A Matter of Convenience.doc

(567 KB) Pobierz

A Matter of Convenience

Autor: spotzle

Tłumaczenie: Dahrti

 

 

Between men and women there is no friendship possible.
There is passion, enmity, worship, love, but no friendship.

(Pomiędzy mężczyzną i kobietą nie jest możliwa przyjaźń. Możliwa jest pasja, wrogość, uwielbienie, miłość, lecz nie przyjaźń)

Oscar Wilde


Rozdział I część I

Po raz piąty, odkąd wyszłam z pracy, spojrzałam na zegarek. Przerażająco szybko zbliżałam się do spóźnienia na ważne spotkanie i zaczynałam się zastanawiać, czy aby w ogóle na nie dotrę.
Powinnam była pojechać taksówką pomyślałam kiedy autobus zatrzymał się by wypuścić kilka osób. To jest śmieszne! Dlaczego te przystanki są tak blisko siebie?! Autobus przyśpieszył tylko po to, by prawie natychmiast zwolnić i zabrać jeszcze kilku pasażerów. Myślałam, że autobusem dotrę na miejsce dostatecznie szybko. Nie wzięłam jednak pod uwagę korków, jakie o tej porze opanowują miasto.

Wstałam sfrustrowana i przepchnęłam się z trudem do wyjścia. Cudem udało mi się wyskoczyć z autobusu zanim kierowca zamknął drzwi. Niestety moje stopy wylądowały na krawężniku, przez co prawie się wywróciłam. Udało mi się jednak utrzymać w pionie. Poprawiłam szybko wszystkie swoje rzeczy i pobiegłam na północ przeciskając się przez ludzi podążających w przeciwnym kierunku. Dopiero kiedy dotarłam do skrzyżowania zorientowałam się, że poszłam w złym kierunku.

Jęknęłam w duchu, wściekła tak bardzo, że byłam na skraju łez. Zawróciłam i pobiegłam w drugą stronę, wyciągając równocześnie komórkę, by zadzwonić do mojej najlepszej przyjaciółki.
„Chyba oszalałam przeprowadzając się tutaj!” załkałam do słuchawki, próbując złapać oddech w biegu. „Komunikacja jest tragiczna i w promieniu pięciu mil nie ma niczego, na co byłoby mnie stać. O czym ja myślałam słuchając Ciebie?”
„O tym, że chciałabyś spędzać więcej czasu ze swoimi przyjaciółmi i rodziną.” Odpowiedziała Alice używając swojego najsłodszego tonu.
“Ty tak myślisz, Alice. OK. Zupełnie się zgubiłam. Jak mam dotrzeć na Elliott Avenue?” zapytałam odgarniając włosy z twarzy.
„Gdzie teraz jesteś?”
„Jestem…” rozejrzałam się dookoła, szukając jakiegoś znaku, albo adresu na budynku, albo jakiejkolwiek wskazówki gdzie jestem. „Nie mam najmniejszego pojęcia. Dlaczego niczego nie poznaje? Seattle nie zmieniło się chyba aż tak bardzo odkąd wyjechałam!”
Usłyszałam chichot Alice w słuchawce. „Po prostu kieruj się na zachód Bello. Kiedy dotrzesz do Puget będziesz wiedziała, że poszłaś za daleko”.
„Nie mogłabyś być trochę bardziej pomocna?” zapytałam nadąsana.
„Nie mogę Ci pomóc, jeśli nie potrafisz mi powiedzieć, gdzie teraz jesteś. Czy widzisz coś znajomego?”
Dotarłam do końca ulicy i zobaczyłam wodę.
„Hmmm… tak! Jestem kilka przecznic od Sound”. Przyspieszyłam jeszcze bardziej i przebiegłam na światłach na drugą stronę ulicy. „Tak! To tu! Już widzę! Dziękuję Alice!” krzyknęłam radośnie, czując nieopisaną ulgę na widok znajomego budynku.
„Cieszę się, że mogłam pomóc” stwierdziła Alice. „Jeszcze raz… gdzie właściwie idziesz?”
„Mówiłam Ci wczoraj wieczorem, że będę szukać mieszkania po pracy. I teraz jestem…” zerknęłam na zegarek próbując złapać oddech w biegu „… 20 minut spóźniona! Cholera! Ktoś już je na pewno wynajął!”
„Wątpię, Bello. Zresztą będzie mi więcej niż przyjemnie, jeśli zostaniesz u mnie i Jaspera tak długo, jak będziesz potrzebować.”
Zwolniłam tempo do szybkiego marszu, próbując ustabilizować oddech. „Dziękuję Alice, ale mieszkam u Was od trzech tygodni i czuję się jak piąte koło u wozu”. Kamienica była już tylko kilka metrów przede mną. Przywarłam do ściany budynku unikając grupki ludzi zmierzających w przeciwnym kierunku.
„No cóż… Przynajmniej będziemy mogły zacząć szukać dla Ciebie chłopaka jak się już urządzisz w nowym mieszkanku…”
Błagam… wszystko tylko nie kolejna runda „Wyswatajmy Bellę!” W tym momencie poślizgnęłam się tuż przed szklanymi drzwiami kamienicy. Byłam bardziej niż spóźniona, ale „Alice Wyruszająca Na Misję” była troszkę bardziej naglącą sprawą, niż poszukiwanie mieszkania. Przecież zawsze mogłam w ostateczności spać na Lincoln Square prawda? Dużo ludzi tak robi…
„Alice…” zasyczałam do słuchawki, próbując rozmawiać przez telefon i wygrać pojedynek z drzwiami oraz moimi rzeczami w tym samym czasie. „Jestem nowa w pracy, właśnie znowu przeprowadziłam się na drugi koniec kraju!” – udało mi się nareszcie otworzyć drzwi – „Ani mi się waż umawiać mnie z kimkolwiek! Ach! Przepraszam!”

Moje mało zwycięstwo nad drzwiami zakończyło się wpadnięciem na osobę stojącą po drugiej stronie, uruchamiając całą lawinę nieszczęść – upuściłam na chodnik moją teczkę, telefon, a mężczyzna, na którego wpadłam, rzucił na ziemię swoje rzeczy i objął mnie w pasie ratując mnie w ostatniej chwili przed upadkiem. Ale i tak zdołałam zdeptać obie jego stopy zanim odzyskałam moją wątpliwą równowagę.

Poczułam, że cała się czerwienię z zażenowania. Takie sytuacje były całkowicie w moim stylu. Przepraszając z całego serca próbowałam zebrać moje rzeczy rozrzucone po całym chodniku. Kątem oka zobaczyłam jakiś papier, który właśnie wleciał na ulicę. Miałam nadzieję, że nie był ważny…

Alice zaczęła krzyczeć do telefonu: „Bella, co się stało?! Jesteś cała? Bella?”
„Wszystko porządku Alice” odpowiedziałam szybko podnosząc telefon i próbując uratować resztę papierów „Ja tylko… miałam mały wypadek. Zaczekaj chwilkę”.

Odłożyłam komórkę na chodnik i usłyszałam jedwabisty głos przy moim uchu. „Nic a nic się nie zmieniłaś, Bello Swan” zachichotał mój wybawca.
Zszokowana wypuściłam z płuc całe powietrze. Znałam ten głos, aż za dobrze. Kiedyś marzyłam o nim tak często, że prawie zaczęłam mieć omamy słuchowe. Czerwieniąc się jeszcze bardziej nieśmiało podniosłam wzrok i… natrafiłam wzrokiem na błyszczące zielone oczy mojej szkolnej miłości – Edwarda Cullena.

Zamrugałam kilka razy gapiąc się na niego jak ostatnia idiotka. „Uhm… Cześć” wykrztusiłam wreszcie.
Uśmiechnął się do mnie, pomagając mi zebrać z ziemi luźne kartki. Jego brązowe włosy lekko błyszczały w świetle zachodzącego słońca… Prawie przestałam oddychać – był równie perfekcyjny jak ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy… Sześć lat temu. I oto znów jestem, ofiara mojej wyjątkowej zdolności do potykania się o powietrze! Zdusiłam w sobie jęk. To nie był pierwszy raz, kiedy Edward cierpiał z powodu mojej niezgrabności.

Spodziewałam się, że się spotkamy, tylko myślałam o trochę innych okolicznościach. Alice i Jasper utrzymywali z nim kontakt po zakończeniu liceum i wspominali, że podobnie jak ja wrócił niedawno do Seatle. Wiedziałam, że Alice planuje ponowne zjednoczenie wszystkich swoich szkolnych przyjaciół. Ja ze swojej strony wciąż zastanawiałam się czy w tym czasie uciec z miasta czy nie.

Szybko oceniłam bałagan, jaki spowodowałam i aż jęknęłam głośno. Moja torebka także musiała się otworzyć, bo wszystko, co do niej upchałam tego ranka, także znajdowało się na chodniku. Zmówiłam króciutką modlitwę dziękczynną, ciesząc się, że nie miałam okresu w tym tygodniu. Jedyne, czego w tym momencie brakowała do pełni mojego upokorzenia, to kilku tamponów turlających się u moich stóp. Na szczęście nie uszkodziłam Edwarda, jednak nasze rzeczy pomieszały się całkowicie.
„Tak bardzo mi przykro, Edwardzie” westchnęłam, po raz kolejny próbując upchać wszystko z powrotem do torebki. Będziemy musieli potem usiąść gdzieś i na spokojnie porozdzielać nasze rzeczy.
„Pamiętasz mnie! Czuję się zaszczycony!” Uśmiechnął się do mnie szeroko, wypełniając swoją torbę naszymi rzeczami.
„Oczywiście, że Cię pamiętam! Byliśmy razem cztery lata w liceum” zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, uświadamiając sobie, jak to zdanie mogłoby być zrozumiane bez kontekstu. Zapomnij o wynajmowaniu mieszkania. Wczołgaj się do najbliższej dziury i umrzyj z upokorzenia, Bello.

Edward tylko zachichotał, wkładając do swojej torby ostatnie papiery. Podniósł się z wdziękiem zarzucając na ramię pasek torby i wyciągnął rękę by mi pomóc. Gapiłam się na nią bezmyślnie przez chwilę zanim zdołałam wyciągnąć moją w jego stronę. Edward grał na pianinie od podstawówki i miał najpiękniejsze ręce na świecie – długie, zgrabne palce i silnie wyrzeźbione ramiona. Zawsze pozbawiały mnie tchu, już od pierwszej klasy liceum, kiedy siedzieliśmy w jednej ławce na biologii. Przez całą lekcję gapiłam się na niego, choć bardzo się starałam tego nie robić… albo przynajmniej nie gapić się na niego zbyt ostentacyjnie. Mogłabym całymi godzinami patrzeć na jego poruszające się ręce. Jak tylko go dotknęłam poczułam impuls elektryczności przebiegający przez całe moje ciało.
Zadrżałam lekko i wypuściłam jego dłoń jak tylko mnie podniósł.

„Przepraszam.” powiedział szybko i spojrzał na mój telefon, który odłożyłam na ziemię, zbierając dokumenty. „Zapomniałaś chyba o czymś”. Głos Alice był coraz głośniejszy z każdą chwilą.
Spanikowałam. „O nie! Alice!” Podniosłam szybko komórkę i znów zaczęłam przepraszać, „Wybacz, Alice. Upuściłam telefon. Posłuchaj, oddzwonię do Ciebie później, dobrze? Jak tylko naprawię wszystkie szkody, jakie znów udało mi się spowodować”.

Poczułam, jak Edward śmieje się obok mnie cichutko. Stał tak blisko, że mogłam prawie posmakować jego zapach. NIE! Nie, nie, nie, nie, nie, NIE! Nawet o tym nie myśl, Swan!
„Co się stało? Kto to był?” zapytała Alice.
„Nigdy nie uwierzysz. Zobaczymy się później, OK?” powiedziałam błagalnie.
„Spokojnie, Bello. I powodzenia w polowaniu na mieszkanie”. Alice rozłączyła się szybko.

Zatrzasnęłam klapkę telefonu i zauważyłam, że szybka jest pęknięta. Będę musiała kupić sobie nową komórkę. Znowu. Świetnie. Po prostu doskonale. Włożyłam telefon do torebki i odwróciłam się do Edwarda, który trzymał dla mnie otwarte drzwi.
„Dziękuję” powiedziałam, idąc z nim ramię w ramię korytarzem.
Gdy tylko znaleźliśmy się w środku kamienicy zaczęliśmy wymieniać nasze rzeczy. Edward wciąż szedł powoli, a ja starałam się dotrzymać mu kroku najlepiej, jak potrafiłam. Niestety robienie trzech rzeczy na raz przekraczało moje możliwości koordynacyjno-ruchowe.

„Nie widziałem Cię tak długo. Co u Ciebie słychać?” zapytał próbując połapać się w ogromie papierów i innych rzeczy.
„U mnie? Świetnie!” Próbowałam zabrzmieć radośnie zastanawiając się równocześnie, jak wyglądam. Moja desperacka próba nie spóźnienia się na spotkanie zaowocowała jedynie zadyszką. Byłam cała mokra po biegu, a moje włosy zdołały wydostać się z kucyka i przylepiły się do mojej twarzy oraz szyi. Musiałam wyglądać jak jakieś straszydło, które właśnie uciekło z wariatkowa. „A u Ciebie?” zapytałam.
„Świetnie!” uśmiechnął się do mnie, delikatnie mnie przedrzeźniając. A ja znów poczułam się jak w liceum – zakochana nastolatka z trzepoczącym gwałtownie sercem, wilgotnymi ze zdenerwowania dłońmi i wszechobecnym rumieńcem. On natomiast zdecydowanie nie wyglądał jak straszydło…

Szybko odwróciłam wzrok, bawiąc się paskiem mojej torebki.
„Dokąd idziesz?” zapytał.
Wskazałam głową na biuro pośrednictwa nieruchomości. „Tutaj. Ale spóźniłam się pół godziny, pewnie nikogo już nie ma”.
Edward podszedł ze mną i po raz kolejny otworzył dla mnie drzwi. Staliśmy w drzwiach, wciąż blisko siebie, nadal wymieniając się rzeczami. Jego dłoń co chwilę delikatnie dotykała mojej.
Siedzący za biurkiem mężczyzna uśmiechnął się do nas uprzejmie. Zerknął najpierw na zegarek a potem na leżący przed nim terminarz. „Edward Cullen?” zapytał wstając i wyciągając dłoń w naszym kierunku. „Nazywam się Joe Murry”.
Spojrzałam na pośrednika zaskoczona. Czyżby Edward także szukał mieszkania? Czy właśnie straciłam moje na jego korzyść? Westchnęłam pokonana.
Edward uścisnął jego rękę. „Miło mi. To Bella Swan” powiedział wskazując na mnie.
Uśmiechnęłam się nerwowo i także uściskałam jego dłoń. „Przepraszam za spóźnienie”.
Joe uśmiechnął się tylko. „Nic się nie stało. Najważniejsze, że wszyscy wreszcie dotarli. Sekretarka musiała wszystko pomieszać, bo umówiła Państwa na dwie różne godziny. I zaznaczyła kawalerkę? To tez musi być pomyłka. Ale mamy wolne mieszkanie na trzecim piętrze. Jedna sypialnia, jedna łazienka, widok na Space Needle...”

„Co?” wykrzyknęłam.

„Słucham?” zapytał Edward.

Przyglądałam się w osłupieniu pośrednikowi, z ustami otwartymi by coś powiedzieć… Tylko nie bardzo wiedziałam co. Czy ten facet myśli, że jesteśmy razem? Serio? Prawie się roześmiałam, to był przecież oczywisty absurd. Spojrzałam na Edwarda. Miał bardzo dziwną minę i nie mogłam się zdecydować, czy był rozbawiony przypuszczeniem pośrednika czy też poczuł się po prostu obrażony. Nagle w jego oczach pojawił się dziwny błysk i popatrzył na mnie tak, jakby próbował odczytać moje myśli.

Starając się złamać zaklęcie, jakim mnie spętał tym spojrzeniem, wyrwałam Edwardowi resztę moich papierów z ręki i zaczęłam wyprowadzać pośrednika z błędu. „Panie Murry. Rzeczywiście zaszła pomyłka…”
Edward przerwał mi zanim mogłam skończyć moje zdanie. „Bella ma na myśli, że szukamy większego mieszkania. Z dwoma sypialniami i osobnymi łazienkami.” stwierdził patrząc na mnie wymownie.

„Co?!” powtórzyłam zszokowana.

Pochylił się w moim kierunku i szepnął mi do ucha: „Będzie dobrze. Po prostu… nie zaprzeczaj”. Nie zaprzeczałam więc. Po prostu wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami.
Joe pochylił się nad dokumentami. „Zobaczmy… Co powiedzą Państwo na apartament na najwyższym piętrze z widokiem na Sound?”
Zamrugałam niepewnie. „Ja…” zaczęłam, ale Edward znów wszedł mi w słowo.
„Brzmi doskonale! Kiedy możemy je obejrzeć?”
Joe otworzył szufladę biurka i wyciągnął z niej kopertę z kluczami. „Nawet w tej chwili. Proszę za mną, winda jest tuż obok biura”.

Gapiłam się na Edwarda w oszołomieniu i powiedziałam jedyne zdanie, jakie przychodziło mi do głowy przez ostatnie pięć minut: „Co?!”

 

Rozdział I część II


Joe pochylił się nad dokumentami. „Zobaczmy… Co powiedzą Państwo na apartament na najwyższym piętrze z widokiem na Sound?”
Zamrugałam niepewnie. „Ja…” zaczęłam, ale Edward znów wszedł mi w słowo.
„Brzmi doskonale! Kiedy możemy je obejrzeć?”
Joe otworzył szufladę biurka i wyciągnął z niej kopertę z kluczami. „Nawet w tej chwili. Proszę za mną, winda jest tuż obok biura”.
Gapiłam się na Edwarda w oszołomieniu i powiedziałam jedyne zdanie, jakie przychodziło mi do głowy przez ostatnie pięć minut: „Co?!”



Wyszliśmy razem z Joe z gabinetu i skierowaliśmy się do windy. Edward delikatnie położył rękę na moich plecach, więc naprawdę nie miałam innego wyboru; byłam bezradna. Jego dotyk tylko powiększał mętlik w mojej głowie. Zerkałam co chwile na jego twarz, próbując dociec, o czym myśli. Nadal miał tę dziwną minę oraz determinację w oczach. Zastanawiałam się, czy naprawdę był aż tak zdesperowany by znaleźć mieszkanie. Dlaczego w ogóle idziemy obejrzeć ten apartament? Cała ta sytuacja jest kompletnie niedorzeczna!

W trakcie jazdy windą Joe nieustannie wychwalał liczne udogodnienia, jakie The Lofts oferuje swoim mieszkańcom. Nie słyszałam ani jednego jego słowa, wpatrywałam się tylko w oddalającą się ulicę. Byłam bardziej niż świadoma dłoni Edwarda spoczywającej na moich plecach. Ze wszystkich sił starałam się ponownie uruchomić mój mózg, by móc jakoś wyplątać się z tej absurdalnej sytuacji. Ponownie zerknęłam na Edwarda, dosłownie na ułamek sekundy, i prawie straciłam resztki mojej kontroli. Edward opierał się swobodnie o poręcz. Był tak blisko mnie, że mogłam zobaczyć żyłkę pulsującą na jego szyi. Całkowicie oczarowana poczułam nieodpartą ochotę wczepić się w nią moimi ustami [I kto tu jest wampirem, hę? – kom. tłumaczki]. Mocno przygryzłam dolną wargę, mobilizując całą swoją samokontrolę, byle tylko nie rzucić się na niego w tej windzie.

Dotarliśmy wreszcie na piąte piętro i przeszliśmy długim, jasno oświetlonym korytarzem do apartamentu numer 518. Joe wyciągnął klucz z koperty i otworzył drzwi. Edward przepuścił mnie w drzwiach, po czym razem z Joe wszedł za mną. Mieszkanie, jak już wcześniej zauważył Edward, było idealne. Skierowane w stronę Puget Sound, przestrzenne i jasne dzięki przeszklonej ścianie, z olbrzymim kominkiem. Jadalnia była połączona z salonem, przez co wydawał się on jeszcze większy. Z salonu można było wyjść na balkon i obserwować łódki pływające po wodzie. Zerknęłam na Edwarda, który wpatrywał się we mnie.

„Co Ty na to?” zapytał mnie.
Wetknęłam niesforny kosmyk włosów za ucho. „Hmmm… Jest ładne, ale…”
Tym razem przeszkodził mi Joe. „Kuchnia jest na lewo.” Skierował się do wnętrza mieszkania, a ja, niczym baranek prowadzony na rzeź, podążyłam za nim. Edward był tylko krok za mną. „Czy któreś z Was gotuje?” zapytał pośrednik.
„Nie.” powiedział z uśmiechem Edward.
„Tak.” Stwierdziłam w tym samym momencie.
Joe tylko się uśmiechnął. „Ta luksusowa kuchnia jest doskonale wyposażona, energooszczędna i ma mnóstwo pojemnych szafek. Granitowy blat, podwójnej wielkości lodówka, marmurowe płytki na ścianie, profesjonalna kuchenka gazowa” wskazywał po kolei. Oglądałam kuchnię z zainteresowaniem, choć moim zdaniem Joe przesadzał w swoich zachwytach. Profesjonalna kuchenka gazowa, dobre sobie.

W końcu Joe poszedł dalej. „A tutaj mamy główną sypialnię.” Ponownie podążyłam za nim, nie mogąc wyrwać się z tej dziwacznej iluzji. Rozglądałam się dookoła, oceniając wszystkie szczegóły. Apartament był zdecydowanie za duży jak na moje potrzeby i prawdopodobnie trzykrotnie droższy od mieszkań, które byłabym w stanie opłacić. To było jak jazda próbna jaguarem przed kupnem corolli.
Główna sypialnia była ogromna w porównaniu z tymi, do których byłam przyzwyczajona, i również z niej roztaczał się przepiękny widok na Sound. Natychmiast wyobraziłam sobie w niej siebie, co było bardzo, bardzo głupie. Nie było najmniejszej szansy bym tu zamieszkała. Nawet po wytłumaczeniu Joe całego nieporozumienia i obejrzeniu kawalerki nadal nie mogłabym tu nic wynająć – umierałabym ze wstydu przy każdym przejściu obok biura Joe.

„A tutaj jest łazienka.” stwierdził Joe, otwierając drzwi do magicznej krainy Oz.
„Ooo!” nie mogłam powstrzymać okrzyku zachwytu. Łazienka była cudowna, z ogromną wanną i osobnym prysznicem, w którym spokojnie mogłyby się zmieścić dwie osoby. Toaleta była trochę cofnięta, a długi blat z dwoma umywalkami zajmował całą tylną ścianę. Podłoga była marmurowa, także prawdopodobnie poślizgnęłabym się na niej i skręciła sobie kark gdybym była na bosaka. Wysoko nad wanną było okno, wpuszczając do pomieszczenia promienie zachodzącego słońca. Niewiele myśląc zrzuciłam buty i zanurkowałam do pustej wanny. „Mmmm…” osunęłam się i oparłam głowę o jej brzeg.
„Podoba jej się wanna!” usłyszałam głęboki, jedwabisty głos Edwarda.
Otworzyłam oczy i poczułam rozlewający się po całej twarzy rumieniec. Edward stał nade mną i przyglądał mi zadowolony z rękami w kieszeniach.
„Przepraszam.” usiadłam w wannie, szukając jakiegoś uchwytu, który pomógłby mi wstać.
Joe zachichotał. „Właściwie większość kobiet reaguje w ten sposób na tę wannę. Niektórzy mężczyźni też. Pokazać Państwu resztę mieszkania czy wolelibyście zostać na chwilę sami i porozmawiać w cztery oczy?”
Nadal siedziałam w wannie, więc podniosłam tylko wzrok na Edwarda, ciekawa, co odpowie. Patrzył na mnie z uśmiechem, rękami schowanymi głęboko w kieszeniach i torbą swobodnie zwisającą mu z ramienia – uosobienie beztroski. „Panie Murry, jeśli nie miałby Pan nic przeciwko chcielibyśmy porozmawiać na osobności. Jak sądzisz, Bello?
Delikatnie przeciągnęłam dłońmi po brzegach wanny i szybko pokiwałam głową.
„Dobrze. Zostawię Państwu szczegółowe informacje na ladzie w kuchni i już wychodzę. Do zobaczenia na dole.”

Czekaliśmy w ciszy dopóki nie usłyszeliśmy zamykających się za Joe drzwi.
„Co?” zapytałam po raz czwarty.
„Często to powtarzasz. Zabawne, zapamiętałem Cię jako bardziej elokwentną osobę.” stwierdził Edward, uśmiechając się szeroko. Oh, zdecydowanie bawiło go moje zażenowanie! Nie mówiąc już o tym, że był paskudnym kłamczuchem, bo doskonale pamiętam, że byłam zawsze zbyt oszołomiona w jego obecności, by tworzyć wyrafinowane wypowiedzi. Fuknęłam na niego i wstałam. „Zachowujesz się niedorzecznie.” Wyciągnęłam jedną nogę z wanny, ale potknęłam się przy próbie wydostania się z niej.
Edward znów mnie złapał i posadził na brzegu. „Jedno jest pewne – nigdy nie będziesz w stanie kąpać się sama nie skręcając sobie przy okazji szyi.”
Wlepiłam w niego rozwścieczony wzrok. „Próbujesz być zabawny?”
„To zależy. Sądzisz, że to było śmieszne?” podniósł jedną brew.
A ja tak strasznie chciałam ją musnąć moimi wargami… Zamiast tego chwyciłam pasek mojej torebki i założyłam go z powrotem na ramię. „Nie. Uważam, że to było dziecinne.”
„Chcesz obejrzeć resztę?” zapytał cicho, już się nie uśmiechając.
Skuliłam się przygnębiona. „Po co? Nie stać mnie na to mieszkanie. Ale jest piękne. I podoba mi się wanna.” Spojrzałam ponownie na Edwarda, uśmiechając się nieśmiało. “A Ty? Zamierzasz je wynająć?”
Jego oczy zabłyszczały. “Tylko jeśli będziesz wpadać, by wziąć kąpiel.”
Przestałam oddychać. Czy Edward Cullen flirtował ze mną? Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć, więc odpowiedziałam najlżejszym tonem, na jaki mnie było stać. „Możliwe.” Moje serce czuło się tak, jakby właśnie przebiegło cały maraton. Czułam, że muszę usiąść, by nie zemdleć.

Odwróciłam się szybko i wróciłam do salonu. Zachodzące słońce właśnie układało się na wodzie. Nie chciałam stąd wychodzić zanim nie zniknie całkiem. Poczułam, że Edward podszedł do mnie. Staliśmy tak w ciszy, obserwując jak niebo stopniowo zmienia kolor – z niebieskiego na ognistoczerwony, aby wreszcie przejść w delikatny fioletowy zmierzch. Mogłam dostrzec światełka migotające na Bainbridge Island. Mieszkanie było teraz pogrążone w mroku. W przypływie głupoty wyobraziłam sobie siebie, wynajmującą je razem z Edwardem jako prawdziwa para, zaczynająca właśnie wspólne życie.

Głupie, szkolne zauroczenie. Myślałam, że już mi przeszło! Co jest ze mną nie tak?!

Objęłam się rękami i znów spojrzałam na Edwarda. Nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy w mroku. Miałam tylko nadzieję, że i on nie potrafi odczytać mojej. Patrzyłam na niego wyczekująco.
Po kilku minutach wreszcie się odezwał niskim głosem. „W porządku. Po prostu wysłuchaj mnie i miej otwarty umysł.”
„Okej.” odpowiedziałam zaintrygowana. O czym on może myśleć?
Podszedł do ściany i pstryknął światło. Oślepiona, musiałam kilkakrotnie mrugnąć oczami, by przyzwyczaić się do różnicy. Obserwowałam, jak Edward przeszedł do kuchni, podniósł dokumenty dotyczące apartamentu, po czym wrócił do mnie z niebiesko-złotym folderem. Uśmiechnął się do mnie moim ulubionym, lekko zakrzywionym uśmiechem.
Czy on miał jakiekolwiek pojęcie, co TEN jego uśmiech ze mną robił? Przechyliłam głowę i czekałam aż zacznie mówić.
Zamiast tego otworzył folder i wyciągnął z niego jakieś papiery. Pierwszy zawierał szczegóły dotyczące czynszu. Edward przejrzał je szybko. Chyba obliczał coś w myślach. Pamiętam, że w szkole był bardzo dobry z matematyki. Potem spojrzał w bok i przyglądał się chwilę ścianie, głęboko pogrążony w myślach. Przejechał dłonią po swoich włosach, tworząc na swojej głowie uroczy bałagan.

Potem odetchnął głęboko i spojrzał na mnie płomiennymi oczami. Podał mi dokument. „Stać mnie na połowę czynszu. A Ciebie?”
Popatrzyłam na cyferki i szybko oceniłam moją sytuację finansową. Połowa czynszu była nieco wyższą kwotą niż ta, którą planowałam poświęcić na mieszkanie. Była jednak do przyjęcia, jeśli Alice przestałaby mnie ciągnąć na zakupy w każdy weekend. Pokiwałam głową i spojrzałam na Edwarda. „Ale nadal nie widzę…”
Nie pozwolił mi skończyć zdania. „Ok, moja propozycja jest następująca. Oboje szukamy mieszkania. Dużo podróżuję i chciałbym mieć pewność, że moje rzeczy są bezpieczne w czasie moich wyjazdów. Dodatkowo Ty wtedy miałabyś pełną swobodę. Jeśli zdecydujemy się na wspólny wynajem będzie nas stać na ładne, duże mieszkanie i zaoszczędzimy trochę pieniędzy dzieląc się pozostałymi opłatami. Znamy się już długo i mamy wspólnych przyjaciół, więc wiesz, że nie jestem żadnym przerażającym potworem…”

Taaa, jasne. Jedyną przerażającą cechą Edwarda był sposób, w jaki zmieniał moje wnętrze w galaretkę przez sam dźwięk swojego głosu. Czy to się liczy? Ale on nadal mówił, a ja nie bardzo rozumiałam, co.

„… nie jestem żarłokiem, a Ty potrafisz gotować.”
Stałam tam przed nim, zapewne z dość osobliwym wyrazem twarzy. Czy on w ogóle mówił w moim języku? Czy on rzeczywiście sugerował to, co mi się wydaje, że sugerował, czy już do reszty postradałam zmysły? „Twierdzisz, że powinniśmy… wprowadzić się tutaj? Razem?” Kręciło mi się w głowie. „Ledwo się znamy!”
“Co masz na myśli? Byliśmy razem w liceum przez cztery lata.” zauważył z błyszczącymi oczami.
Zaskoczyłam go swoim prychnięciem. „To zupełnie co innego i dobrze o tym wiesz.”
„Wiesz, że jestem godny zaufania.” powiedział miękko.
„Tak, oczywiście.” I naprawdę to wiedziałam. Edward zawsze był cichy i trochę zamknięty w sobie, choć nie był niepopularny. Był dobrym przyjacielem Jaspera, chłopaka Alice, więc dużo czasu spędzaliśmy w pewnym sensie razem. Byłam zbyt nieśmiała, by spróbować się do niego zbliżyć, niemniej jednak byliśmy w tym samym towarzystwie. Czasami nawet wydawało mi się, że zwraca na mnie więcej uwagi niż na zwykłą znajomą, ale nigdy nic takiego nie powiedział, a ja byłam zbyt wielkim tchórzem, by spróbować czegokolwiek. Obserwowałam go nieustannie w liceum. Inne nastolatki bzikowały na punkcie gwiazd filmowych czy piosenkarzy, ja miałam obsesje na punkcie Edwarda Cullena.

Byłam taka żałosna.

Edward był uważany za prawdziwego dżentelmena. Te kilka dziewczyn, z którymi się umówił (a ja desperacko chciałam być jedną z nich), wszystkie zgodnie twierdziły, że jest wspaniały. Ale on nigdy żadnej nie wykorzystał, ani nie odtrącił w sposób, w jaki niektórzy popularni chłopcy by się zachowali, posiadając jego wygląd i zdolności. Mieszkając z nim nie musiałabym się martwić, że zrobi coś nieodpowiedniego. Szlag!
Spuściłam wzrok, bawiąc się moimi dłońmi. “Czuję się, jakby ktoś mnie wrzucił do Bizarro World*.
Edward zachichotał. Po chwili jednak spoważniał. „Będziesz ze mną bezpieczna, Bello.”
Szybko podniosłam wzrok, czując, że cały mój świat wali się i rozpada dookoła mnie. „Jesteś gejem?” zapytałam przerażona.
„Słucham?!” wykrzyknął równie przerażony. „Nie. Nie jestem gejem. I może na tym stwierdzeniu poprzestańmy.” Zażenowany, odwrócił ode mnie wzrok.

Próbowałam coś powiedzieć, ale jakoś wszystkie konwencjonalne tematy umykały mi w tym momencie. Zerknęłam na kuchnię.
„Naprawdę oczekujesz, że będę dla Ciebie gotować?” spytałam, lekko unosząc brwi.
„Czy to znaczy, że zgadzasz się ze mną zamieszkać?” odbił piłeczkę, jego piękna twarz promieniowała zadowoleniem.

Przygryzłam dolną wargę, zamyślona. Zamieszkanie z Edwardem Cullenem byłoby najgłupszą z możliwych decyzji. Nie widziałam go przez sześć lat, a nawet wcześniej nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Jednocześnie byłoby to – prawie – spełnienie moich najskrytszych marzeń. Zdawałam sobie sprawę, że pomysł byśmy byli dla siebie kimś więcej, niż przyjaciółmi, był równie odległy od rzeczywistości jak wygrana na loterii. Z drugiej strony myśl o budzeniu się każdego ranka z możliwością oglądania go nie opuszczała mnie od chwili przekroczenia progu mieszkania.

Byłam przekonana, że już dawno wyleczyłam się z tego zauroczenia. Jednak ostatnia godzina i moje szaleńczo bijące serce udowodniły mi, że byłam w błędzie. Wspólne mieszkanie z nim, nawet w całkowicie platonicznej relacji, prawdopodobnie zamieni mnie w papkę w przeciągu tygodnia. Będę musiała nauczyć się ukrywać moje uczucia. Edward nie może się nigdy dowiedzieć, jak bardzo go pragnę. Będę musiała być opanowana i spokojna w jego obecności, zamieniając się w galaretkę dopiero w moim pokoju. Zamykając wcześniej drzwi na klucz. I może jeszcze wtykając ręcznik w szparę pod drzwiami.

Gapiłam się podłogę, starając się przemyśleć i rozważyć wszystkie plusy i minusy planu Edwarda. Minusów było całe mnóstwo. Zaczynając od tego, że prawie się nie znaliśmy, a kończąc na mojej obsesji. Plusami byłyby: cóż… możliwość widywania Edwarda codziennie. Próbowałam się skoncentrować, ale nie potrafiłam.
Wykładzina we wzorki. Jak miło. dumałam rozproszona. Podniosłam wzrok i ujrzałam Edwarda przyglądającego mi się intensywnie błyszczącymi oczyma. Ten widok całkowicie zniszczył wszystkie opory. Uśmiechnęłam się nieznacznie i powiedziałam „Tak.”


* Bizarro World – znane także pod nazwą Htrae (ang. Earth – ziemia – od końca). Fikcyjna planeta wymyślona w latach 60-tych, charakteryzująca się tym, że wszystko, podobnie jak nazwa, było w niej na odwrót niż na ziemi. Dość dobrze charakteryzuje chyba całą sytuację i odczucia Belli, więc zostawiam

 

czyli Rozdział I część III


Podniosłam wzrok i ujrzałam Edwarda przyglądającego mi się intensywnie błyszczącymi oczyma. Ten widok całkowicie zniszczył wszystkie opory. Uśmiechnęłam się nieznacznie i powiedziałam „Tak.”

Nie mogłam uwierzyć, że powiedziałam to na głos. Ale chyba musiałam, bo usta Edwarda rozciągnęły się w cudownym uśmiechu, który odwzajemniłam.
- Ale musimy jeszcze zdecydować, kto dostanie który pokój. – powiedziałam.
- Możesz zająć większą sypialnię. Nie sądzę, bym był w stanie zabrać ci tę wannę. To byłoby jak kopanie szczeniaczka. - Edward roześmiał się radośnie.
- Nie, to by nie było fair. Rzucimy o nią monetą. – usiadłam na podłodze, otwierając torebkę i wysypując z niej całą zawartość. Edward wpatrywał się we mnie z wyraźnym rozbawieniem, ale także usiadł.
- I tak chciałam w niej posprzątać. – wyjaśniłam, znajdując wreszcie portfel i wyławiając z niego 25-pensówkę. – Ty wybierasz. – powiedziałam do Edwarda, podrzucając wysoko monetę. Złapałam ją i położyłam na ramieniu.
- Reszka.
Spojrzałam na monetę. – Reszka. – powiedziałam smutno.
Edward zachichotał. – Zawsze możemy rzucić jeszcze dwa razy i zobaczyć, kto ma większość.
- Nie! Ty dostajesz ładną, dużą sypialnię z cudowną wanną a ja… - a ja właśnie sobie uświadomiłam, że jeszcze nie widzieliśmy reszty mieszkania.
W tym samym momencie Edward też musiał to zauważyć, bo wstał zgrabnie i wyciągnął do mnie swoją rękę. Chwytając ją, po raz kolejny poczułam impuls elektryczności.
- Wybacz – wymamrotał Edward.

Pokręciłam głową by dać mu znać, że nic się nie stało. A tak naprawdę czułam jak w moim żołądku baraszkuje stado motyli. Poszliśmy korytarzem w kierunku drugiej sypialni, która na szczęście dla mnie znajdowała się po przeciwnej stronie mieszkania. Nie chciałam, by mój pokój był blisko jego. Tak na wypadek, gdyby przyprowadził kiedyś ze sobą dziewczynę na noc. Wzdrygnęłam się na samą myśl o takiej sytuacji.

W korytarzu znaleźliśmy wejścia do dwóch pomieszczeń z przesuwanymi drzwiami. Pierwsze okazało się pokojem gospodarczym, z pralką i suszarką. Drugi pokój był rodzajem garderoby, pełnej wieszaków i półek. Drzwi do mojej sypialni znajdowały się na samym końcu korytarza. Otworzyłam je i zapaliłam światło.
Pokój był przyjemny. Mniejszy niż sypialnia Edwarda, ale mimo to przestrzenny - z wielkim oknem i dużą szafą. Ucieszył mnie także niezmiernie widok wentylatora. Dużym minusem Northwest był brak klimatyzacji. No i miałam wspaniały widok na wodę. Łazienka była mała, ale i tak bardziej komfortowa, niż pomieszczenia, z których musiałam korzystać w czasie lat studenckich.

- Okej! – zawołałam donośnie – Ten pokój jest odtąd oficjalnie domeną Belli Swan!
- Słyszę cię głośno i wyraźnie. – usłyszałam jedwabisty głos Edwarda tuż za mną. Musiał wejść za mną do pokoju! Odwróciłam się zaskoczona, wpadając na niego po raz drugi tego dnia. Objął mnie swoimi silnymi ramionami, ratując przed upadkiem. Zmów mogłam poczuć jego zapach… Tak bardzo chciałam się do niego przytulić. Zamiast tego szybko się zaczęłam się cofać. Edward spojrzał na mnie i też się cofnął, wypuszczając mnie ze swoich ramion.
- Zawsze jesteś taka płochliwa? – zapytał rozbawiony, a ja znów się zarumieniłam.
- Nie. Nie zawsze. – Tylko przez ostatnią godzinę.
Skrzyżował ręce i oparł się swobodnie o framugę drzwi – Pójdziemy na dół porozmawiać z Joe?
Pokiwałam szybko głową. Chciałam mieć to już za sobą, zanim zmienię zdanie i ucieknę.
- Chodźmy.

Zebraliśmy nasze rzeczy i zeszliśmy na dół. Wypełniliśmy mnóstwo dokumentów oraz podpisaliśmy umowę najmu. Wszystko wydawało mi się całkowicie surrealistyczne. Nawet w chwili podpisywania dokumentów nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to robię. Światło w biurze było za jasne, a dźwięk naszych piór poruszających się po papierze irytował mnie. Joe był zbyt szczęśliwy, zbyt wylewny, a jego uśmiech stanowczo zbyt szeroki. Wręczył mnie i Edwardowi klucze do naszego mieszkania, klucz do drzwi kamienicy i do siłowni. Chwyciłam mój zestaw i spojrzałam po raz kolejny na Edwarda, który cały czas delikatnie się uśmiechał. Właśnie zostaliśmy oficjalnie współlokatorami na ten rok.

Teraz nie mogłam się już wycofać, nawet gdybym chciała. Pomimo ogarniającego mnie przerażenia, wprost nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin