dla uczciwego Rosjanina. Na zesłanie, czyli urząd w
Priwislinju delegowano tych, dla których z jakichś powodów (głównie niedostatecznych kwalifikacji)
zabrakło posady w Rosji. Zwykle personel urzędniczy pozostawiał wiele do Ŝyczenia tak pod względem
poziomu wykształcenia, cech moralnych, jak taktu i sumienności w wykonywaniu obowiązków słuŜbowych.
JuŜ Mickiewicz pisał o "samych łajdakach", jakich przysyłają tutaj z Moskwy. "Nie wymaga się od nich niczego
dodawał Józef Piłsudski na łamach Robotnika w 1895 roku. Sędzia nie potrzebuje znać prawa, inŜynier
mechaniki, nauczyciel pedagogii; dosyć być Rosjaninem, by wszystko, do kas publicznych włącznie, stało dla
niego otworem. Synowie więc burŜuazji, szlachty i popów, zadowoleni konserwatyści i niezadowoleni
liberałowie szli ochoczo na lep rządu i tworzyli bandy zbójeckie, zwane urzędnictwem9". Czynownika nazwie
ktoś najbardziej narodowym wyrobem rosyjskiej cywilizacji i przemysłu.
Wyjątki, jakie stanowili zasłuŜeni warszawscy Rosjanie, prezydent Starynkiewicz, któremu zawdzięcza miasto
wodociągi i kanalizację, czy rozumny i znający się na rzeczy prezes teatrów Muchanow, potwierdzały jedynie
regułę.
Do słuŜby w Priwislinju zachęcał carski rząd dodatkami do pensji (co kaŜde 5 lat 15 %), krótszym terminem
"wysłuŜenia" emerytury, niewysokimi wymaganiami cenzusowymi, a przede wszystkim stosunkowo
łatwiejszą moŜnością zasłuŜenia się wzorową słuŜbą, zrobienia kariery i co było nie lada pokusą
pomnoŜenia własnego majątku przy pomocy łapówek.
Łapówka to najwaŜniejszy rys obyczaju rosyjskich urzęd
9. J. Piłsudski, Rusyfikacja w: tegoŜ, Pisma, t. l, Warszawa 1937, s. 97.
15
ników Była ona, jak pisał SałtykowSzczedrin, koniecznym dopełnieniem i poprawką samowładczej
konstytucji. Jej wielkość i formę uzaleŜniano od stanowiska i kalibru sprawy do załatwienia. W cyrkule
wystarczał banknot 510 rublowy dołączony do podania czy prośby. Na prowincji przyjęte było przegrywanie
w karty na przykład 25 i więcej rubli. Kogoś wyŜszej rangi przekupywało się bardziej elegancko, np.
polowaniem i wystawną kolacją z szampanem. To wtedy powstało przysłowie: nie taki diabeł straszny, skoro
bierze łapówki.
Form łapówkarstwa bardziej lub mniej jawnego było więcej. Regulowały one stosunki między
zaborcą i podbitą ludnością. Łapówka stała się paradoksalnie oręŜem walki w rękach obu
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin