Jerzy Engel - Futbol na tak.pdf

(459 KB) Pobierz
(Engel - Futbol na tak - Jerzy Engel, Maciej Polkowski \227 Notatnik)
Engel Futbol na tak Jerzy Engel, Maciej Polkowski
Futbol na tak
KaŜdy sukces sportowy, a tym był niewątpliwie awans reprezentacji Polski do finałów mistrzostw świata w
Japonii i Korei, jest dokładnie analizowany przez teoretyków sportu i naukowców. O ile ocena wszystkich
wymiernych elementów pracy trenera z zespołem nie stwarza większych trudności, o tyle określenie wartości
decydujących o sukcesie, a których Ŝadną miarą zmierzyć nie moŜna, jest trudne do sklasyfikowania. O
skutecznej pracy trenera decydują przecieŜ takŜe osobowość, sposób postępowania w stosunku do
współpracowników i zawodników, sposób pracy, przekazu, umiejętności wytworzenia odpowiedniej
atmosfery w ekipie. Wyzwalanie w wyniku procesu przygotowania psychologicznego pokładów energii
nagromadzonej w organizmie zawodnika i ukierunkowanie pozytywnej agresji sportowej na skuteczną walkę
z przeciwnikiem to elementy pracy nie podlegające Ŝadnym pomiarom. Podstawą pracy kaŜdego zespołu jest
właściwa selekcja szerokiej kadry zespołu, a następnie podstawowego składu druŜyny. Wyselekcjonowana
grupa piłkarzy musi charakteryzować się nie tylko wysokim poziomem ogólnopiłkarskim, ale przede
wszystkim musi pasować do siebie mentalnie.
Właściwy dobór zawodników to dla trenera układanka elementów. By uniknąć błędów selekcyjnych,
pokonałem tysiące kilometrów, odwiedzając kaŜdego z polskich piłkarzy, których zamierzałem powołać do
reprezentacji, w ich klubach rozrzuconych po wielu ligach europejskich. Są futboliści, z którymi wystarczyło
zamienić kilka zdań, aby stwierdzić,
3
czy będą pasowali pod względem mentalnym do zespołu. Byli teŜ tacy, nad którymi zastanawialiśmy się
dłuŜej, aby ocena nie była powierzchowna, zbyt płytka lub niepełna. Dlatego spotykaliśmy się kilkakrotnie,
chcąc poznać sposób myślenia, reagowania, zachowania i postępowania kaŜdego gracza. Wybitne jednostki
sportowe, wielkie talenty, to często mocne indywidualności, ludzie zamknięci w sobie, Ŝyjący w swoim
własnym świecie wartości i ocen. Z jednej strony są wielkie ambicje i ciągła walka o akceptację i miejsce w
druŜynach zagranicznych oraz reprezentacji, które oddzielają ich od siebie jak murem. Z drugiej strony zaś
trzeba wyszukać te cechy, dzięki którym wielka indywidualność będzie mogła się podporządkować
potrzebom zespołu i stanowić jeden z jego elementów. KaŜdy piłkarz to część mechanizmu, zwanego druŜyną
piłkarską. Zespół osiągnie tylko wtedy dobre wyniki sportowe, kiedy poszczególne trybiki zazębią się i będą
ze sobą współdziałać jak w zegarku.
Trzeba mieć duŜe doświadczenie, by ocenić skuteczne wartości kaŜdego z elementów układanki. Obejmując
reprezentację Polski, miałem za sobą 25 lat pracy w zawodzie trenera i doświadczenie budowania na tysiącach
zawodników, z którymi przez te lata pracy przyszło mi pracować.
Wielką rolę w kształtowaniu osobowości trenera spełnia dom rodzinny. Stresy towarzyszące naszej pracy są
olbrzymie. Co tydzień, a często kilka razy w tygodniu praca trenera jest poddawana publicznemu
egzaminowi. Liczą się tylko ci, którzy zwycięŜają. PoraŜka często nie ma nic wspólnego z niewłaściwą pracą
szkoleniową, ale o tym wie tylko sam zainteresowany.
W ksiąŜce Macieja Polkowskiego, która trafia do Państwa rąk, ukazano moją drogę do pozycji selekcjonera
reprezentacji Polski, sposób pracy, oceny i spojrzenia na eliminacje mistrzostw świata w Japonii i Korei. Jest tu
takŜe wiele wątków rodzinnych. Przedstawiono równieŜ, Ŝe pozytywny sposób
4
myślenia oraz determinacja i wiara w osiągnięcie celu doprowadziły do sukcesu, którym jest kolejny, szósty w
historii polskiej piłki noŜnej, po szesnastoletniej przerwie, awans do finałów mistrzostw świata.
Wstęp przyjacielski
W pewien piękny kwietniowy dzień 2000 roku wybraliśmy się z Jerzym Engelem do kilku klubów na
Podlasiu. Gawędziliśmy o tym i owym; raptem zaświtała mi myśl:
Strona 1
Engel Futbol na tak Jerzy Engel, Maciej Polkowski
Po przyszłorocznym awansie reprezentacji do finałów mistrzostw świata warto byłoby wydać ksiąŜkę.
Prowadzący samochód selekcjoner spojrzał na mnie kątem oka i odparł:
Wiesz, to całkiem fajny pomysł...
Cieszymy się, Ŝe marzenia o wyjeździe na finały do Japonii i Korei stały się faktem, a do Państwa trafia Engel.
Futbol na tak.
Z Jerzym nie tylko się znamy, ale i przyjaźnimy od ponad ćwierćwiecza. Mimo intensywnych i gorączkowych
poszukiwań w pamięci nie udało się ustalić, kiedy doszło do naszego pierwszego spotkania. Tak się złoŜyło,
Ŝe jako dziennikarz byłem świadkiem wszystkich znaczących trenerskich sukcesów Jerzego. Dlatego uznałem,
Ŝe mam prawo nakłonić go do zwierzeń. W Ŝadnym przypadku nie przekraczając jednak granic dobrego
smaku i kultury.
Moją intencją było przybliŜenie sylwetki osobowości człowieka, dzięki którego optymizmowi i autentycznej
wierze w to, co robi, reprezentacja Polski, po 16 latach nieobecności, znów wystąpi w finałach najwaŜniejszego
futbolowego turnieju. W tej ksiąŜce nie ma szczegółowych relacji ani opisów z dwudziestu meczów, które
białoczerwoni rozegrali pod batutą Engela. To raczej celowe przypomnienie niektórych, najwaŜniejszych
meczowych momentów wzbogacone ocenami,
6
wspomnieniami i refleksjami selekcjonera. Zapewne zawiedziony lekturą będzie ten, kto chciał się w niej
doszukać modnych sensacyjnych epizodów, takich raczej aferalnych i tandetnych wątków. Nic z tego!
Engel. Futbol na tak to zapis historii wywalczania awansu w zupełnie nowym stylu. Świadectwo, Ŝe
reprezentacją Polski kieruje Europejczyk w kaŜdym calu. Świetnie wykształcony, władający kilkoma językami,
chętnie przyjmowany w najbardziej prestiŜowych miejscach, ceniony przez najszacowniejsze, nie tylko
sportowe, gremia. Obecna kadra jest prowadzona na zupełnie innych zasadach nie wstrząsają nią kolejne
„towarzyskohotelowe wydarzenia", nie ma przedmeczowych spotkań z szefami związkowej centrali,
podczas których nie zaprzątano sobie głowy futbolem, ale wszystko sprowadzało się do wykłócania o kolejne
pieniądze. Przestał dominować kult łatwo zdobywanej mamony i odeszło do lamusa miejmy nadzieję
bezpowrotnie Ŝenujące powiedzenie: „kasa, misiu, kasa".
Nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak wielkim sukcesem jest awans naszych piłkarzy do finałów mistrzostw
świata 2002. W biednym kraju, wstrząsanym aferami i skandalami, gdzie w modzie siła i przekręty, znalazła
się grupa ludzi, która na zielonej murawie udowodniła, Ŝe moŜna inaczej. Niekiedy wbrew zdrowemu
rozsądkowi, na przekór wszelakim niedostatkom futbolowego światka finansowym, organizacyjnym,
szkoleniowym potrafiono wznieść się na wyŜyny, przekroczyć barierę najśmielszych marzeń i wyobraźni.
Udowodniono, Ŝe w kraju między Bugiem i Odrą jest jeszcze miejsce dla rzeczywiście uczciwych i rzetelnie
pracujących. Dzięki Jerzemu Engelowi i jego ludziom poczuliśmy, iŜ bliŜej nam do futbolowego świata.
jesteśmy w finałach!!!
Po 16 latach futbolowa reprezentacja Polski wystąpi w finałach mistrzostw świata!
Zanim nadszedł ów radosny pierwszy dzień września 2001 roku, uwaga mediów a w ślad za nią kibiców
skupiała się wyłącznie na meczu z Norwegią w Chorzowie. Prawie nikt nie wspominał o czekającym nas kilka
dni później, 5 września, spotkaniu z Białorusią w Mińsku. Utwierdzałem się w tym przekonaniu, przeglądając
i czytając naszą prasę. My natomiast musieliśmy rozpatrywać oba warianty pozytywny, ale i negatywny. Tak
więc dla nas był to dwumecz, chociaŜ zdawaliśmy sobie sprawę, Ŝe zdobycie trzech punktów z Norwegami
znacznie powiększało szanse wywalczenia awansu z pierwszego miejsca, a przy korzystnym dla nas wyniku
Białorusi z Ukrainą przesądzało sprawę.
Dlatego przygotowywaliśmy się do tego meczu szalenie skrupulatnie. MoŜna nawet powiedzieć, Ŝe pod
pewnymi względami po aptekarsku. Codziennie docierały do nas nowe informacje z Norwegii, od Rafała
Grunwalda i Andrzeja Sikory, z którymi współpracowaliśmy od wielu miesięcy. To właśnie oni tłumaczyli
wszystko, co na temat reprezentacji Skandynawów ukazywało się w tamtejszej prasie. Sporządzali notatki z
audycji radiowych i telewizyjnych. Wiedzieliśmy wszystko, co się działo wokół i wewnątrz norweskiej ekipy.
Przygotowania skupiały się na
tym, aŜeby nie przepuścić Ŝadnej informacji, która mogła być waŜna.
DuŜo wcześniej przed chorzowską konfrontacją znaliśmy juŜ niemal w stu procentach sytuację. Wiedzieliśmy,
Ŝe nie będzie powołany Torę Andre Flo, Ŝe są kłopoty z Johnem Carewem, a zespół jest niezadowolony z
ustawienia, jakie proponuje trener Nils Johan Semb, Ŝe wreszcie Ole Solskjaer chciałby bardzo grać jako
Strona 2
Engel Futbol na tak Jerzy Engel, Maciej Polkowski
środkowy, wysunięty napastnik. Mieliśmy teŜ informacje o ustawieniu Norwegów. Te przygotowania i
analizy, których dokonaliśmy wspólnie z Edwardem Klejndinstem, złoŜyły się na stuprocentową wiedzę,
przekazaną piłkarzom. Przed i w trakcie meczu z Norwegami sprawdziło się wszystko, co przewidywaliśmy.
Zdawaliśmy sobie równieŜ sprawę z faktu, Ŝe dla rywali jest to znowu mecz o wszystko. Występ w Chorzowie
miał odrodzić ich zespół. Borykając się z najprzeróŜniejszymi kłopotami, wiedzieli, Ŝe jest im potrzebny
spektakularny wynik. MoŜna nawet zaryzykować stwierdzenie, Ŝe mieli jedną idće fix: tak zmobilizować
graczy, by ten zespół odrodził się na boisku w Polsce i wygraną odwrócił złą passę. Dlatego bardzo mocno
podkręcili norweskich zawodników i utwierdzili w przekonaniu, Ŝe są w stanie zwycięŜyć w Chorzowie i od
tego momentu rozpocząć nową erę norweskiego futbolu.
Wiedzieliśmy, Ŝe czeka nas bardzo cięŜki mecz. Większość zawodników druŜyny przeciwnej była w bardzo
dobrej formie, co potwierdzały ich występy klubowe. Zdawaliśmy sobie sprawę, Ŝe jeŜeli nie jest to zespół
równorzędny, to przynajmniej taki, z którym naleŜy powaŜnie się liczyć. I przebieg meczu to potwierdził.
Zanim jednak doszło do spotkania, było jasne, Ŝe nie będzie mógł zagrać Jacek Bąk. Piłkarz, który naszym zda
9
niem niesłusznie dostał czerwoną kartkę w meczu z Armenią w Erewanie. Nie mógł być powołany Tomek
Iwan, który nadal miał kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego klubu. Martwiły mnie kontuzje Piotra
Świerczewskiego i Radka KałuŜnego, których udział w spotkaniu do ostatniej chwili stał pod duŜym znakiem
zapytania. Z pozszywanym kolanem przyjechał Paweł Kryszałowicz, nawet jego klub, Eintracht, monitował,
by go zwolnić ze zgrupowania, bo nie będzie w stanie podołać rywalizacji. Wiadomo było, Ŝe nie pojawi się
Adam Matysek.
Mieliśmy sporo własnych problemów. Dziennikarze oraz fotoreporterzy przyjeŜdŜający na nasze treningi
widzieli więcej zawodników jedynie truchtających wokół boiska, niŜ tych, którzy znajdowali się w pełnej
treningowej dyspozycji. Dlatego przed tym meczem szalenie waŜną, decydującą rolę odegrali doktor
Stanisław Machowski oraz jego dwaj współpracownicy Artur Frączyk i Krzysztof Leszczyński. Pracowali
nieprzerwanie od godziny ósmej rano do pierwszej w nocy, aby doprowadzić zawodników do pełnej
sprawności. Zdawaliśmy sobie bowiem sprawę, Ŝe te trzy punkty zdobyte w Polsce mogą definitywnie
przesądzić o naszym awansie. I na tym celu naleŜało się skupić. Wszyscy zostali postawieni na nogi i jest to
olbrzymia zasługa właśnie tych trzech osób. Gdyby policzyć, kto miał jaki procent udziału w tym spotkaniu, to
główna rola i zasługa przypada zdecydowanie doktorowi Machowskiemu.
W związku z tym meczem wyłonił się dodatkowo problem natury logistycznej. Po raz pierwszy mieliśmy
zagrać na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Przyznaję, Ŝe na początku byłem temu przeciwny, gdyŜ wiązało się
to z podjęciem nowego ryzyka mieliśmy wystąpić na stadionie, którego jako reprezentacja w ogóle nie
znaliśmy. Do tego
10
dochodziła konieczność przemieszczania się z Konstancina do Katowic i z powrotem. To kolejne ryzyko.
Logika podpowiadała więc, Ŝe bezpieczniej i wygodniej byłoby grać z Norwegami w Warszawie. Na szczęście
te wszystkie obawy okazały się bezpodstawne. Oczywiście rozwaŜaliśmy moŜliwość zorganizowania
przedmeczowego zgrupowania na Śląsku. Dyrektor Tomasz Koter odwiedził wszystkie ośrodki, które
mogłyby wchodzić w rachubę. Stwierdził jednak, Ŝe w pobliŜu Katowic nie ma obiektu nadającego się do
przeprowadzenia zgrupowania reprezentacji. Dlatego dopiero w przeddzień meczu, zresztą wspólnie z
Norwegami, zamieszkaliśmy w hotelu „Warszawa". MoŜe było to trochę nienaturalne, Ŝe obie ekipy
przebywały w tym samym hotelu, lecz faktycznie nie spotkaliśmy się tam z Norwegami ani razu.
Zespól był tak skoncentrowany, jak przed poprzednimi waŜnymi meczami. Zawodnicy byli wyciszeni,
skupieni nie było Ŝartów, dowcipów, śmiechów. Cały czas wisiała nad nami groźba absencji Świerczewskiego
i KałuŜnego. Z powodu operacji nie mógł być powołany Tomasz Zdebel, a w związku z tym powstał problem
obsadzenia środka pola.
Wszyscy czuli, Ŝe ten mecz moŜe rozstrzygnąć eliminacje na naszą korzyść. KaŜdy chciał nam pomóc.
Objawiało się to w róŜnych formach. Nagle pojawiły się sery, twaroŜki, jakieś jogurciki, a wszystko pierwszej
świeŜości. PrzywoŜono kosze wędlin, Ŝeby zawodnicy nie zjedli czegoś przypadkowego i mniej zdrowego.
Codziennie pojawiały się nowe dostawy, a wszystko segregował nasz reprezentacyjny kucharz Robert Sowa.
Nie brakowało takŜe specjalnie dostarczanej wody. Nagle we Wrocławiu znalazła się firma, której
przedstawiciele przywieźli specjalny środek pozwalający szybciej likwidować kontuzje i urazy. Spraw
Strona 3
Engel Futbol na tak Jerzy Engel, Maciej Polkowski
dziliśmy go okazał się nadzwyczaj skuteczny i bardzo nam pomógł. Nie znaliśmy tego specyfiku, była to dla
nas absolutna nowość. Przybył teŜ ksiądz Adam Zełga i oznajmił, Ŝe otrzymamy specjalne papieskie Ŝyczenia.
MoŜna powiedzieć, Ŝe przyjaciele oraz osoby dobrze Ŝyczące reprezentacji we wszystkim starały się nam
pomóc.
Telewizja udostępniła mi kasety, Ŝebym mógł przygotować specjalny film motywacyjny. 1 września to dla nas,
Polaków, data szczególna. Film pokazywał, Ŝe Polacy i Polska zawsze liczyli na innych. Z reguły w trudnych
momentach myśleliśmy, Ŝe ktoś nam pomoŜe. A okazywało się, Ŝe musieliśmy radzić sobie sami, a wszelkie
obietnice i przyjaźnie pozostawały na papierze. Jeśli nie braliśmy własnego losu w swoje ręce, to zawsze
miewaliśmy powaŜne kłopoty. Taki był ogólnie wydźwięk tego, co pokazałem. Ten piętnastominutowy film
składał się z trzech części. Pierwsza to wrześniowy najazd Niemców na Polskę, łamanie granicznych barier
przez hitlerowców, zbiorowe mogiły Polaków, wreszcie sowiecki atak od wschodu; druga obrazy dzisiejszej
Warszawy, z jej pomnikami upamiętniającymi historię, z wypowiedziami ludzi pamiętających dawne czasy;
trzecia ujęcia bramek zdobytych podczas meczów z Armenią, Norwegią i Białorusią, a takŜe najlepsze
meczowe momenty poparte radością i entuzjazmem kibiców. Film uzupełniony moim komentarzem spełnił
swoje zadanie...
Zespół wyszedł na boisko z przekonaniem, Ŝe nie ma wyboru trzeba przełamać rywali i ich pokonać. Był to
bardzo cięŜki mecz. Oparty na znakomitej obronie i równie świetnych kontrach. Na łamaniu przeciwnika,
stworzeniu moŜliwości wyszumienia się w agresji, a potem bardzo mądrym przeciwuderzeniu i opanowaniu
boiska. To spotkanie miało swoje fazy, ale wynikały głównie z tego, Ŝe
U
zmierzyliśmy się ze świetnym przeciwnikiem. Norwegowie pokazali naprawdę dobry futbol, szczególnie w
pierwszej połowie. Stworzyli kilka bardzo groźnych sytuacji, zmuszając bodaj trzykrotnie Jurka Dudka do
interwencji.
Zawodnicy odczuwali wielką odpowiedzialność. Pomimo Ŝe byli odizolowani, z dala od tego, co się działo w
mediach, czuli jednak, Ŝe w tym momencie są bodaj najwaŜniejsi w kraju, Ŝe przechodzą do historii i sami ją
tworzą. Myślę, Ŝe 1 września w Chorzowie pokonalibyśmy kaŜdego przeciwnika. Norwegowie teŜ nie
wytrzymali. Nasi zawodnicy zrobili to, co mieli zrobić.
Zespół dokładnie wiedział, jak będzie wyglądał mecz. Spodziewaliśmy się ataku Norwegów od pierwszej
sekundy. Wiedzieliśmy, Ŝe jeŜeli przez pierwsze pół godziny obrona zagra na zero, to potem z minuty na
minutę rywalizacja będzie się wyrównywała, następnie nasza przewaga będzie rosła. Norwegowie zaczną
popełniać błędy. Przewidywania sprawdziły się w stu procentach. Pierwsza bramka „do szatni" Pawła
Kryszałowicza praktycznie zakończyła mecz. Nasi piłkarze wiedzieli, Ŝe najpierw zagrali na zero, następnie
zdobyli bramkę i teraz mogą mieć juŜ tylko z górki. I tak się stało. Druga połowa to pokaz gry naszego
zespołu. Całkowicie zapanował nad sytuacją i dołoŜył kolejne dwa gole. Myślę, Ŝe to ludzi przekonało, Ŝe
naprawdę warto kibicować temu zespołowi.
Później nastąpiła eksplozja ich radości, wyrzucenie nagromadzonych stresów, niepewności i tego wszystkiego,
co tkwi głęboko w człowieku. Stadion był wspaniały, przepiękny, białoczerwony. Zawodnicy zrobili kilka
honorowych rund wokół boiska, dziękując kibicom za gorący doping, za wszelkie dowody sympatii. A po
meczu dowiedzieliśmy się, Ŝe Ukraina pobiła w Mińsku Białoruś. I to było niesamowite. Człowiek nie wie, jak
się ma zacho
wać w takim momencie. Kiedy fruwałem w powietrzu, podrzucany przez zawodników, czułem wielką radość,
łzy napływały mi do oczu, bo wiedziałem, jak duŜo zdrowia włoŜyliśmy w ten sukces. On naprawdę nam się
naleŜał i nie był to przypadek. Jako pierwsza europejska druŜyna, w tak wspaniałym stylu awansowaliśmy do
finałów mistrzostw świata. Podziękowanie na stadionie trwało długo. Ponad pół godziny ludzie nie
opuszczali trybun, wszyscy razem świetnie się bawili. TakŜe zawodnicy wzięli udział w tym widowisku.
Euforia z boiska przeniosła się na trybuny. Potem dowiedzieliśmy się, Ŝe podobnie było w całej Polsce, i to
było cudowne. Powrót z tego spotkania do Warszawy był niesamowity. Jechaliśmy trasą udekorowaną na
białoczerwono. Z mijanych samochodów pozdrawiano nas i wiwatowano przy nieustającym dźwięku
klaksonów. Najbardziej do gustu przypadło nam hasło: „Przyszłego lata Polska będzie mistrzem świata". A
dla trenera nie ma nic wspanialszego, jak móc spełnić marzenia milionów ludzi.
Jeszcze raz przekonaliśmy się, Ŝe Ŝadna inna dyscyplina sportu nie ma takiej siły oddziaływania. śadna nie
jest w stanie poderwać niemal całego narodu do tak emocjonalnych reakcji, jak piłka noŜna. Dlatego tak waŜne
było to zwycięstwo nad Norwegią i tak waŜny jest ten awans. A tego, co działo się na Stadionie Śląskim, nie
zapomnę do końca Ŝycia.
Strona 4
Engel Futbol na tak Jerzy Engel, Maciej Polkowski
ptymista z urodzenia
To było 21 listopada 1999 roku. Koło godziny siódmej wieczorem wędkowałem przy nadmorskiej
promenadzie Kyma Court w Limassol. To był dobry dzień na łowienie złapałem kilka sporych ryb Conger
Ilia i Orfosa. Zwłaszcza ten pierwszy to taka „przyjemna" rybka. Dopóki się jej łba nie odetnie, dopóty w
kaŜdej chwili moŜe... odgryźć palec. Przekonał się o tym, między innymi, lekarz Stanisław Machowski, który
kiedyś ustanowił chyba własny „rekord świata", umykając przed takim kongerem.
W pewnym momencie tak pięknie kończącego się dnia zadzwonił telefon komórkowy. Odezwał się Zbyszek
Boniek. Zapytał, gdzie jestem, bo usłyszał szum fal. Odpowiedziałem, Ŝe na Cyprze, nad wodą i łowię ryby.
Wtedy Zbyszek oświadczył, Ŝe chciałby wrócić do rozmowy na temat ewentualnego objęcia przeze mnie
opieki nad reprezentacją. Zapytał, czy byłbym gotów się tego podjąć. Odpowiedziałem, Ŝe tak nie ma
problemu. W związku z tym poprosił, Ŝebym sprawdził, jakie są loty z Cypru do Warszawy na następny dzień
i czy jest szansa, bym 22 listopada zjawił się w Polsce.
Kiedy dobiegała końca selekcjonerska kadencja mojego poprzednika, a nie przedłuŜono z nim kontraktu,
przewijało się kilka nazwisk osób, które mogły zająć jego miejsce. Między innymi i moje. Było to przyjemne,
ale nie przykładałem do tego większej wagi, zdawałem sobie bowiem sprawę, Ŝe
15
w tym momencie, w tej sytuacji, w naszych realiach dla kibiców, mediów, a nawet chyba PZPNu
kandydatem numer jeden był Franciszek Smuda. Ale mimo wszystko było mi milo, Ŝe pozostawałem do końca
w gronie trójki kandydatów. Kiedy jednak przeczytałem w gazetach, Ŝe Smuda podał swój skład przyszłego
reprezentacyjnego sztabu, to z pełną świadomością i spokojem wyjechałem na Cypr, do rodziny Ŝeby
odpocząć i przygotować się do dalszej pracy treneramenedŜera Polonii Warszawa.
Po tym niespodziewanym telefonie przyszedłem do domu, oznajmiłem najbliŜszym, Ŝe zaistniała nowa
sytuacja i muszę zarezerwować miejsce w samolocie. Natychmiast, na jutro! Bodaj najbardziej uradowała się
córka Ania, bo ona wszystko przyjmuje niesłychanie emocjonalnie. Dopiero po chwili usiadła i zaczęła się
zastanawiać, co stanie się z Polonią, bo czuje się związana z tym klubem. śona teŜ się bardzo ucieszyła. Ula
doskonale wie, co znaczy być selekcjonerem. PrzecieŜ sama 77 razy wystąpiła w zespole narodowym
koszykarek. Zdawała sobie sprawę, jak wielkie jest to dla mnie wyróŜnienie. Poszliśmy na uroczystą rodzinną
kolację, podczas której zadzwonił prezes Michał Listkiewicz i potwierdził słowa Bonka.
Wybór nowego trenera kadry trochę się przeciągnął w czasie. To nie było tak, Ŝe ktoś podał nazwiska, a
następnego dnia trener został wybrany. To trwało. Podobnie jak moje rozmowy z przedstawicielami Związku.
Chcieli się zapoznać z moją filozofią piłki, spojrzeniem na futbol, na problemy reprezentacji. Jeśli zaś chodzi o
newralgiczną dziś kwestię pieniędzy, wiceprezes Boniek od razu postawił sprawę jasno. Stawka jest taka, a nie
inna. I nie ma Ŝadnej dyskusji na ten temat. Czy są zastrzeŜenia do przedstawionej kwoty? JeŜeli nie, to
jedziemy dalej, rozmawiamy o piłce i kadrze.
Nie ukrywam, Ŝe byłem zaskoczony, gdyŜ po wyjeździe za granicę w ogóle się tym nie interesowałem i nie
wiedziałem, co się dzieje w Polsce. Na Cyprze Ŝycie toczy się innym rytmem, człowieka absorbują zupełnie
inne sprawy. Myślałem, ba, byłem niemal przekonany, Ŝe podanie do publicznej wiadomości, iŜ Smuda został
selekcjonerem, jest tylko kwestią czasu.
W rodzinnym gronie nie dyskutowaliśmy wcześniej o mojej ewentualnej nominacji. Przyznam, iŜ wręcz
omijaliśmy ten temat, bo wydawało się, Ŝe praktycznie jestem bez szans. Media, oceniając szanse, dawały
Smudzie ponad siedemdziesiąt procent, a mnie niespełna dziesięć.
Jedną z najtrudniejszych i zarazem najdelikatniejszych kwestii było dobranie sztabu współpracowników. Nie
mogłem z tymi ludźmi rozmawiać przed nominacją. Musiałem więc rozpatrywać sprawę wariantowo i na
kaŜde stanowisko mieć dwie, trzy kandydatury. Bo równie dobrze ktoś miał pełne prawo odmówić, mając coś
innego do roboty. Jednak nikt nie odmówił to takŜe nadzwyczaj krzepiące.
Teraz mogę ujawnić, iŜ wewnętrznie czułem, Ŝe mogę sprostać wymogom, jakie stoją przed trenerem kadry,
Ŝe mogę to zrobić. JeŜeli ma się jakiekolwiek wątpliwości, to nie moŜna się tego podjąć. Bo te wątpliwości
wcześniej czy później przejdą na zespól. Nie wolno mieć jakichkolwiek wahań trzeba być całkowicie
przekonanym, Ŝe to, co się robi, jest stuprocentowo, absolutnie słuszne. Tylko z takim podejściem moŜna
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin