Z punktu widzenia Amstaffa.doc

(37 KB) Pobierz
Gdy pies atakuje

Gdy pies atakuje ...

(opracowanie) 

               Zostać zaatakowanym przez psa z pewnością nie jest przyjemnym doświadczeniem, nawet jeśli ofiara nie odniesie poważniejszych obrażeń. A przypadki pogryzienia powtarzają się ciągle i nie ograniczyła ich nawet słynna ,,ustawa kagańcowa’’, nakładająca na wszystkich właścicieli psów obowiązek wyprowadzania zwierząt na smyczy i w kagańcu.

               Na podstawie licznych relacji łatwo zauważyć, że stosunkowo niewiele osób pada ofiarą tzw. groźnych psów (chociaż to właśnie te przypadki nagłaśniane są przez media) znacznie częściej zdarza się, że agresorem jest domowy pupil, uznawany za łagodnego i posłusznego, który z racji tych cech spaceruje bez smyczy i kagańca. Scenariusz ataku zwykle jest taki sam: pani przechadza się spokojnie, pies biega w pobliżu, entuzjastycznie obwąchując wszystko, co napotka. Postawione uszy i wachlujący ogon wskazują, że jest pozytywnie nastawiony do całego świata a spacer sprawia mu wielką przyjemność. W pewnym momencie podrywa się i z groźnym warknięciem atakuje przechodzącą w pobliżu osobę. Zaskoczona ofiara nie może powstrzymać się od krzyku przerażenia, krzyczy również zszokowana pani usiłując odwołać i odciągnąć psa, który przestaje całkowicie reagować na jej polecenia i atakuje jeszcze ostrzej. Pół biedy, gdy mamy do czynienia z niedużym pieskiem, którego jedna osoba jest w stanie poskromić – zazwyczaj kończy się na niegroźnych obrażeniach fizycznych ale i w takim przypadku szok może wywołać trwały uraz psychiczny u ofiary. Prawdziwy horror zaczyna się, gdy napastnikiem jest duży, silny pies – a takie są obecnie w Polsce bardzo modne. Nierzadko kończy się to bardzo poważnymi okaleczeniami.

                 Po wypadku zaczynają się tłumaczenia: właściciele zwierzęcia przysięgają, że ich pupil jest wyjątkowo łagodny i posłuszny, że  jeszcze nigdy nikogo nie zaatakował, że właściciel nawet w centrum miasta prowadzi go bez smyczy, że pies chowa się z dziećmi i nie było wypadku, żeby chociaż warknął na któreś. Później dochodzą do konkluzji, że to chyba z ofiarą ataku było coś nie tak; może kiedyś tego psa skrzywdziła a on to zapamiętał, a może miała niedobre zamiary, a może pies wyczuł zły charakter, itd. Z reguły właściciele psa nie kłamią, mówiąc o jego dotychczasowym nienagannym zachowaniu (stosunkowo niewiele osób puszcza luzem agresywnego psa). Problem leży w tym, że nie mają większego pojęcia o psychice psa i jego zachowaniu w różnych sytuacjach. Zwykle zakładają, że jeżeli ,,mamy psa’’, to pies należy do całej rodziny i jednakowo odnosi się do wszystkich jej członków. Natomiast z punktu widzenia psa, w jego ,,stadzie’’ jest jeden  przywódca (płeć nie ma znaczenia, gdyż chodzi o autorytet – jednak w większości rodzin tę rolę pełni mężczyzna), który ma ,,całą resztę’’. A swoje miejsce w hierarchii ,,całej reszty’’ pies ocenia według reguł własnego gatunku, niekoniecznie zgodnych z ludzkimi.

                  Wyobraźmy sobie sytuację, w której pan siedzi w fotelu i czyta gazetę. Pies układa się na kanapie, co jest mu zabronione ale panu to nie przeszkadza, więc w spokoju uprawiają ,,życie rodzinne’’. Na widok wchodzącej do pokoju pani, pies natychmiast schodzi z kanapy i układa się obok nóg pana. ,,No! Wiadomo, kto w tym domu ma posłuch’’ – stwierdza pani, zajmując opuszczone miejsce. Nic bardziej mylnego. W świecie psów rządzi reguła, że o miejscu w hierarchii świadczy odległość od przywódcy. Wejście kolejnego członka stada zmusiło psa do podkreślenia swojej wysokiej pozycji, co - w jego pojęciu - pani zrozumiała doskonale, zajmując mniej zaszczytne miejsce na odległej kanapie. Gdyby to pani usiadła na podłodze koło przywódcy i – co gorsza – została poklepana czy podrapana za uchem, pozycja psa zostałaby poważnie zachwiana. Ale ponieważ takie sytuacje raczej się nie zdarzają, jego miejsce w hierarchii, jako ,,drugiego po Bogu’’  pozostało niezagrożone.

 

                    Nie ma też znaczenia, że pies dostaje pożywienie zwykle od pani lub dziecka. Zwierzę traktuje to jako ich należyte wywiązywanie się z obowiązku wobec ,,stada’’ (zachowanie typowe dla psów i wilków – każdy polujący przynosi zwierzynę do gniazda) a nie powód do specjalnych względów.

                     Powyższe przykłady wskazują, że w pojęciu psa, zazwyczaj zajmuje on wysoką pozycję w swoim ,,stadzie’’, z czym wiąże się jego dalsze postępowanie. Gdy wychodzi na spacer, podstawowy wpływ na jego zachowanie będzie miało to, kto z nim idzie. Zasadą jest, że osobnik dominujący odpowiada za bezpieczeństwo stada, więc jeżeli pies wychodzi z panem, to na panu spoczywa obowiązek kontrolowania sytuacji, uprzedzania o zagrożeniu i podejmowania decyzji o ataku czy obronie. Rzadko więc zdarza się niespodziewany atak ze strony psa, przebywającego w towarzystwie właściciela. Możemy to przyrównać do jazdy samochodem: gdy jedziemy w charakterze pasażerów, nie robi na nas wrażenia patrol ,,drogówki’’ ani inne pojazdy, bo od tego mamy kierowcę, ale gdy prowadzimy samochód, to ho, ho! .... Dlatego też, gdy z psem wychodzi domownik, który - według psiej hierarchii - zajmuje niższą pozycję, zwierzę przyjmuje na siebie rolę przywódcy i stosownie do tego się zachowuje. Jeżeli uzna, że jego ,,podopiecznemu’’ zagraża jakieś niebezpieczeństwo, zaatakuje bez wahania.

                      Przytoczony na wstępie scenariusz ataku był z punktu widzenia psa jak najbardziej uzasadniony. Oto znajduje się na obcym terytorium, w towarzystwie słabszego członka stada, więc robi staranne rozpoznanie terenu, nie spuszczając podopiecznej z oka. W pewnym momencie ktoś obcy zbliża się w sposób, wzbudzający jego nieufność. Trudno jest przewidzieć, co zirytuje zwierzę: może odebrać zachowanie podchodzącego jako niepewne, lękliwe (wiele osób boi się psów, zwłaszcza dużych) lub wprost przeciwnie – zbyt zuchwałe, sugerujące podważanie psiego autorytetu. Na wszelki wypadek pies postanawia dać intruzowi nauczkę i atakuje go, ale bez większej pasji. Ot, jedno - dwa szarpnięcia, żeby pokazać, kto tu rządzi. Gdyby ofiara przyjęła postawę poddańczą i zaczęła wycofywać się z pokorą, zakończyłoby to manifestację psiej siły (ale który człowiek ma tak stalowe nerwy, żeby – w przypadku ataku – nie wykonał żadnego odruchu obronnego i czekał cierpliwie, z odwróconym wzrokiem, aż zwierzę przestanie go gryźć). Jakiekolwiek reakcje obronne pies traktuje jako podjęcie wyzwania i zaczyna walczyć na dobre. Na widok podbiegającej właścicielki wnioskuje – zgodnie z regułami psiego świata - że członkini stada przybywa mu z pomocą. Jej okrzyki przerażenia są dodatkowym dopingiem a to, że kiepsko walczy, bo zamiast szarpać intruza, szarpie swego obrońcę - zmusza psa do zdwojenia wysiłków. Musi zwyciężyć, bo jest to jego obowiązkiem i absolutnie nie rozumie, dlaczego ktoś go odciąga i dlaczego - zamiast podziwu – spotyka go nagana.

                     Od razu nasuwa się pytanie, co robić, aby nie dochodziło do takich sytuacji? Odpowiedź jest jedna, z psem mogą wychodzić wyłącznie osoby, które nad nim panują! I nie ma wtedy znaczenia, czy psa wyprowadza pan, pani czy dziecko oraz czy jest on na smyczy, czy biega luzem. Jeżeli natomiast ktoś twierdzi, że jego pupil jest w domu absolutnie posłuszny i tylko na spacerze zdarzają mu się chwile ,,słabości’’, oznacza to, że pies jest całkowicie poza kontrolą. Jego ,,domowe’’ posłuszeństwo wynika nie tyle z podporządkowania, ile z braku innych zajęć oraz ochoty na smakołyki, serwowane jako nagroda.

                      Jedynym sensownym sposobem na uniknięcie ryzyka jest należyte wyszkolenie psa. Tylko staranne szkolenie jest w stanie pokonać naturalne instynkty psa, poprzez wpojenie mu nawyku natychmiastowego wykonywania poleceń, bez względu na okoliczności. I nie chodzi tu o zrobienie zeń zwierzęcia cyrkowego. Do utrzymania całkowitej kontroli wystarczą dwie komendy: jedna, która przywołuje psa do  opiekuna i druga, zatrzymująca go w miejscu. Jeżeli zwierzę wykonuje te polecenia, wydane przez każdego członka rodziny – możemy z nim wychodzić bez obaw.

                     Szkolenie psa nie jest rzeczą łatwą, zwłaszcza, gdy chodzi o przedstawicieli ras ,,ostrych’’, o niezależnym charakterze, ze skłonnościami do dominacji. Moda na takie rasy jak rottweilery, amstaffy, husky czy malamuty sprawiła, że trzymają je osoby,  mające niewielkie pojęcie o naturze tych psów i ich potrzebach. Nie są to z urodzenia krwiożercze bestie, ale w nieodpowiednich rękach mogą stać się naprawdę groźne, zwłaszcza, że ich siła jest imponująca a energia niewyczerpana. Najrozsądniej jest skorzystać z usług fachowego trenera i przy okazji samemu się czegoś nauczyć. Wydatek kilkuset złotych naprawdę się opłaca. My unikamy nieprzyjemności, związanych z nieprzewidywalnym zachowaniem pupila, natomiast pies korzysta ze znacznie większej swobody i może nam wszędzie towarzyszyć.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin