Clive Cussler - Afera Śródziemnomorska.pdf
(
1089 KB
)
Pobierz
Clive Cussler - Afera œródziemnomorska
CLIVE CUSSLER
AFERA
Ś
RÓDZIEMNOMORSKA
Tytuł oryginału THE MEDITERRANEAN CAPER
Autor ilustracji KLAUDIUSZ MAJKOWSKI
Opracowanie graficzne IMI design studio / prepress
Redaktor MIRELLA REMUSZKO
Redaktor techniczny ANNA WARDZAŁA
Copyright (c) 1973 by Clive Cussler Polish edition published by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Published by arrangement with
Peter Lampack Agency, Inc.
551 Fifth Avenue, Suit
ę
2015
New York, N.Y. 10176-0187 USA
ISBN 83-7082-360-2
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1994. Wydanie I Druk: Łódzka Drukarnia Dziełowa
Dla Amy i Eryka,
aby
Ŝ
eglowali jak najdłu
Ŝ
ej
PROLOG
Panował
Ŝ
ar jak w piekarniku i była niedziela. W wie
Ŝ
y kontroli ruchu powietrznego dy
Ŝ
urny
Bazy Lotnictwa Wojskowego Brady przypalił nast
ę
pnego papierosa, poło
Ŝ
ył na przeno
ś
nym
klimatyzatorze stopy w skarpetkach i czekał, a
Ŝ
si
ę
cokolwiek wydarzy.
Nie bez powodu nudził si
ę
jak mops: ruch powietrzny był zazwyczaj w niedziele marny, a
praktycznie rzecz bior
ą
c - bliski zera, bo w dni
ś
wi
ą
teczne samoloty bojowe niezmiernie rzadko
latały nad
Ś
ródziemnomorskim Teatrem Operacyjnym, zwłaszcza
Ŝ
e akurat nie dojrzewały
Ŝ
adne
napi
ę
cia mi
ę
dzynarodowe. Od czasu do czasu siadała lub startowała wprawdzie jaka
ś
maszyna,
zwykle jednak chodziło tylko o uzupełnienie paliwa w samolocie, którym jaki
ś
dygnitarz spieszył
na konferencj
ę
gdzie
ś
w Europie albo Afryce.
Po raz dziesi
ą
ty od rozpocz
ę
cia słu
Ŝ
by kontroler powiódł spojrzeniem po wielkiej tablicy z
rozkładem lotów -
Ŝ
adnych startów, a od 16:30, przybli
Ŝ
onego czasu jedynego dzi
ś
l
ą
dowania,
dzieliło go jeszcze bez mała pi
ęć
godzin.
Był młody - niewiele po dwudziestce - i stanowił uderzaj
ą
cy dowód przeciwko tezie,
Ŝ
e blondyni
opalaj
ą
si
ę
kiepsko: ka
Ŝ
dy widoczny kawałek jego skóry przypominał ciemnoorzechowy fornir,
intarsjowany platynow
ą
paj
ę
czyn
ą
włosków. Cztery paski na r
ę
kawie
ś
wiadczyły,
Ŝ
e ma stopie
ń
sier
Ŝ
anta sztabowego, a jego mundurowa koszula koloru khaki była nawet pod pachami sucha jak
pieprz, chocia
Ŝ
temperatura si
ę
gała 37°C. Zwyczajem powszechnie tolerowanym w jednostkach
Air Force, stacjonuj
ą
cych w regionach o gor
ą
cym klimacie, miał rozpi
ę
ty kołnierzyk i nie nosił
krawata.
Wychylił si
ę
i ustawił klimatyzator w taki sposób, aby strumie
ń
chłodnego powietrza owiewał mu
nogi. Rad z orze
ź
wiaj
ą
cego łaskotania u
ś
miechn
ą
ł si
ę
, splótł dłonie na karku, rozparł si
ę
wygodniej i wbił wzrok w metalowy sufit.
Natychmiast przed oczyma jego duszy zamajaczyła towarzysz
ą
ca mu nieustannie wizja
Minneapolis i dziewcz
ą
t paraduj
ą
cych po Nicollet Avenue - znów przeliczył w pami
ę
ci: jeszcze
pi
ęć
dziesi
ą
t cztery dni b
ę
dzie si
ę
musiał m
ę
czy
ć
, zanim w ramach rotacji wróci do Stanów.
Ka
Ŝ
d
ą
upływaj
ą
c
ą
dob
ę
odfajkowywał ceremonialnie w noszonym na piersi czarnym notesiku.
Ziewn
ą
wszy po raz mo
Ŝ
e dwudziesty wzi
ą
ł z parapetu lornetk
ę
i spojrzał na samoloty, które stały
na czarnym asfalcie pod budynkiem wie
Ŝ
y kontroli.
Lotnisko zbudowano na le
Ŝą
cej w połnocnej cz
ęś
ci Morza Egejskiego wyspie Thasos,
oddzielonej od kontynentalnej Macedonii greckiej szesnastomilowym pasem wody, zwanym -
jak
Ŝ
eby inaczej - cie
ś
nin
ą
Thasos. L
ą
dowy masyw Thasos składa si
ę
z czterystu trzydziestu
kilometrów kwadratowych skał poro
ś
ni
ę
tych drzewami. Pełno tu staro
Ŝ
ytnych ruin, datuj
ą
cych
si
ę
niekiedy z tysi
ę
cznego roku przed nasz
ą
er
ą
. Baza, skrótowo okre
ś
lana przez jej personel
mianem Lotniska Brady, została wybudowana pod koniec lat sze
ść
dziesi
ą
tych na mocy traktatu
pomi
ę
dzy Stanami Zjednoczonymi i rz
ą
dem greckim, a oprócz eskadry my
ś
liwców zło
Ŝ
onej z
dziesi
ę
ciu F-105 starfire na stałe stacjonowały w niej tylko dwa monstrualne transportowce C-
133 cargomaster, które połyskuj
ą
c w o
ś
lepiaj
ą
cym egejskim sło
ń
cu, wygl
ą
dały teraz jak para
spasionych wielorybów.
W daremnym poszukiwaniu jakichkolwiek oznak
Ŝ
ycia sier
Ŝ
ant kolejno przygl
ą
dał si
ę
u
ś
pionym
maszynom, lotnisko było jednak puste. Wi
ę
kszo
ść
personelu albo krzepiła si
ę
piwem w
pobliskim miasteczku Panaghia, albo za
Ŝ
ywała na pla
Ŝ
y k
ą
pieli słonecznej, albo te
Ŝ
drzemała w
klimatyzowanych koszarach. Obecno
ść
ludzi sygnalizowała tylko samotna sylwetka
Ŝ
andarma,
strzeg
ą
cego bramy głównej, i pozostaj
ą
ce w nieustannym ruchu anteny radarowe, obracaj
ą
ce si
ę
na dachu betonowego bunkra. Dy
Ŝ
urny powoli uniósł lornet
ę
i pobiegł wzrokiem ponad
lazurowymi falami morza: w dniu równie jasnym i bezchmurnym jak dzisiejszy mógł z łatwo
ś
ci
ą
dostrzec szczegóły odległego greckiego l
ą
du. Potem skierował szkła na wschód, chwytaj
ą
c
fragment linii horyzontu, gdzie ciemny bł
ę
kit morza stykał si
ę
z jasnym bł
ę
kitem nieba, a po
chwili z migotliwej mgiełki rozpalonego upałem powietrza wyłoniła si
ę
biała plamka statku,
stoj
ą
cego na kotwicy. Sier
Ŝ
ant zmru
Ŝ
ył oczy, poprawił ostro
ść
i wreszcie z najwy
Ŝ
szym trudem
odcyfrował wymalowane na dziobie mikroskopijne czarne literki: Pierwsze Podej
ś
cie.
Krety
ń
ska nazwa, uznał. Nie potrafił dopatrzy
ć
si
ę
w niej sensu. Na kadłubie statku widniały
równie
Ŝ
inne oznakowania -
ś
ródokr
ę
cie pionow
ą
masywn
ą
krech
ą
przecinał czarny napis
NUMA - Narodowa Agencja Bada
ń
Morskich i Podwodnych.
Zwieszaj
ą
ce si
ę
nad wod
ą
zakrzywione rami
ę
ustawionego na rufie
Ŝ
urawika dobywało z gł
ę
bi
jaki
ś
podobny do kuli obły przedmiot; na widok krz
ą
taj
ą
cych si
ę
przy urz
ą
dzeniu ludzi sier
Ŝ
ant
do
ś
wiadczył cichej satysfakcji,
Ŝ
e równie
Ŝ
cywile musz
ą
harowa
ć
w tym niedzielnym skwarze.
Nagle jego obserwacyjne rozrywki uci
ą
ł dobiegaj
ą
cy z interkomu odczłowieczony głos: - Wie
Ŝ
a,
tu Radar... Odbiór!
Sier
Ŝ
ant odło
Ŝ
ył lornetk
ę
i wcisn
ą
wszy guzik uruchomił mikrofon. - Zgłasza si
ę
Wie
Ŝ
a
Kontrolna, Radar. Kto umarł?
- Mam kontakt mniej wi
ę
cej szesna
ś
cie kilometrów na zachód.
- Szesna
ś
cie kilometrów na zachód? - zagrzmiał sier
Ŝ
ant. - To przecie
Ŝ
w gł
ę
bi wyspy.
Praktycznie mamy ten wasz kontakt ju
Ŝ
nad głow
ą
. - Raz jeszcze zerkn
ą
ł na zapisan
ą
wielkimi
literami tablic
ę
i upewnił si
ę
,
Ŝ
e nie ma prawa oczekiwa
ć
Ŝ
adnego lotu, który byłby zaplanowany.
- Nast
ę
pnym razem dajcie mi cynk wcze
ś
niej, dobra?
- Nie mam bladego poj
ę
cia, sk
ą
d si
ę
wzi
ą
ł - zadudnił głos z bunkra radarowego. - Przez sze
ść
minionych godzin nie mieli
ś
my na ekranie w promieniu stu sze
ść
dziesi
ę
ciu kilometrów
dosłownie niczego, co by leciało w nasz
ą
stron
ę
.
- No to albo przesta
ń
cie kima
ć
na słu
Ŝ
bie - warkn
ą
ł sier
Ŝ
ant - albo sprawd
ź
cie swój cholerny
sprz
ę
t. - Zwolnił przycisk mikrofonu, chwycił lornet
ę
, wstał i uwa
Ŝ
nie popatrzył w kierunku
zachodnim.
Był tam... male
ń
ki ciemny punkcik, sun
ą
cy zaledwie par
ę
metrów ponad wzgórzami. Nadlatywał
powoli - z szybko
ś
ci
ą
najwy
Ŝ
ej stu czterdziestu kilometrów na godzin
ę
. Przez kilka chwil
wydawało si
ę
,
Ŝ
e trwa w nieruchomym zawieszeniu, ale potem, niemal błyskawicznie, zacz
ą
ł
nabiera
ć
konkretnego kształtu i w okularach lornety zarysowały si
ę
wyrazi
ś
cie kontury kadłuba
oraz skrzydeł. Tak wyrazi
ś
cie,
Ŝ
e o pomyłce nie mogło by
ć
mowy. Sier
Ŝ
antowi ze zdziwienia
opadła szcz
ę
ka, gdy suche powietrze wyspy rozdarł terkoc
ą
co-dudni
ą
cy hałas silnika stare
ń
kiego
jednomiejscowego dwupłatu o stałym podwoziu ze szprychowymi kołami.
Dziób, zdeformowany stercz
ą
cym zgrubieniem rz
ę
dowego silnika, miał poza tym opływowy
kształt, który jednak na wysoko
ś
ci otwartej kabiny robił si
ę
kanciasty. Wielkie drewniane
ś
migło
tłukło powietrze jak stary wiatrak, popychaj
ą
c antyczn
ą
maszyn
ę
z
Ŝ
ółwi
ą
ospało
ś
ci
ą
, pokryte za
ś
płótnem skrzydła o typowych dla wczesnych konstrukcji karbowanych kraw
ę
dziach spływu płata
dygotały i kołysały si
ę
na wietrze. Od kołpaka
ś
migła po koniuszki sterów wysoko
ś
ci cały
samolot był wymalowany na jadowicie
Ŝ
ółty kolor. Sier
Ŝ
ant odj
ą
ł od oczu lornet
ę
dokładnie w
chwili, gdy maszyna, ukazuj
ą
c dobrze znany krzy
Ŝ
malta
ń
ski, niemieckie oznakowanie
samolotów bojowych z czasów I wojny, przemkn
ę
ła nad wie
Ŝą
.
Ś
ci
ś
le rzecz bior
ą
c: przemkn
ę
ła najwy
Ŝ
ej półtora metra ponad ni
ą
. Gdyby co
ś
takiego wydarzyło
si
ę
w innych okoliczno
ś
ciach, sier
Ŝ
ant padłby zapewne plackiem na podłog
ę
, zdumienie jednak,
wywołane widokiem tego niepoj
ę
tego rozumowo, a tak przecie
Ŝ
materialnego ducha
spływaj
ą
cego z zamglonych niebios nad Frontem Zachodnim sprawiło,
Ŝ
e stał jak słup soli. Kiedy
samolot przelatywał nad wie
Ŝą
, jego pilot bezczelnie pomachał ze swojej kabiny. Był tak blisko,
Ŝ
e sier
Ŝ
ant zdołał dostrzec jego rysy, przysłoni
ę
te nieco goglami, i wysłu
Ŝ
on
ą
czapk
ę
-pilotk
ę
.
Widmo z przeszło
ś
ci u
ś
miechało si
ę
od ucha do ucha, poklepuj
ą
c kolby zamontowanych na
osłonie silnika sprz
ęŜ
onych karabinów maszynowych.
Czy chodziło o jaki
ś
monstrualny dowcip? Czy facet był szajbni
ę
tym Grekiem, który urwał si
ę
z
cyrku powietrznego? A w ogóle, sk
ą
d przyleciał? Nagle zmysły sier
Ŝ
anta zarejestrowały fakt, i
Ŝ
gdzie
ś
za
ś
migłem zamigotały dwa
ś
wietlne punkciki i oto roztrzaskane okna wie
Ŝ
y kontrolnej
przestały istnie
ć
.
Czas si
ę
zatrzymał i na u
ś
pione Lotnisko Brady wtargn
ę
ła wojna. Pilot antycznego my
ś
liwca
zataczał kr
ę
gi wokół wie
Ŝ
y kontroli lotów, schodz
ą
c nad ziemi
ę
atakował wysmukłe sylwetki
leniwie rozpartych na pasie startowym odrzutowców i swymi muzealnymi o
ś
miomilimetrowymi
pociskami dziurkował jak sito i rwał na strz
ę
py cienkie kadłuby FS-105. Trzy z nich, trafione w
zbiorniki paliwa, natychmiast stan
ę
ły w ogniu tak gwałtownym,
Ŝ
e zdołał przemieni
ć
asfalt w
dymi
ą
ce kału
Ŝ
e smoły. Raz za razem lataj
ą
cy eksponat wznosił si
ę
nad lotnisko i spadał, sypi
ą
c
ołowianym niszczycielskim gradem. Po trzech my
ś
liwcach przyszła kolej na jeden z
gigantycznych C-133 cargomasterów, który eksplodował z rykiem płomieni, si
ę
gaj
ą
cych
wysoko
ś
ci stu metrów.
W wie
Ŝ
y kontrolnej pełni
ą
cy słu
Ŝ
b
ę
sier
Ŝ
ant patrzył oszołomiony na s
ą
cz
ą
c
ą
si
ę
z jego piersi
czerwon
ą
stru
Ŝ
k
ę
krwi. Delikatnie wyszarpał z górnej kieszonki czarny notes i z hipnotyczn
ą
fascynacj
ą
spojrzał na mał
ą
, schludn
ą
dziurk
ę
w samym
ś
rodku okładki. Potrz
ą
sn
ą
ł głow
ą
,
Ŝ
eby
zrzuci
ć
czarny welon, który przesłaniał mu oczy, a potem z wysiłkiem d
ź
wign
ą
ł si
ę
na kolana i
powiódł dokoła t
ę
pym spojrzeniem.
Dosłownie wszystko - sprz
ę
t radiowy, umeblowanie, podłog
ę
- za
ś
cielały roziskrzone kawałki
potłuczonego szkła. Klimatyzator le
Ŝ
ał na grzbiecie jak
ś
miertelnie trafiony mechaniczny
zwierzak: sztywne łapy sterczały do góry, a z kilku okr
ą
głych dziurek wyciekał na podłog
ę
płyn
chłodz
ą
cy. Sier
Ŝ
ant nieprzytomnie popatrzył na, cudownym zbiegiem okoliczno
ś
ci, nietkni
ę
te
radio i kalecz
ą
c dłonie i nogi ostrymi odłamkami poczołgał si
ę
w jego stron
ę
. Si
ę
gn
ą
ł po
mikrofon i chwycił go kurczowo, plami
ą
c krwi
ą
plastykow
ą
r
ą
czk
ę
.
Ciemno
ść
zacz
ę
ła ogarnia
ć
my
ś
li sier
Ŝ
anta, który zastanawiał si
ę
: "Jaka jest wła
ś
ciwa procedura?
Co człowiek mówi w podobnej sytuacji?"
Byle co! Byle co!
- Do wszystkich, którzy mnie słysz
ą
. MAYDAY! MAYDAY! Tu Lotnisko Brady. Zostali
ś
my
zaatakowani przez nie zidentyfikowany samolot. To nie jest alarm
ć
wiczebny. Powtarzam:
Lotnisko Brady zostało zaatakowane...
Rozdział 1
Major Dirk Pitt poprawił kabł
ą
k słuchawek na swoich ciemnych g
ę
stych włosach i powoli kr
ę
c
ą
c
gałk
ą
cz
ę
stotliwo
ś
ci usiłował polepszy
ć
odbiór. Potem, z błyskiem zdumienia w oczach koloru
akwamaryny, uwa
Ŝ
nie słuchał przez moment, a na jego ogorzałym czole pojawiły si
ę
zmarszczki.
Nie o to chodzi, i
Ŝ
wiadomo
ść
, jak
ą
odebrał, była niezrozumiała. Wr
ę
cz przeciwnie. Ale po
prostu nie mógł da
ć
jej wiary. Jeszcze raz wyt
ęŜ
ył słuch w zgiełku, jaki czyniły dwa silniki
wodnosamolotu catalina. Słowa, które dobiegały jego uszu, słabły zamiast nabiera
ć
mocy.
Potencjometr siły głosu był rozkr
ę
cony do oporu, od Lotniska Brady za
ś
dzieliło ich zaledwie
czterdzie
ś
ci osiem kilometrów: w tych okoliczno
ś
ciach meldunek kontrolera ruchu powietrznego
Plik z chomika:
dpm
Inne pliki z tego folderu:
Clive Cussler - Statek śmierci.pdf
(1751 KB)
Clive Cussler - Skarb Czyngis-chana.pdf
(3528 KB)
Clive Cussler - Podwodny zabójca.pdf
(1187 KB)
Clive Cussler - Operacja HF.pdf
(1578 KB)
Clive Cussler - Cerber.pdf
(1619 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. i B. Strugaccy(!)
ABBOT JEFF
CHRISTIE AGATHA
DICK PHILIP K
DICK PHILIP K(1)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin