NARKOTYKI W PAPIEROSACH Z KRAKOWA.doc

(251 KB) Pobierz
SPECJALNY RAPORT ZB

SPECJALNY RAPORT ZB

TAJNE DOKUMENTY
KONCERNÓW TYTONIOWYCH.
NARKOTYKI W PAPIEROSACH Z KRAKOWA

Od lat zarzucano amerykańskim koncernom tytoniowym Philip Morris (Marlboro z Krakowa), R. J. Reynolds Tobacco Company (Camel z Piaseczna) i British American Tobacco (Lucky Strike; Sobieski z Augustowa), że manipulują składnikami papierosów celem utrzymania palaczy w nałogu. Miliony stron poufnych dokumentów z procesu w stanie Minnesota w USA potwierdzają to. Rodzą również wiele innych, nie mniej poważnych zarzutów.

HISTORIA

W r. 1989 firma adwokacka w Louisville Kentucky w USA pracująca na rzecz producenta papierosów Brown and Williamson, czyli amerykańskiego oddziału British American Tobacco (BAT), dostała setki tysięcy wewnętrznych dokumentów swojego klienta celem ustalenia jednolitej linii obrony w nasilających się procesach przeciwko nim. Z wytwórcami papierosów procesowano się w USA od początku lat pięćdziesiątych, czyli od kiedy ustalono związek raka płuc z paleniem. Na parę tysięcy spraw, producenci nie przegrali ani jednej. Powodom zawsze brakowało dowodów pozwalających na wykazanie działania w złej wierze.

Wspomniana firma adwokacka zatrudniła do pomocy grupę ludzi, w tym człowieka nazwiskiem Merrell Williams. Sortując dokumenty, z których tysiące oznaczone były jako "tajne" i "na przemiał", zorientował się on szybko że koncern tytoniowy BAT nie tylko wiedział o śmiercionośności swoich wyrobów zanim jeszcze wiedziały o tym rządy różnych krajów, ale także dokonywał niewiarygodnych międzynarodowych matactw. Więcej, wbrew powtarzanym publicznie zapewnieniom, firma czyniła nawet wyjątkowo drobiazgowe badania dzieci, celem jak najlepszego dotarcia do nich ze swoim uzależniającym produktem. Wśród dokumentów BAT były także poufne analizy działalności i produktów konkurencji, głównie Philip Morris (PM) i R. J. Reynolds Tobacco. Wszystko to wskazywało na wręcz kryminalną działalność amerykańskich firm tytoniowych. Pan Williams zrobił mnóstwo kopii, które przez okres kilkunastu miesięcy potajemnie wynosił. Przełom nastąpił wtedy, kiedy dostał zawału serca spowodowanego paleniem tytoniu. Dokumenty postanowił przekazać działaczom walki z tytoniem. Były tak szokujące, że nikt nie chciał wierzyć w ich autentyczność. O kradzieży dowiedziała się sama firma tytoniowa i natychmiast zażądała zwrotu. Dostała je, jednak słusznie podejrzewając, że kopie tych kopii poszły już w świat. W 1994 r. w stanie Mississippi pan Richard Scruggs, nieprzeciętny prawnik, zainteresował się tematem. Współpraca obu panów zmieniła bieg historii Ameryki.

Główną linią obrony koncernów tytoniowych był argument, że palacze sami godzą się na rakotwórczy nałóg. Jednak władze stanu Mississippi, nie godząc się na nałóg, ponosiły koszta leczenia raka płuc i innych chorób wynikających z palenia, i to w kwotach idących w miliony dolarów rocznie. Wykradzione dokumenty zawierały tak poważne informacje, że pan Scruggs postanowił wykorzystać je w najlepszy znany sobie sposób: pozywając koncerny tytoniowe do sądu. Z tym był jednak zasadniczy problem. Ławników w amerykańskich sądach wybierają obie strony sporu spośród przypadkowych obywateli. Opinia publiczna w Ameryce nie lubiła co prawda tytoniu od lat, ale mentalność społeczeństwa wykluczała raczej powodzenie takiej linii ataku u ławników. Mało kto wierzył w zarzut międzynarodowej konspiracji trwającej przez dekady, a już na pewno legislatura stanowa, która musiałaby wydać kilka milionów dolarów na sfinansowanie takiego procesu. Pan Scruggs nie miał jednak wątpliwości co do swoich racji i zaproponował prokuratorowi generalnemu, a zarazem koledze z ławy szkolnej, że sam sfinansuje stanowy proces przeciwko największym koncernom na świecie. Zarobił właśnie parę milionów dolarów na procesach przeciwko producentom azbestu, więc stać go było na taki wydatek. Przy stosunku kilku prawników przeciwko setkom reprezentującym stronę przeciwną, ryzykował jednak osobistym bankructwem. Zaproponował więc honorarium w wysokości 1/3 z ewentualnej wygranej, w którą i tak nikt nie wierzył. Umowę zawarto oficjalnie, choć ustnie.

NIEBEZPIECZNY TEREN

W tym samym czasie Kongres USA zaczął przyglądać się bliżej działalności firm, których produkty zabijają dziennie kilka tysięcy obywateli. W kwietniu 1994 r. prezesi siedmiu największych koncernów zostali wezwani do złożenia wyjaśnień.

foto 1

foto: http://www.angelfire.com/nj/papierosy/images/tobLYING.jpg

W świetle reflektorów, na żywo przed kamerami, jeden po drugim stwierdzili pod przysięgą że nikotyna nie jest uzależniająca i że nie manipulują składnikami papierosów. Każde inne zeznanie pomogłoby uznać nikotynę prawnie jako lek, a nie jako żywność, a tym samym umożliwić większy nadzór rządowy nad produktem i wprowadzić drastyczne ograniczenia, jeżeli wręcz nie sam zakaz sprzedaży.

Ich zeznanie oglądał w domu bezrobotny człowiek nazwiskiem Jeffrey Wigand. Wiedział, że kłamią i miał ku temu podstawy. Rok wcześniej został on zwolniony z posady dyrektora jednego z wydziałów u producenta tytoniu Brown and Williamson w Kentucky (filia BAT), a w telewizji występował nie kto inny jak jego były bezpośredni przełożony. Tego było dość. Pan Wigand został zatrudniony parę lat wcześniej do pokierowania wydziałem naukowym mającym opracować dla BAT "bezpieczny" papieros. Jednak już na początku lat dziewięćdziesiątych firma żyła w stanie paranoi. Wkrótce wszelkie prace naukowe musiały być zatwierdzone przez prawników, żeby nie mogły stanowić ewentualnego materiału dowodowego dla przeciwników, a niektórych dokumentów niezbędnych do pracy naukowej nie mógł zobaczyć nawet on sam (były mu referowane i pokazywane z daleka). W końcu biuro zlikwidowano.

Opracowanie "bezpiecznego" papierosa dopiero ponad sto lat po rozpoczęciu masowej produkcji stanowiło poważny problem strategiczny nie tylko dla BAT, ale i dla innych producentów. Ewentualne wprowadzenie takiego produktu na rynek automatycznie przyznawałoby, że poprzednie produkty nie były "bezpieczne" przez dekady, choć prawo amerykańskie zobowiązuje producenta do dołożenia wszelkich starań dla uczynienia produktu bezpiecznym dla konsumenta. Oznaczało to możliwość przegrywania procesów i to wielu. Pan Wigand wiedział o tajemnicach BAT wyjątkowo wiele i sumienie nie pozwalało mu na przemilczenie oszustw pod przysięgą, jakich był świadkiem przed telewizorem. Podjął współpracę z rządem USA i zgodził się pomóc w śledztwie przeciw swojemu byłemu pracodawcy. Później jeszcze, wbrew wyjątkowemu zakazowi sądu z Kentucky, oraz pomimo gróźb zamachu na życie córek, zdecydował się zeznawać w precedensowym procesie tytoniowym stanu Mississippi. Międzynarodowy skandal wywołała jego współpraca z siecią telewizyjną CBS, której ujawnił oszustwa koncernów tytoniowych. Emisja reportażu była wstrzymana na parę miesięcy, a BAT szantażował go procesem o zniesławienie. Program w końcu ukazał się, wpływając poważnie na zmianę podejścia całego społeczeństwa do problemu tytoniu. Perypetie pana Wiganda z BAT posłużyły za fabułę dla filmu sensacyjnego "Informator", którego premiera odbyła się w listopadzie 1999 r.

Parę tygodni po kwietniowym (1994) zeznaniu w Kongresie, czołowy działacz na rzecz walki z rakiem, dr Stanton Glantz z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco, dostał anonimową przesyłkę, kolekcję 4000 supertajnych dokumentów wykradzionych przez pana Williamsa. Dokumenty dostali również dziennikarze zajmujący się tytoniem oraz trafiły do Kongresu USA. Firmom tytoniowym sytuacja wymknęła się spod kontroli. Jedne z największych tajemnic XX w. poszły w szeroki świat.

PROCESY

W maju 1994 r. pan Scruggs wniósł precedensowy pozew na rzecz stanu Mississippi przeciwko koncernom tytoniowym, żądając zwrotu niesprecyzowanych kosztów leczenia raka płuc (w sumie ponad miliard dolarów) oraz dodatkowego odszkodowania karnego, tj. mającego na celu ukaranie pozwanych (przeważnie są one parokrotnie większe od odszkodowania kompensacyjnego). Adwokat, używając amerykańskiej procedury sądowej, zaczął przymusowo wyciągać od firm tytoniowych kolejne tajne dokumenty, istnienia których wypierały się one przez dekady. Strategia szybko zyskała uznanie i wkrótce, ze swoimi pozwami wystąpiły stany Teksas, Floryda i Minnesota. Dalej nastąpiła prawdziwa gorączka złota. W sumie wystąpiły nie tylko wszystkie stany, ale i amerykańskie "terytoria zamorskie", jak Puerto Rico czy Wyspy Północne Mariany na Pacyfiku. Roszczenia poszły w setki miliardów dolarów. Kilkaset niezależnych prywatnych procesów za raka płuc, po co najmniej parę milionów każdy, wręcz przestały mieć znaczenie. Koncerny tytoniowe stanęły w obliczu początku końca.

Najmniejsze z pozwanych przedsiębiorstw, Liggett, nie stać było na przegranie nawet jednego małego procesu, nie mówiąc o kilkudziesięciu wielomiliardowych. PM zaproponował swojej konkurencji opłacanie wszelkich kosztów obrony, celem utrzymania jednej linii obrony. Jednak Liggett powiedział "nie" i zawarł własną ugodę ze stanem Minnesota, jednocześnie zobowiązując się ujawnić dokonywane oszustwa i zeznawać przeciwko innym firmom. W 1997 i 1998 r. koncerny zawarły ugody z Mississippi i z Florydą, a tuż przed rozpoczęciem rozprawy, z Teksasem. Koncerny, które nigdy nie przyznały się do oszustw i nie przegrały ani jednego procesu, zaczęły podpisywać ugody idące w miliardy dolarów i to na kilkakrotnie większe kwoty niż żądano. W ugodach zobowiązywano się także do zaprzestania reklamy skierowanej do dzieci. Pan Scruggs otrzyma za ryzyko około miliarda dolarów honorarium adwokackiego (rozłożone na raty na 25 lat).

Po długiej zabawie w kotka i myszkę rozprawa sądowa Minnesoty rozpoczęła się w styczniu 1998 r. Był to czwarty z kolei proces stanowy. Po drodze sąd musiał ukarać pozwanych wysoką karą, za ukrywanie do ostatniej chwili najbardziej kompromitujących dokumentów. Po paromiesięcznej (!) rozprawie, w maju 1998 r., ławnicy udali się na wielodniową naradę. Jednak w ostatnim dniu, tuż przed ogłoszeniem wyroku, zawarto ugodę na 6,6 miliarda dolarów. Pierwotne żądanie wynosiło 1,7 mlda na zwrot kosztów leczenia chorób, oraz odszkodowanie karne. Nie chodziło jednak tylko o pieniądze. Ugoda ta przede wszystkim zabrania każdego rodzaju skierowanej do dzieci. Prowadzący sprawę prokurator generalny Hubert Humphrey III dołączył jeszcze nietypową nawet jak na USA klauzulę zobowiązującą pozwanych do umieszczenia w Internecie absolutnie wszystkich dokumentów stanowiących materiały dowodowe, razem około 36 milionów stron. Dla przechowywania ich wynajęto specjalnie cały budynek. Po ugodzie Minnesoty, swoje procesy toczyły dalej inne stany. Jesienia 1998 r. przyszła kolej na stan Washington nad Pacyfikiem. Tutaj, podobnie jak w innych przypadkach, zawarto ugodę tuż przed wyrokiem. Tym razem jednak zawarto zbiorową ugodę z wszystkimi pozostałymi stanami. Kwota: 206 miliardów dolarów płatne w ratach przez okres 25 lat. W tym wypadku zawarto podobną klauzulę wglądu publicznego w materiały dowodowe.

Ujawnione wewnętrzne dokumenty koncernów tytoniowych zaczynają się od okresu paniki zdrowotnej w USA na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych i w większości kończą się na 1995 r. Niektóre są jeszcze z okresu jesieni 1998. Od początku czerwca 1998 r. zaczęto przedstawiać w sieci pierwszych parę milionów stron. Prezentacja pozostałych jest jeszcze w toku. Ugoda przewiduje wgląd publiczny jedynie na dekadę, konkretnie do 30 czerwca 2010 r. Jest to lektura wyjątkowa, zwłaszcza, że najzupełniej przypadkowo, są tam tysiące dokumentów dotyczące działalności koncernów tytoniowych również w Polsce. Okazuje się, że czołowi inwestorzy polskiego rządu nie są tak uczciwi jak się kreują.

Kiedy polski rząd odsprzedawał zakłady tytoniowe, amerykańskie koncerny R. J. Reynolds Tobacco Company, PM oraz bazujący w Londynie British American Tobacco, były daleko zaawansowane w ewakuacji z USA. Jedna z firm, American Tobacco Company (później wykupiona przez BAT i zlikwidowana), planowała nawet "przemycenie się" do Unii Europejskiej poprzez inwestycje w Polsce. Jest to o tyle ciekawe, że tak dalekosiężne plany były podejmowane jeszcze w 1994 r. Słusznie przewidywano, że wielomiliardowym procesom o odszkodowania nie będzie końca, że wreszcie firmy tytoniowe muszą zacząć je przegrywać. Taki rozwój wypadków mógłby doprowadzić firmy zarabiające miliony dolarów dziennie do likwidacji. Podobna sytuacja miała miejsce pół wieku wcześniej.

TYTOŃ OD ZAWSZE

Kiedy w październiku 1492 r. Kolumb dotarł do dzisiejszych wysp Bahama u wybrzeży Florydy lokalni mieszkańcy wzięli go za zapowiadanego wysłańca bogów. Otrzymał on kilka prezentów: żywność oraz trochę wysuszonych liści. Nie wiedząc do czego służą, kazał wyrzucić je za burtę. Na innych wyspach zorientował się, że zignorowany dar jest rytualnie palony. Tak zaczęła się przygoda Europy z tytoniem. Załoga Kolumba szybko nauczyła się naśladować mieszkańców, a liście sprowadzono na Stary Kontynent. Kilkadziesiąt lat później, ambasador francuski w Portugalii, lekarz nazwiskiem Nicote, sprowadził z Ameryki nasiona tytoniu. Zaczęły się eksperymenty medyczne. Badania ogarnęły całą Europę i trwały parę stuleci. Po odwołaniu wziętego lekarza Nicota do Paryża, nie miał on trudności z reklamą tytoniu i wkrótce palił cały dwór razem z monarchą. Blask dworu francuskiego błyskawicznie rozprzestrzenił po świecie modę na palenie. W tym czasie (wiek po Kolumbie) roślina trafia również do Polski.

Kiedy w 1613 r. grupa kolonizatorów angielskich dociera do południowych części kontynentu północnoamerykańskiego, dzisiejszej Wirginii, stają oni w obliczu kłopotów nie do przezwyciężenia. Niszczeni przez choroby, walki z tubylcami i nieurodzaj nie są w stanie zrealizować rolnych inwestycji do jakich ich wysłano. Przed powrotem do Anglii robią ostatnia próbę: zasiewają tytoń. Zaczyna się historia amerykańskiego Południa.

Tytoń stanowił później jedną z podstaw handlu z Nowym Światem. Brytyjskie wyroby były wysyłane do Afryki, gdzie wymieniano je na niewolników. Tych przewożono w nieludzkich warunkach do Ameryki Południowej, albo na wyspy Karaibów, gdzie pracowali na plantacjach "przyuczając się". Pracochłonny tytoń i bawełna wymagały siły roboczej, którą jedynie niewolnictwo mogło dostarczyć. Doświadczonych niewolników z towarami przez nich wyprodukowanymi (rum, pieprz, bawełna itp.) sprzedawano do kolonii w Ameryce Północnej, skąd inne towary wieziono na Stary Kontynent. Wielu Anglików czy Holendrów dorobiło się spektakularnych fortun na takich inwestycjach. Zrozumiałe, że rozwój przeżywało również piractwo morskie.

Korespondencja Jana III Sobieskiego z dworem francuskim ujawnia eksport polskiego tytoniu do Francji, w ilościach wskazujących na masową produkcję prawdopodobnie na południu ówczesnej Polski (względy klimatyczne). Przed rozbiorami Polski istniały już fabryki spełniające masowe zapotrzebowanie na wyroby tytoniowe. Wg analiz zawartych w dokumentach ujawnionych w Minnesocie, Kraków zawdzięcza tytoń kontaktom z Wiedniem. Układy polityczne Habsburgów ułatwiały kontakty handlowe z Hiszpanią. Z trzech zaborców, tylko Austriacy wprowadzili państwowy monopol na produkcję wyrobów tytoniowych. Rosjanie i Prusacy zadowolili się wysoką akcyzą, pozostawiając produkcję w rękach prywatnych. Poważnym konkurentem militarnym i handlowym dla Hiszpanów byli Anglicy, którzy przyczynili się wielce do rozprzestrzenienia się tytoniu na świecie.

Najpopularniejszymi produktami były: tytoń fajkowy, cygara oraz mniejsze cygara zwane cygaretkami (cigarettes). W Polsce przez wieki popularne było zażywanie tabaki (szkodliwego pyłu tytoniowego). Nie przyjął się tytoń do żucia, przez stulecia popularny wśród żeglarzy angielskich i irlandzkich, którego konsumpcja jest do dziś powszechna w niektórych częściach świata, np. w Indiach.

Pod koniec XIX w. wynaleziono w USA maszyny pozwalające na masową produkcję papierosów. Cygaretki zaczęto zawijać automatycznie w papier, a nie jak dotychczas ręcznie w liście tytoniu. Maszyna pozwalała na dziesięciokrotne zwiększenie produkcji. Jednak przez lata producenci wyrobów w USA nie okazywali nią jednak zainteresowania. Nie istnieje po prostu aż taki wielki rynek na wyroby tytoniowe. Bieg historii zmienił młody syn handlarza tytoniem z Wirginii nazwiskiem Buchanan Duke. Postanawia on stworzyć rynek dla papierosów. Jego nowatorskie metody prowadzenia interesów zasługują na wzmianki w podręcznikach historii. Wśród wielu metod marketingowych popularnych dzisiaj umieszcza w swoich reklamach również seks (naturalnie, w kategoriach epoki).

foto 2

"Kampania prawdy (o tytoniu). Nic dziwnego ze kierownicy koncernów tytoniowych
ukrywają się za seksownymi modelkami" - billboard stanu Floryda (1998).

Polska nazwa "papierosy" pochodzi właśnie od papieru, ale w jego hiszpańskiej wymowie. Nazwa ewidentnie została przywieziona wraz z masowym nałogiem przez repatriantów z USA na przełomie wieków, lub po odzyskaniu niepodległości. Ponad milionowa repatriacja z USA w l. dwudziestych spowodowała w Polsce drastyczny wzrost uzależnienia. O ile reklam drukowanych w międzywojennej Polsce było niewiele, dzisiaj mało kto wie, że każdy polski przybysz "za chlebem" otrzymywał za darmo w nowojorskim porcie prezent w postaci pięciu paczek papierosów od pana Duke'a. Zaskarbiał sobie w ten sposób wiernych na lata klientów. Z falą powrotów, kraj otrzymał pokaźną ilość osób uzależnionych. Palenie stało się tak popularne, że rząd uruchomił w 1926 r. monopol tytoniowy, przejmując wkrótce wszystkich 99 prywatnych fabryk.

Nikotyna nie była jedynym tego rodzaju produktem dobrze się sprzedającym w USA w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Ogromną popularność zyskał sprzedawany w aptekach orzeźwiający napój robiony z liści południowoamerykańskiej rośliny Coca i afrykańskiej Cola (Coca Cola). Kiedy okazało się, że powodem popularności jest narkotykowa zawartość składników i jakie wywołuje to skutki, rząd USA szybko wprowadził zakaz sprzedaży. Producent musiał natychmiast opracować inną recepturę. Dzisiaj pozostała tylko nazwa i logo. Na medyczno-zdrowotne aspekty tytoniu nie zwrócono dostatecznej uwagi przez następnych parę dekad. Może wydawać się zdumiewające, że tytoń przetrwał w USA prohibicję. Pamiętać należy, że efektów społecznych nikotyny (choroby etc.) nie widać gołym okiem tak przejrzyście jak alkoholizm kobiet i dzieci, który stał za ideą prohibicji. Jak wykazują tajne dokumenty koncernów tytoniowych rak płuc był tykającą bombą z opóźnionym zapłonem, która eksplodowała dekadę później (lata trzydzieste). Przykładem części wytłumaczalnej ignorancji społeczeństwa jest obecny stosunek do problemu w Polsce. Gdyby linie lotnicze rozbijały w Polsce dwa pełne samoloty dziennie przez siedem dni w tygodniu, co odpowiada zgonom na raka spowodowanym paleniem, problem z pewnością uzyskałby większą uwagę i reakcję społeczeństwa i rządu.

Z rozpoczęciem ponad wiek temu masowej produkcji papierosów w USA, dzięki nowym metodom marketingowym, rozpoczął się niebywały wzrost konsumpcji na świecie. Rozwój telewizji w USA w l. 50. dostarczył koncernom, tytoniowym nowego środka masowej reklamy. "Więcej lekarzy pali Camele niż jakąkolwiek inną markę" czy "zapytaj swojego dentystę dlaczego papierosy Old Gold są lepsze dla Twoich zębów" głoszono powszechnie w reklamach jeszcze do początku lat pięćdziesiątych. Producenci tytoniu byli jednymi z głównych dostawców wojennych dla Aliantów. Miliony żołnierzy mimowolnie reklamowało uzależnienie. Po paru wiekach od opuszczenia Ameryki, palenie przeżywało swój prawdziwy złoty wiek.

PROBLEMY

Pierwszy odnotowany naukowo związek palenia z rakiem płuc stwierdzono na początku lat czterdziestych na niemieckim uniwersytecie w Jenie. Były to czasy wojny i badania osobiście finansowane przez Hitlera legły w gruzach razem z całą Rzeszą. Parę lat po wojnie podjęli je na nowo Anglicy, a dalej Amerykanie.

Co ciekawe niemiecki producent tytoniu nazwiskiem Reemtsma (posiadający obecnie fabrykę pod Poznaniem), pierwszy wpadł na pomysł potajemnej walki z działaczami zdrowia jako jednej z metod podwyższenia profitów.

Zarzuty zdrowotne wysuwano wobec tytoniu od czasów Kolumba. Trudno zresztą ich nie zauważyć. Jednak dopiero w marcu 1949 r. magazyn "Time" w USA zrelacjonował sympozjum naukowców gdzie powszechnie zarzucano związek raka płuc z paleniem! Do wniosków dotarto tak jak w Jenie, czyli poprzez analizę i porównania danych pacjentów chorych na raka i pacjentów niepalących.

Panika ogarnęła zwłaszcza producentów tytoniu. Masowe rzucanie palenia spowodowałoby nieuchronne bankructwo przemysłu przynoszącego miliony dolarów zysków dziennie. "Mamy jedno zasadnicze zadanie, które może być powiedziane prosto: zatrzymać panikę społeczeństwa" pisała w memorandum z grudnia 1953 r. firma propagandowa Hill and Knowlton wynajęta przez producentów dla opanowania sytuacji.

NARADA

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1953 r. przedstawiciele największych wtedy amerykańskich producentów tytoniu i papierosów spotkali się w ekskluzywnym nowojorskim hotelu Plaza na poufnej naradzie. Debatowano jak przetrwać kryzys. Zdecydowano się na zbiorowy, skoordynowany atak propagandowy mający na celu zasianie wątpliwości co do dowodów szkodliwych skutków zdrowotnych tytoniu. Wg zarzutów rządu amerykańskiego, producenci zmówili się również, że będą konkurować między sobą o nową klientelę tylko "na zewnątrz", ale nigdy występować przeciwko sobie. Dokładnie jak rodziny mafijne. Zresztą najnowszy, idący w biliony dolarów, cywilny proces rządu federalnego USA przeciwko nim opiera się właśnie na paragrafach mafijnych. Koncern PM działał od lat, ale był wtedy mało liczącym się producentem marki papierosów dla kobiet o nazwie Marlboro.

rysunek 1rysunek 2

Z materiałów dowodowych przeciwko koncernom tytoniowym na procesie w Minnesocie:
reklama firmy Philip Morris z 1943 r.
Do roku 1955 papierosy Marlboro reklamowane były jako marka dla kobiet
i posiadały czerwone ustniki, żeby nie odznaczały szminki.
źródło: http://www.pmdocs.com/getimg.asp?pgno=0&start=0&bool=1002760713&docid=1002760708&docnum=1
http://www.pmdocs.com/getimg.asp?pgno=0&start=0&bool=1002760713&docid=1002760713&docnum=1

Panika początku lat pięćdziesiątych dała producentom tytoniu życiową lekcję. Żeby przetrwać, koncerny musiały kontrolować sytuację. Oznaczało to, że musiały nie tylko wiedzieć więcej o tytoniu niż rząd USA i Zjednoczonego Królestwaprzodujące wtedy na świecie w badaniach związku raka z paleniem. Producenci zaczęli poważne badania naukowe, każdy osobno. Równolegle, rozpętano po cichu inne działania trwające do dziś.

O ile proces sądowy w USA dotyczył zarzucanych oszustw na szkodę obywateli Minnesoty i tamtejszej kasy chorych, to adwokaci pozwanych firm tytoniowym wyrządzili swoim klientom niedźwiedzią przysługę. Notorycznie utajniali oni przed sądem dokumenty, których ten żądał, skutkiem czego sędzia zaczął nakazywać ujawnianie dokumentów partiami idącymi w tysiące stron na raz. W rezultacie, przypadkowo, wiele z nich dotyczy działalności koncernów tytoniowych w Polsce, w tym posiadającego fabrykę papierosów w Krakowie przedsiębiorstwa PM. W ten sposób Polacy mogą dowiedzieć się więcej o PM, tytoniu i nikotynie niż producent chce ujawniać.

"TANI SYSTEM DOSTARCZANIA NARKOTYKÓW NA UŻYTEK PUBLICZNY"
- COLIN GRIEG, BAT

Intensywne badania naukowe nad tytoniem amerykańskie koncerny rozpoczęły w czasach wielkiej paniki zdrowotnej w l. pięćdziesiątych. Szybko wyprzedziły one te prowadzone przez innych naukowców. Raport BAT datowany na 13.2.1962 podawał: "posiadamy obecnie wiedzę o nikotynie dużo bardziej rozległą niż istnieje w opublikowanej naukowej literaturze [...] z uzasadnionych powodów rezultaty pracy pana Battelle [czyli badania narkotycznych właściwości nikotyny] były trzymane na wysokim poziomie tajności."

Z badaniami był fundamentalny problem. Oto producenci maja produkt przynoszący krociowe dochody, a z drugiej strony jest on prawdopodobnie rakotwórczy i należy w ogóle zaprzestać jego produkcji. Prócz pożądanej wiedzy, producenci zaczęli szybko dowiadywać się tego, czego jednocześnie nie chcieli wiedzieć, a co mogło narazić ich na odpowiedzialność przed sądami.

Głównym składnikiem liścia tytoniu jest nikotyna i badania właśnie nad nią dawały jednocześnie potrzebną i niechcianą wiedzę. Pod względem chemicznym nikotyna jest alkaloidem z tej samej grupy co kokaina, amfetamina itp. Pod względem medycznym należy do grupy narkotyków i to bardzo silnych. "Palenie papierosów jest bardziej uzależniające niż używanie heroiny, uzależniające dwie trzecie ludzi, którzy kiedykolwiek palili" pisał w datowanym na 9.9.1980 r. poufnym memorandum pan William Kloepfer z Tobacco Institute, fikcyjnej organizacji propagandowej w USA finansowanej przez koncerny tytoniowe (obecnie zdelegalizowanej).

Równoległe badania nad nikotyną prowadziła w l. pięćdziesiątych i sześćdziesiątych konkurencja PM. Okazało się, że technicznie biorąc palacze są przywiązani do papierosów nie z zamiłowania, ale po prostu dlatego, że są zwykłymi narkomanami. Jak zauważyli naukowcy PM, nikotyna jest narkotykiem ze względów handlowych "lepszym" od innych substancji uzależniających, ponieważ dym dostarcza ją do mózgu szybciej. Zapotrzebowanie na lek nie jest również zależne od nastroju osoby, a narkotyk działa równomiernie, pozostawiając palacza cały czas nieusatysfakcjonowanym. Czyli klient zawsze wraca po towar i to wbrew własnej woli. Przy innych narkotykach, zapotrz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin