Ballada o bierzmowaniu.docx

(28 KB) Pobierz

Iluzje życia duszpasterskiego.

Wybrane elementy bierzmowania.

 

Od dłuższego czasu czuję potrzebę oporu względem różnych spraw duszpasterskich, między innymi przygotowania do bierzmowania. Tym bardziej że nasze przygotowanie uchodzi za normalne i niepodważalne. Przygotowanie do sakramentu bierzmowania w naszej diecezji odbywa się według znanego nam wzoru. Dwa lata przygotowań poprzez spotkania w parafiach częstotliwość spotkań jest różna. W większości parafii, jak mi się zdaje, młodzi są sprawdzani poprzez dzienniczki na różne okazje kościelne. Odbywają się też egzaminy na koniec. Księża mają różne programy, różne pomysły. Spróbuję pokazać kilka iluzji tego przygotowania. Zdaję sobie sprawę, że to co opisuję jest specjalnie przesadzone. Chodzi też o młodzież średnią taka jaką ona jest. Większość młodych żyła do tej pory poza kościołem ma „niski kapitał początkowy” wiary.

Ci, którzy rezygnują, właściwie zostawieni są sami sobie. Można powiedzieć, że są jak „odpady społeczne” jako ci, którzy nie przeszli standardów, nie sprostali oczekiwaniom, lub sami się poddali. Coś z tą rzeczywistością trzeba zrobić, bo to wykluczenie młodzieży z parafii (będąc oczywiści w parafii) będzie się utrwalać.

I

Przygotowanie do sakramentu jako adaptacja do zaistniałych struktur.

              Kto zostaje dopuszczony do sakramentu bierzmowania? Taki człowiek, który zrealizował program damy mu dla jego drogi, który jest podporządkowany i zdyscyplinowany, który spełnił wszelkie wymagania mu stawiane. Przy czym nie ma znaczenia, że może (a bywa) być to tylko powierzchowne i zaraz człowiek ten znika po przyjęciu bierzmowania. Ci którzy nie mieszczą się w tym standardzie stają się „odpadami” sakramentu bierzmowania. Gdy młodzież adaptuje się do tego co im księża podają - to jest to sukces. Młodzi uczą się w ten sposób podobnego traktowania w ogóle spraw wiary – dopasować się do istniejących struktur. Jedni dopasowują się przez uczęszczanie do kościoła a drudzy do pomijania kościoła w swoim życiu. Dopasowują się do tego czego doświadczają.

II

Przygotowanie do sakramentu jest zespołem procesów i różnych uwarunkowań środowiska a nie odwrotnie.

Niektórzy księża wierzą w to, że samo przygotowanie do sakramentu daje dojście do pewnej dojrzałości wiary młodych. Zapominając przy tym, że samo przygotowanie staje się iluzją jeżeli wyrwane jest z kontekstu życiowego młodego człowieka ( np. gdy rodzice wychowali go na dobrego poganina). Takie przygotowanie pasuje wszystkim, tu szkoła, tam praca, lekarz, bierzmowanie, wyjście z psem itd. Wniosek jest prosty: warto mocować się o zmianę społeczną, rodzinną, parafialną a potem tak kształtować przygotowanie do bierzmowania. Środowisko kształtujące przygotowanie do bierzmowania jest u nas bardzo słabe, nad tym warto pracować, a nie myśleć jak tu polepszyć system przygotowań jednak w tej samej strukturze.

III

Przygotowanie do sakramentu jako reprodukcja tego co dają nam rodzice.

Teza jest prosta: gdyby nie było przygotowania i tak młody człowiek posiadałby  taką samą tożsamość (tu w sensie wiary). Wierząca młodzież jest wierząca, a nie wierząca jest nie wierząca – nic się nie zmienia. Nie trzeba robić badań (ciekawe, że nikt ich nie robi w naszej diecezji) żeby się zorientować, że młodzi, którzy mają przekaz wiary od rodziców w większości idą tą drogą. (zresztą naśladowanie staje się coraz bardziej problematyczne w filozofii edukacji jako naczelna pedagogia) Natomiast młodzi, którzy zostawieni są sami sobie w wierze w większości nie podejmują wiary na co dzień. Chodzi mi oczywiście o młodych już po sakramencie bierzmowania. Zatem te argumenty potwierdzają tezę początkową: bez względu na przygotowania młodzi i tak idą za rodzicami. Posługując się językiem nowomowy europejskiej można powiedzieć, iż wiara młodych nie zależy od przygotowania ale od „kapitału ludzkiego”, który otrzymali od rodziców. utrwala nierówności, nie praktykujący wiary dalej tacy są i odwrotnie, praktykujący zachowują swój stan. De facto ta nierówność jest utrwalana między innymi przez taki typ przygotowań do bierzmowania. Rezygnując z przygotowania do sakramentu osiągniemy ten sam efekt, gdy to przygotowanie zastosowali, pozostaje pytanie po cóż się męczyć? Nasza codzienność przygotowań do bierzmowania jest zdeterminowana przez socjalizację postaw i zachowań, co prowadzi do patologii rządzących nimi mechanizmów w sensie przejęcia wiary.

Można powiedzieć nieco brutalnie, że ludzi od wczesnych lat uczestniczą w rytualizacji pozorów np. (I Komunia Święta)

IV

Coraz więcej informacji – coraz mniej znaczeń.

W przygotowaniu do sakramentu bierzmowania na czoło wysuwa się element informacyjny ( zresztą tak jak i w szkole). Pomija się natomiast element inicjacyjny (M. Eliade). Prof. Maria Janion w swej książce zapytuje „czy będziesz wiedział co przeżyłeś?”. Twierdzi, że młodzi czegokolwiek doświadczając tylko wiedzą o tym, natomiast nie przeżywają tego. Kolejne egzaminy zewnętrzne, które są obowiązkiem młodzieży przed sakramentem bierzmowania pokazują dobrze nasz kurs – młodzi mają dużo wiedzieć, niektórzy mówią że choćby minimum (minimaliści). W szkole uczą, w parafii uczą, kto ma wiadomości ten jest dobry kandydat. Wiedza przestała być czymś wartościowym. Ucząc katechizmu oduczamy myślenia. Uczymy Ale nie zwracamy uwagi na to kto się czym potrafi przejąć. W dniu codziennym młodzi wymiotują informacjami, informacje ich zalewają, jednak nie ma to większego znaczenia, lub nie ma tu tym bardziej żadnego znaczenia w sensie dania życia, wiedza jest pusta nie życiodajna, nie stanowi żadnego impulsu, przychodzi i odchodzi. Czy nadal chcemy ich tak uczyć? Coraz więcej informacji i wiedzy a mniej znaczeń. Jest to model brany ze szkoły. To tak jak studenci na studiach nie studiują bo ich głównym zajęciem jest zaliczanie egzaminów. Księża nie duszpasterzują, bo ich głównym zajęciem jest przygotowywanie do sakramentów itd.

V

Separacja i subiektywizacja.

              Separacja od życia dorosłych w dwóch odsłonach: 1)  Przygotowanie do sakramentu jako prywatna sprawa księdza. 2) Przygotowanie da sakramentu zupełnie oddzielone od świadectwa życia dorosłych rodziców i wspólnoty parafialnej. Wydaje się, że księża sami planują i przygotowują młodych, raczej ks. działa sam odseparowany od ludzi świeckich. Z drugiej strony ludzie pretensjonalnie oczekują, że ksiądz za nich wychowa im dziecko. Nie wprowadzając całej wspólnoty w przygotowanie do sakramentu nie możemy oczekiwać że po tym sakramencie że ktokolwiek będzie do wspólnoty wprowadzany. Jednym słowem, nikogo nie obchodzi co ksiądz robi dlatego na samym udzielaniu sakramentu kościoły świecą pustkami (a księża się temu dziwią, a ja się dziwię, że oni się dziwią) – jest to logiczna konsekwencja naszych przygotowań, dokładnie odseparowaliśmy się z sakramentem bierzmowania od reszty wspólnoty parafialnej.

              Młodzi jeżeli mają styczność z osobami wierzącymi dorosłym to czasem ten obraz jest dla nich zniechęcający. Widzą wiele przepaści między naszymi deklaracjami a życiem codziennym. Przy tym w większości nie mają dobrego wzoru w domu, przy ich krytycznym spojrzeniu mogą dać pytanie: czy lepiej być szczęśliwym niewierzącym czy nieszczęśliwym wierzącym.

VI

Dzienniczki.

Niebezpieczeństwo dzienniczków to między innymi: standard i procedura które wypierają myślenie ( mówiąc językiem edukacji: ujawnia się tu nieświadome myślenie rynkowe, neoliberalne) uzyskane punktacje dzienniczkowe mają jakoby zaważyć na dalszych ich losach, czasem na bardzo długo. Chodzenie na spotkania pod punkty. Wszelkie dzienniczki (bardzo różne) standaryzują młodych, taki młody człowiek potem nie problematyzuje rzeczywistości, postrzega wiarę jako zadaną w proste schematy, jestem – nie jestem na czymś. Kontrola i podporządkowanie młodych daje owoce takie same. Młodzi wiedzą, że za niesubordynacje grozi im wydalenie więc udają siebie, nakładają maskę. Lektorzy podają dzienniczek tak samo jak, ci którzy pierwszy raz od lat zobaczyli księdza. Dzienniczki wnoszą także sferę adaptacji młodzieży do tego co oczywiste, nie podlegające krytyce, bo zapisane w dzienniczku. Pamiętamy co Jezus robił? Burzył myślenie, krytykował to co oczywiste, przestrzegał przed zrytualizowaniem pozoru. Są księża, którzy znają parafian i nie potrzebują dzienniczków, lecz tylko spróbujmy podać w wątpliwość prowadzenie dzienniczków wyleją się na nas argumenty niepodważalności tego fundamentu.

 

 

 

VII

Brak debaty o przygotowaniu do sakramentu bierzmowania młodzieży.

Domyślam się, że nasze przygotowania zostały ściągnięte z Niemiec lub innego kraju, a my myślący ludzie z kraju nad Wisłą dumni z tego jesteśmy. Można by pokusić się o własny model przygotowania, no ale przecież trzeba by było pomyśleć. Z drugiej strony spolszczony model aż nadto przypomina „Polaka katolika” – jak wyzbyć się tej redukcji socjalizacyjnej.

Ktoś postanowił i stało się (gdzieś to już czytałem). Chodzi mi o to, że nikt nie pyta i co dalej, jak można coś zreformować, co dobrego wprowadzić? Itd. Dla przykładu powiem, że byłem przez kilka lat dekanalnym duszpasterzem młodzieży (według dekretu jest to osoba doradcza księdza duszpasterza diecezjalnego do spraw młodych) nikt się nie pytał ani nie dawał głosu, a mój głos był przemilczany. Na spotkaniach nie było współmyślenia a potem na parafiach współdziałania. Nie słyszę także że ktoś dzieliłby się dobrymi owocami przygotowania itd. Nikt też się nie pyta osób świeckich o przygotowania do sakramentu, księża działają sami sobie. Jestem w trakcie eksperymentu dałem zadanie na razie kilkunastu ludziom świeckim aby wypowiedzieli się na ten temat. Po skończeniu zobaczę co oni wszyscy myślą, da to pewien obraz. Na razie widzę, że ludzie nie mają pojęcia co z tym zrobić oprócz kilku wyjątków, widzę bierność i nieumiejętność w ogóle pomyślenie takich spraw. Kilka osób mi odpisało kładą przede wszystkim nacisk na rodzinę. To znaczy że przygotowując młodych mamy zająć się nie nimi ale ich rodzicami. Można pokusić się o taką tezę: chcesz być dobrym duszpasterzem młodzieży – zajmuj się ich rodzicami.

VIII

Analfabetyzm funkcjonalny.

Po sakramencie bierzmowania młodzi więcej wiedzą ale nie korzystają z niej. ( nie mają kompetencji do działania) Chodzi tu o to, że młodzi to co wiedzą nie potrafią przełożyć na życie codzienne – są funkcjonalnymi analfabetami. Oni wiedzą ale nie wykorzystują tej wiedzy, to jest wiedza pusta. Jest to też problem katechezy w Polsce. Jak przeciwdziałać takiemu analfabetyzmowi? To przygotowanie stosowane przez nas ich w tym utwierdza. Czasem mówię w szkole: ja wiem, że wy wiecie – ale cóż z tego?

 

IX

Taki sam program działania dla całej diecezji.

Program ramowy oczywiście jest wartością ale poczytajmy jednak dalej. Zbyt wielka uniformizacja nie służy. Warto przemyśleć wszystko na nowo, by dopuścić wielość zasad i możliwości przygotowania do sakramentu. Warto to poddać dekonstrukcji i analizie jakie są owoce przygotowania do sakramentu bierzmowania naszej młodzieży w konkretnych parafiach. My sami księża idziemy tą drogą uwiedzeni programem bierzmowania. Na stronach internetowych można poczytać: mój program to sukces itd. Po zakupie takiego programu nic nie trzeba robić, gotowe wszywki, zaszywki, (wy)bryki, karteczki, dvd, prawie jak w szkole. Jaki program?, przymus programu, teczki spełniającej się. Chodzi o to że program sam w sobie nie jest panaceum (jakkolwiek byłby doskonały). Jeśli wszyscy mają być tacy sami, bo zdali te same zagadnienia to jest to jak owe uczenie się pod testy w szkole. Jak zauważył jeden z pedagogów: „obecny system standaryzuje nie tylko wymagania, ale i mózgi”. Szkoda że ze szkoły przechodzi to także na parafie.

X

Ukryty program przygotowania do sakramentu.

 

Ukryty program występuje wtedy, gdy nauczyciel, katecheta, wychowawca, ksiądz, przekazują to co nie jest ujęte w programie. Sprawdza się gdy uczeń pamięta nauczyciela a nie pamięta to czego on nauczał, lecz co on robił poza nauczaniem. Jest to ukryty program nauczania. Pomyślmy co jest ukrytym programem przygotowania do sakramentu bierzmowania na naszym terenie.

a)     Większość młodzieży nie miała styczności z kościołem w głębszych aspektach swojego życia. Nagle księdzu przypomina się o młodym człowieku i po sakramencie nagle zapomina się o nim. Taki system przygotowania daje do myślenia młodym: wiara nic nie zmienia, coś chcę i osiągam to, tak jak w zasadach rynkowych. Nikogo nie interesuje moje życie skoro kościół przypomniał mnie sobie i po tym zapomina szybko. Młody człowiek jest konsumentem, który zainwestował i wziął coś dla siebie, skonsumował ofertę sakramentu bierzmowania i idzie dalej swoją drogą.

b)    Wypełniając rubrycele w dzienniczkach młodzi uczą się między innymi: jesteś dobrym chrześcijaninem bo robisz to co trzeba, sam nie myślę, bo za mnie ksiądz zaprogramował na czym być i dlaczego. Wiara to chodzenie do kościoła, ( nie jak niektórzy mówią: wiara to chodzenie nad przepaścią) jak minimum się zgadza to jest ok. Nierzadko młodzi pytają się, bo nie wiedzą czy przyjść na rekolekcje czy nie. Nauczyli się w tym systemie sprawnie działać po minimalnej sprawności.

c)     Wymuszając przygotowania do sakramentu w takiej formie pokazujemy młodym, że na chwilę tworzymy społeczność i za chwile jej po sakramencie nie będzie. Nagle młodzi „wierzący” spotykają się razem z młodymi „nie wierzącymi” i każe im się razem iść. Potem młodzi „wierzący” znowu zostają sami i zastanawiają się o co tu chodzi, bo ich koledzy zupełnie potem się separują od kościoła, tak jak i przed przygotowaniem. Nie warto wobec tego w ogóle wchodzić w głębsze relacje, wspólnotę parafialną, wspólnotę młodych. Innymi słowy, od kiedy młodzi przygotowują się w ten sposób do sakramentu, to od tego momentu nie wchodzą do wspólnot młodzieżowych przy parafii. Dlatego między innymi upadły ruchy młodzieżowe tak wcześniej prężne np. Oaza. (oczywiście są wyjątki, gdzie młody człowiek chodzi na spotkania grupy młodzieżowej, dajmy na to KSM – u i równocześnie na przygotowanie do sakramentu. Paranoja? Przewspólnotowanie.

Przygotowanie do sakramentu bierzmowania wyczyszcza nam wspólnoty młodzieżowe.

 

Ten opis moich spostrzeżeń oczywiście można rozszerzać i uzupełniać. Chodzi o to abyśmy się refleksyjnie przyjrzeli temu przygotowaniu a nie powtarzali cały czas to, czego ktoś nas nauczył i w co wtłoczył. Warto nie poddawać się temu wprzęgnięciu socjalizacyjnemu przez duszpasterstwo. Młodzi księża wchodzą i brną, czasem bez cienia refleksji. Inni księża coś próbują, inni stawiają opór. Niektórzy robią tak jak robili 30 lat temu, inni idą za modą i mitem dla przykładu aktywizacji czy pajdokracji.

              Pamiętam jak ks. Rektor Grzegorz Puchalski zaproponował taki program działania, jest on bardzo ciekawy i przygotowany, gdybyśmy chociaż to chcieli wykorzystać to byłoby owocnie. Jednak po latach widzę słabość tego programu, bo on wpisuje się w moją krytykę, nie chodzi mi o bardziej nowoczesny program ale o zmianę na innym poziomie, na poziomie nie programu ale parafii.

              Oczywiście jest to krytyka, ale w takim razie co proponować pozytywnego. Można powiedzieć, że gdy będziemy robili różne sprawy odwrotnie to inne będą owoce, jednak sprawa jest tu bardziej skomplikowana.

              Zdaje się, że warto zabiegać najpierw o zmianę naszych parafii, naszych lokalnych społeczeństw a potem dopiero z tego wychodzi przygotowanie do bierzmowania. W parafiach duszpasterstwo mamy przede wszystkim sakramentalne, tak zdominowane duszpasterstwo niestety jest jednostronne. Ja bym zaryzykował na razie „zawieszenie” przygotowania do bierzmowania. I raczej szukałbym parafialnych sposobów normalnego w niej udziału a przy okazji młodzi byliby wprowadzani do sakramentu bierzmowania. Duszpasterstwo przede wszystkim nie sakramentalne, to jest cel. Chodzi mi o takie struktury normalnego zaangażowania od dzieci ku dorosłych (a nie wyrywanie młodzieży na okres dwóch lat ze swego stanu by się przygotowali do sakramentu) by przygotowanie nie było czymś aż tak szczególnym, tylko normalnym wchodzeniem w poszczególne sakramenty( zresztą tak samo jest z I Komunią Świętą dzieci). Jest coś na rzeczy w tym co proponuje od lat ks. Biskup Jan – ERM dla dzieci, KSM dla młodych i dla dorosłych AK. (nie chodzi tu o Armię Krajową). Oczywiście nie chodzi tylko o te wspólnoty ale realnie oddziaływującą strukturę parafialną, której podstawy są niezależne od księży, ale wpisane w całą wspólnotę Kościoła.

Jakby tak było można w ramach jednej parafii przygotować się do sakramentu bierzmowania na różne sposoby, byłoby to ciekawe zadanie otwierające inne perspektywy na przyszłość. Uczymy przecież, że różne są dary Ducha Świętego, dajmy na to np. młodzi mogliby zaistnieć przy wspólnocie Odnowa w Duchu Świętym aby tam się przygotować do bierzmowania, lub przy Domowym Kościele. Owszem zyskali by dominację tej perspektywy życiowej ale to już byłoby coś, a nie ogólne nic. Albo przy KSM-ie. Dałoby to możliwość wciągnięcia maksymalnej liczby osób współpracujących przy księżach. Dałoby to możliwość wykorzystania indywidualnych potencjałów tkwiących w młodych. Po części w niektórych parafiach tak już się to robi.

              Przecież nie można do jednego worka wkładać młodzież, która ma podstawy religijne od rodziców i ta, która nie ma. Są różne wrażliwości. Jest młodzież, która modli się co niedzielę na Eucharystii, jest młodzież, która była w kościele na swoim chrzcie i I Komunii Świętej. Dlaczego dajemy ich do jednego worka – tam zawsze się zmarnują. Jak ks. Biskup Jan mówi nie raz: dlaczego ciągle kasza i kasza, czasem może schabowy lub kawior.

Może niech zakończeniem będą słowa ks. Zbigniewa Maciejewskiego (Natan.pl), (z kilkoma sprawami się z Nim zgadzam, chociaż On proponuje kolejny niby lepszy program) W rezultacie zamiast korzyści jest szkoda. Wszyscy się umęczą a koniec jest gorszy od początku. Nie ma to większego sensu, prócz samousprawiedliwienia - coś przecież próbowaliśmy robić. Myślę, że w przygotowaniu do bierzmowania, podobnie jak w medycynie, obowiązywać powinna zasada: „primum, non nocere

 

Niektórzy księża mówią, że musi być dobrze przeprowadzone przygotowanie do bierzmowania, bo jak źle będzie to młodzież będzie z Kościoła odchodzić. Nie zgadzam się z tym całkowicie. Bez względu na moc przebiegu i tak w większości będzie tak jak było. Młodzi, którzy są w kościele i tak są, a Ci, którzy nie są nie mają się co żegnać, bo nigdy jeszcze do kościoła nie weszli. Takie gadanie jest nie rozumowe i to bujanie w chmurach. Zatem hasło, że bierzmowanie to oficjalne pożegnanie z Kościołem pod przewodnictwem ks. Biskupa jest nieprawdziwe, bo jak tu się żegnać skoro nie było przywitania i wprowadzania do wspólnoty.

              Funkcja przygotowania do bierzmowania nie musi polegać tylko i wyłącznie na spełnianiu oczekiwań rodziców i Kościoła ( tak to jest dzisiaj), aby się dobrze młody człowiek przygotował, wręcz przeciwnie. Funkcja ta bardziej mogłaby polegać na kształtowaniu tych oczekiwań w stronę otwarcia się na to, co będzie, na to czego nie ma, na wiarę zadaną, przyszłą. Nie na socjalizację, ale na to np. jak przeciwstawić się rodzicom w ich byciu ok. względem Boga. Do tego kompetencji nam nie wystarcza.

              Mamy ogóle dobre samopoczucie, bo wszystko idzie jak należy mniej więcej (czyli według standardów) nawet nie zdajemy sobie sprawę z braków w tym przygotowaniu, jest to podwójny brak, brak widzenia braku. Nie zauważamy że wychodzą z tego przygotowania pół katolicy, jest to typowy syndrom człowieka masowego, konsumenta. My wchodzimy w tą rynkową grę. A pół katolik jest groźniejszy niż ateista wiemy to z historii jak najlepiej.

              Zawsze w każdej strategii i ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin