Siwek Moja mała Flo.txt

(26 KB) Pobierz
Katarzyna Siwek

Moja ma�a Flo

Katarzyna Siwek zadebiutowa�a w Esensji niespokojnym opowiadaniem "Cara Bosca" (Esensja 3 (VI) 2001)...
Nazywam si� Otho Otto. Posiadam jedno pi�tro ekskluzywnego budynku mieszkalnego i tym samym mam oko�o 
jedenastu pokoi. W tych jedenastu pokojach tylko jeden ma okna. I te cztery okna wychodz� na apartament 
naprzeciwko. Wydawa�o mi si�, �e posiadaj�c tak wiele, jestem bardzo szcz�liwy. Ale �lepiec dostrzega sw� �lepot� 
dopiero wtedy, gdy odzyskuje wzrok. Szcz�cie zmienia�o si� powoli w samotno��, a samotno�� w szcz�cie. Tak 
w�a�nie by�o, dop�ki w apartamencie naprzeciwko nie zamieszka� kto� nowy. Nie pami�tam, co by�o przedtem, 
wszystko zebra�o si� w jednym momencie i znik�o. Zakocha�em si�, ni st�d, ni zow�d, a� do szale�stwa. W ko�cu 
cz�owiek jest stworzony do tego by kocha�, czy� nie?
To by� zwyczajny dzie�. Taki jak wszystkie inne. Wsta�em, od��czy�em od moich powiek generator snu. W �azience 
owia�a mnie morska bryza. Z przyjemno�ci� da�em nura w m�j mikro-ocean wanienny. W jadalni czeka�o na mnie 
�niadanie zgodne z menu, jakie wcze�niej ustali�em ze swoim programatorem kuchennym. Potem szybko ubra� mnie 
japo�ski lokaj. Mia� trudno�ci z zawi�zaniem mojego krawata, co �wiadczy�o, �e ko�cz� mu si� baterie. Jak zawsze 
zasiad�em w pracowni, twarz� do moich jedynych czterech okien. Wygodnie rozsiad�em si� w masa�o-fotelu, 
pozwalaj�c by zimne, metalowe paluszki pe�za�y po moich zestresowanych mi�niach. Prawdopodobnie by� to 
s�oneczny, pi�kny dzie�. Prawdopodobnie, bo zas�ony anty UV zmienia�y �wiat�o s�o�ca w szar� bezbarwn� chmur� 
metalicznego blasku. Tafla apartamentowca by�a niezmiennie g�adka. Poszczeg�lne zielone segmenty by�y niczym ��ka 
usiana kwiatami przewod�w. Lubi� tak siedzie� i patrze�, roj�c sobie c� si� mo�e tam dzia�, pod szklan� ��k�. 
�wiadomo��, �e widz� w�a�nie mrowie mi podobnych, �e rozgrywa si� wieczne przedstawienie, sprawia, �e ka�dego 
dnia wszystko wydaje mi si� specjalne, wyj�tkowe. Nie lubi� tego, co jest poza, co jest gdzie indziej. Tam jest du�o 
niepewno�ci, wszystko jest niestabilne. Nic nigdy nie jest zako�czone, tylko nast�puje kolejna zmiana i tak w k�ko, 
nie daj�c wytchnienia ani czasu na zastanowienie, co przed chwil� si� sta�o. Tu jest inaczej. W moim ma�ym kr�lestwie 
widz� wszystko, nad wszystkim mog� si� pochyli�, mog� si� zastanowi�, bo mam du�o czasu. Mam ca�y skarbiec 
czasu, kt�rym nie musz� si� dzieli�. Tutaj wszystko trwa a� do totalnego wyczerpania, a zmiany s� tak rzadkie jak 
ptaki, kt�re nigdy nie docieraj� przed moje okna, rozbijaj�c si� o zas�ony anty UV. Dlatego wyobra�cie sobie moje 
zdziwienie, gdy zielona ��ka apartamentowca, tu� przed moim nosem nagle zafalowa�a i eksplodowa�a jasnym 
�wiat�em wn�trza. A to co tam zobaczy�em, to by� cud. Rudow�osy, bia�osk�ry, g�adkonogi cud. A przez tyle lat, �y�em 
w przekonaniu, �e cuda si� nie zdarzaj�.

Nazwa�em j� 83b. M�j domowy zestaw satelitarny od razu wy�ledzi� swym czu�ym cyber- okiem numer jej 
apartamentu. 83b. Przez kilka dni chodzi�em w k�ko po ciemnym salonie multimedialnym powtarzaj�c ten numer, 
kt�ry p�niej przepoczwarzy� si� w jej motyle imi�. Powtarza�em a� do upad�ego, dop�ki nie odnalaz�em w sobie do�� 
odwagi by zn�w popatrze�. Nic nie by�o takie same. M�j masa�o-fotel zmieni� si� w jak�� mocarn� twierdz�, barykad� 
zza kt�rej mog�em j�... podgl�da�? Nie, ja jej nie podgl�da�em, ja nawet na ni� nie patrzy�em. Ja by�em. A gdy ona 
znika�a, ja przestawa�em by�. Po pewnym czasie poczu�em si� zbyt s�aby. Zacz�y mi doskwiera� niedostatki mojej 
do�� ograniczonej fizyczno�ci. Obsypa�em pieni�dzmi kogo trzeba, a oni zasypali mnie ulepszeniami. Wzmocni�em 
swoje oko ciek�o krystaliczn� lunet�. R�k� przed�u�y�em skanerem cyfrowym. I rozpocz��em pustelniczy �ywot, kryj�c 
si� w jaskini ciemno�ci mojego czterookiennego pokoju. A jaskinia ta by�a pe�na cud�w, miod�w, zapach�w, 
aromat�w, jedwabi�w, kt�re, mimo �e dzieli�a nas pancerna czterdziestowarstwowa, kulo i kwaso odporna granica, 
przenika�y prosto od niej, w moj� samotno��.
Po pewnym czasie wiedzia�em do�� du�o. Gdybym wiedzia�, jak zgubna oka�e si� ta wiedza w niedalekiej przysz�o�ci, 
pozwoli�bym by te zapami�tane szczeg�y ulatywa�y, gdzie� wysoko, prosto pod przeciwrodnikowy procesor tlenowy. 
Ka�dy kolejny element by� jak klejnot, kt�ry z zab�jcz� ostro�no�ci� umieszcza�em w mej biednej g�owie, uwa�aj�c, 
by nie uroni� niczego, by przypadkiem nie rozsypa� b�yszcz�cych �wiecide�ek po pod�odze. Co wiedzia�em?
Wiedzia�em, �e ma szaro-niebieskie oczy, t�tni�ce �yciem, z u�miechem zakl�tym mi�dzy �renicami. Nawet gdy 
p�aka�a, jej oczy �mia�y si�. A p�aka�a rzadko, �mia�a si� cz�sto.
Wiedzia�em, �e jest niesamowicie g�adka i aksamitna, nie bia�a, jak mi si� wydawa�o na pocz�tku, ale z�ota, s�onecznie 
z�ota. Zapewne skutek wakacji na zat�oczonych ostatnich archipelagach natury, kt�re mia�y tyle z natur� wsp�lnego, co 
m�j generator odp�ywu nieczysto�ci. M�g� to by� te� bardzo zr�czny na�wietlacz lub generator koloru. Skoro 
japo�czyk steruj�c w�asnym pigmentem m�g� zmieni� si� w murzyna, to czemu moja 83b nie mog�a by� s�onecznie 
z�ota?
Wiedzia�em, �e ma d�ugie, rude w�osy, co dziwi�o mnie niezmiernie. W do�� dalekiej przesz�o�ci G��wny Urz�d 
Ochrony Mienia Publicznego wyda� skrupulatnie przestrzegane zarz�dzenie, o o�miocentymetrowej wymaganej 
d�ugo�ci w�os�w, wp�ywaj�c w ten spos�b na oszcz�dno�� wody, energii i wszystkiego, czego nieustannie brakowa�o. 
Na szcz�cie g�adkonoga postanowi�a zosta� wyj�t� spod prawa i jej w�osy oplata�y j� jak jaki� czarodziejski, misterny 
p�aszcz. Uwielbia�em jak jej w�osy p�yn�y strumieniami przez powietrze, jak je odgarnia�a, czesa�a, jak si� nimi 
bawi�a. Jak ubiera�a w nie sw� doskona�� twarz.
Wiedzia�em, �e ma klas�. By�a wynios�a, oszcz�dna w gestach i s�owach. Zna�a swoj� warto��. Nie by�o w niej cienia 
wulgarno�ci, czy jakiej� tandetnej m�odo�ci, wyzwolonej i niestrawnej. Nogi zawsze razem, nigdy �okci na stole, 
ziewaj�c zas�ania� sobie usta d�oni�, my� r�ce przed ka�dym posi�kiem i z�by po. Za to pokocha�em j� najbardziej. Za 
to, �e by�a tak idealna, niezm�cona, zawsze w�a�ciwa, taka jaka powinna by�.
Wiedzia�em, �e jest bardzo m�oda, ledwie nastoletnia. By�o w niej jednak co� z szlachetnej dojrza�o�ci, jakiej 
wi�kszo�� szlachetnie doros�ych kobiet nigdy nie do�wiadczy. Nie mia�a kask�w vr, w kt�rych m�odzie� niemal 
mieszka�a, nie odrywaj�c si� od nich ni na chwil�, jedz�c, �pi�c i �yj�c w nich. Nie mia�a portalu v-date, nie podrywa�a 
nastoletnich masturbant�w (sam testeron i rze��czka) na cyber autostradach. Nie mia�a symulator�w sportowych, 
filmowych, cukierniczych, alkoholowych. Nie robi�a monstrualnych zakup�w na tanich jak barszcz virtualnych 
aukcjach d�br przechwyconych. Nie po�yka�a bia�ych proszk�w, nie pali�a bia�ych skr�t�w. By�a czysta. By�a taka, 
jaka powinna by�. Idealnie idealna.
Wiedzia�em, �e j� kocham.
Wiedzia�em, �e b�d� j� kocha� do samego ko�ca.
Nie wiedzia�em tylko jednego.
Nie wiedzia�em, �e na samej mi�o�ci d�ugo nie poci�gn�.
Kiedy pojawi�o si� pragnienie? Nie wiem. Nie pami�tam. Nie chc� pami�ta�. Podejrzewam, �e tkwi�o we mnie ju� od 
samego pocz�tku, jeszcze przed tajemniczym pojawieniem si� g�adkonogiej, rudej flamy, ale moja dystyngowana 
natura gentlemana nie pozwala si� otwarcie do tego przyzna�. Mo�ecie sobie tylko wyobrazi�, jak przygryzam palce, 
gdy ga�nie �wiat�o, a ona zaczyna si� wierci� w�r�d morza po�cieli. Jak zaciskam d�onie, gdy kolejne cz�ci dobrze 
skrojonego ubranka l�duj� na pod�odze. Wyobra�cie sobie, ile razy sta�em przed wyj�ciem z moich jedenastu pokoi, 
czuj�c na plecach zdziwiony a� do b�lu wzrok mojego japo�skiego lokaja, a w g�owie ko�ata�y si� niedorzeczne my�li, 
by wyj��, by znale�� si� pod drugiej stronie, a potem p�j��, mo�e co� powiedzie�, mo�e dotkn��, wreszcie zrobi� 
cokolwiek. I jak ten strach przed niepewnym, niestabilnym i p�dz�cym zn�w wygania mnie do fortecy masa�o- fotela. 
Ile razy moja r�ka zapala�a setk� halogen�w, by wreszcie si� zdemaskowa�, wyj�� z jaskini ciemno�ci i ile razy ta sama 
r�ka w u�amku sekundy gasi�a te halogeny, zanim na dobre zdo�a�y rozb�ysn��. Ile by�o zatrzymanych powitalnych 
gest�w, skinie�, a nawet niby przypadkowych spojrze�. Ile by�o li�cik�w, bilecik�w, ile przekaz�w wszelkim 
mo�liwymi vr'ami, kana�ami, cyber��czami i r�nymi innymi go�cami, ile prawie wys�anych kwiat�w, bajecznych 
prezent�w, znak�w. Zawsze z ognist� ch�ci�, kt�ra wypala si�, zanim zdo�a by� ognista. W ko�cu zauwa�y�em, na 
swoj� zgub�, �e �atwiej jest schowa� si� jeszcze g��biej, ni� wyj�� naprzeciw, �atwiej wzi��, ni� da�, ukra�� ni� 
podarowa�. Otho Otto domy�li� si� wreszcie, �e �atwiej skopiowa� i mie� przy sobie, ni� podziwia� to, co istnieje z 
daleka. Otho Otto szuka� ju� tylko bod�ca by sta� si� tw�rc� nie widzem. I ten bodziec si� znalaz�, do�� szybko, do�� 
zach�annie. Wtedy rozpocz�o si� nowe. To nowe mia�o na imi� Flo. Ale Otho Otto zapomnia� o jednym. O tym, jak 
wielki wstr�t i nienawi�� czuje do tego, co nowe.
To by� kolejny, prawdopodobnie s�oneczny dzie�. Niemal stopiony z masa�o-fotelem wypatrywa�em swe oczy. 
Patrzy�em jak 83b wstaje, jak kocim ruchem przeci�ga si�, jak jeszcze zatopiona w po�cieli smakuje sw�j sen, jak 
jeszcze jej nie ma, a ju� jest. Poczochra�a swoje rude w�osy, jakby bawi�a si� setk� czerwonych p�omieni. Co� 
poprawi�a, co� u�o�y�a, co� wyg�adzi�a. Wsta�a. Bosa i poranna. Jej wbudowany w �cian�, seryjny programator 
kuchenny wyplu� z siebie fili�ank� kawy (nie powinna pi� kawy, to �le wp�ywa na jej cer�). Wypi�a, poczyta�a 
przekazy z ostatniej doby na stolikowym rzutniku. Jej szaro-niebieskie oczy by�y jeszcze bardziej szaro-niebieskie ni� 
zazwyczaj. Zrzuci�a z siebie koszulk� nocn� (wrodzony zmys� gentlemana nie pozwoli� odwr�ci� mi wzroku). Stan�a 
przed swoim tr�jskrzyd�owym lustrem. R�ce na biodrach, par� g�upich minek, we...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin