ROŹDZIAŁ I.docx

(15 KB) Pobierz

ROŹDZIAŁ I...

 

           W chłodny wiosenny poranek pod zasnutym mgłom lasem spacerowała samotna, niebiesko włosa elfka trzymająca w ręku kosz zrobiony z kilku niezmiernie pięknie splecionych gałązek. Zbierała zioła aby pomóc swojemu ojcu w wyleczeniu przeziębienia. Wtem usłyszała przed sobą ciche pęknięcie gałązki. Przestraszona odeszła kilka kroków do tyłu gotowa w razie niebezpieczeństwa szybko uciec. Ku jej ogromnemu zdziwieniu z mgły wyłonił sie przystojny ciemno włosy, umięśniony młodzieniec z blizną przeszywającą lewe oko. Na jej widok ukłonił się, a ona delikatnie sie rumieniąc dygnęła w odpowiedzi. Gdy zaczął iść w jej kierunku, zielono oka dziewczyna zauważyła ciemną krew spływającą z jego broni. Już chciała krzyknąć lecz on tylko przyłożył palec wskazujący do swoich bladych ust i powiedział:

-Las już nie jest bezpieczny księżniczko. Musisz jak najszybciej wrócić do pałacu. Dziewczyna posłuchała się rycerza i posłusznie podążyła za nim do swojego domu.

 

              W wysokiej, białej wierzy, przy wielkiej fontannie wypełnionej zieloną cieczą zebrały się cztery osoby, dyskutujące i debatujące. Po wielu godzinach niekończącej sie dyskusji wszyscy umilkli. Ciszę przerwała dopiero Wyrocznia. Była to wspaniała wysoka elfka mająca błękitne włosy i piękne niebieskookie spojrzenie. Na imię jej było Aki.

-Skoro doszliśmy do porozumienia to zawołam moich pomocników.- Wykrzyknęła dwa imiona które rozeszły się echem po pustym korytarzu. Chwilę później zjawili się dwaj mężczyźni.

-Ayame, Riku. Przyprowadźcie mi te dziewczyny ze świata Ziemskiego. Śpieszcie się musicie być pierwsi, "Czarny Gród" nie może ich odnaleźć i porwać. -Powiedziała chłodno Aki.

Mężczyźni ukłonili się nisko i wyszli. 

###

 

              Świat Ziemski powoli budzi się do życia. Ulice zaczynają zapełniać się samochodami a chodniki przechodniami, ojcowie wychodzą do pracy, matki szykują śniadanie dzieciom, a w pokoju rudowłosej Kanzaki słychać znajomy dźwięk budzika. Dziewczyna niechętnie otworzyła oczy, jednym ruchem ręki wyłączyła denerwujący dźwięk. Niezgrabnie zeszła z łóżka, przetarła oczy i się przeciągnęła. Powoli pomaszerowała do małej łazienki. Umyła się i ubrała. Podeszła do lusterka aby się uczesać i umalować. Gdy wychodziła z domu zauważyła stojącą kawałek dalej zielono-włosom Rin. Kanzaki nie bardzo za nią przepadała, ale była to jej jedyna koleżanka wiec podeszła do niej, przywitała się i razem ruszyły w stronę szkoły. Po drodze jak zwykle zaczepiała ich banda smarkaczy naśmiewająca sie z Kanzaki, że nie ma rodziców i z jej koloru włosów. Co prawda Kanzaki lubiła kolor swoich włosów mimo to zastanawiała się nad przefarbowaniem ich dla świętego spokoju. Jednak Rin odradzała jej tego mówiąc żeby Kanzaki przestała się tym przejmować, że kiedyś im sie to znudzi i dadzą jej spokój  i rudy to taki piękny kolor. Łatwo jej to mówić sama nie ma takich problemów, ale z drugiej strony skąd wzięła się ta dziewczyna, jak w ogóle można mieć zielone włosy. Powtarzała to sobie w kółko Kanzaki. Gdy weszły do szkoły rozległ sie dźwięk dzwonka sygnalizującego rozpoczęcie lekcji.

-No pięknie znowu sie spóźnimy. -Krzyknęła Kanzaki.

-Nie panikuj, zdążymy -Odpowiedziała jej Rin po czym szybko pobiegły do szafek. Zdążyły do klasy w ostatnim momencie, zajęły swoje miejsca. Chodziły razem na angielski, biologię, łacinę i fizykę. Rin ciągle o czymś gadała, ale Kanzaki jej nie słuchała była bardziej zajęta bujaniem w obłokach. Niestety przerwał jej pan Brash nauczyciel od fizyki wołając:

-Hitomi do tablicy. Jak widzę świetnie znasz ten temat skoro nie uważasz.

Faktycznie Kanzaki dobrze się uczyła więc nie miała większych problemów w rozwiązaniu zadania, po kilku minutach równanie było skończone. Nauczyciel pokiwał głową zadowolony i pozwolił dziewczynie wrócić na miejsce. Przez resztę dnia nic się już nie działo.

Po skończonych lekcjach dziewczyna postanowiła przejść się jeszcze do parku. Kanzaki kochała przebywać wśród drzew i zwierząt. Większość dnia spędzała pracując jako kelnerka w małej kawiarence „Cookie” na przedmieściach Nowego Jorku. Dlatego w wolnych chwilach chodziła do parku, by choć na chwilę uwolnić się od miejskiego zgiełku. Zmierzchało gdy Kanzaki postanowiła wrócić do domu. Nie doszła za daleko ponieważ wpadł na nią pewien przystojny chłopak. Miał czarne włosy sięgające ramion i bursztynowe, duże oczy. Był wysoki i wysportowany. Pomógł wstać dziewczynie i ją przeprosił. Jego uwagę przyciągną zawieszony na łańcuszku purpurowy kamyk wystający za koszulki Kanzaki.

Riku był pewny ze to właśnie Kanzaki szukał. A teraz ona przed nim stała otrzepująca sie z kurzu. Nie tak sobie ją wyobrażał. Myślał, że jest wyższa i bardziej zaradna, ale nie podejrzewał, że jest taka ładna, miała niesamowicie zgrabną sylwetkę i długie nogi, jej niebieskie oczy lśniły w promieniach zachodzącego słońca, a włosy w tym świetle wydawały się bardziej żółte niż rude.                                                                                     -Przepraszam nic Ci sie nie stało? -Zapytał się nie wiedząc co ma zrobić, był bardzo oczarowany niezwykła urodą dziewczyny. Zastanawiał się też nad dalszymi czynnościami, przecież nie mógł jej porwać, gdy dookoła było tyle ludzi, ale wiedział że musi ją stąd zabrać przecież ona była jedną z tych wybranych.

-Nie nic.-Odpowiedziała Kanzaki lekko się uśmiechając.-Dziękuję, że pomogłeś mi wstać, ale czy mógł byś już puścić moją rękę? -Dodała.

Riku znieruchomiał i natychmiast puścił dłoń dziewczyny. Przez to rozmyślanie zapomniał ze zaczął ściskać jej dłoń coraz mocniej. Stał tam tak osłupiały.

-Hej wszystko w porządku? Czemu się nie ruszasz? Stało sie coś?- Zaczęła dopytywać Kanzaki nie wiedząc co się mogło stać, gdy zauważyła ze on nie reaguje na jej pytania podziękowała mu i odeszła.

-Dziwny jakiś.- Dodała na głos. On jednak nadal tam stał i bił się z myślami.

-Co powinienem zrobić? Powiedzieć jej? Nie, nie uwierzy, tylko by mnie wyśmiała.-Nie mogąc znaleźć rozsądnego wyjścia z całej tej sytuacji stwierdził ze poczeka do nocy i wtedy ja zabierze do Finemandii. Gdy chciał już za nią pójść zorientował się że dziewczyny  nie ma. Puścił się biegiem w stronę wyjścia z parku. Na jego szczęście Kanzaki dopiero wychodziła. Nieświadoma tego, że ktoś ją śledzi, skierowała się prosto do sierocińca, w którym od zawsze mieszkała. Weszła do środka, zjadła kolacje, wzięła prysznic, położyła się do łóżka i od razu zasnęła przy otwartym oknie. Na to tylko czekał Riku, już chciał wejść lecz zderzył się z dziwna, niewidzialną barierą. Chłopak uderzył się dłonią w blade czoło, ponieważ nie przemyślał jednej bardzo ważnej sprawy, jak się dostać do pokoju przez moskitierę. Na jego nieszczęście był wampirem co jeszcze utrudniało sprawę, dlatego że wampir nie może wejść do domu niezaproszony.

              Kolejny dzień zaczął się od tego że budzik nie zadzwonił. Kanzaki niechętnie otwierając oczy, podniosła głowę znad poduszki i spojrzała na zegarek.

-O nie, zaspałam! Głupi budzik nie zadzwonił!- Krzycząc zerwała się na równe nogi i popędziła do łazienki. Przez całą drogę do szkoły biegła, ponieważ tuż przed nosem odjechał jej ostatni poranny autobus, na dodatek ochlapując brudną wodą biedną dziewczynę. Gdy Kanzaki wreszcie dotarła do szkoły zauważyła, że jest w niej dziwnie spokojnie. Myśląc że wszyscy już są w klasach pognała do drzwi wejściowych, pociągnęła za klamkę, ale drzwi się nie otworzyły.

-No tak, brawo zdolna Kanzaki, dzisiaj jest sobota. Jak zwykle zrobiłam z siebie debila- Mrucząc do siebie odeszła od drzwi kierując się w stronę domu.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin