Żakiewicz - Opowieść o wiernym pająku.pdf

(165 KB) Pobierz
146535977 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
146535977.001.png 146535977.002.png
ZBIGNIEW ŻAKIEWICZ
OPOWIEŚĆ O WIERNYM
PAJĄKU
Moim bliźniętom poświęcam
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
2
Moje kochane dzieci, Asiu i Maćku. Kiedyś, bardzo dawno temu, gdy jeszcze nie było was na
świecie, gdy telewizor był najprawdziwszą bajką, a radia słuchało się zakładając na uszy słu-
chawki – byłem małym chłopcem.
Jak wszyscy mali chłopcy wierzyłem, że zostanę kimś wielkim i dzielnym: ułanem, wo-
dzem Indian, traperem tropiącym dzikiego zwierza. Te piękne dni oczekiwały na mnie w
świecie tak dalekim, jak daleki – choć bliski sercu – był świat bajki. W tamte lata zdawało mi
się, że zostanę małym chłopcem do końca życia.
Jak wszyscy mali chłopcy, miałem swoje strachy: ciemne pokoje, bezksiężycowe noce na
wakacjach u dziadka i – pająka.
Bałem się go najbardziej.
Nie był to po prostu „pająk”, ale straszna „me-ma”. Po pewnym czasie, gdy już nieco pod-
rosłem, „mema” przeistoczyła się w tłustego krzyżaka, którego ugryzienie miało spowodować
śmierć, oraz w długonogie, czarne i włochate pajęczysko, czyhające cierpliwie w kątach na-
szego domu. Kiedy pod ręką miałem kij, który zamieniał się w ułańską lancę albo w indiański
oszczep, rozpoczynałem krwawe porachunki z pająkami. A było ich w naszym starym i ob-
szernym domu, w drewutni i w komórkach zatrzęsienie.
Moja walka z „memą” – pająkiem ciągnęła się do tamtego pamiętnego września, gdy świat
stanął dęba, a potem wszystko przewróciło się do góry nogami, i wielu spraw musiałem się
uczyć od nowa.
Dom moich rodziców okazał się miejscem równie niepewnym jak park pogrążony w ciem-
nościach czy mroczne pokoje. Wchodzili do niego we dnie i w nocy obcy ludzie, przewracali
wszystkie rzeczy w poszukiwaniu czegoś, co było tylko im wiadome.
Wkrótce zaczęto wyganiać z domów mieszkańców, najczęściej nocą, i wywozić w dalekie
strony. Czuwaliśmy z matką i z ojcem w te czarne noce. Każdy z nas miał uszyty worek – a w
nim ciepłą bieliznę, suchary, słoninę i cukier.
I oto w jedną z takich trwożnych nocy – wiedzieliśmy, że będzie to noc wysiedleń, gdyż od
wczesnego popołudnia turkotały chłopskie furmanki ściągnięte przez najeźdźców z pobliskich
wsi – siedziałem w swym łóżku, wsłuchując się w odgłosy z ciemności.
I wtedy przywędrował do mnie czarny pająk. Zatrzymał się na ścianie, wpatrując się we
mnie z uwagą i pełną niejasnych oczekiwań nadzieją. Trwaliśmy wsłuchani w noc i odwiecz-
ny mieszkaniec naszego domu, ku memu zdumieniu, rozpoczął ze mną poufną rozmowę.
– Uważasz mnie za swego największego wroga – stwierdził melancholijnie.
– Tak... – przyznałem się z męstwem godnym wodza Indian.
– Pochlebia mi to; lubię, gdy docenia się moją odwagę, przemyślność, cierpliwość i wier-
ność.
– Boję się ciebie, bo jesteś czarny, okrutny, pełen jadowitych mocy! – zaprotestowałem.
– Od dawna się mnie boisz? – spytał pająk, jakby nie słysząc mych słów.
– Nie pamiętam. Mówiono mi, że byłeś drugą istotą, którą obdarzyłem imieniem. Pierwsze
słowo, jakie wypowiedziałem, było słowem miłości:,,mama”. Drugie było słowem odrazy
„me-ma”.
– Znasz mnie od dawna. Lecz ja poznałem ciebie o wiele wcześniej: leżałeś w tym pokoju,
przebierając w powietrzu nogami. Bardzo lubiłeś wsuwać palec u nogi do ust. Ssałeś go niby
najwyborniejszy cukierek. Byłem z ciebie dumny!
– Byłeś ze mnie dumny?!
– Tak, byłem z ciebie dumny, gdyż należałeś do tego domu. Nie przeczę, że korzystałem z
tego, iż w domu pojawiło się niemowlę: mleko, śmietanka i cukier ściągały do pokoju muchy.
Ale byłem z ciebie dumny, bowiem należałeś do niemowląt krzepkich, hałaśliwych i zdro-
wych jak rzadko.
– Wiesz o tym, że musimy opuścić ten dom? – spytałem pająka po dłuższym milczeniu,
pełnym nasłuchiwań turkotu furmanek.
3
– Wiem. Wiem również, że twoi rodzice boją się najbardziej o ciebie: tam dzieci umierają
jak muchy.
– Czy oni zabijają dzieci? – spytałem.
– Mówisz o najeźdźcach? Tak. Zabijają, zabierając rodzinny dom, skazując na dolę wy-
gnańca, nędzę i głód.
– Boję się – rzekłem, drżąc na całym ciele.
– Mnie się boisz?
– Boję się tego, co lada chwila może się stać.
– Będzie mi bardzo smutno, gdy przyjdą tu obcy ludzie. Czuję, że odejdę wówczas w kra-
inę, która jest bardzo daleko stąd. Jest to Kraina Pajęczego Snu. Tam spotkamy się, abym
mógł nadal być z wami i abym nadal mógł cię straszyć.
– Boję się – przyznałem się po raz drugi.
– Lękaj się tylko mnie. Tak będzie dla ciebie lepiej – poradził pająk, zabierając się do wę-
drówki w swój tajemny kąt.
– Nie odchodź. Nie zostawiaj mnie samego! – poprosiłem.
Pająk znieruchomiał w niemym, pajęczym wyczekiwaniu.
– Jesteś odważny, przemyślny, cierpliwy i wierny – powiedziałem z westchnieniem ulgi.
– Zmieniasz o mnie zdanie. A powinieneś teraz bać się mnie, i tylko mnie.
– Mówiłeś, że zanim pojawiłem się w tym domu, ty już w nim byłeś. Czy zamieszkałeś tu
przed mymi rodzicami?
– Znam szpary tego domu od bardzo dawna – odezwał się po dłuższym milczeniu pająk. –
Słuchaj mnie teraz bardzo uważnie, zdradzę ci pewną tajemnicę. Czy pamiętasz tę piękną
drewnianą szkatułkę w kształcie dużego odważnika?
– Stoi na komodzie. Pełno w niej kolorowych guzików.
– Szkatułkę tę twoja matka dostała w dzieciństwie. Była wtedy wojna – jak teraz – i twoja
matka mieszkała w wielkim mieście. Wszyscy byli bardzo głodni i twej matce, jej siostrze i
braciom babcia mogła podać na obiad tylko gotowane łupiny od ziemniaków. Twój dziadek
został po drugiej stronie linii frontu i babcia musiała wykarmić pięcioro dzieci. W mieście
panował głód. Któregoś dnia twoja matka wbiegła na ostatnie piętro domu i za małymi
drzwiami odkryła ciemny pokoik. W głębokim fotelu siedziała chuda staruszka i robiła na
drutach. Twoja matka znała różne historie o dobrych staruszkach, miała więc nadzieję, że ta
ugości ją czymś lepszym od gotowanych łupin. Ale mieszkanka malutkiego pokoiku również
była bardzo głodna, może bardziej jeszcze od twojej matki. Żeby nie zawieść nadziei dziew-
czynki, staruszka podarowała jej szkatułkę. Powiedziała: „Kiedy skończy się wojna, po której
na pewno nie będzie już żadnych wojen, wejdziesz do pierwszego z brzegu sklepu, postawisz
na wadze tę szkatułkę-odważnik i każesz na drugą szalę nasypać tyle cukierków, ile waży
szkatułka. Nikt ci nie odmówi, bo ludzie po wojnie staną się litościwi i dobrzy”. Twoja matka
wzięła szkatułkę, nie wiedząc o tym, że w pęknięciu, które dobrze znasz, siedzi pająk.
– To byłeś ty, pająku?
– To nie jest ważne. Tam był pająk i stąd znam historię szkatułki.
– Opowiadaj, co było dalej!
– Twoja matka zbierała z siostrą na ulicach dużego miasta ogryzki. Co uzbierały, sprawie-
dliwie dzieliły na trzy części. Jedną z nich zanosiły na górę.
Staruszka gotowała z tego kompot, słodząc go sacharyną. Zaręczam ci, że był to najsmacz-
niejszy kompot, jaki w życiu piła twoja mama. A ze szkatułką nie rozstawała się nigdy, aż do
dzisiejszej nocy.
Wstałem z łóżka i na palcach podkradłem się do komody.
Szkatułka stała na starym miejscu. Wziąłem ją do ręki, odnajdując palcami pęknięcie. Pa-
jąk czuwał na ścianie nie drgnąwszy nawet.
– Ten dom znam od bardzo dawna – powtórzył w zamyśleniu. – Jest tajemniczy, wielki,
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin