Kisielewski Stefan Kisiel _Rzeczy małe.pdf

(1710 KB) Pobierz
Microsoft Word - Dokument1
Stefan Kisielewski
Rzeczy małe
PAX WARSZAWA -1956
Okładkę projektował Andrzej Możejko
Stronę tytułową i ilustracje wykonał Stanisław Topfer
WYDAWNICTWO WARSZAWA
PAX
1 9 5 3
Redaktor — Stefan M. Czarnec-ki. Redaktor techniczny —
Damian Sikorskł. Korektor — Zo/lu Lubańska.
Wydanie I. Nakład 10000 + 350. Format A5. Ark. druku 33.75. Ark.
wyd. 30,78. Pap. druk. sat. kl. V, 60 g. 86 X 122 dost. z fab. pap. w
Boruszowicach, Druk. ukoń. w grudniu 1956. —
B-7-53794
Tegoż autora:
„Sprzysiężenie" — powieść 1947. ,,Zbrodnia w Dzielnicy Północnej"
— powieść 1948. „Polityka i sztuka" — zbiór prac publicystycznych
1949. „Poematy symfoniczne Ryszarda Straussa" 1955.
W przygotowaniu: „Z muzyką przez lata" — wybór esejów
muzycznych.
Gdańskie Zakl. Graf. Gdańsk.
1
Jerzemu Turowiczowi
z przyjaźnią i wdzięcznością
Felietony zawarte w tym tomie ukazywały się w latach 1945—1953 na łamach krakowskiego
»Tygodnika Powszechne-go«. Wiosną 1953 pismo to zmieniło skórę i współpracowników,
wśród nich niżej podpisanego, który od tego czasu przestał zajmować się publicystyką,
przechodząc do zajęć bardziej godziwych.
Przez długi czas sądziłem, że feliettony moje przepadną w falach zapomnienia, w
najlepszym wypadku wygrzebie je
b RZECZY MAŁE
po latach jakiś szperacz, lecz zapewne okażą się już wtedy zgoła nieczytelne. Będzie to
bowiem w epoce gdy, jak mówi Poeta:
„...ta formacja co go znała Stanie się wręcz ni-ezrozumiała I jaka była w nim trucizna
Najlepszy spec się już nie wyzna".
Rzeczywistość jednak okazała się znacznie łaskawsza, niż sądziłem (zawsze lepiej być na
zapas pesymistą). Zwrócił się do mnie mianowicie Instytut Wydawniczy ,,Pax" z propozycją
wydania wyboru felietonów. Namyślałem się głęboko, zawsze trzeba się namyślać na
życiowych zakrętach, i wreszcie*, łaskawie — zgodziłem się.
W ten sposób doszło do skutku niniejsze wydawnictwo. Stanowi ono coś w rodzaju
hultajskiego bigosu, do którego doskonale zastosować by się dały słowa Skrzetuskiego:
„Wszelako w tej książce dziwne jest materii pomieszanie". Wiele felietonów związanych jest
z zapomnianymi już sprawami i polemikami, inne zestarzały się i zwiędły same przez się.
Parafrazując słowa Gałczyńskiego, wypowiedziane przezeń w przedmowie do „Utworów
poetyckich" stwierdzam, że są tu felietony, które kocham, które lubię, które szanuję, których
nie chcę, o które nie dbam i z których żartuję. Żadnych jednak bym się nie wyrzekł: związane
są z dawnymi walkami, jest w nich coś z atmosfery tych lat, a jednocześnie są i po trochu
ogólne, uniwersalne. Próbowałem, zachęcony przez Instytut, posegregować je na działy,
uporządkować, lecz nie wiem, czy coś z tego wyszło. Ważne jest co innego: czy udało mi się
ocalić od zapomnienia smak pewnego fragm.encika epoki, przedłużyć życie pewnego okresu
myśli powszechnych. W jakim stopniu mi się to udało, ocenić może oczywiście tylko
pamiętliwy Czytelnik, a także Urząd Kontroli Prasy, którego stałym klientem, i wielbicielem
byłem zawsze.
Jeśli chodzi o Czytelnika to troszczyłem się o niego w myśl znanej liberalnej dewizy: „nasz
klient — nasz pan". Nie zna-
OD AUTORA czy to
jednak, żebym zawsze schlebiał Czytelnikowi. Przeciwnie: twórczość, zwłaszcza krytyczną,
publicystyczną czy felietonową traktuję, w myśl nauk niezapomnianego Karola
Irzykowskiego, jako dyskusję z Czytelnikiem. Dowodem, że Czytelnik pojął to w sposób
analogiczny jest spore archiwum listów, jakie w związku z moimi felietonami otrzymałem.
Jeśli felietony te nie zestarzały się, to archiwum moje po wydaniu tej książki winno się
jeszcze zwiększyć. Czekam więc na nową porcję pochwał i wymyślań: przecież twórczość to
w istocie nieustająca ankieta, a także nieustająca dyskusja czy nawet kłótnia.
Lipiec 1956.
O IDEAŁY
KRUSZYĆ KOPIE O BYLE CO
INI ie kruszyć cennych kopii o byle co! — tymi słowy zakończył list do mnie pewien
anonimowy czytelnik gromiący beztroską błahość niniejszych felietonów. Zdanie to skłoniło
2
mnie do głębszych namysłów. Czy rzeczywiście kruszę kopie o byle co, a jeśli tak, czy
koniecznie należy to dalej robić?
Hm! Niewątpliwie nie każdemu jest dane kruszyć kopie o ważkie rzeczy, nie każdy może być
politykiem, generałem lub pisarzem (do żadnej z tych trzech godności nie pretenduję).
Natomiast niewątpliwie należy stale kruszyć kopie. O co? Choćby o cokolwiek. Dlaczego?
Tutaj powinien nastąpić dłuższy wywód — postaram się jednak skrócić go co najmniej o...
głowę. Otóż zawsze byłem przekonany o tym, że jedyną drogą do rozumienia życia, prawdy,
pracy, postępu i do wkroczenia na właściwe tory myślowe, jest ciągły niepokój, ciągłe
poszukiwanie, ciągły konflikt. Prawda świata jest jedna, lecz odradza się ona wciąż pod coraz
to innymi postaciami i ciągle na nowo trzeba ją odkrywać. Aby wykryć w zmienności
niezmienną zasadę, trzeba najpierw uświadomić sobie samą zmienność, do tego zaś potrzebny
jest właśnie wewnętrzny niepokój, esprit de contradiction, zdolność do siania fermentu i do
wynajdywania dziur w tym, co jest na pozór całe. Ferment, konflikt, ustawiczny krytycyzm,
skłonność do ciągłej rewizji poglądów własnych i cudzych — oto jedyna droga do
odnalezienia niezmiennej zasady świata. Jeśli bowiem formy życia wciąż się zmieniają, to
chcąc zachować swój sto-
1* 6 Ideały małe!
3
sunek do życia nie zmieniony, musimy podążać za zmianami; jeśli piechur chce być ciągle w
jednakowej odległości od jadącego wozu, musi biec z tą samą szybkością co wóz. Żeby zaś
biec za ustawiczną zmiennością życia, trzeba mieć ciągle odradzającą się ochotę na to, trzeba
mieć impuls ruchu. Impuls ruchu intelektualnego, impuls -pozwalający nam zachować mózg
w takim stanie, aby móc stale widzieć istotę spraw mimo ich zmieniających się form, impuls
taki, powtarzam, uzyskać możemy tylko przez — walkę. Walka z życiem, to jedyna postawa
pozwalająca nam to życie zrozumieć; kto z czymś walczy, ten owo coś rozumie; rewizji
jakiegoś stanu rzeczy domaga się tylko ten, kto dobrze ów stan rzeczy zna. Toteż ciągły
konflikt z życiem jest najprawdziwszą gwarancją tego, że się żyje, jest gwarancją, że się
bierze w życiu udział i że się -ma do życia stosunek niezmiennie intensywny. Zastój, bezruch
jest zapowiedzią degeneracji i śmierci, nie wolno ani przez chwilę odpocząć, ani na chwilę
nie należy zawieszać wewnętrznego krytycyzmu; już na drugi dzień po zwycięstwie swojej
sprawy trzeba się domagać rewizji nowego stanu rzeczy — każde „spo-częcie na laurach"
grozi zmarnowaniem zwycięstwa.
Tak więc pewność uzyskać można przez nieustanne wątpliwości, prawdę poznamy poprzez
próby ciągłego jej negowania i podważania, niezmienność postawy zapewnić sobie możemy
przez skłonność do ustawicznej zmiany, spokój uzyskujemy przez walkę, zaś jedność zasady
— przez mnogość jej wcieleń. Jest to -paradoksalne na pozór zestawienie sprzeczności, lecz
w istocie paradoksalność jest tu tylko pozorna; wypowiedziane uprzednio twierdzenia
odzwierciedlają rzeczywistość absolutnie konkretną. Przyjrzyjmy się pilnie otaczającemu nas
światu, a łatwo stwierdzimy, że każda prawda, każde zjawisko, każda sprawa zbudowane są
antynomicznie, z dwóch elementów przeciwnych, że w każdym pojęciu mamy konflikt
przeciwieństw. Obowiązuje zasada odwrotności: im bardziej skrajne są przeciwieństwa, tym
bardziej się do siebie zbliżają, jak dwa ruchome, oddalające się od siebie punkty po
obwodzie koła (Les extremes se touchent). Wielkie,
kruszyć kopie o Byle co
1S
ustabilizowane szczęście graniczy z wielkim nieszczęściem, jakim jest zobojętnienie, nuda;
wielkie nieszczęście graniczy ze szczęściem, jakim jest zatracenie wrażliwości na
nieszczęścia — starzec upodabnia się do niemowlęcia i odwrotnie, wielki ból i wielka rozkosz
są sobie bardzo bliskie, miłość nierozerwalnie łączy się z zazdrością, a więc formą
nienawiści, nienawiść wiąże nienawidzących się tak silnie, że staje się to już formą
3
przywiązania. A co tu jeszcze mówić o wewnętrznej antynomiczności materii, materii, która
jest na pozór ciągła, a w istocie nieciągła, trwa niby w nieruchomości, a w istocie jest
zbiorowiskiem opętańczo wirujących elektronów. Wszystko jest zbudowane antynomicznie,
per analogiam można by mnożyć przykłady, ale — mądrej głowie dość po słowie.
Do przekonania, że antynomiczność jest zasadą świata i że właściwą postawą człowieka
wobec tegoż świata jest ustawiczny konflikt z nim, konflikt mający odpowiednik w
wewnętrznej sprzeczności samych rzeczy, doszedłem przed laty zupełnie samodzielnie,
wiedziony zresztą na ogół intuicją. Zapoznawszy się później z dialektyką, stwierdziłem, że
poglądy takie są typowo dialektyczne. Potwierdziło to moje przypuszczenie, że w dziedzinie
filozofii człowiek nie może już wpaść na coś absolutnie nowego, że wszystkie podstawowe
typy poglądów i światopoglądów zostały już wyrażone, a zadaniem dzisiejszego myśliciela
jest rozwijanie ich i stosowanie w praktyce. Instynktownie stosuję w życiu zasadę
antynomiczności jako kryterium i nawet sformułowałem sobie kilka przykładów. A więc na
przykład:
1. Gdy widzę, że wszyscy są zgodni co do jakiejś sprawy, a jeden tylko się sprzeciwia,
oczywiście całe zainteresowanie i uwagę skupię właśnie na tym jednym. Bo: jeśli nie ma on
racji, to racja posiadana przez wszystkich innych tym silniej się na tle jego braku racji
uwypukli, jeśli zaś ma rację, to niewątpliwie trzeba go poprzeć. Poza tym fakt istnienia
sprzeciwu jest w każdym wypadku pozytywny, zmusza bowiem mających rację do tym
usilniejszego jej kultywowania. Wreszcie pamię-
16
O IDEAŁY MAŁE
tać trzeba również, że sprzeciw jest swego rodzaju formą uznania.
2. Jeśli widzę, że wszyscy uczniowie pilnie pracują, a jeden chodzi na wagary, to, rzecz
prosta, zainteresuję się właśnie tym jednym. Po pierwsze dlatego, że jest on niewątpliwie
silną indywidualnością, bo większego wysiłku wymaga chodzenie na wagary, gdy wszyscy
się uczą, niż uczenie się. Po drugie zaś, wagarującemu mogą przyjść do głowy samodzielne
myśli, odmienne od myśli kolegów. Myśli te mogą być cenne i okazać się -potrzebne dla
wszystkich.
3. Jeśli wszyscy jakąś sprawę rozumieją, a jeden zrozumieć jej nie może, na baczniejszą
uwagę zasługuje oczywiście ten jeden. Bo po pierwsze tamci są już „załatwieni", a nad tym
trzeba jeszcze popracować, po drugio ów nie rozumiejący nie rozumie może dlatego, że myśl
jego chodzi jakimiś innymi drogami, co zawsze jest interesujące, po trzecie wreszcie
przy wyjaśnianiu i prostowaniu owych jego dróg myślowych może wyłonić się nowy, cenny
dla wszystkich punkt widzenia na całą sprawę.
4. Jeśli wszyscy chłopcy przeskoczyli przez płot, a jeden nie mógł przeskoczyć, w dodatku
upadł i rozbił sobie nos, to oczywiście najbardziej interesującym obiektem będzie dla
nas właśnie ten jeden. Po pierwsze dlatego, że należy mu dopomóc, po drugie zaś dlatego, że
boleśnie urażony w swej ambicji, nie chcąc być gorszym od innych, może on wykrzesać
z siebie jakąś specjalną pomysłowość i wymyślić np. nowy sposób skakania przez płot.
Wynalazek ten może się okazać pożyteczny dla wszystkich i wejść w powszechne użycie.
5. Jeśli wszyscy przyszli do kina punktualnie, a jeden się spóźnił, to oczywiście ten jeden
jest, społecznie rzecz biorąc, obiektem najciekawszym, bo na jego wypadku możemy zbadać,
jakie są techniczne przyczyny spóźnienia (np. zbyt rzadkie chodzenie tramwajów itp.).
Z pięciu powyższych przykładów widać, że człowiek patrzący na świat „antynomicznie"
zawsze bardziej interesuje się tym, co nie jest w porządku, niż tym, co jest w porządku. W
tym,
KRUSZYĆ KOPIE O BYLE CO 17
co nie jest w porządku, kryje się bowiem zarodek konfliktu, konflikt powoduje ruch, ruch zaś
jest koniecznym warunkiem życia, postępu, rozwoju. Literatura patrzy zazwyczaj na świat
4
antynomicznie, przedstawia konflikty zbiorowe lub jednostkowe, często konflikty jednostki z
otoczeniem. Z tej antynomicz-ności literatury wynika znany fakt, że pisarzowi zazwyczaj
lepiej „wychodzą" postacie ujemne niż dodatnie oraz że pisarze najczęściej jako temat swoich
utworów wybierają wydarzenia niezwykłe, osobliwe, nienormalne, zaś na bohaterów ludzi
wyjątkowych, upośledzonych lub nadnaturalnie uposażonych przez naturę. Trudno jest
napisać powieść o ludziach i wypadkach zwykłych, codziennych, bo brak tu elementu
koniecznej w żywym dziele sztuki antynomiczności.
Przykładem sztuki potężnie, na wskroś antynomicznei jest dla mnie twórczość filmowa
Charlie Chaplina. Chaplin pokazuje antynomię krańcową: mały, śmieszny, nieważny,
bezsilny człowieczek, popadający bez własnej winy w nieustanny konflikt z wielkim i
groźnym światem. I — co najważniejsze — mały nieważny człowieczek osiąga w naszych
sercach i umysłach zwycięstwo nad tym światem, mały bezsilny człowieczek może nawet tym
światem zatrząść. Jest to jeden z najważniejszych triumfów sztuki antynomicznej, triumf, do
którego zastosować by można ewangeliczne słowa; „Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi
ostatnimi".
Myślę, że dostatecznie wyjaśniłem już, dlaczego uważam „kruszenie kopii" za sprawę tak'
ważną i podstawową. A teraz jeszcze problem, czy należy kruszyć kopie o „byle co", jak to
mi zarzuca mój korespondent. Z tą sprawą załatwię się krótko
i również antynomicznie. Rzeczy małe są małe wobec rzieczy wielkich, nie ma małości
bezwzględnej; po drugie zaś z małej iskry wybucha wielki ogień. Ważna jest „kontradykcyjna
energia", jej siła i jej pozytywne oddziaływanie — nie jej przyczyna czy przedmiot. Wiemy
już, że „przeciwieństwa się stykają", wiemy, że najmniejsza rzecz, jaką znamy,. tj.
atom, może się stać źródłem najpotężniejszej energii, jaką znamy.
2 — Rzeczy małe
18
O IDEAŁY MAŁE
Dlatego też nie turbuję się o temat i oświadczam mojemu korespondentowi i wszem wobec:
będę kruszył kopie (cenne czy nie) o byle co!
POWRÓT NA BIEŻNIĘ*
Zacząć trzeba od najważniejszego problemu społecznego dni dzisiejszych, problemu, który
przyświecać nam winien stale w naszych łopatologicznych usiłowaniach. Problemem tym jest
(wydaje mi się, że mniemanie to, formalnie rzecz biorąc, zaakceptują zarówno marksiści, jak
katolicy, liberałowie, jak i wszyscy inni) — stosunek jednostki do zbiorowości, do
społeczeństwa, do państwa. Przy czym za punkt wyjścia oraz za punkt skupiający naszą
uwagę i nasze zainteresowania w tej materii przyjąłbym właśnie — jednostkę. Masa jest
niczym innym, jak zbiorem jednostek: jednostka była czymś pierwotnym, masa czymś
wtórnym, na to zgodzą się również wszyscy, bez względu na to czy za tę pierwotną jednostkę
uważają biblijnego Adama, czy biegającego po lasach orangutana, czy też
jednokomórkowego pierwotniaka. A skoro tak, skoro masa jest jedynie sumą jednostek,
przeto chcąc zbadać potrzeby, prawa i obowiązki masy, trzeba najpierw zbadać potrzeby,
prawa i obowiązki jednostki, po czym zastanowić się, jak te potrzeby, prawa i obowiązki
zrealizować w skali masowej. Przez jednostkę do masy, nie odwrotnie — oto będzie nasze
hasło. Skoro masa jest jedynie sumą jednostek, nie może być zasadniczej, jakościowej różnicy
pomiędzy prawami moralnymi obowiązującymi jednostkę, a tymi, które obowiązują masę; w
kształtowaniu się moralności masowej, społecznej, wzorem powinna być moralność
jednostkowa. Odejście od tej zasady prowadziło w historii do wielkich, masowych zbrodni,
których patronem był ten, który przez ustanowienie odrębnej moral-
* Pisane w r. 1948 jako inauguracja cyklu felietonów „Łopatą do głowy."
POWRÓT NA BIEŻNIĘ . 19
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin