Nie było litości.pdf

(83 KB) Pobierz
Nie było litości
Nie było litości
Nasz Dziennik, 2011-03-24
Historycy szacują, że dzięki pomocy Polaków w czasie
okupacji niemieckiej uratowano od 30 tys. do 100 tys.
polskich Żydów. Cena udzielanej pomocy była wysoka -
kara śmierci groziła każdemu, kto przyjął pod swój dach
poszukujące schronienia osoby.
Gdy w 1939 roku Niemcy zajmowali nasz kraj, spodziewano
się, że okupacja będzie brutalna. Nie przewidywano jednak,
że zginie aż 6 milionów polskich obywateli, w tym prawie
cała 3-milionowa społeczność żydowska. Choć mordy na
Polakach i Żydach trwały od początku okupacji, decyzję o "ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej"
przywódcy III Rzeszy podjęli w 1941 roku. W październiku 1941 r. generalny gubernator Hans Frank
wprowadził przepisy zabraniające udzielania pomocy Żydom. W odróżnieniu od okupowanych krajów
zachodniej Europy Polacy za udzielenie pomocy, nawet doraźnej, mieli być karani śmiercią. Sąsiedzi,
którzy wiedzieli o takim wsparciu, a nie donieśli Niemcom, mieli także ponosić ciężkie kary.
W odpowiedzi na działalność agresora Rząd RP na Uchodźstwie w Londynie oraz konspiracyjne władze
podziemne w kraju podjęły wysiłki na rzecz ratowania swych obywateli, w tym narodowości żydowskiej.
W efekcie 17 grudnia 1942 r. z inicjatywy Polski została podpisana Deklaracja 12 państw
sprzymierzonych w sprawie odpowiedzialności za zagładę Żydów, a w okupowanej Polsce m.in. dzięki
katolickiej pisarce Zofii Kossak-Szczuckiej powołano Radę Pomocy Żydom "Żegota". Wsparcia Polakom
pochodzenia żydowskiego udzieliły także pojedyncze rodziny i osoby. Szacuje się, że dzięki pomocy
Polaków uratowano od 30 tys. do 100 tys. polskich Żydów.
W polskim społeczeństwie znaleźli się i tacy, o których mówiła odezwa Kierownictwa Walki Cywilnej:
"Jednostki wyzute ze czci i sumienia, rekrutujące się ze świata przestępczego, które stworzyły sobie
nowe źródło występnego dochodu przez szantażowanie Polaków ukrywających Żydów i Żydów
samych". Demoralizacja wojną była jednak straszna i niektóre osoby dopuściły się takich czynów (na
Rzeszowszczyźnie prawdopodobnie w około stu miejscowościach). W miarę swych niewielkich
możliwości legalne polskie władze konspiracyjne starały się temu zapobiegać, na niektórych sprawcach
wykonano wyroki śmierci.
Miłosierni samarytanie z Markowej
Jednym z najbardziej znanych przypadków pomocy Żydom, która zakończyła się tragicznie dla
pomagających oraz ukrywanych, była podkarpacka Markowa. Na Rzeszowszczyźnie Żydzi stanowili
przed wojną ponad 8 proc. mieszkańców. W połowie lipca 1942 r. Niemcy rozpoczęli eksterminację
społeczności żydowskiej na tych terenach. Większość z nich została zamordowana w obozie zagłady w
Bełżcu. W wielu wsiach rozstrzeliwano ich na miejscu. Żydzi szukali schronienia m.in. w chłopskich
domach. Do dzisiaj na samym Podkarpaciu ustalono 1600 nazwisk osób (wiele kolejnych jest nadal
anonimowych), którzy zdecydowali się wówczas udzielić pomocy prześladowanym Żydom. Z ich grona
Niemcy rozstrzelali co najmniej dwustu. Wśród nich znajduje się rodzina Józefa i Wiktorii (z domu
Niemczak) Ulmów z Markowej.
Józef, urodzony w 1900 r., znany był doskonale w całej wsi. Choć ukończył jedynie cztery klasy szkoły
powszechnej, a później kurs rolniczy, to jako wszechstronnie utalentowany prowadził w Markowej
pierwszą w jej dziejach szkółkę drzew owocowych. Propagował nierozpowszechnione jeszcze wówczas
szerzej uprawy warzyw i owoców. Jego nowatorskie metody gospodarowania znane były nie tylko w tej
dziedzinie. Zachowały się dyplomy, które otrzymał w 1933 r. na Powiatowej Wystawie Rolniczej w
1
497944093.001.png
Przeworsku - jeden "za pomysłowe ule i narzędzia pszczelarskie własnej konstrukcji", drugi "za
wzorową hodowlę jedwabników i wykresy ich życia". Józef nie stronił także od działalności społecznej.
Jako siedemnastoletni młodzieniec był członkiem Związku Mszalnego Diecezji Przemyskiej, którego
celem oprócz modlitwy było zbieranie funduszy na rzecz budowy i konserwacji kościołów i kaplic.
Angażował się w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, później działał w Związku Młodzieży Wiejskiej
"Wici", w którym był bibliotekarzem i fotografem. Jego największą pasją było właśnie fotografowanie.
Wykonał tysiące zdjęć, w znacznej mierze zachowanych do dziś. Pięknie fotografował swoją małżonkę i
dzieci. Zachowały się także zdjęcia samego Józefa.
Wybranką Józefa stała się dwanaście lat młodsza od niego Wiktoria. Być może poznali się podczas
prób Amatorskiego Zespołu Teatralnego w Markowej. Oboje bowiem w nim grywali. Wiktoria w jednym z
przedstawień - jasełkach, występowała jako Matka Boża. Pobrali się w lipcu 1935 r. w kościele
parafialnym w Markowej pod wezwaniem św. Doroty. Małżeństwo było dobrze dobrane i darzyło się
miłością. Na jednym ze wspólnych zdjęć widać Józefa trzymającego Wiktorię na kolanach, przytulonych
do siebie. Szybko doczekali się potomstwa. W ciągu siedmiu lat małżeństwa urodziło się im sześcioro
dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franuś, Antoś, Marysia. Gdyby nie tragedia, na wiosnę 1944 r. cieszyliby
się siódmym maleństwem.
Nie znamy bliżej duchowości Ulmów. Z całą pewnością możemy powiedzieć, że cieszyli się uznaniem
miejscowej społeczności jako prawi ludzie. Byli praktykującymi katolikami. Żyjąca do dzisiaj Stanisława
Kuźniar, matka chrzestna Władzia - jednego z synów Ulmów, która pomagała opiekować się Wiktorii
licznymi dziećmi, zaświadcza, że widywała, jak Józef klękał przed snem do wieczornej modlitwy.
Wiktoria zajmowała się domem - na jednym ze zdjęć widać, jak rysuje lub pisze dzieciom w zeszycie, na
innych stoi otoczona dużą i zadbaną gromadką, trzymając najmłodsze dziecko. Mieszkali na uboczu
wsi.
Oddali życie za przyjaciół
Prawdopodobnie była druga połowa 1942 r., gdy dwie rodziny żydowskie - Szallów z Łańcuta i
Goldmanów z Markowej, których Ulmowie znali już przed wojną, zwróciły się do nich z prośbą o ukrycie
ich. Trudno określić przesłanki, jakimi kierowali się Ulmowie, podejmując decyzję. Była to zapewne
miłość bliźniego, współczucie i świadomość tego, że zaniechanie pomocy może być wyrokiem śmierci
dla wyjętych spod prawa ludzi. Ulmowie mogli także liczyć na to, że dzięki wspólnej pracy kilku osób w
sile wieku wszystkim będzie łatwiej przeżyć trudne wojenne dni. Zagadką pozostaje, kto i dlaczego
powiadomił Niemców o fakcie ukrywania Żydów. Dokumenty podziemia sugerują, że uczynił to
granatowy policjant z Łańcuta ukraińskiego pochodzenia, który wcześniej przez pewien czas pomagał
Szallom, ale później ich wyrzucił.
24 marca 1944 r. w zagrodzie Ulmów w Markowej pojawiła się żandarmeria niemiecka i granatowa
policja. Naocznymi świadkami egzekucji byli furmani, którzy zostali przywołani przez Niemców, żeby
zobaczyli, jaka kara spotyka każdego Polaka ukrywającego Żydów. Najpierw zamordowano Żydów. W
krótkim czasie przed dom wyprowadzono także Józefa i Wiktorię Ulmów i tam ich stracono. Świadek
relacjonuje: "W czasie rozstrzeliwania na miejscu egzekucji słychać było straszne krzyki, lament ludzi,
dzieci wołały rodziców, a rodzice już byli rozstrzelani. Wszystko to robiło wstrząsający widok".
Żandarmi, mordując, dodatkowo krzyczeli: "Patrzcie, jak polskie świnie giną - które przechowują
Żydów". Wśród rozpaczliwych krzyków dzieci Niemcy zaczęli się zastanawiać, co z nimi począć.
Rozstrzelano jednak wszystkie. W ciągu kilku chwil z rąk oprawców zginęło siedemnaście osób, w tym
dziecko w łonie matki, które wkrótce miało się narodzić.
Po dokonaniu zbrodni Niemcy przystąpili do rabunku. Gdy jeden z nich przy zwłokach Gołdy Goldman
zauważył schowane na piersi pudełko z kosztownościami, powiedział: "Tego mi było potrzeba". Na
rozkaz zbrodniarzy wykopano doły na miejscu zbrodni i pochowano w nich zamordowanych. Po kilku
dniach, gdy odkopano grób, jeden ze świadków zauważył: "Kładąc do trumny zwłoki Wiktorii Ulma,
stwierdziłem, że była ona w ciąży. Twierdzenie to opieram na tym, że z jej narządów rodnych było widać
główkę i piersi dziecka".
2
Mimo że wieść o tragedii rozeszła się błyskawicznie, w innych pięciu domach Markowej nadal udzielano
schronienia co najmniej 17 prześladowanym Żydom. Wszyscy doczekali szczęśliwie końca wojny.
Pamięć o bohaterach
Członkowie trzech rodzin z Markowej, w tym pośmiertnie Ulmowie, zostali odznaczeni przez Instytut
Yad Vashem medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Polacy są najliczniejszą grupą
narodowościową wśród nagrodzonych tym zaszczytnym tytułem.
We wrześniu 2003 r. Kościół katolicki rozpoczął proces beatyfikacyjny Ulmów. W maju br. zakończy się
w Pelplinie jego polski etap, a dokumenty zostaną wysłane do Watykanu. W 60. rocznicę tragedii, 24
marca 2004 r., odsłonięto w Markowej pomnik przypominający o zbrodni na rodzinie Ulmów, Szallów i
Goldmanów. W tej uroczystości wziął udział m.in. Abraham Segal - Żyd mieszkający obecnie wraz z
rodziną w Izraelu pod Hajfą, który pod przybranym nazwiskiem Romek Kaliszewski przeżył okupację w
Markowej. Podziękował swoim dobroczyńcom Helenie i Janowi Cwynarowi za to, że chociaż odkryli, że
był nie tylko pastuchem szukającym pracy, ale jednocześnie ukrywającym się przed holokaustem
Żydem, to traktowali go nadal jak syna i pozwolili pozostać u siebie do końca okupacji. Dzięki
rozpropagowaniu przez niego wiedzy na ten temat w Izraelu pod pomnik przybywają młodzi Żydzi -
niekiedy nawet kilkanaście autokarów dziennie. W związku z tym narodził się pomysł, aby w Markowej
powstało Muzeum Polaków Ratujących Żydów. Będzie ono jednostką samorządu wojewódzkiego, który
wygospodarował już na ten cel środki. Została także wybrana koncepcja architektoniczna autorstwa
Nizio Design, pracowni, która projektowała Muzeum Powstania Warszawskiego, Żydowski Sztetl w
Chmielniku, Muzeum Zagłady w Bełżcu czy Muzeum Martyrologii Wsi Polskiej w Michniowie. Pamięć o
Sprawiedliwych nie może zaginąć.
Mateusz Szpytma
Autor jest pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej. Opublikował m.in. "Sprawiedliwi i ich świat.
Markowa w fotografii Józefa Ulmy", Warszawa - Kraków 2007; "The risk of survival. The Rescue of the
Jews by the Poles and the Tragic Consequences for the Ulma Family from Markowa", Warszawa -
Kraków 2009.
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin