Raport Fairyland.doc

(46 KB) Pobierz
Raport

Raport

Z misji rozpoznawczej, kryptonim „Fairyland”

nr akt 00404131906

 

 

 

Baza działania:

 

Oddział rozpoznawczo – zwiadowczy, 6 żołnierzy:

 

1.      Recoil /miny Claymore, TRR-16 kal. 10mm (5[1])/12 gauge (28)/

2.      Pathfinder /działko kal. .50“ x2 (2x 100)/

  1. Stalker /karabin szturmowy AR-1 kal. 7,62 WP (6), CKM kal. .50“ (100)/

4.      Flint /THAR-PRO kal. 5,56 mm (6)/7,62 WP (4)/

5.      Scoop /nieuzbrojony/

6.      Tripwire /nieuzbrojony/

Sprzęt dodatkowy:

·         Mechaniczna maczeta

·         System komunikacji satelitarnej UPLINK mk. II

·         Wielofunkcyjna kamera / skaner

·         Wykrywacz min

 

Raport wywiadu i grupy zwiadowczej:

 

Raport wywiadu z dn. 03/05/25

              Obszar leży gdzieś we wschodniej Europie. Póki co znane nam jest tam położenie kilku struktur, pozostałych po stacjonujących tam wojskach Armii Czerwonej. Opuścili ten teren w sierpniu 1990 r. i od tej pory wszystkie budynki stoją opuszczone. Jak na razie nasi agenci nie byli w stanie w pełni infiltrować obszaru, więc znamy tylko dokładne położenie byłego magazynu wojskowego. Z naszych danych wynika, że powinno się w nim znajdować jeszcze trochę amunicji, więc możecie założyć tam bazę. Agentom, udało się ponadto stwierdzić istnienie dużej rzeki, używanej jako kanał transportowy, około kilometr od waszego punktu zrzutu. Wywiad nie stwierdził żadnej obecności oddziałów Cobry ani innych wrogich działań w tym obszarze.

 

Raport oficera rozpoznania z dn. 04/04/19

 

Poniższy raport został sporządzony przez wysłannika niezależnych międzynarodowych sił UNATCO. Dokument niniejszy posiada dwie oficjalne kopie. Jedną w języku polskim, drugą w angielskim.

 

 

 

 

 

Dzień 1.

1800 hrs – 0000 hrs CET

 

              Jako, że droga okazała się być dłuższa niż przewidywano, na miejsce dotarliśmy dopiero około godziny 17. Helikopter zrzucił nas około czterech kilometrów od pierwszego punktu nawigacyjnego, gdzie wg danych sztabu, miał się znajdować magazyn, w którym mogliśmy się w razie potrzeby dozbroić. Tam też znajdować się miał punkt ewakuacyjny. Nie wzięliśmy jednak całego sprzętu z helikoptera, gdyż rzeka, którą mieliśmy zbadać, była zbyt wzburzona i rwąca, przez co spływ był zbyt niebezpieczny.

Zaraz po lądowaniu rozejrzeliśmy się po okolicy. Okazała się ona być porośnięta dosyć wybujałą roślinnością i ogólnie niegościnna. Po ustaleniu planu marszu wyruszyliśmy. Teren był trudny a potrzeba sporządzania mapy dodatkowo spowalniała nasz marsz. Dopiero więc nieco przed zapadnięciem zmroku znaleźliśmy się około 300 metrów przed celem dzisiejszego marszu.

              Recoil, jako dowódca a zarazem najlepiej wyszkolony zwiadowca poszedł sprawdzić teren. Wrogów nie było, ale obiecanego przez dowództwo magazynu także. Zostały po nim tylko rozbite mury i przeorana ziemia. Po dłuższych oględzinach ruin przez oddział, stwierdziliśmy, że został on zniszczony w przeciągu ostatnich 24 godzin. Na początku nie mieliśmy pojęcia, kto mógł na tym końcu świata zniszczyć stary magazyn, ale jak zwykle dociekliwy Recoil szybko odkrył, w ruinach ślady wroga, którym okazały się być oddziały „Range” Cobry. Na ich działalność w tym terenie wskazywał całkowity brak choćby jednej dobrej łuski naboju, oraz charakterystyczna całkowita dewastacja terenu.

Ta wiadomość zdecydowanie nie polepszyła humoru członkom oddziału, gdyż obecność samych Range’ów niosła za sobą prawie pewną obecność innych oddziałów Cobry. Nie wspominając już o tym, że oddz. Range, były mistrzami w sztuce survivalu oraz walk partyzanckich i walk w dżungli.

Jednak, zapadała już noc i nie myśląc wiele, rozbiliśmy niewielki obóz, bez ogniska, rozstawiliśmy jedno gniazdo CKM’u, rozdzieliliśmy warty i poszliśmy spać.

Początkowo, wszystko było w porządku, ale około północy wszystkich obudził potężny wybuch i wielka towarzysząca mu łuna świetlna jakieś 5 kilometrów od naszej pozycji. Nie wiemy, co tam się znajdowało. Reszta nocy minęła już całkowicie spokojnie.

 

Dzień 2.

0700 hrs – 1900 hrs CET

 

              Po ciężkiej nocy wstaliśmy nieco później i po szybkim śniadaniu z puszek, zaczęliśmy zbierać się do wymarszu. Recoil pozbierał Claymore’y, Tripwire badał teren, przyległy do naszego obozu, Scoop skanował obszar na obecność wrogów a Pathfinder wykonywał przecinkę w roślinności. Jak zostało ustalone, zmienialiśmy trasę zwiadu i zamiast wyruszyć do punktu naw. 2, ruszyliśmy w kierunku, z którego w nocy zaobserwowaliśmy wybuch.

Jednak nie zdążyliśmy nawet opuścić obozu, kiedy Flint krzyknął „padnij”. Wszyscy wiedzeni odruchem wykonaliśmy rozkaz  co okazało się zbawienne, gdyż po chwili rozległy się serie z działka i cały obóz posiekały kule. Atak, nie był długi, i jeszcze udało nam się dostrzec ogon lotni zwiadowczej Cobry. Nie ucieszyliśmy się zbytnio, bo ta lotnia, oznaczała obecność całej Pierwszej Dywizji Zwiadowczej. Ale, jako że misja to misja, wyruszyliśmy, ścieśniając szyk i cały czas sprawdzając teren na obecność min.

Droga była długa i męcząca, gdyż musieliśmy przedzierać się przez wyjątkowo gęstą roślinność. W końcu, około 19, znów tuż przed zapadnięciem zmierzchu, natknęliśmy się na resztki obozu Cobry. Obóz był usytuowany i wykonany, dokładnie tak jak wszystkie obozy oddz. „Range”, co ostatecznie upewniło nas o ich obecności. Nie mieliśmy pomysłu tylko, dlaczego z tyłu obozu rozsypano popiół, ale wszyscy byli na tyle zmęczeni, że postanowiliśmy nie roztrząsać tego faktu. Należy zaznaczyć, że obóz był bardzo dobrze rozplanowany, z lewej i prawej flanki, znajdowały się umocnienia (zrobione z kamieni) i tylko pośrodku był wąski pasek niechronionego terenu, aby odwrót był możliwy.

Zainstalowaliśmy nasz CKM i postanowiliśmy już odpocząć. Jednak, Tripwire, zauważył coś w odległej kępie roślinności, ale nie zdążył nam o tym powiedzieć, gdyż w tym momencie zapłonął cały pas rzekomego popiołu, który teraz okazał się być smołą pokrytą dla niepoznaki popiołem! Okazało się, że byliśmy odcięci, gdyż wraz z zapłonięciem smoły, z przeciwnej strony obozu rozległy się strzały. Na początku, tylko Recoil i Stalker nie stracili zimnej krwi i zamiast na ziemię rzucili się do karabinów i zaczęli ostrzeliwać Cobrę. Reszta padła na ziemię. Po krótkiej chwili, udało się opanować panikę i do ostrzału dołączył Pathfinder i Flint. Reszta, ze względu na brak uzbrojenia leżała na ziemi. Wymiana ognia trwała przynajmniej pół godziny i była zupełnie bezsensowna, gdyż ani oni ani my nie trafiliśmy nikogo. W końcu jednak, gdy Cobra znalazła się pod zmasowanym ostrzałem i zaczęli tracić inicjatywę, wycofali się.

Walka była ciężka i straciliśmy przeszło 70% amunicji. Ogólnie można powiedzieć, że każdy ma jeszcze około 2 – 3 magazynków, a do wszystkich działek zostało może po 30 nabojów.

Nasza misja zwiadowcza stoi pod znakiem zapytania, gdyż nie mamy możliwości przeciwstawić się oddziałom Cobry, nie wiedząc gdzie oni są ani nie mając żadnego planu działania.

 

Dzień 3.

0800 hrs – 2000 hrs CET

 

              Znów wstaliśmy później niż powinniśmy. Jednak po wczorajszych wydarzeniach czujemy się nieco usprawiedliwieni. Przy śniadaniu ustaliliśmy, że dalej będziemy się kierować w stronę skąd dochodził wybuch pierwszej nocy. Dokładne przeanalizowanie mapy pozwoliło nam stwierdzić, że prawdopodobnie znajduje się on gdzieś około 4 punktu nawigacyjnego.

Ruszyliśmy więc, ciasnym  szykiem, przedzierając się przez roślinność.

Około 14 Recoil coś zauważył i kazał się nam zatrzymać. Stanęliśmy w miejscu a on sam poszedł sprawdzić teren. Okazało się, że trafiliśmy prosto na plac budowy Cobry. Zaobserwowaliśmy łyżkę koparki nad zaczętymi okopami i trochę sprzętu porozrzucanego to tu to tam. Zastanowiło nas, co robi ten pas białego popiołu na granicy placu, ale pamiętając pułapkę w obozie postanowiliśmy tego nie sprawdzać. Jak się okazało na placu na razie nie było nikogo, ale postanowiliśmy nie wykorzystywać tego faktu. Gdyby to była kolejna pułapka, nie mielibyśmy żadnych szans. Zamiast tego, około 100 metrów od naszej pozycji trafiliśmy na odsłonięty kawałek gruntu, który najprawdopodobniej był kiedyś sowieckim magazynem paliwowym. Jednak, teraz zostały z niego już tylko ruiny. Założyliśmy obóz i postanowiliśmy czekać na rozwój wypadków. Około wieczora, w końcu pojawiła się Cobra. Nie był to duży oddział, zaledwie Range Viper, Night Vulture i Skycreeper, ale mieli o wiele lepsze zaplecze logistyczne. Jednak, musieliśmy się dowiedzieć co dokładnie planuje Cobra. W związku z tym, Recoil postanowił infiltrować plac budowy a my mieliśmy zająć czymś wrogów. Około 19, kiedy rozpalili swoje ogniska (miały służyć jako oświetlenie), Recoil dał sygnał do rozpoczęcia akcji. Zaczęliśmy ostrzeliwać Cobrę a on sam ruszył w stronę placu. Cobra nie dość, że odpowiedziała ogniem, to jeszcze wygasiła wszystkie ogniska, pogarszając tym samym warunki oświetleniowe. Staraliśmy się oszczędzać naboje, jednak mieliśmy ich i tak zbyt mało i już po chwili Pathfinder dał sygnał, że nie ma amunicji. Za moment tak samo postąpił Stalker i zaczął się wycofywać ostrzeliwując się jeszcze z karabinu. Był to najwyższy czas do odwrotu, gdyż wrogowie podchodzili coraz bliżej i tylko dzięki osłonie z gęstej roślinności nikt nie został trafiony. Rzuciliśmy się do ucieczki prosto przed siebie, Recoil dołączył po chwili i biegliśmy tak, dopóki nie ucichły strzały i krzyki za nami. Resztę nocy spędziliśmy gdzieś w terenie, bez ogniska, analizując w świetle latarki przechwycone przez Recoil’a dokumenty.

 

Dzień 4.

1100 hrs – 1300 hrs CET

 

              Obozowaliśmy gdzieś w terenie. Przespaliśmy się przez chwilę a potem staraliśmy się odczytać przechwycone przez Recoila dokumenty. To, czego udało nam się dowiedzieć, zostanie przedstawione w osobnym pliku. Około 11 Scoop starał się  połączyć z dowództwem i poprosić o wcześniejszą ewakuację. Dokumenty były na tyle ważne, że woleliśmy nie ryzykować. Na wszelki wypadek zrobiliśmy jednak ich fotokopie. Po chwili wyjaśniania sytuacji dowództwo zgodziło się przysłać nieuzbrojony helikopter transportowy. Dostaliśmy namiary na nowy punkt ewakuacyjny oraz godzinę przylotu helikoptera i już mieliśmy ruszać, gdy pełniący straż Flint zauważył oddziały Cobry nacierające na naszą pozycję. Bez namysłu rzuciliśmy się do ucieczki. Zostali tylko Flint i Stalker, którzy osłaniali nasz odwrót. Przez ponad godzinę kluczyliśmy po obszarze, starając się zgubić Cobrę, ale na próżno. Oddziały „Range” są naprawdę dobrymi tropicielami. W końcu dotarliśmy do punktu ewakuacyjnego, gdzie nadlatywał już helikopter. Wiedząc, że Cobra depcze nam po piętach, ewakuowaliśmy się nie patrząc na innych. Najpierw Scoop, potem Tripwire, Pathfinder i Stalker. Kto tylko mógł, kiedy tylko znalazł się na pokładzie starał się osłonić odwrót reszty. Na nieszczęście podczas biegu, Flint potknął się i upadł. Był to problem, gdyż całą noc i większą część dnia padało i na błotnistej ziemi ciężko się było pozbierać. W końcu jednak i Recoil osłaniający jak dotąd Flinta, musiał wskoczyć na pokład.

Mimo problemów Flint zdołał się podnieść w ostatniej chwili i wystrzelić zanim dopadł go jeden z Range’ów. Range stoczył się z nasypu do niewielkiego bajorka z dwiema ranami postrzałowymi na klatce piersiowej.

Flint odwrócił się i podbiegł do liny zwisającej z helikoptera. Jednak nie zdążył jej chwycić, gdyż dosięgły go kule Cobry. Flint zatoczył się, złapał za lewy bok i upadł w błoto bez ruchu. Pilot już chciał odlecieć, gdy Recoil zmusił go do zniżenia lotu sam, wisząc na linie starał się uratować Flinta. Na szczęście nie był nieprzytomny, więc udało mu się złapać go za rękę. Właściwie, tylko dzięki osłonie Stalkera, który miał jeszcze magazynek i Tripwire’a, który wziął broń Recoila obydwaj przeżyli. Niestety, ze względu na trudności z wyciągnięciem z błota, Flint ostatkiem sił musiał odciąć plecak, w którym znajdowały się dokumenty Cobry. Na szczęście Scoop miał ich fotokopie. Flint w stanie ciężkim został przetransportowany do szpitala wojskowego.


[1] W nawiasach podano liczbę sztuk amunicji do danej broni. Wytłuszczono liczby oznaczające ilość magazynków.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin