Mistrz Zen Seung Sahn - Tylko nie wiem.DOC

(1093 KB) Pobierz
I

WSTĘP

 

              Ta książka jest jak akupunktura. Jak inne wielkie traktaty medyczne, zawiera wybrane „przypadki”, gdy ktoś przedstawia znamienitemu lekarzowi swoją dolegliwość, złe samopoczucie. To, na ile dana dolegliwość jest zaawansowana może być lub nie być wyraźnie czytelne dla cierpiącego, i jego i bliskich, ale czują się oni ograniczeni, zamknięci, jakby zdławieni. Nie rozumieją swojej prawdziwej natury. A to wszystko, co jest konieczne. Pogarszający się stan złego samopoczucia wywiera wpływ na innych.

              Naturalnie, przychodząc z tym do lekarza, pacjent to wyjaśnia. Może mieć jakieś pomysły na temat swojego schorzenia, ale lekarz w niewielkim stopniu – jeśli w ogóle – bierze pod uwagę jego autoanalizę. Dobry lekarz zwraca uwagę na wszystko: słucha, odbiera subtelne wrażenia zmysłowe, patrzy, czeka, postrzega – nie wnosząc do danej sytuacji żadnych wcześniejszych ocen. Słowa są dla niego tylko częściową instrukcją. Siedzi raczej z twarzą czystą jak kartka papieru, nieporuszony, w potoku słów i wyjaśnień pacjenta, obserwując migające, niewidoczne znaki czegoś głębszego przebłyskujące na twarzy ucznia, gdy kontynuuje on swoje wyjaśnienia. Delikatne plamki gorąca przemieszczające się z miejsca na miejsce, przelotne rumieńce, przychodzące i mijające napięcia mięśni twarzy tuż pod powierzchnią skóry, suchość brwi, nalot na języku. Pacjent wciąż mówi, ale słowa nie poruszają doktora – jak kot przyczajony przed mysią norą jest on całkowicie skupiony na rzeczach mniej lub bardziej niewidocznych dla Ciebie czy dla mnie: ukryte zmarszczki, przyspieszony oddech, drobne poruszenia ciała ujawniające prawdziwe położenie, prawdziwą intencję.

              A potem zaczyna działać.

              Wszystko to jest robione bez żadnych kosztownych narzędzi i gadżetów. Nie ma tutaj teorii, technologii czy terapeutycznych procesów. Nie wymaga to żadnej książkowej wiedzy, tylko jednej zasadniczej rzeczy: głębokiego, niezachwianego zrozumienia właśnie tego momentu. Tylko nie wiem.

              Ten tekst jest unikalnym zbiorem nauczania jednego z największych mistrzów medytacji naszych czasów. Mistrz zen Seung Sahn jest, być może, najbardziej biegłym, spontanicznym leakrzem–praktykiem akupunktury umysłu, jakiego można spotkać. W tym wyborze jego nauczających listów możemy być świadkami nadzwyczajnych operacji akupunktury umysłu. Ta książka różni się od zwykłych zbiorów korespondencji w wielu istotnych punktach. Klasyczne, powszechnie znane tłumaczenia korespondencji wielkich mistrzów medytacji rzadko, jeśli w ogóle, prezentują listy uczniów z pytaniami wraz z nauczaniem nauczyciela. Zwykle przedstawia się samo w sobie nauczanie wielkiego mistrza, bez odniesienia do tego, co je zainspirowało – uskarżania się ucznia na jakieś trudności w praktyce – tak, jakby to nauczanie wzięło się znikąd. Zbiór, który trzymacie w ręku przedstawia, po raz pierwszy, także chorobę, abyśmy mogli lepiej zrozumieć i uczyć się z podanego lekarstwa.

              W ośrodka zen prowadzonych pod przewodnictwem mistrza zen Seung Sahna na całym świecie, listy, takie jak te, są codziennie głośno czytane na zakończenie porannej i wieczornej praktyki. Jeden list ucznia i odpowiedź mistrza. Jako młody uczeń w Ośrodku Zen w Cambridge, słuchając tych listów czytanych na głos każdego dnia, byłem poddawany działaniu różnorodnej, nieprzewidywalnej wymiany zdań. Najpierw słuchało się listu ucznia. Często przychodziła na myśl odpowiedź, co by się odpisało na jakąś szczególną kwestię poruszoną w liście, i – jakby wcielony w młodego mistrza zen – natychmiast pojawiały się własne pomysły nauczania. Wtedy odczytywano odpowiedź. I pamiętam, jak – raz za razem – byłem zaskoczony, zachwycony, zszokowany wytrwałą zręcznością i absolutną pewnością, z jaką mistrz zen Seung Sahn rozdawał dobra. Nie odnosił się w ogóle do spraw, do których ja bym się odniósł, lecz zamiast tego dawał nauczanie w kwestiach, które nie wydawały mi się istotne. Mówił to w inny sposób. Lub gdzie indziej przykładał precyzyjną igłę swojego oświeconego widzenia, prosto w istotę sprawy. Czasami robił to tak bezpośrednio, że zdarzało się widzieć na sali Dharmy wykrzywione twarze ludzi, gdy udzielał jakiegoś szczególnie mocnego i bezpośredniego nauczania. Ale na koniec listu, po kilku zręcznych posunięciach, pojmowało się wreszcie sens całości. Stosowane przez niego środki wnikały też w Ciebie, gdyż ty także pisałeś ten list ucznia, lub jego część – przez cały czas pisaliśmy wiele z tych listów. Jego nauczanie skierowane do adresatów leczyło także coś w Tobie. Tak jak lekarz akupunktury wkłuwa igły w Twoją głowę, aby uwolnić Cię od bólu poniżej, na przykład w plecach, tak jego nauczanie w jakiś niespodziewany sposób odblokowywało meridiany energii zarówno u odbiorców listów, jak i u słuchaczy (a teraz miejmy nadzieję, że i u czytelników). Niedawno ktoś zaproponował mistrzowi zen Seung Sahn wydanie większego zbioru samych jego odpowiedzi do uczniów, bez listów uczniów, ale on odmówił, stwierdzając: „Pokazać tylko lekarstwo, bez choroby? To nie jest właściwe. Listy uczniów także uczą ludzi, nie tylko moja mowa.”

              Opublikowane tu listy zostały wybrane z bardzo dużego zbioru wszystkich listów Dae San Sa Nima. W czasie swojego ponad 25 letniego niezmordowanego nauczania na całym Zachodzie zawsze osobiście odpowiadał on na każdy pojedynczy list pisany do niego. Liczba samych tylko listów i kartek pisanych po angielsku dochodzi do tysięcy (wszystkie z jego charakterystycznym zakończeniem: „Twój w Dharmie. S.S.”), nie licząc obfitego listownego nauczania, jakie prowadził z rodowitymi Koreańczykami, odkąd 50 lat temu osiągnął oświecenie i otrzymał przekaz, oraz z wieloma swoimi chińskimi uczniami, których nauczał po chińsku i angielsku. Jak widać z tego zbioru, za tym wędrującym nauczycielem często podążały pliki korespondencji wysyłanej przez sekretariat ostatniej świątyni, w której przebywał, próbując dogonić go zanim zniknie wnosząc się na pokładzie samolotu, spiesząc na kolejną sesję czy mowę Dharmy. Opublikowanie wszystkich jego listów pisanych tylko po angielsku wymagałoby wydania 70 do 80 książek tej wielkości. Tak wielka korespondencja jest – jak na mistrz zen – absolutnie zadziwiająca. Pewnego razu jakiś uczeń zapytał go, dlaczego poświęca tyle energii na pisanie listów. Jego odpowiedź była doskonałym przykładem pracy, którą wykonuje. Powiedział: „Ktoś ma cierpienie w swoim umyśle. A ja zbyt dużo wkoło podróżuję i nie może mnie znaleźć. Wtedy pisze list i wysyła go do mnie. Jak mogę nie dać mu nauczania–lekarstwa?

              Tak więc choć ten zbiór próbuje przedstawiać istotę tego, co nazywa on „listownym nauczaniem”, jest jeszcze wiele, wiele więcej fascynujących listów, które musiały na ten moment pozostać nie opublikowane.

              To jest znacznie poprawiona wersja pierwszego wydania, opublikowanego w 1982 r. przez Four Season Foundation, a potem Primary Poin Press. Obecnie tekst został powtórnie zredagowany, dodano także nowe listy. Czytelnicy zaznajomieni z tamtą wersją zauważą również nowy podział listów poświęconych praktyce klasztornej. Mistrz zen Seung Sahn ciężko pracował nad założeniem na Zachodzie prawdziwej, zgodnej z koreańską tradycją, monastycznej sanghi z celibatem obok dynamicznej, równorzędnej sanghi świeckiej. To jedno z jego najbardziej udanych osiągnięć. Podczas gdy praktyka świecka cieszy się na Zachodzie powodzeniem, niedostateczną uwagę poświęca się sprawie ludzi Zachodu wybierających życie klasztorne i celibat. W chwili, gdy to piszę, około 50 zachodnich mnichów i mniszek praktykuje pod kierunkiem Dae San Sa Nima i liczba ta rośnie z roku na rok. W żadnej z jego książek wydanych do tej pory nie było części szczególnie poświęconej życiu i treningowi monastycznemu. Rozdział tej książki powinien zacząć wypełniać tą lukę.

              Gromadzenie materiału do pierwszego wydania nadzorowali uprawnieni nauczyciele – George Bowman, Barbara Rhodes i Linc Rhodes. Praca była koordynowana przez Louise Brown przy wsparciu Stanley’a Lombardo; wiele też wniosła staranna praca redakcyjna Jakuba Perl, Merrie Fraser oraz Sherry i Lawlora Rochester. Bardzo pomocni przy dalszym redagowaniu, korekcie i przepisywaniu byli także Becky Bernen, Judy Roitman, Carole Korzeniowsky, Suzanne Bowman, Katrina Avery, Marcia Peters, i Gillian Harrison. Chicałbym wszystkim im serdecznie podziękować.

              Obecne poprawione wydanie zawdzięcza swój kształt pracy J. W. Harrington’owi, Czcigodnemu Do Mun Sunimowi, Czcigodnemu Mu Shim Sunimowi, Czcigodnemu Mu Sang Sunimowi, Czcigodnemu Myong Haeng Sunimowi, Czcigodnemu Myong Oh Sunimowi, oraz paniom: Huh Mun-Myung i Kim Yong-Hyon z Seoulu. Jak zawsze też chciałbym wyrazić swoją wdzięczność Dave O'Neal’owi, naszemu wydawcy z Shambhali, za jego współczucie, kreatywność, wnikliwość i solidny profesjonalizm.

 

Hyon Gak Sunim

Seoul International Zen Center 

Hwa Gye Sah (Flower Stream Temple)

Góra Sam Gak, Seoul, Korea, 1 luty 1999 r


I. CZYM  JEST  ZEN?

 

 

WŁAŚCIWA  MEDYTACJA

 

 

Berkeley, California

9 lipca, 1977

 

Najdroższy Soen Sa Nimie,

Diana właśnie zadzwoniła, aby mi powiedzieć o Twoich problemach z sercem i cukrzycą*. Przykro mi, że źle się czujesz. Pamiętam, jaki to był dla nas szok, gdy po raz pierwszy odkryliśmy, że nasz syn jest diabetykiem i że będzie musiał brać insulinę. Miał wtedy tylko 17 lat i jego trzustka nie pracowała regularnie, więc wielkość dawki insuliny należało uzależnić od jego aktywności, jak również i od ilości jedzenia. Lecz wkrótce nauczył się przewidywać swoje potrzeby, a także stosować sok pomarańczowy, gdy przedawkuje. Jestem pewna, że już nauczyłeś się nowego dawkowania. Przykro mi, że opuściłam ostatnie kido w świątyni Big Sur. Szybko zdrowiej!

Serdecznie pozdrawiam,

Merge

 

 

* w lipcu 1977 Soen Sa Nim poszedł do szpitala, aby monitorować nieregularną pracę serca i zaczął stosować insulinę, z powodu swojej zawansowanej cukrzycy

 

 

 

 

15 lipca, 1977

Droga Marge,

Dziękuję Ci za Twój list. Jak się masz?

Właśnie wróciłem ze szpitala. Dziękuje Ci, że martwisz się o moje ciało. Teraz stosuję się do szpitalnych zaleceń; i zaczynam brać insulinę. Przez ponad 15 lat brałem pigułki na cukrzycę, lecz lekarze powiedzieli, że te tabletki uszkodziły moje serce. Więc poszedłem do szpitala, aby podleczyć serce; i teraz moje serce działa już prawidłowo, a moje ciało nie jest problemem.

Gdy byłem w szpitalu; to wielu lekarzy bardzo interesowało się pewnymi technikami medytacyjnymi leczącymi ciało. Mój lekarz zasugerował mi zastosowanie takiej medytacji, aby serce szybciej zdrowiało i zrobiłem to. Na początku, gdy przyszedłem do szpitala, moje serce nie biło regularnie. Wyleczenie tego typu problemów zajmuje zwykle 2 do 3 miesięcy. Medytowałem więc i już po tygodniu praca mojego serca uregulowała się. Lekarze byli bardzo zaskoczeni i zadowoleni. Powiedzieli, że teraz wielu lekarzy lubi medytację, ponieważ pomogła uleczyć ciało. Kilku lekarzy chciało nauczyć się coś więcej o medytacji, więc zaaranżowali spotkanie w moim szpitalnym pokoju i nauczałem ich trochę o zen.

Powiedziałem im, że medytacja lecząca ciało jest pewnym rodzajem koncentracji jogi. Nie jest ani dobra ani zła. Lecz to nie jest właściwa medytacją. Ten rodzaj medytacji jogi pozwala jedynie odpocząć ciału i uczynić go mocniejszym. Pewni jogini siedzą w spokojnym miejscu i tylko oddychają: wdech i wydech; i czasem żyją przez 100, a czasem przez 1000 lat. Można tak długo utrzymać ciało przy życiu, ale i tak ono w końcu kiedyś umrze.

Właściwa medytacja oznacza osiągnięcie wolności od życia i śmierci. To prawda: nasze ciało podlega życiu i śmierci, ale nasze prawdziwe ja nie ma ani życia ani śmierci. Jeśli osiągniesz swoje prawdziwe ja, wtedy to, czy umrzesz za godzinie, za dzień czy za miesiąc, nie będzie miało żadnego znaczenia. Lecz jeżeli będziesz robić tylko „medytację leczącą ciało” to staniesz się skupiony głównie na tym ciele. I gdy przyjdzie czas, aby Twoje ciało umarło, to ta medytacja nie pomoże Ci, więc nie możesz w nią wierzyć. Oznacza to, że nie jest to właściwa medytacja. Jeżeli robisz właściwą medytację to czasem bycie chorym jest OK; czasem bycie cierpiącym jest OK; umieranie pewnego dnia też jest OK. Budda powiedział: „Jeżeli z chwili na chwilę będziesz utrzymywać czysty umysł, wtedy wszędzie osiągniesz szczęście”.

Jak bardzo wierzysz w siebie? Jak bardzo pomagasz innym ludziom? To są najważniejsze pytania. Właściwa medytacja pomaga odnaleźć Ci Twoją prawdziwą drogę.

Powiedziałem lekarzom, że zapytałem pacjenta z sąsiedniego łóżka „Co jest celem Twojego życia?” On miał dobrą pracę, dobrą rodzinę i dobrą żonę, ale te rzeczy nie mogły mu pomóc. Więc odpowiedział: „Nic.” On zrozumiał „nic”, lecz to rozumienie nie mogło mu pomóc i dlatego cierpiał. Zen oznacza osiągnięcie tego „umysłu–nic”.

Jak osiągnąć „umysł–nic”? Najpierw musisz się zapytać: „Czym jestem? Co jest celem mojego życia?” Jeżeli odpowiesz sobie słowami, to jest tylko myślenie. Może odpowiesz: „Jestem lekarzem” Lecz gdy zajmujesz się swoim pacjentem i myślisz: „Jestem wielkim lekarzem” to nie możesz postrzec sytuacji swojego pacjenta, gdyż jesteś złapany w swoje myślenie. Myślenie jest tylko rozumieniem i podobnie jak ten człowiek na sąsiednim łóżku odkryjesz, że to rozumienie nie może Ci pomóc. Co wtedy? Jeżeli nie wiesz, to po prostu idź tylko prosto „nie wiem”.

Umysł nie–wiem odcina całe myślenie Jest przed myśleniem. Przed myśleniem nie ma: lekarza, pacjenta, nie ma też Boga czy Buddy, nie ma „ja”, nie ma słów, nie ma nic. Wtedy ty i wszechświat stajecie się jednym. Nazywamy to „nie-umysłem” lub pierwotnym punktem. Niektórzy ludzie mówią o tym: Bóg, kosmiczna energia, błogostan; zgaśnięcie, lecz są to tylko słowa nauczania. „Umysł-nic” jest przed słowami.

Zen oznacza osiągnięcie umysłu-nic i użyciem go. Jak można go użyć? Czyniąc nie-umysł umysłem wielkiej miłości. Nic oznacza brak „ja-mnie-moje”, brak przeszkód, zatem ten umysł może się zmienić w „umysł działania dla wszystkich ludzi”. To jest możliwe. Umysł–nic nie pojawia się ani nie znika. Jeżeli właściwie medytujesz, wówczas umysł- nic staje się silniejszy i jasno postrzegasz swoją sytuację: to co widzisz, słyszysz, wąchasz, smakujesz, dotykasz jest prawdą, bez myślenia. Więc Twój umysł jest jak lustro. Wtedy z chwili na chwilę możesz utrzymywać właściwą sytuację. Kiedy lekarz jest z pacjentami i odrzuci swoje ja-mnie-moje i stanie się z nimi jednym, wtedy może im pomóc. A kiedy lekarz wraca do domu i jest z rodziną, jeśli w 100 % utrzymuje umysł ojca, wtedy jest jasne zrozumienie, co jest dla nich dobre. Właśnie tak jak to. Błękitna góra się nie porusza. Białe chmury płyną w te i z powrotem.

Więc, lekarze lubią zen. Może spróbują praktykować!

Mam nadzieję, że idziesz prosto tylko nie wiem, osiągniesz nie-umysł, użyjesz nie-umysłu i wyzwolisz wszystkie istoty od cierpienia.

Twój w Dharmie,

S.S.

 


LISTY  Z  WIĘZIENIA

 

 

 

 

Atlanta, Georgia 

10 lipca, 1978

 

Szanowny Panie,

Jeden z pana uczniów zasugerował mi, żebym napisał bezpośrednio do pana. Piszę więc, mając nadzieję, że będzie pan tak miły i da mi jakąś radę.

Jestem uwięziony w Zakładzie Karnym w Atlancie i chciałbym zapytać, jak mogę praktykować zen, kiedy jestem w więzieniu.

Przeczytałem dużo książek o zen, między innymi eseje D. T. Suzukiego.

Czasami czuję się, jakbym osiągnął satori, a potem wydaje mi się, że to gubię i wpadam znów w moją starą jaźń. Dlaczego nie jestem zdolny utrzymać swoich osiągnięć w zen? Dziękuję panu.

 

Szczerze oddany,

Robert

 

 

 

 

 

 

20 czerwca, 1978

Drogi Robercie,

Dziękuje Ci za Twój list. Jak się masz? Wspaniale, że napisałeś do mnie bezpośrednio.

W Twoim liście mówisz, że jesteś w więzieniu. To jest wspaniały ośrodek zen! Ja też byłem w więzieniu.* Być może tamto więzienie sprawiło, stałem się mistrzem zen. Być może Twoje więzienie też sprawi, że i ty staniesz się mistrzem zen!

Mówiłeś, że czytałeś dużo książki o zen. To nie jest ani dobre, nie złe. Jeśli Twój kierunek jest jasny, wtedy wszystkie książki zen, Biblia, i wszystkie sutry pomogą Ci znaleźć Twoją prawdziwą drogę. Ale jeśli nie masz kierunku i czytasz dużo książki o zen, wtedy Twój umysł będzie napełniony myśleniem. Myślenie jest pożądaniem, a pożądanie jest cierpieniem. Więc to myślenie i zrozumienie nie mogą Ci pomóc.

Co jest Twoim właściwym kierunkiem? Czy masz go? Musisz mi pokazać! Jeśli nie rozumiesz, wyrzuć wszystkie swoje książki! Pytam Cię, czym jesteś? Kiedy się urodziłeś, skąd przyszedłeś? Kiedy umrzesz, dokąd pójdziesz? Jak się nazywasz? Ile masz lat? To wszystko są bardzo proste pytania. Być może powiesz: "Nazywam się Robert." Ale to jest imię Twojego ciała. Jakie jest imię Twojej prawdziwej natury? Być może powiesz: "Mam 35 lat." Ale to jest wiek Twojego ciała. Jaki jest Twój prawdziwy wiek? Powiedz mi, powiedz mi! Jeśli nie rozumiesz, idź tylko prosto – nie wiem. Nie sprawdzaj swoich uczuć; nie sprawdzaj swojego umysłu; nie sprawdzaj swojego zrozumienia.

Następnie piszesz, że czasami czujesz, że doświadczyłeś satori. To jest czucie satori; kiedy ono znika, satori znika, więc to nie jest właściwe satori. Prawdziwe satori jest nieruchome niezmienne; nie ma uczucia, nie ma myśli. To jest nie–satori. Sutra Serca mówi: "Nie ma osiągania, ani niczego do osiągnięcia." Musisz to osiągnąć.

 

* Doświadczenia Seung Sahn Soen Sa Nima z więzienia opisane są w książce Strzepując popiół na Buddę.


Często mówię o pierwotnym punkcie. Czym jest pierwotny punkt? Wyobraź sobie prostą wagę. Kiedy nic na niej nie ma, wskaźnik pokazuje zero. Kiedy położysz coś na szli, wskazówka przechyli się na odpowiednią wagę. Kiedy usuniesz ciężar, wskazówka powróci do zera. Ten punkt zero jest pierwotnym punktem. Kiedy znajdziesz swój pierwotny punkt, wtedy dobre uczucia mogą się pojawiać, złe uczucia mogą się pojawiać, tak że Twoja wskazówka będzie się przechylała raz w jednym kierunku, raz w drugim, ale to nie będzie miała znaczenia. Kiedy uczucie minie, wskazówka powróci do zera.

Ale jeśli nie znalazłeś swojego pierwotnego punktu, to wówczas jest tak, że nawet gdy zdejmiesz ciężki przedmiot z wagi, wskazówka nadal wskazuje dziesięć kilo, lub tylko częściowo wraca w stronę zera. Wtedy masz problem. Twoja waga nie waży dokładnie. Jeśli położysz na niej inny ciężki przedmiot, może się zupełnie zepsuć.

Więc po pierwsze musisz znaleźć swój pierwotny punkt. Następnie musisz mocno go trzymać. Taksówki mają słabe amortyzatory, więc podskakują w górę i w dół, nawet na małych nierównościach jezdni. Pociąg ma dobre amortyzatory, więc jedzie bardzo stabilnie, bez względu na drogę. Jeśli będziesz utrzymał swój pierwotny punkt, Twoje ‘amortyzatory umysłu’ będą coraz mocniejsze. Jeśli zdarzy się duży problem, Twój umysł się poruszy, ale zaraz wróci do pierwotnego punktu. W końcu Twój umysł stanie się bardzo mocny i zdolny znieść każdy ciężar. Wtedy będzie możliwe wyzwolenie wszystkich istot z cierpienia.

Zen nie jest specjalny. Jeśli robisz coś, jeśli robisz ‘specjalny’, wtedy masz coś, masz ‘specjalny’. Ale to coś, to ‘specjalne’ nie może Ci pomóc. Odłóż to wszystko. Co robisz właśnie teraz? Kiedy robisz coś, musisz robić to. Większość ludzi doświadcza rzeczy tylko połowicznie, ponieważ ich umysł nadal nosi ciężar jakiegoś poprzedniego doświadczenia, myśli, lub uczucia. Nie mogą więc połączyć się z innymi ludźmi i z tym światem. Ale kiedy odłożysz wszystko i będziesz tylko robić to, z momentu na moment, wtedy już jesteś kompletny. Wtedy znajdziesz swój pierwotny punkt. Wtedy zrozumiesz swoją właściwą sytuację i swoją właściwą pracę. Aby zrobić to, musisz tylko iść prosto – nie wiem. Nie ma znaczenia, czy jesteś w więzieniu czy poza więzieniem; już masz wolność od życia i śmierci.

Oto Twoja praca domowa - kong-an: Hyang Eoma " Na drzewie":

 

Mistrz Hyang Eom powiedział, "To jest jak człowieka wiszący na drzewie, trzymający się zębami gałęzi. Jego ręce i nogi są związane, więc nie może złapać się konaru, ani dotknąć stopami drzewa. Inny człowiek stojący pod drzewem pyta go: „Dlaczego Bodhidharma przybył do Chin?” Jeśli nie odpowie, unika swojego obowiązku i zostanie zabity. Jeśli otworzy usta, aby odpowiedzieć, straci swoje życie.

Jeśli to ty wisisz na drzewie, jak ocalisz swoje życie?

 

Mam nadzieję, że idziesz tylko prosto – nie wiem, wkrótce znajdziesz swój pierwotny punkt, skończysz swoją pracę domową, i wyzwolisz wszystkie istoty z cierpienia.

 

Twój w Dharmie,

S.S.

 

 

 


Atlanta, Georgia

10 lipca, 1978

 

Mistrzu Zen Seung Sahn,

Dziękuję Ci bardzo za Twój list. Było mi bardzo miło, dostać odpowiedź i radę od Ciebie. Najbardziej zaintrygowało mnie Twoje stanowisko dotyczącego satori. Czy nie jest tak, że celem zen jest osiągnięcie satori, stanu intuicyjnej przytomności? Powiedziałeś, że prawdziwe satori „nie porusza się, nie zmienia, nie ma uczucia, nie ma myśli”. To są tylko negatywne określenia satori. Jaki jest jego pozytywny sens? Czy nie jest to sta całkowitego szczęścia, całości kompletnego umysłu?

Powiedziałeś: „nie ma nic do osiągnięcia”. Proszę wyjaśnij to przez pojęcie satori. Jak mogę osiągnąć satori? Jak się dowiem, że jestem w stanie satori? Oczekuję Twojej odpowiedzi. Jestem pewny, że jesteś bardzo zajęty, ale bardzo bym Cię prosił, żebyś udzielił mi wskazówek jak pogłębić moją praktykę zen w czasie kiedy jestem jeszcze w więzieniu?

Tutaj jest dużo hałasu, i mam trudności z koncentracją, gdy siedzę w mojej celi. Nie jestem pewny, co mam robić koncentrując się czasie mojego siedzenia zen. Czy mógłbyś mi doradzić jak p właściwie medytować i czy utrzymywać w umyśle jakiś cel medytacji, a jeśli tak, to jaki?

              Twój w Dharmie                                                                                                                                                                         Robert

 

 

 

 

24 lipca, 1978.

Drogi Robercie,

Dziękuję Ci za Twój list. Jak się masz? Moja odpowiedź jest trochę spóźniona gdyż ukończyliśmy trzydniowe yong maeng jon jin w Ośrodku Zen w Cambridge i właśnie powróciliśmy do Ośrodka Zen w Providence.

W swoim liście mówisz, że chcesz satori. Jeżeli chcesz satori, satori jest daleko, coraz dalej. Jeżeli nie chcesz satori, możesz widzieć, możesz słyszeć, możesz wąchać satori jest wszystkim. Tak, więc porzuć „ja chcę czegoś”. Kiedy trzymasz ja-mnie-moje i próbujesz siedzieć zen, nawet gdybyś próbował przez nieskończony czas – nigdy nie osiągniesz satori? Gdy nie stwarzasz ja-mnie-moje, umysł znika, i już masz satori. OK.?

W swoim liście mówisz, że w Twojej celi jest hałaśliwie, tak, że masz problem, gdy medytujesz. Jeżeli Twój umysł jest hałaśliwy, nawet na szczycie góry jest hałaśliwie. Lecz gdy Twój umysł nie jest hałaśliwy, nawet w pracującej fabryce jest bardzo cicho. Jest bardzo ważne, jaki umysł utrzymujesz właśnie teraz. Sprawdzasz wszystko wewnątrz, i na zewnętrz – ciągle sprawdzanie, sprawdzanie, sprawdzanie. Tak więc masz wiele pytań. Porzuć to wszystko. Wtedy cały wszechświat jest bardzo cichy.

Mahaparanirvana-sutra mówi „Wszystko stworzone pojawia się i znika, jest to prawo pojawiania się i znikania. Gdy znika pojawianie się i znikanie ta cisza jest błogością.”

Jak praktykę zen uczynić bardziej zaawansowaną i jakie jej cele utrzymywać w umyśle?

„Ja chcę czegoś spróbować. Ja chcę czegoś. Ja chcę coś dostać.”. Jeżeli spowodujesz, że to „ja” zniknie, to wówczas „ja chcę czegoś spróbować, ja chcę coś dostać, ja chcę czegoś” zniknie. Wtedy staniesz się całkowicie kompletny. Skąd to „ja” przychodzi? Znakomity nauczyciel powiedział „Bez myślenia właśnie takie-jak-to jest prawdą”. Kartezjusz powiedział „myślę, więc jestem”. Jeżeli nie myślisz – wtedy co?

Bycie więźniem czasami jest bardzo trudne. Jeżeli zniknie Twoja opinia, Twoje warunki, Twoja sytuacja, wtedy trudna sytuacja jest OK., hałas jest OK., wtedy Twój umysł nie będzie się poruszał. Tak więc jeżeli coś robisz, musisz to robić! To jest zen.

Mam nadzieję, że będziesz szedł tylko prosto nie wiem, które jest czyste jak przestrzeń, spowodujesz, że „ja-mnie-moje” zniknie, osiągniesz oświecenie i zbawisz od cierpienia wszystkie czujące istoty.

              Twój w Dharmie                                                                                                                                                                         S.S.


 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin